« Rozdział 21 « Nowa gwiazda

Eskorta Lśniącej Gwiazdy z powrotem na teren Klanu Ostrokrzewu została wkrótce przejęta przez Cętkowane Futerko oraz zastępcę, dając tym samym uczniom chwilę na odetchnięcie. Ciężar niewidzącej kocicy będącej w prawdziwej agonii, która przepływała falami na inne koty znajdujące się w pobliżu, sprawił, że Wilcza Łapa opadł ze wszelkich sił. Burzowa Łapa nie trzymał się ani odrobinę lepiej - w pewnym momencie zachwiał się, lecąc przy tym na równie słabego rówieśnika. Warknęli na siebie i natychmiast zapał powrócił.

Kto to widział okazywać słabości przy swoim największym rywalu?

Dookoła uczniów kluczyli wojownicy z obu klanów, idąc ramię w ramię, bok do boku. Wszyscy zmęczeni. Różniło ich jednak nastawienie - jedni wracali do domu, a drudzy patrzyli na jego zagładę.

Wilcza Łapa dostrzegł na krawędzi Siostry Rzeki czekającą grupkę kotów z Klanu Trawy. Dobiegło go ciche popiskiwanie kociąt tulących się do szarej pręgowanej kocicy i roztrzęsione szepty zmartwionych, pozbawionych domu wojowników. Na uboczu Złamany Pazur - medyczka Klanu - doglądała tych najbardziej poszkodowanych. W tym Zapadniętą Łapę, kotkę uratowaną przez Wilka i resztę.

- Powinniśmy podejść? - zapytał Dreszczową Łapę, zatrzymując się niedaleko kotów Klanu Trawy. Kotka nie zdążyła odpowiedzieć, bo podbiegli do nich Bagnista Łapa i Brązowa Łapa, szczerze dziękując za uratowanie siostry.

Słowa były zbędne. Niektórych tragedii nie trzeba komentować, podobnie jak za niektóre dobre uczynki wystarczy szczęśliwy błysk w oku.

Wilcza Łapa z rówieśnikami przyłączył się do swojego Klanu, na początku witając się ze złością i szokiem. Żmijowy Kieł był szczególnie rozzłoszczony, wiedząc, że nie dopilnował swoich podopiecznych. Usłyszawszy jednak pochwałę Rozerwanego Kła i historię o uratowaniu zapomnianej uczennicy, uspokoił się odrobinę.

- W sumie naprostował moje postępowanie - przyznał Rozerwany Kieł, wskazując pyskiem na Wilka, po czym padł na ziemię ze zmęczenia, sapiąc ciężko. - Co nie zmienia faktu, że od tej pory będę miał na was oko.

- Ja również - warknął Żmijowy Kieł do obojga swoich uczniów, oczekując skruchy. Przecież złamali słowo lidera, narażając siebie i innych na poważne niebezpieczeństwo. Uczniowie jednak wcale nie odczuwali pokory. Rozpierała ich duma. Uratowanie kilku żyć nie zdarzało się codziennie!

- A co z Lśniącą Gwiazdą? - spytała Dreszczowa Łapa niepewnie, natychmiast zawieszając w powietrzu myśl o najgorszym. Nikt nie chciał opowiadać o stanie zdrowia liderki. Wszyscy spuścili głowy, oprócz Jastrzębiego Krzyka, który przyglądał się synowi spod lekko zmrużonych powiek.

Złamany Pazur poproszona o pomoc ze względu na brak medyków Klanu Ostrokrzewu obwąchiwała liderkę, coraz częściej kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Każdy znał odpowiedź nawet bez profesjonalnej diagnozy. Każdy miał oczy.

Wilcza Łapa usłyszał kilka przykrych słów, o kilka za wiele i przyłączył się do powoli milknącej grupy zmęczonych kotów. Klan Ostrokrzewu - a raczej jego część - szybko pogrążyła się w żałobie, rozumiejąc zbliżający się koniec życia najstarszej kocicy w Klanie. Kotki, która pamiętała jeszcze Przejście, choć nie lubiła o tym wspominać. Liderki mądrej, spokojnej, niewyróżniającej się, ale zdolnej w swoim fachu.

- Nie rozumiem, dlaczego się tak poświęciła dla innego Klanu - miauknął Tygrysi Ogon, wtulając pysk w futro na piersi.

- Dlatego jeszcze nie zostałeś liderem - skomentował Spadające Pióro, leżący przy słabnącej z każdą chwilą liderce. Dotykał swoją gęstą, długą sierścią boku kocicy, dodając jej otuchy w ostatnich momentach. - Powinniśmy spróbować przenieść ją na nasze terytorium, by odeszła w spokoju.

Nikt nie protestował. Nie zamierzano podważać pierwszych słów nowego lidera. Wojownicy podnieśli się z ziemi i nierówną kolumną podążyli za Spadającym Piórem i Jastrzębim Krzykiem, którzy podtrzymywali liderkę. Wilcza Łapa szedł na końcu pochodu, starając się nie odczuwać przygnębienia. Jakby zwiększenie odległości mogło w jakikolwiek sposób pomóc, ochronić go przed żalem i smutkiem, zwalniał kroku, po pewnym czasie odstając znacząco od grupy.

Lśniąca Gwiazda nie zawsze wykazywała się idealnymi wyborami. Nie dawała swoim kotom stratnej nadziei - tak jak to było w przypadku Wilka - ale rzucała im pod nogi jadło w postaci twardej, niezłomnej rzeczywistości. Dla niej życie polegało na pewnym stąpaniu po solidnym gruncie, a nie po kruchych marzeniach i chęciach. Jeśli coś zdawało się nawet w najmniejszym stopniu niemożliwe, Lśniąca Gwiazda nie zgodziłaby się na działanie.

Ale była dobra. Prawdziwa. Szczera, nawet jeśli jej słowa zadawały rany. Wiedziała bowiem, że przyszły ból kłamstw i złych wyborów byłby potężniejszy.

Wilk wspomniał dzień, w którym przydzieliła go pod skrzydła Jastrzębiego Krzyka. Spowodowała te wszystkie kłótnie i walki rodzinne, ale jeszcze wtedy Wilcza Łapa nie nosił w sobie dwóch duchów. Potrafiła mimo wszystko dostrzec zmianę, dostosować się do błędu i go naprawić. Nie każdy lider zgodziłby się na ponowny test. Nie każdy dałby drugą szansę.

Wilczy Liściu?, przywołał Gwiezdnego Wojownika, chcąc prosić go o niemożliwe. Lśniąca Gwiazda nie poparłaby takiego bujania w obłokach. Na szczęście Wilk nie miał jej charakteru.

Wilczy Liść milczał. Uczeń nie wyczuwał jego obecności. Czyżby pomoc Klanowi Trawy aż tak zezłościła starego Wojownika?

Klan Ostrokrzewu przedostał się po Czystych Skałach na swoje terytorium. Wojownicy uratowanego Klanu przyłączyli się do nich, chcąc oddać cześć i podziękować liderce za jej ogromne poświęcenie.

Wilcza Łapa w końcu dostrzegł pomiędzy masą kotów swój cel.

Sowia Łapa stała z uniesioną głową nieopodal leżącej na trawie Lśniącej Gwiazdy. Wilk widział w jej oczach wszystko oprócz smutku. Jak zawsze twarda, nieporuszona. Fascynacja tą ogromną siłą kocicy napędzała Wilczą Łapę. Chciał zgłębić tajemnice jej charakteru, skąd ewoluowały te poglądy, ideologia nieukazywania "zgubnych" emocji.

Wilk dosiadł się do kotki i nie chcąc pozostać gorszym, również dumnie patrzył prosto przed siebie.

- Słyszałam, że uratowałeś Zapadniętą Łapę - miauknęła bezceremonialnie. Oczekiwał innego powitania, ale właściwie jakim prawem? Otaczało ich mnóstwo kotów, nie mogli wyjawić najmniejszej cząstki swoich uczuć poprzez nawet znikome działanie. - Dziękuję ci w imieniu mojego Klanu, ale nie powinieneś był.

Wilcza Łapa spojrzał na nią szybko, czując, jak przeszywa go błyskawica zawodu.

- Byłem do tego zobowiązany.

- Z jakiego powodu? - posłała mu powątpiewające spojrzenie. - Bo tak powiedział ci Kodeks Wojownika?

Wilk prychnął, pierwszy raz zauważając absurdalne zamknięcie Sowiej Łapy w jej własnym dzikim, nieczułym świecie.

- Bo tak powiedziały mi moje zasady moralne. Nie wiem, za kogo mnie masz, ale nie wszystko tłumaczę sobie słowem Wojowników. Przybiegłem na ratunek twojemu Klanowi, bo nie chciałem dopuścić do jego śmierci. Tak mi rozkazał wewnętrzny głos. - Przybliżył się do niej odrobinkę, na tyle, by poczuli swoje ciepło. - Przybiegłem tu dla ciebie.

Sowia Łapa wzdrygnęła się i wstała nagle, otrzepując się z słów, które opadły na nią jak ostre, ciężkie głazy.

- Dziękuję - szepnęła, uśmiechając się słabo. - Porozmawiamy jeszcze, ale teraz muszę iść do mojego Klanu, a ty do swojej liderki.

Po tych słowach odbiegła w kierunku zbierających się w zwartą grupę wojowników. Wilcza Łapa patrzył tęsknie za kotką, wiedząc, że tak czy siak jeszcze spotkają się nie raz. Mimo to uczucie odtrącenia i rosnącej miedzy nimi przepaści nie opuściło go. Gniotło myśli Wilka jak natrętny ból głowy. Nie wiedział, jak się go pozbyć.

Usiadł daleko od swoich towarzyszy, czując się odrobinę nieswojo po rozmowie z Sowią Łapą. Obserwowano go - to nie podlegało wątpliwościom. Dreszczowa Łapa podeszła do niego i otarła się o jego brudną sierść niby przypadkiem, niby specjalnie. Może sama nie wiedziała, co robi, skoro wyglądała na dość wstrząśniętą. Powiedziała jednak to, czym zamierzała się podzielić.

- Próbujesz walczyć z czymś niewidzialnym czy z samym sobą? - nachyliła się, szukając jego spuszczonego wzroku. - Z pierwszym możemy ci pomóc, a z drugim doradzić. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak wszystkich odtrącasz. 

- Nikogo nie odtrącam! - warknął, odsuwając się od uczennicy.

- Ach tak? - mruknęła, nacierając na barierę Wilczej Łapy. - Więc dlaczego milczysz, gdy coś ci leży na wątrobie? 

Odskoczył, próbując uniknąć rosnącej złości Dreszczowej Łapy, ale kotka nie ustępowała, pchana potrzebą ratowania psychiki Wilka.

- Zawsze! Siedzisz, milczysz, możesz umierać, ale nigdy nic nie powiesz. Nawet nie piśniesz, że ci źle, ciężko czy smutno. Nie musisz być wiecznie taki twardy! Rozmowa nie zepchnie cię ze szczebli szacunku! - miauknęła, tracąc powoli dech od wykrzykiwania swoich racji. - Przecież po coś jestem u twego boku, a ty nawet nie zerkniesz w moim kierunku.

Wilcza Łapa posmutniał jeszcze bardziej, wiedząc, że Dreszczowa Łapa ma rację. Nie widział w niej oparcia, o jakim marzył. Nie była tym, czego oczekiwał. Akceptował ją, ale nie umiał z tej akceptacji skorzystać. Wychowany w środowisku, które nigdy nie okazywało słabości, nauczył się chować to, czego żadne oczy nie powinny zobaczyć. 

A jednak pewne kryształy przypominające trawę skropioną poranną rosą dostrzegły niedostrzegalne. Wyczytały tajemnice nieodczytane. Pojęły w teorii absurdalne walki toczące się w głębinach czyjejś duszy.

- Wybacz - szepnął Wilk, podchodząc bliżej. - Nie potrafię inaczej. Nie umiem widzieć w innych oparcia.

- To się naucz - syknęła, jeżąc się. - Ja dla ciebie robię rzeczy, z których nie zdajesz sobie sprawy. Możesz więc zrobić coś dla mnie.

Wilk przekrzywił głowę, zamierzając przy tym zapytać, co kotka ma na myśli. Ta jednak obróciła się i zniknęła pośród wojowników niczym kropla wody w rzece. Wilk nie zamierzał za nią iść, by się wytłumaczyć. Po pierwsze - nie chciał, a po drugie - nie był do tego zobowiązany. W pewnym stopniu zdenerwował się na Dreszczową Łapę za to, że oczekuje od niego zmiany podejścia. On nie pragnął, by stała się mądrzejsza lub mniej naiwna. Nie pisnął nigdy słówkiem na temat jej wad, natomiast uczennica starała się siłą wejść do jego życia i poprzestawiać wszystko tak, jak jej pasuje.

- Koty! - odezwał się Spadające Pióro, przekrzykując szepty dobiegające z obu Klanów. - Wichrowa Gwiazdo, chciałbym zaproponować ci schronienie w Klanie Ostrokrzewu na czas odnowy waszego domu. 

Wilk postawił uszy i odnalazł w grupie Klanu Trawy zszokowany pyszczek Sowiej Łapy. Naprawdę? Zgódź się, Wichrowa Gwiazdo!, błagał cicho, zastanawiając się przy tym, czy uczennica podziela jego ekscytację i nadzieję.

To była jego największa  szansa na zbliżenie się do kotki.

Wichrowa Gwiazda podniosła się z trudem i wyszła spomiędzy kolumny swoich wojowników, by usiąść u boku Spadającego Pióra. Kocur wzorkiem nakazał swojemu Klanowi nie podsłuchiwać rozmowy, to samo zrobiła liderka drugiego Klanu. Wilk mimo to słyszał każde słowo, jak gdyby zesłano mu moce, o których wiedział z opowieści: ogromna siła, niebywały słuch i wzrok, możliwość dziewięciokrotnej śmierci... 

- Dziękuję za zaproszenie. Nie jestem jednak pewna, skąd ta hojność.

- Z dobrego serca - odrzekł Spadające Pióro, jak gdyby odwiedzanie wrogich Klanów było codziennością. Wilcza Łapa zastanawiał się czy kocur nie ryzykuje, pozwalając sąsiadom poznawać swoje terytorium.

- Ciężko mi zgodzić się, ale w tych okolicznościach muszę. Jest to niebywała ujma na moim honorze - fuknęła, odsuwając się odrobinę. Wyraźnie starała się wydać groźniejsza, silniejsza, jakby oczekując ataku ze strony Spadającego Pióra i jego Klanu. Kot też to zauważył.

- Gdybym chciał was zwabić na swoje terytorium, by zaatakować i zyskać przewagę w walce, w ogóle nie fatygowałbym się ratowaniem was z pożaru! - nastroszył się i machnął ogonem, posyłając tuman kurzu w powietrze. - Jeśli wolicie pozostać bez żadnej opieki i Obozu, nie ma problemu. Nie moja sprawa.

Wstał i skierował się ku swoim kotom. Wichrowa Gwiazda zatrzymała go jednak w połowie drogi, przepraszając za podejrzenia i przyjmując pomoc.

- W takim razie idźcie za nami. - Odesłał liderkę do swojej grupy. Podszedł do Lśniącej Gwiazdy, pomógł jej wstać i zarządał wymarsz. - Zabieramy ze sobą Klan Trawy, by im pomóc w czasie rekonstrukcji Obozu. Żadnych walk, kłótni, sporów. Na jakiś czas zostajemy przyjaciółmi.

Wilcza Łapa poczuł jak Burzowa Łapa stojący obok jeży się na samą myśl o przebywaniu w pobliżu wrogich, nieznajomych mu kotów. 

- Uspokój się, bo oberwiesz po uchu - szepnął Wilk, idąc za grupą. - Nie podoba ci się ten pomysł?

- Ani trochę! - Burzowa Łapa skrzywił się, spoglądając na uczniów z Klanu Trawy. - Będziemy z nimi dzielić legowisko, na pewno! Mogą nas zaatakować podczas snu...

Nie skończył myśli, bo Dreszczowa Łapa zamachnęła się na jego zmarszczony nos.

- Poznałeś ich na Zebraniu! Przestań! Jak możesz myśleć, że to mordercy?

Kocur nie odpowiedział, poczłapał przed siebie ze spuszczoną głową i najeżonym ogonem. Wilcza Łapa nie podzielał jego złości. No jak! Nie potrafił nie być szczęśliwy.

Większość kotów z Klanu Ostrokrzewu zdążyło skomentować sytuację. Wynikało z niej, że znaczna część ma neutralne podejście do pomysłu Spadającego Pióra, były jednak wrogo nastawione koty, a pośród nich: Tygrysi Ogon, Jastrzębi Krzyk i Ostry Pazur. Burzowa Łapa, wysłuchawszy argumentacji kilku kotów, przestał się niepotrzebnie złościć. 

Zanim jeszcze dotarli do Obozu, ciernista bariera wypluła dwa paskudnie przestraszone koty: Białą Łapę i jej mentorkę. Uczennica, nie czekając na polecenia, zaczęła doglądać stanu zdrowia kotów nie tylko ze swojego Klanu. Świetlista Skóra natomiast zabrała wspólnie ze Spadającym Piórem umierającą liderkę, by mogła odpocząć.

Świetlista Skóra przyniosła ze swojej nory zwitek ziół, o których Wilk nie miał pojęcia. Miał nadzieję, że albo ukoją cierpienie liderki, skracając jej życie, albo przywrócą jej pełnię życia. 

- Nic nie mogę zrobić - medyczka miauknęła nagle, siadając obok głowy liderki. Głaskała ją delikatnie końcówką ogona. - Przepraszam. Gwiezdny Klan na ciebie czeka.

- Siostro - szepnęła Lśniąca Gwiazda, sapiąc z bólu. - Nikt na mnie nie czeka... Widziałam i pamiętam Przejście. Kara niesłusznie na nas zesłana zniszczyła moją wiarę. Przeszkoda za przeszkodą pokonaliśmy każde utrudnienie, ale... sami. Bez niczyjej pomocy.

Świetlista Skóra o tym wszystkim wiedziała. Gwiezdny Klan faktycznie zsyłał na nich zło w przeróżnej postaci, by zawrócili i zginęli razem ze swoimi Klanami. Nie potrafiła mimo to przestać wierzyć. Lśniąca Gwiazda natomiast znienawidziła przodków i nikt nie miał prawa rozprawiać czy słusznie.

- Jeśli to jest twoja ostatnia wola...

- Nie - stęknęła, spoglądając na Wilka. Kocur zdezorientowany nagłym zainteresowaniem liderki jego osobą, udawał, że nie widzi jej wzroku. - Liczę, że zmienicie to rozumowanie. Poznałam, czym jest strach przed śmiercią i nieważne, co zrobił Klan Gwiazd... Musicie uwierzyć. Nie możecie podzielić mojego niepewnego losu.

Spadające Pióro podszedł do liderki, by pożegnać ją ostatni raz. 

- Nie chcę umierać - Lśniąca Gwiazda chlipnęła cicho, nie mogąc powstrzymać łez. - Nie chcę...

- Będziemy o tobie pamiętać - przyrzekł Spadające Pióro, przysuwając się bliżej.

Wilcza Łapa patrzył na przerażoną liderkę, nie mogąc wyobrazić sobie jej strachu. Otoczyło ją wiele dusz, ale tak naprawdę była całkiem sama - w bólu i podczas ostatniej podróży. Zamierzała wejść w zakręt, który był niedostępny dla innych, a krajobraz za nim niewidoczny. Niczyje słowa nie mogły złagodzić strachu. Śmierć je zagłuszała, nakazując iść przed siebie w stronę nieznanego.

Wilk podszedł do liderki, czując lekkie pchnięcie w jej kierunku. Ogarnęło go przyjemne ciepło porównywalne do matczynego uścisku, tego niezapomnianego uścisku miłości i zrozumienia. Wilcza Łapa pamiętał to uczucie bardzo dobrze ze swoich kocięcych dni, choć minął długi czas. Zapragnął podzielić się odczuciem z Lśniącą Gwiazdą.

Przysiadł obok jej słabnącego ciała, układając głowę na kołyszącym się boku. Słyszał bicie jej serca, którego coraz cichszy ton okazywał się ogłuszający. Przyszywały ją dreszcze, szlochała cicho, uspokajana przez Świetlistą Skórę. Spadające Pióro, wspominając dawne czasy, próbował przekrzyczeć ból i przerażenie szepczące do ucha liderki, a gdy skończyły mu się tematy, opisał akcję ratunkową Klanu Trawy. 

- Przynajmniej tyle - szepnęła, patrząc na uratowaną grupę kotów z przeciwnego Klanu.

- Jesteś zła, że poszliśmy? - zapytał Wilk. Rozgrzeszenie sprawiłoby, że Spadające Pióro nie skaże ich na karę. Odpowiedź jednak nie nadchodziła, a miarowe dudnienie w klatce piersiowej liderki ucichło.

Wilk poderwał głowę. Dostrzegł jedynie martwy wzrok wbity w dystans. Odpowiedziała mu cisza oraz nikły uśmiech, będący jedynym dowodem, że niegdyś w tym ciele szalała ciepła dusza.

Spadające Pióro wstał i złożył obok kocicy jedną z przygotowanych wcześniej gałązek ostrokrzewu. Czerwone, lśniące owoce wyglądały niczym krople krwi, które tak żywo jeszcze chwilę temu płynęły przez tętniące życiem serce Lśniącej Gwiazdy.

Po kolei każdy kot z klanu podchodził do stosu zebranych gałązek, wybierał jedną i kładł obok liderki, składając przy tym cichą pożegnalną modlitwę. O pozwolenie poprosiła także Wichrowa Gwiazda, otrzymując zgodę. 

Do Wilka, który, złożywszy swoją gałązkę, wycofał się, by zrobić miejsce innym, podeszła Dreszczowa Łapa osiwiała ze smutku. Z początku jedynie cicho szlochała, mrugała szybko oczami i wstrzymywała cieknący nos, ale scena śmierci szybko ją przytłoczyła. Dopiero za namową Wilka oparłszy się na jego boku, uspokoiła się.

- Nie tak dawno temu była Pora Nagich Drzew. Uciekaliśmy z Obozu i liczyliśmy, że Lśniąca Gwiazda nas na tym nie przyłapie. Ona powinna była nam nadać nasze wojownicze imiona.

- Powinna była najpierw uwierzyć w Klan Gwiazd - Wilcza Łapa usłyszał nagle charakterystyczny szept i miał ochotę wrzasnąć na całe gardło. Wykrzyczeć Wilczemu Liściowi cokolwiek, by ten dał mu spokój i okazał odrobinę współczucia. 

Nie wszystko krąży wokół tego waszego zapchlonego Klanu Gwiazd, ty stara kupo łajna!, Wilk nie potrafił zachować spokoju i miał nadzieję, że Wilczy Liść poczuł każde słowo na swojej półprzezroczystej skórze niczym ugryzienie żmii. 

Po ceremonii Spadające Pióro wstąpił na Wysoką Górę. Nie przemówił, czekał natomiast na protest ze strony swoich kotów. Tak bowiem nakazywała tradycja - nowy lider, jako że nie otrzymywał dziewięciu żyć od Klanu Gwiazd, kontemplował w ciszy, czekając na ewentualną niezgodę jakiegoś klanowicza.

Wkrótce okrzyknięto nowego przywódcę - Spadającą Gwiazdę i dokonano wyboru zastępcy, którym został Jastrzębi Krzyk. Niewielu mu pogratulowało, jako że nie pałano do niego sympatią. Sam kocur nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego bądź szczęśliwego. Wilcza Łapa pomyślał przez chwilę, że mogła dotknąć go śmierć liderki bardziej, niż to pokazywał. 

Pochowano Lśniącą Gwiazdę, gdy nad łąkami na dobre wstało Nowe Słońce, a w Klanie Ostrokrzewu zaległa cisza.



Od Autorki:

Nie cofam swojej przerwy, po prostu bardzo chciałam opublikować ten rozdział i ogólnie cos napisać, skoro miałam chwilę wolnego.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top