« Rozdział 2 « Gwiazdy w jeziorze

Wilka obudziło pchnięcie w żebra. Poruszył się i obrócił w swoim gnieździe z mchu, sądząc, że coś go po prostu uwiera, gdy jednak sytuacja się powtórzyła, otworzył zaspane, ciężkie powieki. Zamrugał szybko, by szybciej się rozbudzić i wyostrzyć widzenie. Dopiero po chwili zorientował się, że stoi nad nim Dreszczowe Kocię i patrzy na niego z nadzieją w swoich dużych złotych oczach, które Wilk nie raz porównywał do słońca. Kotka z niezadowoleniem machnęła ogonem, ujrzawszy pełne dezaprobaty spojrzenie kocurka.

- O co chodzi? - warknął niezadowolony z przerwanego snu. Zerknął na wyjście z pnia i dostrzegł błyszczące na niebie gwiazdy, których oślepiający blask sugerował głęboką noc. - Dlaczego nie śpisz? Nowe Słońce jeszcze się nie pojawiło.

- Ha, Nowe Słońce, tak? Pewnie! Ja bym dalej spała, czekając, aż się pojawi na niebie. Ale Białe Kocię postanowiła, że nie będzie czekać. - Na pyszczku Dreszczowego Kocięcia zawitała ponura, pełna niepokoju mina, więc Wilk poczuł się zobowiązany, by wysłuchać historii swojej prawie-siostry, zwłaszcza, że odrobinkę się zaciekawił. Zwykle gdy mowa była o Białym Kocięciu, historie stawały się wyjątkowo ekscytujące.

Białe Kocię miała tendencję do łamania reguł. Nie lubiła słuchać opowieści starszych, tak jak tego oczekiwała Płomienne Futerko, jej matka. Nie przepadała za typowymi kocięcymi zabawami, które uważała za infantylne i nieszczególnie ambitne. Za to wolała obserwować pracę Świetlistej Skóry i nietrudnym do zauważenia było, jak bardzo szanuje medyczkę. Większość klanu respektowała starą kocicę ze względu na pokrewieństwo z liderką, lecz Białe Kocię widziała w niej prawdziwy autorytet i nie raz mówiła o niej przez sen. Wilk, jako osobnik o lekkim śnie, często budził się pod wpływem szeptów. A mimo to nieświadomy był wielu rzeczy, które wyprawia Białe Kocię nocą.

- Sugerujesz, że...? - Szepnął, przybliżając się nieco do Dreszczowego Kocięcia, by śpiące nieopodal dwie królowe nie obudziły się.

- Białe Kocię skierowała się do lasu. Burzowe Kocię poszedł za nią i obiecał, że zostawi ślady, byśmy ich znaleźli - powiedziała cicho, choć szept nie potrafił zamaskować jej podekscytowania.

- Po co mnie obudziłaś? Nie jestem zainteresowany nocnymi wyprawami. To niebezpieczne, zwłaszcza teraz, zimą. Możemy się zgubić i zamarznąć tak jak Czarna Łapa. - Wypomniał, próbując powstrzymać Dreszczowe Kocię od rzucenia się w las. Doskonale pamiętał nieruchome, wręcz skamieniałe ciało Czarnej Łapy, gdy wojownicy wnieśli go do Obozu po całym dniu poszukiwań. Młody był, dopiero co mianowano go uczniem. Nie mógł się doczekać treningu. Jedyne, czego pragnął, to przygody i poznania świata - tak twierdzili starsi.

Wilk zamierzał wtulić się z powrotem w swoje gniazdo, Dreszczowe Kocię nie umiała jednak odpuszczać. Wiele kotów uznawało tę cechę za wadę. Wilk wolał nazywać ją irytującą zaletą.

- Ale Białe i Burzowe Kocię już tam są! - miauknęła spanikowana. - Zostawimy ich tam, tak jak Czarną Łapę?!

Wilk poczuł ukłucie w sercu. Dreszczowe Kocię miała rację. Jak mógłby zostawić swoje przyszywane rodzeństwo na pastwę losu w sparaliżowanym mrozem lesie? Nie miał ochoty na niebezpieczną przygodę, ale musiał upewnić się, że wszystko jest w porządku i Białe oraz Burzowe Kocię wrócą do domu. Żywi.

Przeanalizował szybko sytuację, w jakiej zostali postawieni. Oczywistym było, że Obozu strzeże co najmniej dwóch doświadczonych wojowników i prześlizgnięcie się obok nich mogłoby przysporzyć młodym osobnikom niemało trudności. Wilk i Dreszczowe Kocię mieli jednak pewną przewagę - niewielkie rozmiary. Przy dobrym zamaskowaniu swojego zapachu udałoby im się przedostać poza granicę Obozu wyjściem znanym jedynie niesfornym kociętom, jakimi był tegosezonowy miot. Wątpliwe było, że sama liderka wie o istnieniu tej drobnej dziury w barierze z ostrokrzewu otaczającej Obóz. Wystarczyło wyjść ze żłobka i niezauważonym przebiec przez polanę, okrążyć krzew, pod którym wykopano norę wojowników, a następnie odnaleźć niewielkie przejście prowadzące do lasu.

- Ruszajmy więc - Wilk podjął decyzję i razem z ucieszoną przyszywaną siostrą wymknęli się ze żłobka.

W teorii plan ucieczki z Obozu był dobry. W praktyce... okazał się jeszcze lepszy.

Wilk, schowawszy się pośród trawy osłaniającej wejście do pnia, obserwował polanę, przez którą przechodziła właśnie Świetlista Skóra. Jej bladozłota sierść była niczym kałuża odbijające silny blask księżyca lub słońca. Wilk podejrzewał, że jej sylwetka widoczna była w sąsiednich klanach - tak mocno lśniła w świetle księżyca.

Chwilę później stało się jasne, że medyczka wychodzi w las. Wilk zorientował się w sytuacji błyskawicznie i nie zamierzał przegapić tej szansy. Świetlista Skóra mogła odwrócić uwagę strażników od polany, trzeba było jednak się najpierw upewnić, że zainteresuje ona obu. Przy głównym tunelu prowadzącym na zewnątrz Obozu siedziała Brązowa Pręga, ciemnobrązowa wojowniczka sprawująca rolę Mokrej Łapy, czyli jednego z kotów polujących na ryby oraz zaganiających wodne ptactwo w stronę Leśnych. Brązowa Pręga była w klanie najlepsza i najbardziej doświadczona w zaganianiu zwierzyny, wszyscy niezwykle ją cenili, jednak widać było (zwłaszcza gdy sprawowała rolę nocnego strażnika), że starość zaczyna jej doskwierać. Nawet Wilk i jego przyjaciele w wieku czterech księżyców bez wątpienia mogli stwierdzić, że Brązowa Pręga powinna przenieść się do legowiska starszych, niestety jej duma na to nie pozwalała.

Przy drugim głównym tunelu wychodzącym na łąki siedział Ostry Pazur, duży szary Biegacz, łowca łąkowy. Jego wiecznie rozczochrane futro sprawiało mylne wrażenie, że kocur jest wyjątkowo duży, a tak naprawdę przerastała go większość kotów ze wszystkich czterech klanów. Nie miał jednak problemu ze swoimi rozmiarami, a przeciwnie - wykorzystywał pozory i zaskakiwał przeciwników swoją szybkością, jakiej nikt nie spodziewałby się po dużym muskularnym kocie, którym oczywiście wojownik nie był.

Świetlista Skóra podeszła do Brązowej Pręgi i szepnęła jej coś na ucho. Ostry Pazur pozostał jednak na swoim miejscu i obserwował Obóz niezainteresowany rozmową kocic. Wilk położył uszy po sobie na znak niezadowolenia, a Dreszczowe Kocię machnęła ogonem.

- No i co teraz? - miauknęła poirytowana kotka, przyglądając się Ostremu Pazurowi. Jego czujne oczy z pewnością dostrzegłyby dwa niewielkie kształty przedzierające się przez śnieg, nie było więc sensu próbować, skoro próba ta skończyłaby się żałośnie.

Zanim Wilk zdążył odpowiedzieć, szary kocur podniósł się i podszedł do Brązowej Pręgi, która pożegnała Świetlistą Skórę i spoglądała za nią w ciemny tunel. Żadne z kociąt nie było w stanie dosłyszeć, o czym rozmawiają. Po krótkiej wymianie zdań oboje wojowników skierowało się w kierunku nory dla nich przeznaczonej, wcisnęło się pod krzew i zniknęło pod ziemią.

- To nasza szansa! - miauknął ucieszony Wilk i bez zastanowienia rzucił się w niegrubą warstwę śniegu pokrywającą polanę. Dreszczowe Kocię ruszyła za nim. - Szybciej, bo nas przyłapią! - Syknął do niej, próbując pogonić również samego siebie. Jako pierwszy wbiegł za ciernisty krzew, okrywający wejście do nory wojowników, i skrył się pod jego nagimi kolczastymi gałązkami. Ze zniecierpliwieniem przyglądał się Dreszczowemu Kocięciu, która była w połowie drogi. Jej rudy pręgowany grzbiet widać było w białym czystym śniegu bez żadnego problemu.

- Szybciej! - spanikował, słysząc i wyczuwając poruszenie pod krzewem. Dreszczowe Kocię również zauważyła, że coś się dzieje, i przyśpieszyła. Wykonała dwa jak najdłuższe skoki, lądując wreszcie obok Wilka. - Ruszajmy, zanim nas ktoś zobaczy.

Wilk zdecydował, że będzie szedł na tyłach, by w razie potrzeby ochronić przyjaciółkę. Płomienne Futerko, matka kotki, byłaby zadowolona, widząc jak Wilk wspiera najsłabszą z jej miotu. Jasnym było, że Dreszczowe Kocię nie jest ani szczególnie silna, ani szybka. Nie wchodziło jednak w grę porzucenie jej i bawienie się z innymi, zdolniejszymi - czego dla przykładu nie rozumiał Burzowe Kocię, woląc podlizywać się uczniom i spędzać z nimi czas.

- Czemu mam iść pierwsza? - zaprotestowała kotka, przeciskając się przez niewielką tajną dziurę w barierze ostrokrzewu. Wyraźnie była zmartwiona odpowiedzialnością prowadzenia, ale Wilk nie zamierzał jej zostawić z tym samym.

- Bo nie chcę cię zgubić tak jak w Obozie przed chwilą. Nie pomogłem ci przecisnąć się przez śnieg i mało brakło, a by cię złapali - mruknął niezadowolony z siebie. Czuł odpowiedzialność, gdy przychodziło do kontaktów z Dreszczowym Kocięciem. Zawsze chciał się upewnić, że wszystko z nią w porządku, a chwilę temu zawiódł.

- Ale będziesz mnie prowadził? - przystanęła, by spojrzeć Wilkowi w oczy. Szybko przytaknął, nie mogąc sobie nawet wyobrazić, że miałby zostawić przyjaciółkę samą, bez opieki.

Znów zaczęli się przeciskać. Dreszczowe Kocię kilkakrotnie zahaczyła swoim puszystym futrem o kolce ostrokrzewu, Wilk miał natomiast to szczęście, że po ojcu odziedziczył budowę - w co wliczała się również długość sierści. Dzięki smukłości ciała i krótkiemu włosiu przedostał się przez tunel bez problemów z cierniami.

Wyskoczyli na zewnątrz. Śnieg poza Obozem był znacznie głębszy niż na polanie, przez którą mieli trudności się przedostać. Biały puch nieprzyjemnie ocierał się o kocięce brzuchy. Wilk wzdrygnął się, czując jak łapki zaczynają mu drętwieć. Nie był przyzwyczajony do ciągłego zimna, bo Przejrzyste Oko, nawet gdy nie spędzała czasu w żłobku, zmuszała go do oszczędzania się. Po śmierci Lwiego Kocięcia stała się nadopiekuńcza i zabraniała długich zabaw na mrozie.

A teraz tak bezczelnie ignorował jej troskę, zapuszczając się w las.

Rozejrzał się nerwowo. Las, przy którego granicy usytuowany był Obóz, wydawał się wyjątkowo złowieszczy nocą. Śnieg zalegający na nagich gałęziach opadał co jakiś czas na ziemię, strząśnięty przez silny wiatr. Wilka dobiegła odległa pieśń puszczyka i na samą myśl o ogromnym ptaku przeszył go dreszcz.

- Wilku, zobacz! - z zamyślenia wyrwał go szept Dreszczowego Kocięcia. Niezdarnie podbiegła do pobliskiego drzewa i wskazała łapą na pień w miejscu, w którym kora była obdarta. Wilk podszedł powąchać zadrapania. Nie zaskakującym był fakt, że nosiły one zapach Burzowego Kocięcia. Ponadto w powietrzu unosiła się jego woń, zanikająca, ale wciąż rozpoznawalna. Białe Kocię również tędy przechodziła.

- Ruszajmy - miauknął Wilk, rozglądając się i sprawdzając każdy zaułek w poszukiwaniu zagrożenia lub uciekinierki oraz Burzowego Kocięcia. Przedzieranie się przez wysoki śnieg szybko wycisnęło siły zarówno z Wilka, jak i Dreszczowego Kocięcia. Żadne z nich nie chciało się jednak poddać, zwłaszcza że zapach zagubionego rodzeństwa stawał się silniejszy z każdym kolejnym uderzeniem serca.

Do nozdrzy Wilka zaczął dobiegać również inny, nieznany mu zapach. Nieznany? Czy może raczej znany, lecz dawno zapomniany?

- Czujesz to co ja? - zapytał Dreszczowego Kocięcia, gdy zatrzymali się na krótki odpoczynek pod korzeniami ogromnego buku. Wilk był wdzięczny, że takie olbrzymy rosną w tej niewielkiej części lasu, jaką dysponowało terytorium Klanu Ostrokrzewu. Z początku sceptyczne nastawienie do tej mroźnej dżungli przerodziło się w coś pozytywnego. W fascynację i chęć odkrywania. W końcu był to pierwszy raz, gdy Wilk wyszedł z Obozu, a nawet nie miał możliwości zwiedzania tego, co faktycznie go ciekawiło.

- Nie wiem, ale wydaje mi się, że zapach lasu się zaciera - miauknęła Dreszczowe Kocię, kuląc się odrobinę. Wyjrzała zza krawędzi korzeni i przyjrzała się koronom drzew. Gałęzie, wcześniej gęste i rozłożyste, zaczęły się przerzedzać, odsłaniając gwieździste niebo. Wilk nie był pewien, jak to nazwać - pozytywem czy negatywem.

- Musimy być blisko jakieś polany - podsumował, opierając się o przyjaciółkę. Miał wrażenie, że zimno zmroziło mu nawet kości i wiedział, że kotka czuje się podobnie, więc odrobina bliskości zapewni im dodatkową dawkę ciepła.

- Nie zatrzymujmy się lepiej - miauknęła, odsuwając się od Wilka. Nie miał jej tego za złe, przecież musieli szybko wracać do Obozu, a nawet nie znaleźli tego, po co przyszli. Powinni działać szybko.

Ponownie rozpoczęli mordowanie się ze śniegiem, ale trzeba było przyznać, że radzili sobie coraz lepiej. Ich ruchy stały się szybsze, lepiej zaplanowane i wydajniejsze. Dzięki temu i kolejnym śladom pozostawionym przez Burzowe Kocię wydostali się z lasu, lądując na brzegu ogromnego jeziora. Księżyc wyglądający zza chmur odbijał się od poruszanej silnym wiatrem tafli wody, tworząc wspaniały taniec światła. Dzięki niemu widoczność znacznie się polepszyła i Wilk bez trudu dostrzegł małą postać przed nimi przeciskającą się przez śnieg w dół zbocza w stronę krawędzi jeziora. Nie sposób było pomylić brązowego puszystego ciała Burzowego Kocięcia.

- Burzowe Ko-! - zawołała Dreszczowe Kocię, Wilk jednak szybko uciszył ją, przykładając swój ogon do jej pyszczka. Następnie wskazał nosem na dużą Kamienną Wyspę znajdującą się tuż przy brzegu, oddzielaną od niego pojedynczymi falami obmywającymi kamienie. Wilk słyszał wiele historii na temat tego miejsca. Było ono bowiem przeznaczone do spotkań wszystkich czterech klanów. Zbierały się one na tej wyspie każdej pełni księżyca, by omówić wspólnie sprawy dotyczące wszystkich grup. Teraz nie liczyła się jednak owa wyspa, a to kto na niej przesiadywał.

W rzucanej przez księżyc łunie światła siedziała dumnie wyprostowana Świetlista Skóra. Jej bladą postać porównać można było do płatków śniegu rozpływających się na powierzchni ciemnego jeziora, do białej sowy huczącej do swojego ukochanego nocnego nieba. Do gwiazd niknących na nieboskłonie. Istotnie widok zapierający dech w piersiach. Medyczka wyglądała jak jeden z kotów, o których tak chętnie opowiadała historie - historie o wojownikach tak dzielnych i lojalnych swoim klanom, że gwiazdy postanowiły zamieszkać w ich pięknym futrze, by uhonorować sezony ciężkiej pracy na rzecz swej rodziny. I choć wokół Świetlistej Skóry nie pojawiły się żadne gwiazdy, świadczące o prawdziwości jej opowieści, Wilk szczerze wierzył, iż nie istnieje na świecie kot o wystarczająco bujnej wyobraźni, by ubrać martwych wojowników w te światełka rozświetlające nocne niebo. Dlatego, choć większość Klanu wyśmiewała Świetlistą Skórę, on chciał jej wierzyć.

Pochłonięty majestatycznym wyglądem medyczki nie zauważył drobniejszej postaci siedzącej obok jej łap. I prawdopodobnie nie zauważyłby, gdyby nie znak, na który czekał. Nawet z tej odległości kilku lisich susów zdołał dostrzec słabą iskrzącą się aurę. Zamrugał szybko, nie wierząc w to, co widzi, ale obraz nie zniknął, a nasilił się. Wkrótce przed Świetlistą Skórą i jej mniejszym towarzyszem stanął szereg gwieździstych kotów. Ich dumne spojrzenia skierowane były na drobnego obserwatora skrywającego się teraz pomiędzy łapami medyczki.

Wilk, z początku zszokowany i lekko przerażony, wkrótce poczuł zazdrość wbijającą się w jego serce niczym kolce ciernistego krzewu. Widząc te koty unoszące się kilka mysich długości nad taflą wody, zadbane i najedzone, nie rozumiał, dlaczego nigdy nie pokazały się jego Klanowi. Skąd brały jedzenie, by wyglądać tak zdrowo? Jego brzuch często błagał o jedzenie, którego nikt nie mógł mu zapewnić, a te koty zdawały się mieszkać w świecie z wieczną Porą Zielonych Liści dostarczającą im aż zbyt wiele pokarmu. Mogły przecież sprawować straż nad lasem i informować klanowiczów o zagrożeniach! Mogły żyć razem z innymi! Zamiast tego prawdopodobnie zagarniały większość jedzenia dla siebie. Kociak miał ochotę skoczyć do przodu i rozszarpać tę piękną sierść niektórych wojowników. O ile w ogóle nimi byli - niehonorowi nie mieli prawa nazywać się wojownikami.

- Wilku! - na to warknięcie brązowy kociak podskoczył. Całkowicie pogrążony w złości na gwiezdnych przybyszów zapomniał o tym, że znajdują się na otwartej przestrzeni i każdy mógłby ich łatwo wypatrzeć. Burzowemu Kocięciu udało się to doskonale. Stał nieco poirytowany przed Wilkiem i posyłał mu wyzywające spojrzenie. - Czemu stoicie na otwartej przestrzeni?

- Obserwowaliśmy Świetlistą Skórę - usprawiedliwił się Wilk.

- Ty obserwowałeś. Dreszczowe Kocię nie mogła cię wyciągnąć z transu, tak żeś się zagapił na tę wyspę, więc poleciała po mnie - fuknął Burzowe Kocię. - Co jest w niej takiego ciekawego? - Obejrzał się i przyjrzał Kamiennej Wyspie, ale nie skomentował wciąż znajdujących się tam gwiezdnych kotów.

- Nie widzicie tych kotów? - Wilk rzucił przyjaciołom zdziwione spojrzenie, a oni odwzajemnili mu się tym samym.

- No widzimy. Świetlistą Skórę i Białe Kocię... Czemu wydajesz się spanikowany? - zapytała Dreszczowe Kocię, bacznie przyglądając się oczom Wilka. Wyglądała, jakby wszelkich odpowiedzi oczekiwała wyczytać właśnie z nich.

- Tam są przecież wszyscy ci gwiezdni wojownicy, o których nam Świetlista Skóra tyle opowiadała! - Wilk zawołał wystarczająco głośno, by pokazać swoje niedowierzanie, ale niewystarczająco, by dosłyszał go któryś z kotów znajdujących się na wyspie.

- To były tylko historie dla kociąt! - parsknął Burzowe Kocię ze śmiechem. - To naprawdę zabawne, jak łatwo w nie uwierzyłeś.

Wilk poczuł gorącą falę wstydu zalewającą go od czubków uszu po sam ogon. Naprawdę widział te wspaniałe, choć najwidoczniej egoistyczne koty, ale jego przyjaciele wyraźnie mu nie wierzyli i nie widzieli tego samego. Burzowe Kocię wprost go wyśmiał, a Dreszczowe Kocię nie stanęła w jego obronie, co równało się sceptycyzmowi. Pocieszał się jednak - wciąż istniały kolejne dwa koty, które być może wesprą go. Powiedzą, co jest z nim nie tak.

- Białe Kocię jest ze Świetlistą Skórą, więc możemy ją zostawić, bo musimy wracać i znaleźć się w Obozie zanim wstanie Nowe Słońce, a to już niedługo - miauknął Burzowe Kocię, rzucając się w stronę lasu. Jego ciemnobrązowa sierść przez chwilę widoczna na tle białego śniegu szybko rozmyła się pośród cieni rzucanych przez drzewa. Wilk był niezadowolony z ignoranckiej postawy Burzowego Kocięcia względem swojej siostry, ale również Dreszczowe Kocię ruszyła za bratem. Upewniła się jeszcze, że Wilk także idzie. Był niechętny; nie miał ochoty zostawiać Białego Kocięcia. No i tańczące gwiazdy uciekające z futra tajemniczych kotów bardzo go kusiły. Miał ochotę rzucić się za nimi w pogoń, choćby miały porwać go ku niebu i już nigdy nie zwrócić ziemi. Wiedział jednak, że przygoda w lesie dobiega końca. Musieli wracać do Obozu.

Po chwili całą trójką biegli przez las podążając za pozostawionymi wcześniej śladami i ścieżką zapachu.

Burzowe i Dreszczowe Kocię wydawali się spokojni, Wilk miał jednak wrażenie, że cały czas coś go obserwuje. W ciemności lasu nie mógł dostrzec niczego konkretnego, ale irytujący głos intuicji nie dawał za wygraną. Huczał o ukrytym niebezpieczeństwie. Nie opuścił go nawet wtedy, kiedy wreszcie niezauważeni wślizgnęli się do Obozu, a następnie do żłobka. Wilkowi ciężko było uwierzyć, że wrócili cali i zdrowi, mocno zmarznięci, ale wciąż żywi. Na dodatek nikt ich nie szukał. Żadna z królowych nie zbudziła się, w przeciwnym razie uciekinierzy dawno zostaliby przyprowadzeni do Obozu przez kilku wysłanych na patrol wojowników.

Jakim cudem mieli tyle szczęścia?

Wilk czuł się zagubiony. Jednej nocy wydarzyło się więcej niż przez całe jego dotychczasowe życie. Miał tyle pytań, które nie wiedział komu zadać. Wciąż nie potrafił uwierzyć w prawdziwość gwiezdnych kotów, zwłaszcza że Burzowe i Dreszczowe Kocię zaprzeczyli istnieniu czegoś tak absurdalnego.

Wilk bał się. Potwornie.

Nie mogąc spać postanowił posiedzieć przy wyjściu z pnia i poobserwować Obóz. Słońce powoli zaczynało wschodzić ponad horyzont i wkrótce polana miała wypełnić się wojownikami.

Wilk wstrzymał oddech, gdy do Obozu weszła Świetlista Skóra z Białym Kocięciem u boku. Rozszerzające się powieki medyczki zdradziły jej zagubienie po przyłapaniu na gorącym uczynku. Nie spodziewała się zastać kogokolwiek zbudzonego. Wilk nie zamierzał jednak zadawać pytań i stwarzać dziwnej sytuacji - dowiedział się tej nocy aż nadto. Ustąpił miejsca Białemu Kocięcia, by zdołała przecisnąć się do żłobka. Nie parzył na Świetlistą Skórę, dając jej do zrozumienia, że nie oczekuje wytłumaczenia.

Nie wspomniał jednak o swoich późniejszych odwiedzinach, które już zaplanował.



* ~ *
Hello! Znowu! Aż dziwne, że nie poddałam się, bo to taka moja przypadłość - niekończenie zaczętych opowiadań. Ale zaczynam powoli w siebie wierzyć i chciałabym skończyć.
Na razie nudy w życiu Wilka [ha, naprawdę, nie kłamczę]. Niedługo. Niedługo znienawidzicie Jastrzębiego Krzyka i Burzowe Kocię, przynajmniej niektórzy - obiecuję XD

Ten rozdział krótszy od poprzedniego, ale jako weny brak :/

Za błędy przepraszam, starałam się wyłapać wszystkie, ale jakieś mogły mi umknąć.

Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top