« Rozdział 17 « Znak ostrzegawczy

Dreszczowa Łapa patrzyła oniemiała na zbliżającą się do Wilka kotkę z Klanu Trawy. Z trudem powstrzymała się przed rzuceniem się do walki, mając w głębi duszy nadzieję, że Wilcza Łapa robi to dla dobra Klanu. Wyciągnie z niej informacje, porozmawia i powie, że musi wracać do domu. Lub też zabije ją w najmniej spodziewanym momencie.

Dreszczowa Łapa czekała na cokolwiek, jakiś sygnał, znak, że Wilcza Łapa wcale wrogiej kotki nie lubi. Nic takiego nie wyczuła. Jego pysk cały czas był ucieleśnieniem radości, a może nawet uniesienia, euforii. Czy kiedykolwiek widziała ten sam wyraz na jego pysku, gdy spędzał czas ze swoimi klanowiczami? Starała się go usprawiedliwić, za wszelką cenę szukając takiego momentu ukazania czystej radości z przebywania w towarzystwie swojej rodziny... Niczego nie znalazła.

Patrzyła bezradnie jak Wilk zaprasza szarą kocicę na polowanie wokół Młynu. Widziała przypadkiem zdeptane łodygi kocimiętki. A przed oczami migały jej wspomnienia... Starania, by ją zauważył, by spędził więcej czasu ze swoimi prawdziwymi przyjaciółmi. Walka o jego względy i uwagę! A gdy w końcu spostrzegł jej postęp, natychmiast został on zagłuszony przez urok wrogiej kocicy.

Dreszczowa Łapa ze wstrętem spojrzała na beztroskich uczniów leżących wśród wysokiej trawy z pyskami ubrudzonymi krwią świeżej zdobyczy. Wyszczerzyła kły, ledwo wytrzymując chęć ruszenia do ataku. Zamiast tego rzuciła się do ucieczki przez krzaczasty las w stronę Obozu, roniąc po drodze kilka ciężkich łez. Spadając na ziemię, zdawały się wykrzykiwać cały żal utkwiony w sercu kocicy.

Wbiegłszy przez tunel do Obozu była już gotowa udawać. Obiecała sobie, że nikomu nie zdradzi tajemnicy Wilczej Łapy. Jeśli sprowadzi zagładę na Klan, jeśli jego lekkomyślność kogokolwiek skrzywdzi... Wtedy wyjawi ten sekret. Ale do tej pory będzie milczeć, przegryzie wszystkie niedogodności, cały ból i połknie go, byle chronić Wilka. Nieważne, czy rozpacz pogruchota jej serce.

Ściemniało się, gdy wkroczyła do Obozu. Przywitał ją Burzowa Łapa siedzący nieopodal tunelu w towarzystwie Chmurowego Futra. Liczył, że wytłumaczy się, gdzie była całe wolne popołudnie, ale kotka wcale nie miała ochoty rozmawiać. Zignorowanie brata bolało ją, lecz jeszcze bardziej doskwierał jej zawód miłosny. Skierowała się więc prosto do legowiska uczniów, wiedząc, że sen jest najlepszym lekarstwem na wszystko.

Przechodząc przez Obóz zerknęła w stronę siedzącej przy glinianej ścianie Świetlistej Skóry. Z daleka nie dostrzegła w starszej kocicy niczego niepokojącego, z każdym krokiem uświadamiała sobie jednak, jak przerażony i pochmurny wyraz przybrał jej pyszczek. Posiwiałe wąsy i sierść przy nosie zdawały się jeżyć, podobnie jak chudy ogon. Medyczka wyglądała na sparaliżowaną. Spostrzegłszy pytające spojrzenie Dreszczowej Łapy natychmiast wróciła do poprzedniego spokojnego i pogodnego ducha. Uczennica czuła mimo wszystko, że coś jest nie w porządku.

Niedługo po Dreszczowej Łapie do Obozu wrócił Wilk niosący mysz i czarnego niczym zbliżająca się noc kosa. Nie był szczególnie zadowolony z łupu, ale spotkanie z Sowią Łapą poprawiło mu humor na tyle, że tylko koniec świata mógłby go zniszczyć. Dawno zapomniał o niedotrzymanych obietnicach, o potrzebującej od niego pomocy matce, o lojalności dla Klanu. Widząc Sowią Łapę, sięgał po szczęście i niemiłosiernie ciężko było mu z niego zrezygnować.

Położył się zmęczony w swoim gnieździe i chciał zainicjować niewinną rozmowę z Dreszczową Łapą. Zbliżył się, pozwalając swojej sierści otrzeć się o bok uczennicy. Ta jakby oparzona odsunęła się od niego, sycząc wściekle.

- Jestem zmęczona! Nie mam ochoty rozmawiać! - krzyknęła, układając się ponownie do snu. Wilk z początku nie wiedział, jaką reakcją powinien się wykazać. Podjął decyzję, że najłatwiej będzie zrezygnować i dać przyjaciółce odpocząć. Sam był potwornie zmęczony. Musiał w końcu porządnie odespać, koniecznie! Ułożył więc głowę miedzy łapami, życząc Dreszczowej Łapie przyjemnych snów. Niedługo potem wspólnie chrapali: Wilk z radości, Dreszczowa Łapa gniewnie i z zawodem.

///

Świetlista Skóra weszła do swojej nory. Zostawiła Białą Łapę tylko na chwilę, chcąc zaczerpnąć świeżego wieczornego powietrza, a uczennica uwinęła się z większością roboty w oka mgnieniu. Pozostawiła mentorce do wyrobienia tylko te lekarstwa, o których wciąż miała nikłe pojęcie, jako że Porą Nagich Drzew i wczesną Porą Zielonych Liści brakowało odpowiednich roślin do ich sporządzenia.

Świetlista Skóra przyglądała się uczennicy mruczącej nazwy ziół pod nosem i widziała w niej godnego zastępcę. Biała Łapa znała już większość roślin, doświadczyła śmierci, którą zewnętrznie zniosła doskonale. Pokazała siłę, nie pozwalając, by jej ewentualne zwątpienie odbiło się na samopoczuciu reszty Klanu. Świetlista Skóra wiedziała jednak, że tego zwątpienia nie ma w Białej Łapie. Jeszcze nigdy nie wyczuła w niej rozpaczy lub paniki. Maskowała niepotrzebne emocje, zastępowała innymi i Świetlista Skóra zastanawiała się niekiedy, jak to robi.

- Jestem dumna - miauknęła medyczka, zwracając uwagę Białej Łapy. Uczennica odwróciła głowę w stronę starej kocicy, unosząc przy tym brwi. - Nie mogłam wybrać lepiej swojego zastępcy. Wydaje mi się, że jesteś gotowa na polecenie cię Klanowi Gwiazd.

Biała Łapa od dawna nie okazywała niczego prócz skupienia. Tym razem jednak prawie rzuciła się na mentorkę z szeroko otwartymi, podekscytowanymi oczami.

- Naprawdę? - jej wąsy drgały niecierpliwie.

- Naprawdę. Na dawnych terenach mieliśmy pewne miejsce, do którego medycy zachodzili podczas Połowy Księżyca, by dzielić sny z Klanem Gwiazd. Tam również polecali swoich uczniów i przyprowadzali nowych liderów, by uzyskali dziewięć żyć. Nazywaliśmy to miejsce Księżycową Sadzawką. Obecnie nie zostało odnalezione zastępstwo, dlatego pozostaje nam mieć nadzieję, że Klan Gwiazd mimo wszystko usłyszy mój głos. - Świetlista Skóra uśmiechnęła się, dodając otuchy uczennicy.

Zaczęła ceremonię, z trudem przypominając sobie starożytne już słowa.

- Biała Łapo, czy poznanie tajemniczych ścieżek Klanu Gwiazd i zostanie medykiem jest twoim życzeniem?

- Tak - szepnęła Biała Łapa, wpatrzona w Świetlistą Skórę niczym w jednego z gwiezdnych wojowników.

- Wojownicy Klanu Gwiazd, prezentuję wam tę uczennicę. Wybrała ścieżkę medyka. Pobłogosławcie ją swoją mądrością oraz wewnętrznym wzrokiem, by mogła was zrozumieć i leczyć swój Klan zgodnie z waszą wolą.

Po tych słowach, zgodnie z tradycją, uczeń powinien był dotknąć księżycowej wody, jako że jednak takowa nie była dostępna, obyło się dotknięciem nosów mentorki i Białej Łapy.

Świetlista Skóra stwierdziła, że teraz jedynym rozwiązaniem jest cierpliwość i czekanie na znak od Klanu Gwiazd.

- Co jeśli mnie nie zaakceptują?

- Jestem pewna, że jesteś im potrzebna. Taka zdolna uczennica nie powinna zostać odrzucona. Jeśli tak się stanie... Stwierdzę, że Gwiezdni Wojownicy stali się zgrzybiali jak Martwy Dąb - zaśmiała się, starając się zamaskować własne obawy. Nie miała żadnej pewności, że Gwiezdni Wojownicy chcą nowych medyków... Jeśli ścieżka gwiazd zatarła się, medycy nie mieliby którędy podążać. Ale nadzieja wciąż tliła się w gasnącym sercu Świetlistej Skóry. Doczekała się uczennicy, teraz chciała jeszcze zobaczyć moment, w którym Klany zaczynają ponownie wierzyć w swoich przodków.

- Trzeba nam czekać - miauknęła Świetlista Skóra, wskazując głową legowiska: jedno duże skromne, a drugie mniejsze oraz nieco skrupulatniej zbudowane. - Przypieczętowaniem ceremonii zawsze był sen, w którym uczeń pierwszy raz spotykał Klan Gwiazd. Nie mamy Księżycowej Sadzawki, możemy jednak spróbować z krótką drzemką, prawda?

Białej Łapie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko ułożyła się w swoim gnieździe i zamknęła oczy, skupiona na więzi z gwiezdnymi kotami.

Świetlista Skóra, zasypiając, prosiła Klan Gwiazd tylko o znak, nawet najdrobniejszy, by nie zużyli oni zbyt wiele swojej cennej energii.

///

Świetlista Skóra obudziła się, stojąc pośrodku znajomej jej łąki. Nie miała pojęcia, co jest takiego wartościowego w tym miejscu, wiedziała jednak, że musi ono coś znaczyć, jeśli Klan Gwiazd zawsze wybiera tę łąkę skąpaną czerwienią na miejsce kontaktu. Wysoka trawa podczas ostatniej wizji nie drgnęła nawet razu, nie ugięła się pod siłą wiatru. Tym razem delikatnie się poruszała, swobodnie ocierając się o sierść Świetlistej Skóry, kojąc jej rozklekotane nerwy.

Znów - Nowe Słońce powoli wstawało nad horyzontem. Bordowa łuna padająca na świat sprawiała wrażenie zbyt krwawej nawet jak na początek dnia, co stawiało medyczkę w gotowości do ucieczki lub ataku. Bezpieczeństwo w tym miejscu nie istniało...

Nagle usłyszała szepty. Były równie donośne, jak ostatnim razem, teraz jednak do chóru dołączyło wiele nowych głosów ogłuszających Świetlistą Skórę.

Atak z nieba. Lotny kot. Śmierć.

Świetlista Skóra spojrzała w górę ku krwawemu niebu. Wysoko nad sobą dostrzegła szykującego ptaka. Jego ogromne skrzydła były nieruchome, ale w tym samym czasie niewiarygodnie majestatyczne. Czarna sylwetka dopiero po chwili gwałtownie się poruszyła i jednym ruchem potężnych skrzydeł wzbiła się nawet wyżej w niebo. Świetlista Skóra poczuła ulgę. Czyżby zagrożenie się oddalało? Znikało z życia Klanów?

Świetlista Skóra poczuła nagle kroplę wody, która uderzyła w jej nos. Kotka natychmiast kichnęła, odsuwając się ze swojego miejsca, chcąc uniknąć kolejnych nieprzyjemności. Przeszył ją gwałtowny dreszcz, prawie tak silny, jak spazmy kotów umierających w męczarniach. Dreszcz nie ustępował, pełznął po jej ciele, od pyska aż po końcówkę ogona. Kotka najeżyła się, walcząc z zimnem... Walczyła jeszcze długi czas, zanim absurdalnie porażające uczucie minęło. Odetchnęła z ulgą. Otrzepała się natychmiast, nie mogąc uspokoić oddechu i nastroszonej sierści. Otwierając oczy ponownie, uświadomiła sobie, że koszmarny sen - czy może raczej wizja - minęła. Świetlista Skóra zbudziła się w rozkopanym gnieździe, którego kawałki porozrzucane zostały dookoła nory. Spojrzawszy na Białą Łapę zobaczyła w oczach ledwo rozbudzonej uczennicy mieszankę strachu i ekscytacji.

Już obie wiedziały.

- Widziałaś to? - zapytała Świetlista Skóra, na co biała kotka odpowiedziała jej szybkim skinieniem głowy. Zastrzygła uszami, nie będąc widocznie całkiem rozbudzoną. Świetlista Skóra podeszła do niej i delikatnie wygładzili jej sierść ogonem. - Opisz mi proszę swój sen.

Biała Łapa miała identyczną wizję z drobnymi wyjątkami: słyszała krzyk bólu, gdy przeszywał ją dreszcz, ale czuła śmierć więcej niż jednej istoty. Nie rozumiała także skąd wzięły się otaczające ją brzęczące koty.

- Widocznie masz nawet potężniejszą więź z Klanem Gwiazd niż ja. Niż jakikolwiek kot z Klanów. - Świetlista Skóra liznęła ucho Białej Łapy, chcąc podnieść ją na duchu i dodać odwagi. - Zostałaś zaakceptowana, to się liczy. Jesteś oficjalną głośnią Klanu Gwiazd. Jestem dumna. Zasłużyłaś.

- Postaram się być najlepszym medykiem wśród Klanów - obiecała Biała Łapa, kłaniając się pokornie przed mentorką. Świetlista Skóra szepnęła jej do ucha.

- Już nim jesteś.


Od autorki:
Zauważyliście że rozdziały Świetlistej Skóry są stosunkowo krótsze od wszystkich innych? Myślę, że zasługuje ona na nieco więcej atencji. Może na bonusowy tomik pt.: "Świetlista Ścieżka"? Ta kotka ma wiele do powiedzenia, dużo przeżyła. I ma kilka tajemnic, których nie wyjawię dla dobra przyszłego tomu trololo. :p

Nie chciało mi się poprawiać całości tego tekstu. Może jak będę miała więcej chęci i sił, to skończę. Ale kurdeeee... mam tyle nauki, że nie wiem czy cokolwiek napiszę w tym roku! To straszne. Maturka niestety nie daje biletów ulgowych. Zobaczymy.

Do następnego za jakiś czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top