« Rozdział 15 « Czarne łzy

▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀
"Now that you're gone,
I feel the sickness crossing my veins."
▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄

Nadchodził poranek. Szary, bez wyrazu i niezapowiadający niczego dobrego. Niezwykle cichy jak na Porę Nowych Liści - ucichły ptaki, owady, a wiatr szeptał tajemnice świata chmurom, nie zamierzając się dzielić wiadomościami z żadnym wojownikiem. Nawet jeśli by spróbował, nikt nie zamierzał słuchać. Klan Ostrokrzewu odczuwał przygnębiającą pogodę znacznie gorzej niż jakikolwiek inny Klan.

Było zbyt zimno na polowanie, zbyt daleko do granic, by je sprawdzić, zbyt ciężko, by podnieść się z legowisk. Wojownicy czekali na deszcz, który mógłby zmyć z nich ból, zapełniając pustkę. Ukojenie nie zostało im jednak dane.

Lśniąca Gwiazda leżała rozdrażniona pod Wysoką Górą, Spadające Pióro dotrzymywał jej towarzystwa. Biała Łapa biegała po Obozie, doglądając samopoczucia wszystkich wojowników, niewiele jednak mogła zrobić, gdy w grę wchodziła tęsknota i bezsilność. Starała się z całych sił dogodzić wszystkim, podnieść ich na duchu, zesłać im spokój. Żadna roślina nie mogła jednak naprawić zmieniających się dusz, podburzanych fundamentów wiary w siłę wojowników.

Obóz co jakiś czas wstrząsany był żałosnymi piskami. Kwitnące Serce starała się uciszyć swoje nowe pociechy, nie wiedziała jednak co robić. Świetlista Skóra nie mogła jej już w niczym pomóc, zajęta Przejrzystym Okiem, Biała Łapa już miała zajęcie, a nikt nie miał ochoty zbliżać się do nowonarodzonych wciąż pachnących krwią kociąt.

Wilk spoglądał na żłobek spod wpół zamkniętych powiek. Im więcej nasłuchiwał, tym bardziej jego sierść stawała dęba, a chęć mordu wzrastała. Nie zamierzał pozbyć się kociaków, nie!, ale liczył na szybką, zabójczą rundę z Wilczym Liściem. On i tak był już martwy, niewiele mu zostało do stracenia.

Jeśli mi ją zabierzesz, moją mamę i jedynego kota który we mnie faktycznie wierzy, zabiję cię, a twoje wnętrzności ozdobią Martwy Dąb!, warczał do siebie, starając powstrzymać łzy. Wiedział, że Wilczy Liść słucha. Miał nawet dosyć nieomylne wrażenie, że Gwiezdny Wojownik ma ochotę na potyczkę.

Świetlista Skóra wybiegła ze swojego legowiska i Wilcza Łapa poczuł się, jakby uciekało z niego powietrze. Ulga, jaką poczuł, gdy medyczka przecisnęła się do żłobka, była nieprawdopodobna. Jego mama wciąż tam była, leżała słaba i wycieńczona, ale wiedział, że walczy z chorobą. Przejrzyste Oko nigdy nie poddałaby się tak po prostu, nie zostawiłaby swojego syna, gdyby nie miała innego wyjścia.

- Nie chcesz odwiedzić kociąt, prawda? - zagadnęła Dreszczowa Łapa, kładąc się obok Wilka przy wejściu do legowiska uczniów. - Nie winię cię, ale mam nadzieję, że ty nie winisz tych kociąt za to, co się stało.

Wilk nie odezwał się, potrząsnął jedynie głową, odganiając tym samym cisnące mu się do oczu łzy. Oczywiście, że ich nie winił. To bezbronne, bezmyślne kocięta! Jedynym kotem, którego winił, był on sam. Zostawił Klan, zostawił Przejrzyste Oko, porzucił swoje obowiązki, bo był zły na Żmijowego Kła! Taka błahostka doprowadziła do rozpadu jego życia!

- Czemu ty chcesz tam iść? - syknął Burzowa Łapa zza pleców Wilka. - Tylko piszczą i ssą mleko. Nuda!

- Chciałabym wiedzieć, jak to jest opiekować się takimi malutkimi wojownikami - speszyła się.

- Po co?

- Bo może pewnego dnia sama będę królową?

- Ty? Siostruniu, zostań najpierw wojownikiem, później spróbujemy znaleźć ci partnera - zarechotał, a Wilk już nie mógł w sobie gnieść całego gniewu. Na siebie, na niego, na los, na wszystko i wszystkich!

- Próbujesz być wredny? - syknął pod nosem.

- Tylko mówię, żeby nie planowała zbyt daleko naprzód. Nie wiadomo, co zdarzy się za dzień lub dwa.

- Lepiej planować, wyobrazić sobie konsekwencje swoich działań, słów i wiedzieć, jak reagować na dane sytuacje! Bo zostanie sama pewnego dnia i zdziwi się, jak bolesne są niektóre uczucia!- wymiauczał, większość przez zaciśnięte zęby, po czym odszedł z opuszczonym ogonem w stronę żłobka, wcześniej zapraszając uczennicę do dołączenia.

- Wilcza Łapo? - szepnęła, zanim weszli do środka. Wilk zatrzymał się, ale nie odwrócił. Był roztrzaskany emocjonalnie i tak bliski płaczu... - Chcę tylko żebyś wiedział, że boli mnie, gdy nie potrafisz się otworzyć przede mną. Chciałabym ci pomoc. Wesprzeć. Nie umiesz jednak na nikim się oprzeć, a masz taką szansę.

Jestem wstrętny, pomyślał. Nie zasługuję na pomoc.

- Dziękuję, ale wszystko jest w porządku - szepnął, po czym wszedł do żłobka. Poczuł korę pod łapami. Tak dawno tu nie był.

Wnętrze powalonego pnia nieco się zmieniło. Legowiska jego i jego towarzyszy zostały zastąpione jednym dużym dla Kwitnącego Serca. Kotka leżała pośrodku pnia, plecami do wejścia, by osłonić kocięta przed ewentualnymi powiewami wiatru. Przejrzyste Oko i Płomienne Futerko zawsze tak robiły, gdy Wilk był jeszcze kociakiem. Musiał przyznać, że nie pamiętał, czy kiedykolwiek poczuł zimno, będąc w żłobku.

- Zapraszam - miauknęła Kwitnące Serce życzliwie i odsłoniła kocięta wcześniej otulone jej łaciatym ogonem. - Przedstawię je wam.

Wilk usiadł nieco dalej od królowej niż ciekawska Dreszczowa Łapa, wciąż chcąc się izolować od niepotrzebnie bliskich kontaktów z innymi kotami.

- Ten szary to Sokole Kocię; może to imię zapewni mu doskonały wzrok. Szary w pręgi ma na imię Piorunowe Kocię, by wzleciał ponad łąkami niczym te potężne burzowe chmury nad nami. Ten wielki bury wojownik to Liściaste Kocię. Będzie dobrze się ukrywał w lesie ze swoim maskującym futrem. A moja jedyna córka będzie nosić dumne imię Jasne Kocię. Mamy wiele zdolnych wojowników o imionach dotyczących jasności i klarowności... Jeszcze jeden nie zaszkodzi.

Wilk milczał. Jasne Kocię... Czy Kwitnące Serce w jakiś sposób czuje się winna złego stanu zdrowia Przejrzystego Oka? A może po prostu chce uhonorować Lśniącą Gwiazdę?

- Każde imię ma znaczenie - szepnął, przypominając sobie swoje. Jego także miało znaczenie. Wilczy Liść był ojcem Przejrzystego Oka. Obdarzyła go jego błogosławieństwem, połączyła ich nieświadomie. Wilczy Liść przypominał raczej głaz niż kota - skałę niezdolną do podźwignięcia. I teraz Wilk musiał żyć z ciężarem. Żeby tylko imiona tych przyszłych wojowników nie były dla nich taką samą odpowiedzialnością.

- Tak. Dokładnie tak - miauknęła Dreszczowa Łapa, przysuwając się do królowej.

Wilcza Łapa przyglądał się dwóm kocicom, gdy wymieniały się spostrzeżeniami - nawet jeśli Dreszczowa Łapa za wiele powiedzieć nie mogła na temat kociąt - ale sam nie odezwał się ani słowem. Patrzył na Jasne Kocię. Na pewno została nazwana na cześć Przejrzystego Oka. Kwitnące Serce zawsze była bardzo delikatna i sentymentalna, Wilk mógł wręcz wyczytać jej myśli i poczuć gryzące ją sumienie. Zastanawiał się... Co jeśli Przejrzyste Oko... umrze? Czy jej duch odwiedzi tę młodą szaro-błękitną kotkę, tak jak Wilczy Liść zamieszkał w Wilku?

- Wilcza Łapo, nie powinieneś tu być - stęknęła Biała Łapa, przeciskając się do żłobka. - Wiesz, gdzie jest twoje miejsce w tym momencie. Jesteś bardzo nieodpowiedzialny.

- Jastrzębi Krzyk tam przesiaduje. - Burknął. Apatia trzaskająca z jego spojrzenia prawie zwaliła Białą Łapę z nóg, więc kotka zadała Wilkowi cios w bok.

- Nie możesz go unikać całe życie, zwłaszcza teraz, gdy Przejrzyste Oko źle się czuje. Poza tym to twój ojciec na litość Klanu Gwiazd! - krzyknęła, nie przejmując się śpiącymi kociętami. - Co za dziecinada.

- W porządku - miauknął bez wyrazu. Było mu już wszystko jedno. To co kiedyś uważał za ważne, nagle straciło znaczenie, a ta lista się powiększała z każdą chwilą. Dopiero po chwili zorientował się, że prawie dołączyła do niej Przejrzyste Oko. Przestraszony swoją pustką emocjonalną pobiegł do legowiska medyka i wpełznął przez tunel do środka.

Przejrzyste Oko leżała daleko od podziemnego korytarzu, by nie czuć niekiedy chłodnych powiewów wiatru wpadających do nory. Gniazdo miała pokaźne, zbudowane z wszystkiego co najlepsze, a wszystko to zawdzięczała Jastrzębiemu Krzykowi. Szary wojownik siedział nad kocicą, zgarbiony i sztywny. Wcale nie przypominał tego dumnego kota, jakim zwykł być. Co więcej nie został w nim nawet ślad po dawnej nienawiści do syna - zastąpił ją objętością i nie zauważył przybycia Wilczej Łapy.

Wilk przysiadł się do ojca, oczekując nerwowej reakcji z jego strony. Wojownik był jednak nieobecny, pusty. Świetlista Skóra siedząca nieopodal posłała Wilkowi zrezygnowane spojrzenie, kręcąc głową. Zignorował więc Jastrzębiego Krzyka, przecież nie do niego przyszedł, nie zamierzał mu przeznaczać swoich odwiedzin i cennego czasu. Przywitał się więc z Przejrzystym Okiem, wciskając swój smukły pysk w jej puszystą sierść. Nawet nie wiedział, czy kocica zdaje sobie sprawę z czyjejkolwiek obecności. Może już była w połowie drogi do Klanu Gwiazd?

Nagły ból cisnął się w pierś Wilka i rozdzierająca gardło rozpacz na myśl o utracie jedynego kota, na którym faktycznie Wilczej Łapie zależało. Przejrzyste Oko widziała w nim Leśnego przed każdym innym członkiem Klanu, ona go ukształtowała swoją matczyną wiarą, ona, pomimo choroby, dbała o jego dobro. A Wilk śmiał zaprzepaścić szansę na jej pełne wyzdrowienie.

- Pójdę już - wybełkotał, czując zaciskającą się krtań. Łzy podobne do kwasu paliły jego oczy, musiał jednak zachować zimną krew. Wybiegł na zewnątrz, stając przed wejściem do nory medyka. Powstrzymywał szloch. Nie przy innych kotach... Nie mógł sobie pozwolić...

- Wilcza Łapo - Biała Łapa szepnęła mu do ucha, zanim przyłożyła swoją drobną głowę do jego piersi. - Nie musisz udawać. Każdy uszanuje twoją stratę.

Chciał jej w tamtym momencie wykrzyczeć swój żal, złość i obrzydzenie  swoim postępowaniem. Nie zdołał. Cichy płacz zagłuszył słowa, a okazał się bardziej wymowny niż wszystkie sentencje świata. Ukajane łzami rany zaczęły piec i Wilk zatracił się w bólu, pokutując za swe winy.

Wdzięczny był Białej Łapie, że w jakiś sposób nadawała na tej samej fali co on i zawsze przybywała w idealnym momencie, by go wesprzeć, powstrzymując go tym samym przed żałosnym upadkiem. Zawsze była silna, pokazując jedynie twardą determinację, ale niekiedy zamieniała się w idealną słuchaczkę i wspierała całym swoim sercem.

- Czuję się jakby przygnieciony górą lodu. Na zmianę mam ochotę zabijać lub samemu umrzeć. Albo rozpłynąć się w powietrzu. Potrzebuję pomocy - łkał wtulony nosem w jej kark. Kotka odsunęła się nieco, by móc zerknąć w jego oczy.

- Potrzebujesz czasu. Przejrzyste Oko także.

- Jak mogę wierzyć w jej wyzdrowienie, gdy nie czuję jej obecności, a patrząc w niebo widzę szczęśliwe jasne oczy? Klan Gwiazd już ją zaakceptował! - warknął, wytrzepując z oczu ostatnie łzy. Smutek i zagubienie natychmiast zastąpił gniew. Wilk przeskakiwał z jednego emocjonalnego liścia na drugi, nie potrafił uspokoić uczuć; serce szalało, mózg przestał pracować racjonalnie, a poczucie bezpieczeństwa i wszelkie wartości stały się iluzją.

Z tunelu dobiegł szelest i chwilę później na zewnątrz wyszła Świetlista Skóra. Wilk natychmiast wyczuł jej zdruzgotanie. Zesztywniał niczym posąg, dostrzegając w jej oczach pustkę. A może strach, który czyści każdego z resztek nadziei, otępiając?

Wilk miał ochotę wyć z niemocy, w jaką popadł. Wyobrażał sobie swoją energię życiową uciekającą z ciała, by złączyć się w tańcu z innym odpływającym do nieba duchem bez najmniejszej skazy.

Zerknął na niebo i był pewien, że ono płacze.

/   /   /

Zapach mięty maskował woń posępnej ciemności zakrywającej serca wszystkich członków Klanu Ostrokrzewu. Maskował zapach smutku, straty i śmierci.

Utracone Oko wspólnie z Pszczelim Dębem przenieśli ciało Przejrzystego Oka na swoich grzbietach na miejsce jej pochówku. Cały dzień oddawano kotce należną jej cześć, hołd, życzono pomyślnego polowania w miejscu, do którego zmierza. Jedynie Wilk niczego jej nie życzył. Siedział tuż przy jej pysku i błagał o przebaczenie. Prosił, by zapomniała mu ten okropny samolubny czyn, jaki popełnił i skazał ją na śmierć. Własną rodzicielkę! Cisza, którą otrzymywał na wszystkie swoje prośby i lamenty, smagała go niczym bicz. Cierpiał i wcale nie miał do nikogo o to żalu. Pokornie przyjął upiory zamierzające nawiedzać jego sny przez wiele nadchodzących sezonów.

Nadchodził czas złożenia ciała Przejrzystego Oka do ziemi. Utracone Oko skończyła przyozdabiać sierść Leśnej najpiękniejszymi kwiatami, jakie zdołała znaleźć. Wczesna Pora Nowych Liści jakby przygotowała się na śmierć wojowniczki, wypuszczając na świat idealne rośliny do pochówku.

Wszystko budzi się do życia, a ty musiałaś akurat odejść w tym pięknym czasie, myślał Wilk, ostatni raz błagając o przebaczenie. Mam nadzieję, że będziesz miała dobre polowanie u boku Wilczego Liścia. Przepraszam... Przepraszam, że cię... zabiłem.

Cichy, niewyraźny szept wypełnił głowę Wilka i przyniósł ukojenie na kilka uderzeń serca. Czy to była Przejrzyste Oko? Nie miał pojęcia. Jeśli jednak odezwała się do niego, był więcej niż szczęśliwy.

- Pora oddać ją ziemi - miauknęła Lśniąca Gwiazda, oddając ostatni ukłon swojej wiernej wojowniczce. - Starsi zajmą się pochówkiem. Możesz wrócić do legowiska.

- Tak jest - Wilk odrzekł spokojnie, wygładzając liźnięciem odstające końcówki brązowego pręgowanego futra. Odszedł szybko, nie oglądając się za siebie, uświadamiając sobie, że już nigdy nie poczuje zapachu Przejrzystego Oka, nie doświadczy jej troski i wsparcia. Z rodziny został mu tylko Jastrzębi Krzyk, ale co z niego za rodzina?

Wilcza Łapa nie wiedział nawet gdzie wspomniany wojownik się podziewał. Czuwał przy Przejrzystym Oku dopóki starsi przyozdobili jej ciało kwiatami. Po tym fakcie zniknął, nie złożył nawet należnego jej hołdu.

Wilcza Łapa nie wrócił do legowiska. Siedział pośrodku Obozu, jako że poza drobnymi patrolami łowieckimi nikt nie zakłócał żałoby, spędzając czas w norach. Przyglądał się dalekim drzewom, słuchał szumiącego wiatru, doszukując się sygnałów od Przejrzystego Oka. Wiedział, że gdy spojrzy w nocne niebo, dostrzeże nowe światło, za dnia musiał szukać jednak innych sposobów, by się z nią skontaktować.

Znienacka do Obozu wszedł szary wojownik. Oczy Wilczej Łapy napotkały nienawistny wzrok ojca. Wrócił... Dawny Jastrzębi Krzyk wrócił... Wilk przygotowywał już się na atak złości, ten ku jego zaskoczeniu nie nadszedł pomimo ostrej miny Biegacza, która wskazywałaby na konieczność upustu wściekłości. Jastrzębi Krzyk trzepnął jedynie ogonem, przywołując syna do siebie.

- Czemu cię nie było przy ceremonii? - wypalił Wilk jako pierwszy, chcąc przynajmniej raz postawić się ojcu i pokazać mu, jak bardzo daleki od ideału on jest.

- Starsi zajmują się pochówkiem.

- Nie oddałeś jej czci! Ja siedziałem przy niej cały czas dopóki nie przykryli jej ziemią, a ty szwendałeś się, chcąc zagłuszyć smutek? Powinieneś błagać ją teraz o przebaczenie!

- Co ty możesz wiedzieć o hołdach? - warknął Jastrzębi Krzyk, pochylając się ku Wilkowi z odsłoniętymi zębami. - Pora już przestać błagać. Ja już wyroniłem zbyt wiele słów na darmo, próbując prosić Klan Gwiazd o łaskę! Nie odpowiedzieli na moje prośby, trudno, ja już nie będę odpowiadać na ich wołania. I to samo radzę tobie - skończ z tą walką o martwe koty. Wiem doskonale, widzę wszystko! Starasz się ratować przeszłość, nie dbając o przyszłość. Gdzie byłeś cały ten czas, gdy twoja matka cię potrzebowała?

Wilcza Łapa nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie mógł zaprzeczyć słowom Jastrzębiego Krzyka, jakkolwiek bolesne by one nie były - zawiódł Przejrzyste Oko, dbając tylko o siebie i Wojowników z nieboskłonu. Patrzył więc teraz w oczy ojca, nie mogąc wydusić z siebie najcichszego dźwięku.

- To twoje szerzenie wiary w Klan Gwiazd nie pomaga. Obudź się, to tylko martwe koty. - Syknął wojownik, jeżąc się coraz bardziej i bardziej. - Przejrzyste Oko potrzebowała nas obojga... Całego Klanu! Nie potrzebowała zapomnianej dawno przeszłości. Musiała dostać lek, którego nikt nie znalazł pomimo próśb Świetlistej Skóry! Znowu wszystko popsułeś!

Wilk cofnął się, czując ucisk w piersi. Jastrzębi Krzyk zwalał całą winę na niego?! Jakim prawem?

- Dlaczego więc sam jej nie znalazłeś? Dlaczego żaden inny kot nie ruszył na poszukiwania? Wystarczyło przetrząsnąć las. Nie moja wina, że nikt oprócz Leśnych nie ma odwagi zapuszczać się do lasu! - Wilk prychnął ojcu prosto w twarz. - Wszyscy ją zabiliście!

Jastrzębi Krzyk niespodziewanie odbił się od ziemi i wpadł głową prosto w ciało Wilka, taranując go z ogromną prędkością. Wilcza Łapa natychmiast kontratakował, gryząc wojownika w kark, nie za mocno, by nie zrobić mu krzywdy, ale na tyle dotkliwie, by kocur zostawił go w spokoju. Jastrzębi Krzyk nie dawał jednak za wygraną, mocując się i tarzając się z synem po ziemi. Wilk dostał kilka potężnych uderzeń w brzuch zadanych tylnymi nogami wojownika, ale sam nie pozostał dłużny, i wyrwał niemałą ilość futra z jego głowy oraz karku.

Harmider zaalarmował leżące w norach koty. Wkrótce walczących próbowała rozdzielić pokaźna grupa wojowników - bez skutku. Dopiero Spadające Pióro jednym uderzeniem łapy powalił Jastrzębiego Krzyka na ziemię, a Wilczą Łapę trzymał za kark zębami.

- Dość! - krzyknął ostrzegawczo, choć głos nie zabrzmiał zbyt dominująco z powodu wilkowego ogona znajdującego się w jego pysku.

- Jak śmiecie zakłócać żałobę? Na dodatek rodzina! - zawyła zdruzgotana Utracone Oko, szamocząc Wilkiem na wszystkie strony. - Przejrzyste Oko jest na pewno tak bardzo zawiedziona waszym zachowaniem. Serce jej musi pękać, gdy widzi was, walczących, a nie może interweniować.

- Przejrzystego Oka nie ma, stara kupo mysiego łajna! - wrzasnął Jastrzębi Krzyk, chcąc podnieść się do pionu, ale błyskawiczny ruch Spadającego Pióra mu w tym przeszkodził. - Umarła! Koniec, nie ma, już nas nie widzi ani nie słyszy!

Utracone Oko nie wyglądała na urażoną obelgą Jastrzębiego Krzyka. Wilk czuł jednak wściekłość. Miał nawet podejrzenia, że kocica skoczy wojownikowi do gardła.

- Jesteś dokładnie jak twoja matka. Zero pomyślunku, zero wiary. Jedynie chłodna racjonalność. Trochę nadziei nie zaszkodzi, Jastrzębi Krzyku. Każdy demon choć raz w swoim życiu płakał, ty też możesz - uśmiechnęła się parszywie, widząc wzrastający wstręt kocura.

- Nie. Jestem. Demonem.

Wilk nie rozumiał, co działo się pomiędzy starszą, a jego ojcem. Wszyscy patrzyli... Jastrzębi Krzyk zrobi się jeszcze gorszy po tak okropnym upokorzeniu.

Wilk, uświadomiwszy sobie nagle, co się dzieje, całkowicie zgłupiał. Zerknął na ojca i dostrzegł szczere wodospady łez i Utracone Oko stojącą tuż przed nim. Spadające Pióro puścił jego ogon wiec Wilk natychmiast podszedł do siedzącej tuż obok Świetlistej Skory.

- Co się dzieje?

Kotka zamarła, pogrążając się we wspomnieniach.

- Utracone Oko była mentorką twojego ojca. Cały czas odrzucał jej nauki, bo była według niego zbyt słaba, zbyt delikatna. Wychował się u boku ostrej matki, stąd przekonanie, że delikatność jest niepotrzebna, nawet szkodliwa. Nie wiem dokładnie co się dzieje, ale podejrzewam, że Jastrzębi Krzyk w końcu zamierza zaakceptować słowa Utraconego Oka. Pierwszy raz od bardzo dawna.

- Te łzy są zbyt ciężkie dla ciebie. Podziel się nimi z kimś - szepnęła Utracone Oko. Wilk stał na tyle blisko, by wciąż dosłyszeć każde słowo. Zamierzał zapytać medyczki, co Utracone Oko ma na myśli, ale kocica znikała właśnie w swojej norze.

Wilk poczuł ostry zapach swojego ojca i zanim się zorientował, Jastrzębi Krzyk opierał swoją głowę na jego grzbiecie. Wilcza Łapa prawie odskoczył, wręcz przerażony takim obrotem sprawy.

- Jastrzębi Krzyku?

- Utracone Oko ma rację... Zamiast przelewać całą winę na ciebie, po prostu się nią podzielimy...

- Chyba nie o to jej chodziło - Wilcza Łapa próbował zignorować strach. Bal się Jastrzębiego Krzyka, uważał go za nieprzewidywalnego i niedelikatnego. Jak miałby ufać komuś takiemu? Poza tym nie chciał przyjmować kolejnych win, swoich miał już na barkach zbyt wiele. Nie potrafił mimo to odmówić ojcu chwilowej podpory.

- Zamknij się.

Nie ruszyli się nawet o milimetr przez długi czas. Wszyscy się rozeszli, zostawiając ich samych pośrodku Obozu. Znad pagórka za Obozem wciąż dobiegał dźwięk zakopywanego grobu. Wilk, wcześniej nieco podniesiony na duchu dawką adrenaliny, poczuł jak ponownie zapada się w piaski symbolizujące smutek i pustkę. Wciąż nie miał nikogo, nic mu nie zostało oprócz kilku przyjaciół. Prawdziwej rodziny już nie miał. Jastrzębi Krzyk teraz był w porządku, ale Wilk czuł przecież, że to tylko gra. Wojownik ten nigdy nie potrzebował podpory, nie uciekał się do tak żałosnych, według niego, zagrań jakimi są proszenie o pomoc lub pocieszenie. Nie obchodziło go indywidualne dobro każdego z członków Klanu, zawsze dbał o całość. Nie płakał, nie poddawał się, nie potrzebował kontaktów z innymi. Wystarczyła mu Przejrzyste Oko. Była jego delikatniejszą częścią, którą stracił. Zanim się przyzwyczai i przystosuje do dziur w duszy, minie wiele czasu. Wilcza Łapa nie zamierzał jednak być pniakiem, który można podrapać, na który da się wejść i poleżeć. Nie zamierzał być podporą dla Jastrzębiego Krzyka, skoro on od niego nigdy takiej nie otrzymał.

Wyprostował się, podnosząc tym samym głowę wojownika i delikatnie ją od siebie odsunął. Nie spojrzał ojcu w oczy, odwrócił wzrok, czekając na cios lub burzliwe słowa. Nic takiego jednak nie wystąpiło.

Jastrzębi Krzyk stał chwilę nieco zbyt sztywnie, jakby nie wiedząc, co teraz ma począć.

Ja też nie wiem i nie zamierzam na nikogo zwalać tego ciężaru, w przeciwieństwie do ciebie!, pomyślał Wilk, przechodząc obok Jastrzębiego Krzyka. Podszedł do legowiska dla uczniów, przystając przy wejściu. Odwrócił się, by ostatni raz zerknąć na wciąż stojącego w tym samym miejscu Biegacza. Co mógł poradzić na ból? Sam nie wiedział, jak ma sobie z nim poradzić, ale na pewno nie zrzuci go na kogoś innego.

Wilk skulił się w swoim gnieździe. Nie mógł zasnąć dopóki nie poczuł ciepła ciała Dreszczowej Łapy przy sobie.

- Wszystko będzie dobrze - szepnęła. - Jesteś silny, poradzisz sobie ze wszystkim.

- Nie jestem tak silny, jak ci się wydaje, ale nie mam wyjścia. Trzeba radzić sobie ze wszystkim. Taki jest los wojowników, żyjemy po to, by walczyć.

- Może to nieodpowiednia chwila, ale uważam że jesteś niesamowity i podziwiam cię. Nie chciałabym, i Przejrzyste Oko na pewno również by nie chciała, byś zatracił swoje zdolności przez jej odejście - miauknęła, nieco zakłopotana.

- Nie zamierzam. Nie jestem tutaj po to, by się poddać.

- A po co tu jesteś? - zapytał Wilczy Liść, pokazując się przed oczami Wilka. Mierzyli się wzrokiem jakaś chwilę, dopóki Dreszczowa Łapa nie kontynuowała rozmowy.

- Na pewno jest z ciebie dumna. I nie wierzę w słowa Jastrzębiego Krzyka, że już jej nie ma. Jestem absolutnie przekonana, że będzie przy tobie biegać, gdy ponownie zaczniesz trening - musnęła pyskiem grzbiet Wilka, po czym wtuliła się w swój puszysty ogon.

Wilk zerknął ponownie na półprzezroczystego Wilczego Liścia.

- Jest gdzieś z wami? - zapytał w myślach.

- Jest bezpieczna. Żeby tak jednak zostało, nie możesz porzucić misji. Inaczej wszyscy znikniemy na dobre!

Mogę ją jeszcze uratować! Odkupić swoje grzechy! Przeprosić Przejrzyste Oko. Na pewno wie, że nie chciałem skazać jej na śmierć, ale prawdopodobnie jest zawiedziona, że wybrałem Sowią Łapę nad własną mamę.

- Najpierw muszę odpocząć... Do zobaczenia Wilczy Liściu.

- Odpoczywaj. Czeka cię dużo pracy.


Od autorki:
Dwa rozdziału dwa dni pod rząd? Why not.
Lubię ten rozdział. Po prostu. Potyczka Wilka i Jastrzębiego Krzyka jakoś tak dobrze wyszła w moim guście. Syn and ojciec w akcji. Nie wiem jak wasze doświadczenia, drodzy czytelnicy, ale mnie było smutno. Biedny Wilk. Nie powinnam była mu tego robić, ale lubię tragedie, oops :c

Mam nadzieję, że się podobało :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top