« Rozdział 14 « Zmienny wiatr
▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀
"How many nights does it take to count the stars?
That's the time it would take to fix my heart."
▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄
Sowia Łapa przeskakiwała właśnie przez Czyste Skały, wracając na swoje terytorium, gdy Wilk wyczuł znajome zapachy członków jego Klanu niesione przez silną bryzę od strony Obozu. Pachniała nie tylko nimi, ale także wilgocią i smutkiem. Wilcza Łapa miał ostatnimi czasy wrażenie, że świat jest rozżalony lub zmęczony. Czyżby łąki i pola dopadła jakaś choroba?
Wilk nie pamiętał kiedy ostatni raz cieszył się ciepłem promieni słonecznych. Piękny błękit nieba stale spowijały szare ciężkie chmury przypominające brudną sierść myszy, którą wytarmosił jakiś wojownik. Wcale się nikomu taka pogoda nie podobała, polowania stawały się trudniejsze, a samo chodzenie jakoś szybko odbierało siły. Witalność członków Klanu nagle się pogorszyła, nikt nie chciał rozmawiać, nikt nie chciał polować, jeść, nawet spać. Brązowa Pręga musiała nawet oddać Dreszczową Łapę pod opiekę innej Mokrej Łapy - Chmurowego Futra - bo wilgoć i chłód unoszące się w powietrzu wykańczały jej stawy. Jedynymi wesołymi (tak nie do końca) kotami w Klanie został Wilk z pozostałymi uczniami, Przejrzyste Oko i wspomniany wcześniej Chmurowe Futro. Nawet Mrówkowa Noga spochmurniała, a chyba nikt nie wierzył, że może stać się jeszcze bardziej okropna.
Wilcza Łapa otrzepał wilgoć z futra. Nie padało, a on mimo to był przemoczony do suchej nitki, co doprowadzało go do szału. Ponadto wcale nie pocieszał go zbliżający się trening. Żmijowy Kieł sfrustrowany męczącą pogodą sam zrobił się męczący i zdecydowanie zbyt wymagający. Uczniowie czmychali przed nim, gdy tylko pojawiał się w Obozie. Wilcza Łapa nie mógł zrobić tak, jak inni - w końcu Żmijowy Kieł był jego mentorem i mus to mus, trzeba było podejść, by wysłuchać, co ma do powiedzenia.
Wilcza Łapa postarał się zamaskować wszystkie ślady zapachowe po obecności Sowiej Łapy przy Młynie zanim dotarli do niego wojownicy z patrolu. Wilk zdołał także uciec, nim go dostrzegli. Zniknął w wysokiej trawie niczym cień, gdy zachodzi słońce.
Po drodze do Obozu starał się upolować coś dla Klanu, by odkupić swój grzech spotykania się z Sowią Łapą. Jemu nie sprawiało to żadnego kłopotu, choć czuł się odrobinę niewłaściwie z sekretną relacją i spotkaniami po zmroku lub wczesnym rankiem. Widywali się codziennie od około tygodnia. Żadne z nich nie żałował. Wilk czuł się wzbogacony o tony wiedzy, a Sowia Łapa twierdziła, że wreszcie znalazła idealne towarzystwo dla siebie. Dlaczego nikt inny nie rozumiał, jak cenne jest poznawanie wrogich kotów, które wcale takie wrogie nie są? Dla przykładu - Sowia Łapa miała zaskakujące techniki, które Wilk studiował, nie pokazując przy tym własnych. Czy miał przewagę nad kotką? Nie sądził. Była od niego starsza, miała większe doświadczenie i uczestniczyła już w swojej pierwszej walce. Wilcza Łapa był przy niej jak mysz, bezbronna i przestraszona, nie przeszkadzało mu to jednak w chłonięciu umiejętności.
Zbliżył się do Obozu. Z tunelu wyszła właśnie sztywna i obolała Brązowa Pręga. Machnęła uczniowi ogonem na powitanie.
- Dzień dobry - powiedział i wślizgnął się za ciernistą barierę.
W Obozie panowało ogólne poruszenie, jako że od środka nocy nie spadła nawet jedna kropla deszczu i standardowe ścieżki łowieckie mogły zdążyć odrobinę wyschnąć, co ułatwiłoby polowanie. Wilk wywnioskował więc, że Lśniąca Gwiazda organizowała jak najwięcej patroli, by uzbierać wystarczająco dużo pokarmu przed kolejnymi ulewami.
- Mokra ta nasza Pora Nowych Liści - do Wilka podeszła Przejrzyste Oko, głośno ciągnąc nosem po przywitaniu. Uczeń miał wrażenie, że wygląda na osłabioną, a jej głos stał się szorstki.
- Wszystko w porządku?
- Jak najbardziej - powstrzymała dalsze pytania surowym spojrzeniem. - Żmijowy Kieł cię szukał. Poszedł do lasu na polowanie i kazał, byś ruszył za nim, gdy tylko się zjawisz. I Świetlista Skóra prosiła, byś po drodze szukał kocimiętki.
Wilk przechylił głowę zbity z tropu.
- Przecież rośnie przy Młynie.
- Podobno nie odrosła tam wystarczająco, by prowadzić jakiekolwiek zbiory. Po prostu poszukaj, wszyscy Leśni mają takie zadanie - trzepnęła ogonem zniecierpliwiona pytaniami syna.
- A Biała Łapa nie może tego zrobić? Jest jej uczennicą, ja nie!
- Jeśli chcesz być Leśnym, musisz być wszechstronny. Polowanie to jeden z twoich licznych obowiązków! - warknęła wściekle, co według Wilczej Łapy było wbrew naturze jego matki. Rzadko się denerwowała, zwłaszcza na niego. Wiedziała jednak widocznie o czym mówi, skoro była taka zdenerwowana jego lenistwem.
Przeprosił cicho i skruszony wybiegł ponownie z Obozu. Nie miał nawet chwili, by zastanowić się nad dziwnym zachowaniem matki i nad tym, dlaczego Świetlista Skóra nie pośle Białej Łapy po rośliny. Wilk albo jakikolwiek inny wojownik mógłby się pomylić w sprawie ziół, Biała Łapa nie byłaby w stanie, posiadając zbyt wiele wiedzy na pomyłkę.
Wilcza Łapa poczuł się wybity z rytmicznego biegu, gdy zagłębił się nieco w las. W rzeczy samej ścieżki łowieckie stały się tak mokre, że przypominały bardziej bagna niż poszycie leśne. Wystarczyło chwilę przespacerować się nimi, by mieć całe nogi ubłocone i zachlapane, a mięśnie błyskawicznie wyczerpane od walki z błotem. Wilk nie potrafił sobie wyobrazić polowania w takim miejscu: chlupot mokrej ziemi zaalarmowałby każdą potencjalną zdobycz, wilgoć unosząca się w powietrzu sklejała futro i krępowała ruchy, a poranna mgła przysłaniała widok.
Ostatni czynnik sprawił, że Wilcza Łapa nie zauważył przybycia Żmijowego Kła i aż podskoczył, gdy ogromny czarny kształt pojawił się tuż obok.
- Przestraszyłeś mnie! - zawołał zażenowany swoim strachem. Żmijowy Kieł w odpowiedzi prychnął i trzepnął ucho Wilka ogonem.
- Przeciwnik wykorzysta wszystko przeciwko tobie. Gdybym był wrogiem, leżałbyś martwy.
- Może nie każdy kot jest tak paskudny, jak myślisz.
Żmijowy Kieł chwilę milczał.
- Żartujesz? - zapytał w końcu, śmiertelnie przerażony. Strach tańczył w jego oczach, jakby odprawiając rytuał. - Nikt nie zawaha się rozciąć ci gardła! Jeśli myślisz, że ubłagasz któregoś kota o litość, to srogo się mylisz! Przestań gadać bzdury, zabierajmy się za trening.
- Ale nie wszyscy są wiecznie wściekli jak ty i zbyt przerażeni, że stracą szacunek, więc udają potężnych poprzez brutalność! - syknął Wilcza Łapa, czując gotującą się w nim krew. Od dawna miał ochotę wykrzyczeć to Żmijowemu Kłowi w pysk. - Zawsze jesteś w porządku na naszych treningach, ale wracamy do Obozu i zachowujesz się, jak gdybyś mnie nie znał. Teraz zrobiło się gorzej z powodu pogody. Wszyscy mają dość takiego zachowania!
- Milcz! - ryknął wojownik, robiąc krok do przodu. - Nigdy nie zadawałeś się z kotami z innych Klanów. To co widziałeś na Zebraniu było kłamstwem. Na polu bitwy nie ma przebaczenia, panuje śmierć i siła. Próbujesz się oszukiwać, znając te wszystko historyjki o Klanie Gwiazd. Zastanów się, czy wiara w martwe kodeksy jest warta utraty życia.
Wilk miał ochotę wykrzyczeć mu wszystko o spotkaniach z Sowią Łapą. Jak się zaprzyjaźnili, jak powoli się poznają i wspólnie spędzają czas. Chciał uświadomić swojego mentora, że horyzonty wiedzy można rozszerzać, że zaakceptowana prawda nie zawsze jest idealna i właściwa, a słowo liderów powinno zostać podważone raz na jakiś czas.
Ale nie mógł niczego zrobić. Patrzył tylko jak najeżony Żmijowy Kieł znika wśród drzew, rozpływa się w mgle i nie zamierza czekać na swojego ucznia. Nie zasłużył na trening i towarzystwo ważnego wojownika w Klanie. Nie po słowach, które zachwiały filary osobowości Leśnego.
Jedynym wyjściem dla Wilka na rozwianie wściekłości była łąka, a konkretnie dwie takie rozdzielone rzeką. Młodzik potrzebował rozmowy z Sowią Łapą.
Biegł na granicy lasu i pól, nie chcąc ujawnić swojej obecności przed Biegaczami, ale też zostając poza zasięgiem Leśnych i gęstego błota wgłębi puszczy. Cień i słońce na zmianę lądowały na jego zmierzwionym futrze. Złość powoli opadała, ale niedowierzanie pozostało.
Jak Żmijowy Kieł mógł darzyć inne Klany aż taką nienawiścią i nieufnością? Musiał spotkać się ze szczególnie bezwzględnym zachowaniem z ich strony, lecz przecież wszystko ma swoją granicę.
Dobiegł do granicy Klanów Ostrokrzewu i Trawy z pozoru szybko, ale wiedział, że zajęło mu to z pewnością zbyt wiele czasu, jako że słońce prawie szczytowało. Był poza tym całkowicie przekonany, że zmarnował cały ten czas, bo Sowia Łapa nie pojawi się ot tak przy granicy, że nie poprawi mu humoru i nie ma prawa tego robić. Zdawał sobie sprawę ze swojego dziecinnego zachowania. Karcił się w myślach, nakazywał sobie ruszyć na polowanie, ale ciało było mu całkowicie nieposłuszne. Pragnął przeskoczyć rzekę, znaleźć Obóz Klanu Trawy i Sowią Łapę w jednym z legowisk. Robił źle, wykazywał się tak bardzo nieodpowiednim zachowaniem... Lecz nie umiał się zatrzymać. Chciał udowodnić samemu sobie, że Sowia Łapa nie jest jedynym wyjątkiem i istnieje obok niej wiele innych przyjaznych kotów.
Walczył ze sobą długie chwile, dreptał w miejscu, cofał się ku rodzimym łąkom, znów ruszał ku rzece, aż w końcu utknął w zgubnym tańcu nieprowadzącym do osiągnięcia żadnego celu. Musiał odetchnąć, zastanowić się dlaczego tak bardzo chce spotkać Sowią Łapę i co tak okropnie go zdenerwowało. Nie rozumiał skąd w nim obowiązek obrony honoru kotów z innych Klanów. Sowia Łapa na pewno nikogo by nie zabiła, ale nie wszyscy są tacy jak ona. Wilk próbował to sobie zakodować w głowie, aby nigdy więcej nie wpaść w niepotrzebny gniew, ale gdzieś w oddali słyszał cichy głos. Podpowiadał mu, że może jednak warto zaufać wszystkim.
Wilcza Łapa zagubił się całkowicie. Może to słońce, którego dawno nie widział, wyczerpało jego siły, a może złość. Nie wiedział, czuł mimo to otulające go zmęczenie. Zerknął na Młyn: duża budowla z szarego kamienia byłaby doskonałym schronieniem od ewentualnego deszczu i wiatru. Na pewno lepszym niż uczniowski krzak. Wilk obiecał sobie, że zdrzemnie się tylko chwilkę... Stwierdził, że nastawi swój organizm tak, by obudził się w niedługim czasie. Za sen jeszcze nikogo nie skazano na śmierć.
/ / /
Wilczą Łapę zbudził hałas wokół Młynu. Ledwo rozbudzony nie rozumiał słów, spanikowanych krzyków i przyczyny ogólnego chaosu. Leniwie podniósł się z chłodnej drewnianej ziemi. Wybiegłszy na dwór spotkało go kilka zaskoczonych westchnień, a nos wypełniło mu wiele znajomych zapachów. Przyzwyczaiwszy oczy do światła, i wciąż nie rozumiejąc sytuacji, zaczął analizować.
- Co ty tu robisz? - warknął wściekły Żmijowy Kieł stojący dokładnie naprzeciwko Wilka z kępką niedojrzałej kocimiętki w pysku.
Kocimiętka? Po co?
- Przyszedłem polować - skłamał Wilk. Nie wiedział, co innego powiedzieć, nie miał przygotowanej mowy. Dobrze, że chociaż Przejrzyste Oko nie jest nigdzie w pobliżu, natychmiast wywęszyłaby jego zakłamanie i rzuciła go na pożarcie liderce.
- Cały dzień nie było cię w Obozie! Świetlista Skóra czekała na ciebie, a ty zniknąłeś. Stwierdziłem, że ukrywasz się, bo głupio ci po naszej kłótni... Zresztą teraz to nieważne! Musisz znaleźć kocimiętkę, jakąkolwiek w miarę dojrzałą i wziąć tak dużo jak tylko możesz! - rozkazał mu Żmijowy Kieł, krzątając się wśród młodych pędów i wybierając z nich te najbardziej zdatne do użytku.
- Po co? Co się dzieje? Dlaczego wszyscy zbierają kocimiętkę? - spytał skołowany Wilk. Przy jednym rogu Młynu Chmurowe Futro wybierał łapami te pędy, które zdawały się być najwyższe. Miał przy tym oczy przepełnione paniką i desperacją. Inną częścią pola kociego zioła zajmowali się wspólnie Ostry Pazur i Tygrysi Ogon.
- Przejrzyste Oko zataiła przed wszystkimi zielony kaszel i teraz jej stan jest raczej krytyczny - miauknął Żmijowy Kieł głosem przepełnionym bólem i współczuciem dla Wilka.
Przejrzyste Oko... Chora?
Zielony kaszel?
Wilcza Łapa poczuł zacieśniające się w nim płuca, wszystkie mięśnie i pękające serce. Nagle uderzyła go rzeczywistość i to z taką siłą, która nieomal zwaliła go z nóg. Nagle Sowia Łapa, usprawiedliwianie innych Klanów, honor, Kodeks Wojowników i te inne głupoty stały się jeszcze większymi i jeszcze bardziej niedorzecznymi bzdurami.
- Co?! - rzucił się pędem w stronę Obozu. Zapomniał o innych wojownikach, o potrzebnych roślinach... Jedyne, czego pragnął, to znaleźć się przy swojej mamie i poczuć jej ciepło, uspokajający oddech oraz słodki zapach. Niczego więcej nie potrzebował. Panika kierowała jego adrenalinę do mięśni, dając siłę, a także szybkość, której rozpaczliwie potrzebował.
Droga do Obozu zdawała się ciągnąć w nieskończoność... Gdy spostrzegł ciernistą barierę, ogarnęła go taka ulga, której nie czuł nawet pamiętnej nocy, gdy wszyscy uciekli ze żłobka w poszukiwaniu Białego Kocięcia i bezpiecznie dotarli do domu.
Wpadł do środka przerażony, wzrokiem pytając koty o wskazanie miejsca pobytu Przejrzystego Oka. Oczywiście, że nora medyka, ty niedołężna kupo łajna!, pomyślał, rzucając się w stronę podziemnego tunelu. Niewiele szczegółów zapamiętał z odnalezienia kotki... Jedyne, co zapisało mu się w pamięci, to równie zapadnięte co jego serce oczy Przejrzystego Oka, wylewająca się z jej pyska ślina i mokry, zatkany nos. Słaby oddech, licha sylwetka...
- Jak... - zapytał, przybliżając się pomimo protestów Świetlistej Skóry. - Jak mogła to przed wszystkimi ukryć?!
Posłał w stronę medyczki tyle pretensji, ile tylko mógł. Widział w jej oczach wszystko, czuł każdą emocję, ale przede wszystkim poczucie winy. I słusznie! Sumienie powinno ją gryźć do końca życia - była medykiem, a nie spostrzegła choroby kota.
Dostrzegł za plecami Świetlistej Skóry krzątającą się wokół Przejrzystego Oka młodą białą uczennicę. Nie rozumiał, co w niego wstąpiło w tamtym momencie. Ogarnął go szał. Przeskoczył obok starszej kocicy, podbiegł do Białej Łapy i odrzucił ją od swojej matki.
- Nie możesz jej dotykać! Nie byłaś prowadzona przez Klan Gwiazd, nie jesteś nawet dostatecznie wyszkolona! - Wilk wrzeszczał na całe gardło, próbując opanować łzy. Panika była jednak zbyt przerażająca, zbyt ciężka do zniesienia. Wkrótce łzy toczyły się po jego brodzie na podłogę, a Świetlista Skóra odciągała go na zewnątrz, tłumacząc, że tylko Biała Łapa jest w stanie teraz pomóc Leśnej.
Wilcza Łapa nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć. Pragnął po prostu obudzić się z koszmaru.
- Jakim cudem mogła wszystko ukryć? - wrzasnął, gdy znaleźli się na zewnątrz. - Jesteś medykiem? Powinnaś wyczuć chorobę, powinnaś wiedzieć!
- Wiedziałam! Dlatego prosiłam cię o poszukiwanie kocimiętki! Co innego mogłam zrobić? Nic. Nie miałam prawa - warknęła, jeżąc sierść wzdłuż kręgosłupa. Wilk chodził w te i z powrotem, stąpając ciężko, bez gracji.
- Co znaczy "nie miałaś prawa"? Jesteś medykiem na miłość Klanu Gwiazd czy nie? Przed kim ja stoję? Przed medykiem idącym ich ścieżką, czy przed żałosną podróbą?! - krzyknął, próbując zadać Świetlistej Skórze cios w policzek. Zatrzymał go Jastrzębi Krzyk, stając pomiędzy medyczką, a synem.
- Zawaliłeś. Przyznaj się do winy - syknął Jastrzębi Krzyk zamroczony rozpaczą. Wilk nie dostał nawet szansy na kontratak. Wojownik natychmiast zniknął w norze medyka, zostawiając oboje we wciąż napiętej atmosferze.
- Starałam się pomóc, Przejrzyste Oko upierała się jednak, że nic jej nie jest. Zero rozsądku, a ja nie mogłam jej zmusić, jeśli sama się nie przyznała... Teraz tylko Biała Łapa może pomóc, mnie trzeba zająć się Kwitnącym Sercem. Zaczął się poród - Wilcza Łapa zdezorientowany patrzył to po powalonym pniu, w którym leżała ciężarna kocica, to zerkał na Świetlistą Skórę, próbując ubłagać ją o pomoc dla Przejrzystego Oka. Kocica jednak po swoich słowach odwróciła się ku żłobkowi i niczym wąż wsunęła się do środka.
Wilcza Łapa ponownie został sam. Cicha Łapa chciała podejść chwilę później, ostrzegł ją jednak jednym spojrzeniem, żeby dla własnego dobra tego nie robiła.
Nie wiedział sam, co takiego miałby uczynić. Nie mógł przecież pomóc, nie znał się, ale nie potrafił również czekać bezczynnie. Cierpiał, rozrywało go wewnętrznie. Rozpacz ciągnęła za ogon, smutek za głowę, a poczucie winy wyrywało mu organy z ciała. Chciał zdechnąć albo zagłuszyć wstrętny odór zdrady. Bo w istocie zdradził własny Klan, stał się hipokrytą, głosząc słowo Klanu Gwiazd, a samemu go nie przestrzegając. Mianował sam siebie największym heretykiem lasu.
Krzyki Kwitnącego Serca stały się głośniejsze. Biała Łapa niczym błyskawica przebiegała pomiędzy legowiskami, znosząc najpotrzebniejsze rzeczy do żłobka: patyk, by królowa mogła się w niego wgryzać i dać w ten sposób upust bólowi, kilka rodzajów roślin i mech nasączony wodą.
Wilk utknął w miejscu. Obserwował panujący dookoła ruch w zwolnionym tempie. A w jego głowie odezwał się Wilczy Liść.
- Widzisz, do czego doprowadzi ta twoja relacja z Sowią Łapą? Odpuść!
- Przestań - myślał Wilcza Łapa. - Nie teraz. Nie gdy twoja córka i moja mama może umrzeć! Jak bardzo zapatrzonym w siebie bufonem musisz być, myśląc tylko o Kodzie Wojownika w takiej chwili?!
- Bo Kodeks jest ważny. Przez jego nieprzestrzeganie Przejrzyste Oko nie dostała kocimiętki. Powiedzieć ci coś? Gdybyś poszukał, gdybyś przeszedł przez ten las, znalazłbyś maleńką kępkę dojrzałej rośliny! Wystarczyłaby ona do zatrzymania choroby na czas dojrzewania kociego zioła przy Młynie. Ale wolałeś zobaczyć się z Sowią Łapą, nie wiem po co! - warczał Wilczy Liść, rzucając się po myślach Wilka. Uczeń prawie zwymiotował na samą myśl o skazaniu Przejrzystego Oka na śmierć. Wiedział, że zawalił, ale nie zdawał sobie sprawy, że na taką skalę.
Nie czekając na dalsze pretensje (słuszne), wybiegł z Obozu. Nie wiedział, jak długo biegał po lesie skołowany do granic możliwości. Ale opłacało się. Tak jak Wilczy Liść mówił - istniała niewielka kępka kocimiętki nieopodal Powalonych Brzóz. Zerwał tyle, ile mógł i natychmiast wrócił do Obozu, robiąc przy tym straszny zgiełk. Rzucił się do nory medyka. Świetlista Skóra przyznała, że dojrzałe liście mogą pomóc i nadzieja powróciła w oczy wszystkich kotów, ale napięcie utrzymywało się.
Wilcza Łapa padł obok Przejrzystego Oka i cicho ją przepraszał. Nie miał siły płakać, łzy po prostu spływały po nim. Nie hamował ich, nie maskował. Miał nadzieję, że ból, jaki mu zadawały, trochę odkupi jego winy.
Ale sobie nigdy nie wybaczy.
Od autorki:
Hejo hejo! Jak wakacje ludziska? Ja bardzo produktywnie je spędziłam, nie leniuchowało się po nocach i napisało kilka rozdziałów do przodu. Szykujemy się na huczne publikowanie. Muszę tylko dopracować prace, posprawdzać błędy itd. Nuda.
W końcu rozdziały zaczynają być przyjemne do pisania, bo są bardzo dopracowane i dużo się dzieje. Także wish me luck przy sprawdzaniu, bo bazgrolenie to teraz żaden problem.
Do następnego i mam nadzieję, że się podobało!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top