« Rozdział 13 « Bunt

Wilcza Łapa pozwolił wreszcie swojemu umysłowi się wyciszyć. Przestał myśleć po długim czasie spędzonym z głową w obłokach.

Nie mógł zapomnieć o oczach Sowiej Łapy. Mógłby dać sobie nogę odciąć, że jej imię wojownika będzie brzmiało "Sowie Oko". Z początku ocenił ją jak każdego innego kota z wrogiego Klanu - zwyczajna. Ale przy bliższym poznaniu okazała się zbyt podobna do niego, by mógł przejść obok obojętnie i tak po prostu o niej zapomnieć po powrocie do Obozu.

Tu pojawił się kolejny problem. Spotkanie. Oczywiście, że się zgodził! Jak miałby się nie zgodzić? Propozycja Sowiej Łapy wbiła go w ziemię i nie mógł się z niej wydostać nawet podczas snu - kotka stała przed nim jak żywa, całkowicie poważna i chętna do bliższego poznania Wilka. Nie potrafił jej odmówić nawet w alternatywnym świecie.

Drzemał teraz raczej średnio przytomny. Nie wiedzieć kiedy, minęła mu cała noc na lekkim śnie, który w żaden sposób nie zaspokoił jego zmęczenia. A czekała go kolejna ciężka, możliwe że pełna przygód noc. Czekała na niego Sowia Łapa.

Przeciągnął się, rozprostowując obolałe nogi. Wyciągnął kilkakrotnie pazury, jakby nie używał ich od pokoleń. Wszystko bolało. Nawet po całym dniu treningu nie czuł się równie źle, jak po całej nocy spędzonej na nogach. Miał zasnąć zaraz po powrocie, ale wspomnienia uczennicy z Klanu Trawy nie pozwalały mu na to. Poza tym gdzieś z tyłu czaszki tłukła mu się natrętna myśl ostrzegająca go przed spotkaniami z kotką. W końcu była z wrogiego Klanu! Ale Wilcza Łapa był zbyt zaślepiony jej bezdennymi oczami. Czy może raczej - został pochłonięty przez nie.

Zobowiązany był iść ze Żmijowym Kłem na polowanie za jakiś czas, a jedyne o czym myślał to swoje wygodne gniazdo i kolejny sen o Sowiej Łapie. Nawiedziły go wątpliwości, czy uzależnienie od wizerunku kotki jest zdrowe dla jego psychiki, bo czuł się dosyć wypompowany z sił, a musiał je zachować, by efektywnie służyć swojemu Klanowi. W jednej chwili zmienił swój pogląd na nocne spotkanie z Sowią Łapą - mogło ono zagrozić jego pozycji w Klanie i szacunkowi, który powoli zdobywał. Ocknął się. Jakim prawem mógł w ogóle myśleć o kotce z wrogiej grupy i stawiać ją przed swoją rodziną? Tym bardziej, że pogwałcał w ten sposób zasady Kodu Wojownika, o który tak zaciekle walczył. Nocne niebo dzięki niemu ukazywało się z każdym zachodem słońca jako coraz jaśniejsze z powodu powracających Gwiezdnych Wojowników, a on chciał wszystko zaprzepaścić i przygasić ich blask. Nie miał do tego prawa.

Wstał zdeterminowany ze swojego gniazda i jednym potężnym susem wyskoczył spod krzaka. Musiał szybko zapomnieć o szarej kotce, więc skupił się na otoczeniu. Pierwsi wojownicy wracali z porannego polowania i stos świeżej zdobyczy powoli rósł. Wilcza Łapa dostrzegł pod kilkoma drobnymi gryzoniami swoją ulubioną zdobycz - kosa - postanowił jednak nie spożywać porannego posiłku. Musiał się w pewien sposób ukarać za rozpatrywanie propozycji Sowiej Łapy.

- Z drugiej strony przecież już się zgodziłem - westchnął pod nosem, przysiadając na słońcu, by ogrzać i rozluźnić mięśnie.

- Na co? - zawołała Dreszczowa Łapa, doskakując do przyjaciela. Liznęła go przyjaźnie w ramię, na co Wilk zareagował jedynie trzepnięciem ucha. Nie mógł na pytanie uczennicy odpowiedzieć wymijająco, ponieważ nie dałaby mu spokoju z dalszymi pytaniami. Jedynym sposobem na ratowanie się z potrzasku było kłamstwo.

- Żmijowy Kieł chciał kiedyś przeprowadzić trening bitewny ze mną i Burzową Łapą. Mam lekkie opory - odrzekł bez zająknięcia. Czasami kłamstwa przychodziły mu naprawdę szybko i nie musiał się zastanawiać. Musiał jedynie dopilnować, by drobne zniekształcenie rzeczywistości nie wyszło na jaw.

- Przecież jesteś wspaniały w walce - miauknęła piskliwie, ocierając się o bok Wilka. Ten uśmiechnął się krzywo, czując się nieswojo przy takiej przylepie, jaką czasami była Dreszczowa Łapa. Wolał jej naiwną i głupkowatą wersję. Uczennica na szczęście zostawiła go wkrótce w spokoju, zawołana przez swoją matkę, Płomienne Futerko i mógł dokończyć czyszczenie futra w ciszy.

Patrzył za Dreszczową Łapą z rozczarowaniem. Gdyby mógł zamienić ją na Sowią Łapę... Zrobiłby to? Czy oddałby znaną od maleńkości kotkę na kogoś całkiem nieznajomego? Czy pogodziłby się z taką zamianą?

Zdecydował, że spotka się z Sowią Łapą, by zobaczyć, co nowego może go nauczyć. Przejrzyste Oko mówiła, by korzystał z każdej szansy na rozwój. Poznanie wroga to największa przewaga, jaką może dać Klanowi.


Polowanie okazało się raczej średnio udane. Nad ranem Burzowa Łapa wspólnie z Przejrzystym Okiem upolowali potężnego bażanta, płosząc przy tym zwierzynę z całego lasu, toteż Wilcza Łapa nie miał zbyt wiele szczęścia w południe. Zdołał dogonić uciekającą mysz i na tym skończyła się dobra passa. Żmijowy Kieł zresztą nie miał więcej szczęścia - marny drozd i jaszczurka trafiły na stos zdobyczy. Żaden z nich nie był pochwalony nawet pojedynczym spojrzeniem, natomiast Burzowa Łapa otrzymywał wszystkie miłe słowa i gesty.

Wilcza Łapa napuszył się po powrocie do Obozu i ułożył przy glinianej ścianie obok legowiska medyczki. Nie dość, że cały ranek sprzątał gniazda wojowników, próbując przy tym zagadywać ich na temat Klanu Gwiazd, to teraz nikt nie był wdzięczny, że cokolwiek udało mu się złapać na polowaniu. Miał wrażenie, jakby oczekiwano od niego cudów, skoro został Leśnym.

Wypchajcie się tym bażantem, pomyślał wściekły i zagryzł zęby. Wy macie prawo mnie ignorować, więc ja zignoruję was i spotkam się z Sowią Łapą. Jeszcze chwila i nie znajdziecie mnie w Obozie.

Warknął gardłowo.

- Przestań!

- Znowu ty - szepnął Wilcza Łapa zmęczony dzieleniem ciała z Wilczym Liściem. Czy też dzieleniem umysłu z wojownikiem. Nieważne! Był zmęczony jakimkolwiek dzieleniem i wszystkim, co było związane z trudną sytuacją Klanu Gwiazd. Chciał odpocząć.

- Nie możesz odwrócić się od swojego Klanu tylko dlatego, że miałeś gorszy dzień. to nie ich wina! - fuknął Wilczy Liść, tak jakby stał tuż nad głową Wilka i recytował mu najważniejsze reguły życia wojownika: ostrym, dyktatorskim tonem.

- Daj mi spokój - syknął Wilcza Łapa pod nosem. Machnął ogonem, by sprawiło to wrażenie, że odgania natrętną muchę. W sumie tak właśnie się czuł - coś brzęczało mu do ucha i czuł potrzebę pozbycia się natręctwa.

- Nie spotykaj się z nią! To się źle skończy. Ona pochodzi z wrogiego Klanu, przecież to wiesz.

- Może wiem, ale dopóki się nikt nie dowie, nic złego nie ma prawa się wydarzyć. Zostaw mnie wreszcie w spokoju! - Wilk warknął najciszej, a w tym samym czasie najdobitniej jak potrafił. Widocznie Wilczy Liść poczuł tę złość lub odkrył rozżalenie czające się w sercu Wilczej Łapy, bo zamilkł. Uczeń poczuł nawet swego rodzaju pustkę. Musiał jednak przyznać, że była ona zbyt lekka, by nią pogardzić. Dawno nie czuł takiej wiotkości ducha.

Wilk nie był zadowolony, gdy spokój zakłóciła mu Dreszczowa Łapa, sugerując nocną wycieczkę do lasu. Zaśmiał się nawet w duchu, stwierdzając, że propozycja uczennicy musiała być sprawką Klanu Gwiazd. Chcieli go odciągnąć od Sowiej Łapy, ale on nie da się tak łatwo zwieść. Chciał poznać inne Klany i dostał szansę, na którą czekał. Miałby ją zaprzepaścić, bo martwi Wojownicy mu szeptali do ucha?

Zbył Dreszczową Łapę gadką o tym, jak bardzo jest zmęczony, a naiwna uczennica natychmiast uwierzyła, a nawet chciała mu usługiwać - czy przynieść jedzenie, czy poprawić gniazdo...

Zwariowała, pomyślał Wilcza Łapa, ale nie chciał ranić przyjaciółki, wypowiadając opinię na głos. Nawet jeśli kotka była dziwna, wciąż ją lubił. Trochę.

Nie myślał o niczym innym jak o powoli zachodzącym słońcu i o zbliżającej się ucieczce z Obozu. Zaplanował ją na dosyć standardową - wyjście na łąki pod pretekstem zaspokojenia pragnienia. Jakby spojrzeć pomiędzy wierszami, nie było to kłamstwo absolutne. Wilcza Łapa jak najbardziej zamierzał zaspokoić swoje pragnienie, ale nie miał na myśli takiego fizycznego. Jego dusza łaknęła wiedzy i towarzystwa egzotycznych dla niego kotów. Nie mógł sobie odpuścić.

Zerknął na pomarańczowo-niebieskie niebo, po którym płynęły pierzaste chmury. Rozmyte przez wiatr tworzyły ciekawe dla Wilka kształty i razem z Dreszczową Łapą zgadywali, co mogą one ukazywać. Jak za dawnych czasów, gdy bawili się jeszcze przed Żłobkiem. Wtedy świat również był skąpany w ogniu zachodzącego słońca. Wiał jednak inny wiatr, a plany na noc różniły się od obecnych. Wilcza Łapa poczuł się przez chwilę jak zdrajca. Ale łapy same ciągnęły go w kierunku Młyna, nie zdołałby im się przeciwstawić.

A mimo to, w głębi duszy, choć zagłuszał głos sumienia, słyszał niezrozumiałe ostrzeżenia. Martwił się, choć realne zagrożenie jeszcze się nie pojawiło. Zresztą - dlaczego miałoby się kiedykolwiek pojawić? Czy przyjaźń z kotem z Klanu Trawy jest aż taką zbrodnią?


Przez wieczór nie znalazł odpowiedzi na nurtujące pytania, ale znalazł w sobie siłę, by zagłuszyć je na czas ucieczki i spotkania. Potrzebował odskoczni od zwyczajnego życia. I chwila poznania kogoś niezwykłego właśnie się nadarzyła.

Wilcza Łapa nie sądził, że wymykanie się z Obozu jest aż tak łatwe. Postanowił sobie, że musi o tym porozmawiać z Przejrzystym Okiem - ona zwróciłaby uwagę liderce, a ta załatałaby wszelkie prześwity pośród nocnych stróżów.

Wilk nie miał problemu z prześlizgnięciem się za plecami Chmurowego Futra. Jasny kocur tak bardzo rzucał się w oczy, że kremowa sierść musiała oślepiać nawet jego samego, bo nie dostrzegł wystającego spod cierniowej bariery ogona Wilczej Łapy. Uczeń próbował się ukryć przed przechodzącym wojownikiem i w sumie mu się udało - miał szczęście, że Chmurowe Futerko jest widocznie ślepy.

Drogi z Obozu do Młyna praktycznie nie pamięta. Biegł jak szaleniec, przeskakując nad kamieniami i krecimi kopcami. Przelatywał przez gęstą trawę niczym nurkujący jastrząb. Nie wiedział nawet, że jest aż tak wytrzymały, gdy na czymś mu bardzo zależy.

Młyn wkrótce zaczął się malować nad pagórkowatym terenem łąk, a niedługo potem pojawiła się także mała sylwetka, delikatny cień pod ogromną budowlą. Oczy Sowiej Łapy lśniły w słabym świetle zanikającej pełni niczym dwie gwiazdy lub nieruchome świetliki czekające, by obudzić je do życia.

Kotka siedziała z dumnie uniesioną głową, a jej oczy pochłaniały krajobraz dookoła. Tak musiało być - przecież góry odbijały się w jej źrenicach niczym w tafli wody.

Wilk ponownie zdębiał, ale przynajmniej udało mu się przywitać z kotką.

- Myślałam, że przyjdziesz wcześniej - niby czuć było zarzut w tych słowach, ale ton głosu uczennica miała zwyczajny, spokojny, zero pretensji. Wilczą Łapę jeszcze bardziej zbiło to z tropu.

- Wybacz.

- W porządku, po prostu... Chciałam posiedzieć z tobą nieco dłużej - poruszyła wąsami, jakby podczas śmiechu. - Zostałam przydzielona do jutrzejszego porannego patrolu i muszę wrócić wcześniej niż planowałam.

- To faktycznie słabo. Korzystajmy więc, póki mamy czas - zamruczał i zaprosił kotkę na polowanie wokół Młynu. Szybko się przekonał, że Sowia Łapa jest dobrym łowcą, o ile nie doskonałym. Zanim się obejrzał, wywęszyła mysią norę. Wspólnie udało im się złapać dwie dorosłe i trzy młode myszki. Zabili rodzinę, ale żadne z nich nie żałowało, najedzone po same brzegi żołądka. Mieli nawet co zabrać do Obozów - każe po jednej pulchnej myszy.

- Dawno się tak nie objadłam - miauknęła, czyszcząc pyszczek z resztek krwi. - Nasze kocięta jedzą więcej, niż cały Klan. Obawiam się jednak, że może to im nie wyjść na dobre. Mleczny Wąs, ich matka, rozpieszcza okropnie wszystkie swoje pociechy, ale szczególnie Lisie Kocię. Gdybyś go zobaczył! Wygląda jak napuszona gruba sójka! Dziwię się, że to kocię może jeszcze chodzić.

- Ja musiałem o jedzenie walczyć z Burzową Łapą, gdy byliśmy jeszcze w Żłobku. Lubił się obżerać.

- Każda matka jest dla swoich kociąt taka... delikatna... miękka... - wykrzywiła się w grymasie wstrętu. - Tak nie powinien się zachowywać prawdziwy wojownik! Wojownicy mają być silni, wytrzymali i elastyczni. Nie potrzebne nam takie rozmemłane koty.

- Zgadzam się, ale każdemu należy się odrobina ciepła ze strony matki.

- Nie w nadmiernych ilościach.

- A tak zmieniając temat. Wspomniałaś o prawdziwych wojownikach - zaczął powoli, nie chcąc naruszać delikatnych tematów prosto z mostu. Wiedział z doświadczenia, że niektórzy reagują nerwowo na rozmowy o dawnych czasach. - Rozmawiałem niedawno z jedną kotką. Wspomniała mi o naszych przodkach, o Wojownikach. Takich wiesz... prawdziwych! Potężnych, honorowych.

Sowia Łapa przyjrzała mu się uważnie. Nie był pewien, czy zrozumiała, co miał na myśli.

- Nie wiem. Dla mnie honor się nie liczy. Ważna jest siła i władza - otrzepała się. - Honorem niczego nikomu nie odbierzesz.

- Dlaczego chciałabyś cokolwiek komuś odbierać? - zamyślił się, nie wiedząc, czy wciąż rozmawia z tą samą zabawną Sowią Łapą, która go tak fascynowała.

- No bo zobacz... Nam zostało terytorium odebrane nie honorem, nie dyplomacją, tylko perfidnie wyrachowanym atakiem. Owadzia Gwiazda zabrał potrzebne nam tereny siłą i nikt mi nie powie, że było to honorowe posunięcie. Nikt z nas nie wie, co to znaczy. Gdybyśmy mieli jakąkolwiek godność, nie pozwolilibyśmy na takie traktowanie Klanów: mielibyśmy reguły, prawo. A mamy jeden wielki chaos i wolę grać zgodnie z jego zasadami, by przetrwać, niż zatracić się przytłoczona nim.

- Ale były zasady, istniało prawo, które zapewniało ład! Istniał honor! - zaprotestował Wilk, pochłonięty historią Sowiej Łapy jak kocię pierwszy raz spoglądające na świat.

- A przetrwały te zasady do dziś? Jeżeli nie, to znaczy, że nie były wystarczająco trwałe. Może nie miały podstaw, może posiadały wady, może całe to dawne prawo wcale nie miało takiej reputacji, jakiej się spodziewasz? Czyżbyś został okłamany? - fuknęła i dopiero teraz Wilk zobaczył, że cała się najeżyła. - Też słyszałam wiele historii na temat kodeksu przodków. I stwierdzam, że opieranie swojego życia na martwych kotach spośród gwiazd jest głupie. Po prostu. Taka egzystencja dyktowana przez nieżyjących jest bez sensu.

- Może masz rację...

- Oczywiście, że mam. Każdy z nas ma w jakiś sposób rację. Tak naprawdę nie wiemy, jaka jest prawda absolutna.

Rozmowa na chwilę lub dwie nieco przycichła, ale Sowia Łapa przerwała milczenie, proponując Wilkowi naukę polowania na ryby. Po tym, jak zmoczył sobie łapy aż po samą szyję, rozstali się, bo oboje byli niemiłosiernie zmęczeni.

Wilcza Łapa spoglądał mimo to za uczennicą długo po tym, jak zniknęła w trawie po drugiej stronie Siostry Rzeki. Chciałby spędzić z nią jeszcze więcej czasu. Co to oznacza? Zakochał się? Niemożliwe, nie po dwóch spotkaniach. To, co Wilk czuł, to taki stan uniesienia będący przeciwwagą do potrzeby twardego stąpania po ziemi. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie zauważył nawet, że drepcze w miejscu, spoglądając na terytorium Klanu Trawy.

- Źle robisz.

Nie chciał tego słuchać. Liczył, że Wilczy Liść dał sobie spokój, a tu jednak nie.

- Unikaj wysokiej trawy.

Tym razem głos był inny. Nieznany.

- Zniszczenie.

- Smutek.

- Gniew.

- Dość! - wrzasnął tak głośno, że jego głos odbił się echem od pustki. Powietrze przestało się ruszać wokół niego. Świat się na kilka uderzeń serca zatrzymał. Skąd to Wilcza Łapa wiedział? Bo pojawiło się przed nim kilkanaście smutnych, może nawet rozczarowanych i złych półprzezroczystych kotów o gwieździstych poświatach. Oczy każdego z nich mieniły się innym kolorem światła. Każdy wyglądał inaczej. Każdy symbolizował coś innego (ale co?). Wilcza Łapa zauważył, prawdopodobnie nie do końca samodzielnie, że kotów było dziewięć.

Wojownicy prawie natychmiast zniknęli, rozpłynęli się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie przyjemne ciepło i uspokajający, kojący zapach. Czy tak pachnie spokój?

- Buntownik!

Tym razem Wilcza Łapa wzdrygnął się na rozbrzmiewający w jego głowie głos. Znał go...

- Przejrzyste Oko? - rozejrzał się spanikowany. Czy ona... - Mamo?

Ale nikogo nie było. Stał sam targany wzmagającym się wiatrem zapowiadającym burzę. Wicher ten niósł ze sobą zapach zmian, rozwiewając pozostawione przez gwiezdne koty spokój i ciepło.

- Idę do domu, mamo - obiecał sobie w tamtej chwili, że już nigdy nie spotka się z Sowią Łapą. Ale czuł, że może tej obietnicy nie dotrzymać.


Uwaga, uwaga!
Ważne słowo od autorki:
Możliwe, że będzie to ostatni rozdział aż do końca wakacji. Dopiero we wrześniu udostępnię następny, a wynika to z braku komputera. Wyjeżdżam i dostępny laptop nie posiada polskich znaków. Będę pisać, obowiązkowo, ale na telefonie, co automatycznie pogorszy jakość moich prac, a tego nikt z nas by nie chciał. Dlatego też "zawieszam" opowiadanko na dwa miesiące i wracam z rozdziałami od przyszłego roku szkolnego. Chciałabym udostępnić jeszcze jeden rozdział przed wakacjami, ale obawiam się, że będzie to trudne z moimi zapasami czasu.

Tak jak zawsze - liczę, że się podobało, bo mnie w sumie ten rozdział pisało się przyjemnie. Długo, ale fajnie.

Pozdrawiam i życzę wam wszystkim wspaniałych wakacji!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top