Rozdział 7
Szyszkowe Futro obudziło szturchnięcie. Otworzyła oczy, a nad nią stała Zacienione Oko.
-Wszystko dobrze? - Zapytała niewidoma. - Gadałaś coś przez sen i się wierciłaś!
-Chyba obudziłaś cały las! - Dodała gdzieś z tyłu legowiska Wężowa Łuska.
Wojowniczka nie była pewna co odpowiedzieć.
-Miałam tylko zły sen. - Mruknęła w odpowiedzi. - To nic takiego.
Zacienione Oko bez słowa położyła się przy niej. Było już późno, więc wszyscy wojownicy zaczęli wychodzić z legowiska, aby ruszyć do swoich zajęć. Kiedy w legowisku zostały tylko dwie kotki niewidoma wojowniczka wstała do siadu.
-Dobra, wyszli. - Miauknęła. - Teraz mów, skąd masz rany.
-Jak... - Szyszkowe Futro była w stanie tylko tyle powiedzieć. Znała Zacienione Oko już długo, jednak nie spodziewała się, że jej przyjaciółka zorientuje się o jej ranach.
-Normalnie. - Odparła bez wzruszenia ciemnoruda kocica. - Muszą nie być zbyt duże, bo zapach krwi jest delikatny. Na pewno nie są też zakażone. Ale nadal chcę wiedzieć, jak się zraniłaś. Biłaś się z kimś w nocy?
Wojowniczka nie odpowiedziała. Nie chciała nikomu mówić o tym, że w nocy miewa wizję. Zwłaszcza o tej wizji.
-Nie, nie biłam się. - Odpowiedziała, starając się brzmieć wiarygodnie.
-Więc co się stało? - Pytała uporczywie Zacienione Oko. - Szyszkowe Futro, wiem, że coś jest nie tak. Jestem twoją przyjaciółką, pamiętasz? Możesz powiedzieć mi wszystko.
-Tego nie mogę. - Mruknęła szylkreta z niechęcią. - Przepraszam.
Niewidoma westchnęła lekko zawiedziona. Czy może być na mnie zła, że jej nie powiedziałam? - Zastanawiała się Szyszkowe Futro.
-Widzę, że coś jest nie tak. - Upierała się nadal ciemnoruda kocica, jej zielone, ślepe oczy błyszczały teraz, chociaż nie zdradzały żadnych głębszych emocji. - Możesz mi powiedzieć.
-Nic mi nie jest... po prostu. Myślisz, że dobrze robię, opiekując się Figlarną Łapą i Tajemniczą Łapą?
Zacienione Oko spojrzała na nią tak, jakby już wszystko wiedziała, chociaż oczywiście nie mogła jej widzieć.
-Okej, już rozumiem. - Miauknęła bez wahania. - Ktoś ci coś nagadał. Oczywiście, że dobrze robisz, oni cię potrzebują. Dzięki tobie mają matkę.
-Ale na pewno? - Spytała raz jeszcze Szyszkowe Futro. - W końcu kiedy ich zaadoptowałam byli już prawie uczniami.
-Na pewno. - Kocica otarła się lekko o nią. - Dzięki tobie to, że Akacjowa Gałązka umarła nie jest dla nich aż tak wielką tragedią, bo mają ciebie. Z resztą nie oszukujmy się, tobie też to pomaga, po tym jak... - Przerwała, widocznie nie chcąc wywoływać u wojowniczki nieprzyjemnych wspomnień. - Słuchaj, jeśli nie chcesz mi mówić, co się stało, to to uszanuję, ale jeśli chciałabyś kiedykolwiek porozmawiać, to przyjdź. Zawsze znajdę dla ciebie czas.
-Dziękuję. - Szyszkowe Futro patrzyła na nią, naprawdę miała szczęście, że blisko niej są takie koty, jak Zacienione Oko. - Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek mogłam mieć.
-Tak, przyjaciółką... - Dało się usłyszeć jej ciche westchnienie, jednak szylkreta to zignorowała. Po chwili niewidoma dodała głośniej: - Powinnyśmy już iść, Figlarna Łapa, Jerzykowa Łapa i Tajemnicza Łapa pewnie już nie śpią.
Przyjaciółki wstały praktycznie w tym samym momencie, szły w stronę legowiska swoich uczniów, jednak nawet nie zdążyły tam dojść. W ich stronę wybiegła Figlarna Łapa.
-W końcu jesteście! - Pisnęła, jak zwykle pełna ekscytacji. - Co dzisiaj robimy? Polujemy? Walczymy? Patrolujemy granice?
-Będziemy polować. - Odparła od razu Szyszkowe Futro.
-Tak! Jesteś najlepszą mentorką! Uwielbiam polować! - Odpowiedziała od razu słonecznoruda kotka.
Jerzykowa Łapa trzepnął koleżankę z legowiska w ucho.
-Nie ważne co by powiedziała, odpowiedziałabyś tak samo. - Zaśmiał się.
-Nieprawda! - Skoczyła na niego i w zabawie zaczęli turlać się po ziemi.
-No już, starczy. - Ich udawana walka rozbawiła lekko Szyszkowe Futro. - Idziemy na trening.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top