Rozdział 2
Koty doszły do Wysokich Sosen bez problemu. Dla uczniów było to oczywiście proste zadanie, w końcu łącznie pół księżyca treningu przyniosło już jakieś efekty. Po drodze udało im się złapać mysz i królika, które teraz nieśli uczniowie.
Figlarna Łapa zatrzymała się nagle, ogonem zasygnalizowała, że za jednym z drzew jest mysz. Już szykowała się do skoki i zabici ofiary, kiedy powstrzymała ją jej mentorka.
-Nie łap jej. - Zaczęła tłumaczyć Szyszkowe Futro, podczas gdy jej uczennica wstała z pozycji łowieckiej. - Jest pora zielonych liści, mamy dużo zwierzyny, a tą mysz lepiej oszczędzić. Spójrz na jej brzuch. Jest większa niż powinna, ta mysz spodziewa się małych, dlatego lepiej dać jej urodzić. Potem, kiedy one urosną będzie jeszcze więcej zwierzyny.
-Mądre. - Mruknęła słonecznoruda kotka, po czym grupa szła dalej, w tym czasie ciężarna mysz uciekła.
Byli co prawda dopiero na samym początku terenu Wysokich Sosen, Szyszkowe Futro spojrzała w dal, gdzie było widać kilka gniazd dwunożnych. Do jej nosa doszedł kłócący i niemiły zapach, w oddali ujrzała trochę dymu. Zrobiła kilka kroków do przodu, aby lepiej przyjrzeć się jego źródłu. Potem odwróciła się do Zacienionego Oka.
-Jedno z gniazd dwunożnych się pali. - Powiedziała z lekką paniką.
-Musimy poinformować Różaną Gwiazdę, pożar może dostać się do lasu, a nawet do obozu. - Niewidoma strzepnęła lekko ogonem. - Chodźmy.
-Ty idź. - Miauknęła brązowa wojowniczka. - Zabierz Tajemniczą Łapę i Jerzykowom Łapę. Pożar jest na terenie dwunożnych, chcę kontrolować sytuację. Jak coś się stanie przyślę Figlarną Łapę z wiadomością.
-Jasne. - Odparła Zacienione Oko. - Tylko uważaj na siebie.
-Będę uważać.
Ciemnoruda kotka razem z dwójką uczniów odbiegła z powrotem w głąb terenu klanu pioruna, kierując się do obozu, podczas gdy Szyszkowe Futro razem ze swoją uczennicą, a za razem przybraną córą zostały i obserwowały pożar, który powoli zbliżał się do Wysokich Sosen.
Nagle usłyszała okropny dźwięk, był to ciągły i okropnie głośny pisk, połączony z czymś w rodzaju wycia, do miejsca w którym wybuch pożar przyjechał sprawca tego hałasu. Był to ogromny, dużo większy niż inne czerwony potwór, do którego przyczepione były długie sznury, z których leciała gasząca cały ogień woda. Szyszkowe Futro nigdy nie widziała takiego potwora, nigdy nawet o nim nie słyszała. Wycie i towarzyszący mu błysk czerwonego i niebieskiego światła nie ustały, wojowniczka odwróciła się do uczennicy.
-Biegnij do obozu i przekaż, że pożar nam nie grozi! - Praktycznie krzyczała, gdyż okropne wycie potwora zagłuszało jej głos. - Ja jeszcze zostanę, poczekam, aż potwory ugaszą pożar!
-Dobrze! - Wojowniczka ledwo usłyszała uczennicę, która jednak już odbiegła w las.
Szyszkowe Futro odważyła się podejść bliżej, pobiegła między zasadzonymi równo przez dwunożnych drzewami, stanęła na płocie, oddzielającym porębę od reszty. Nagle podbiegł do niej jakiś dwunożny, wyciągnął swoje pozbawione futra łapy w jej stronę i dotknął ją po głowie. Kocicę to zdenerwowało, więc ugryzła go mocno, a on od razu odbiegł.
Starała się ignorować wycie, które nadal nie ustawało, rozglądała się po całym tym chaosie. Jedni dwunożni biegali w jedną i w drugą stronę, wynosząc różne rzeczy z gniazda. Inni stali za jakąś dziwną, spłaszczoną od boku liną i wszystkiemu się przyglądali. W końcu wzrok skupiła na kotce, wyglądała na starą i przerażoną. Siedziała ona obok jakiegoś dwunożnego, który leżał na dziwnym, podłużnym białym posłaniu, z którego końców wystawały gładkie patyki. Obserwowała w ciszy, jak ubrani w jakieś stroje dwunożni wynoszą leżącego na posłaniu do brzucha potwora, odganiając przy tym staruszkę.
Szyszkowemu Futru zrobiło się jej szkoda, więc postanowiła do niej podejść. Ta jednak od razu zjeżyła swoją brązową, pręgowaną sierść. W jej zielonych oczach zapłonął strach.
-Nie bój się. - Wojowniczka zmierzyła staruszkę wzrokiem, wydawała się być już naprawdę słaba. - Nic ci nie zrobię, chcę pomóc.
-Niby jak? - Futro pieszczoszki przestało się jeżyć, chociaż było widać po niej, że nadal się bała. Ogonem strzepnęła w stronę już prawie ugaszonego gniazda dwunożnych. - Spójrz na to. Mój dom spłonął, a mojego dwunożnego zabrali do weterynarza dla ludzi. Nie pomożesz.
-A może chciałabyś, żebym zabrała się do klanu? - Zaproponowała kocica. - Byłabyś bezpieczna.
-Klan? - Wychrypiała kocica. - To nie dla mnie, z resztą jestem za stara na życie w dziczy. Wolę znaleźć nowego domownika, lub czekać, aż ten wróci do domu.
-Jesteś pewna, że wróci? - Szyszkowe Futro zrobiła jeszcze krok w jej stronę, było jej naprawdę szkoda nieznajomej. - Wyglądał, jakby nie oddychał.
Pieszczoszka westchnęła ciężko i skierowała smutne spojrzenie zielonych oczu prosto na wojowniczkę.
-Wiem, że on nie żyje. - Mruknęła pod nosem. - Dobrze, mogę iść z tobą. Może się wam przydam, wyglądam staro, ale uwierz, mam się wspaniale.
-Więc chodźmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top