Prolog
W obozie panowało zamieszanie. Tuż przed swoim legowiskiem Biała Gwiazda walczył z ogromny, czarnym kocurem. Mimo swych starań przegrywał. Napastników było o wiele więcej niż wojowników klanu.
Rankiem obóz zaatakowała grupa samotników, byli oni brutalni, gdyż zamiast przeganiać zabijali, wszędzie panował chaos, a na pokrywającej polanę trawie było wiele krwi.
-Klanie Cienia, do odwrotu! - Krzyknął donośnie Biała Gwiazda, chociaż sam jeszcze walczył z przywódcą samotników. Jego ostatnie życie mogło zakończyć się w każdym momencie - Wyprowadźcie kocięta i starszyznę!
Na środku obozu jasnoruda kotka o zielonych oczach walczyła z jednym z napastników, jej kocięta wystraszyły się i uciekły gdzieś, wydawało jej się, że w kierunku żłobka, dlatego też usilnie próbowała się tam dostać. Była ona dosyć drobna, co utrudniało walkę, jednak jej determinacja, jaką było uratowanie kociąt dodawała jej ogromnej siły. Pomiędzy ciosami usilnie starała się odnaleźć między zaciekle walczącymi kotami swojego partnera, który mógłby pomóc jej odnaleźć jej trzy szkraby. Nigdzie jednak go nie widziała.
-Zapiaszczona Skóro! - Rudy kocur podbiegł do siostry, ocierając się o nią. - Musimy wyprowadzić cię z obozu! Jest ich zbyt wielu! Zaraz przegramy!
Kocica spojrzała na niego zmartwionymi oczami, na jej wysuniętych pazurach błyszczała krew wrogów, a z zdobytych w walce ranach i zadrapaniach leciała krew. Kocica jednak nie przejmowała się tym, myślała tylko o kociakach, ale obecność brata pomogła jej się trochę uspokoić. Może on jakoś pomoże je odnaleźć, zanim będzie za późno! W końcu te maluchy miały zaledwie trochę ponad trzy księżyce, gdyby ktoś wyjęty spod kodeksu wojownika chciał to zrobić, od razu by je zabił.
-Kocięta gdzieś uciekły! - Z jej oczu powoli płynęły łzy paniki, bała się, że jej małym stanie się krzywda. - Gdzie jest Porzeczkowy Pazur?
-On nie żyje. - Długi Płomień nie chciał, aby jego siostra rozpaczała teraz po zmarłym partnerze. Musieli odnaleźć kocięta!
Jasnoruda kotka rozejrzała się. Trójka kociąt biegła w jej stronę. Pędził na nie biały kocur. Karmicielka od razu pobiegła do napastnika i z całej siły przeorała mu pazurami po pysku, osłoniła własnym ciałem kocięta. Na szczęście pomoc szybko nadeszła, Wysoki Wrzos zaczął walczyć z napastnikiem, do kocicy od razu podszedł Długi Płomień.
-No już, bierz je i uciekamy! - Mruknął, sam podnosząc jedną z koteczek. - Tu nie jest bezpiecznie!
-Ale gdzie pójdziemy? - Zmartwiła się wojowniczka. - I ile z nas zginie po drodze.
-Biała Gwiazda kazał kierować się na tereny dwunożnych! - Odparł szybko kocur. - No już, chodź! - Musiał zauważyć jej smutek. - Wiem, że Porzeczkowy Pazur był twoim partnerem, ale czas na opłakiwanie będzie później! Uciekajmy, zanim coś stanie się kociakom!
Zapiaszczona Skóra skinęła głową, podniosła Migotka, jasnorudego, pręgowanego kocurka, którego pyszczek pokrywały plamki, w kolorze futra jego ojca, był on najmniejszym z kociąt, po czym sięgnęła po drugiego z kocurków krwisto rudego Berberyska, który z całej trójki kociąt odziedziczył po ojcu najwięcej. Ledwo trzymała oba maluchy w swoim dosyć niewielkim pysku, nie było to łatwe, gdyż jej kocięta przez trzy księżyca swojego życia zdążyły mocno urosnąć. Mimo ran, trudności w niesieniu kociąt, strachu i smutku po śmierci partnera razem z bratem popędzili przed siebie. Mieli nadzieję, że znajdą bezpieczne miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top