Rozdział XVII
Gdy Srebrzysta Łapa mnie zauważył, zmierzył mnie zimnym wzrokiem, jednak ja nieugięcie patrzyłam kocurowi w oczy. Wbiłam pazury w ziemię, a mój ogon lekko drgał.
— Czego chcesz? — warkną Srebrzysta Łapa, a ja położyłam uszy po sobie.
Najeżyłam lekko futro na karku, gdy srebrzysta sierść kocura zafalowała, wpatrując się we mnie obojętnym wzrokiem.
— Rozmawiałam z Wędrowną Łapą. — miauknęłam cicho.
Srebrzysta Łapa wlepił we mnie wzrok swych złotych oczu.
Poczułam się, jakby jakieś pazury rozdzierały moje serce na kawałki. Dlaczego Srebrzysta Łapa mnie nie lubi? Coś zrobiłam źle? To niepodobne do niego.
— Super. — odparł obojętnie i zaczął iść dalej w las, jednak ja stanęłam przed nim powodując, że się zatrzymał. — Czego chcesz? — ponowił pytanie.
Starałam się brać opanowane oddechy, by emocje nie dały góry i nie rozpłakać się. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech...
Może jest szansa jeszcze wszystko naprawić. Powtarzałam sobie słowa Wędrownej Łapy w głowie, starając się opanować. Zmrużyłam oczy.
— Dlaczego taki jesteś? — spytałam cicho.
Cisza. Srebrzysta Łapa spojrzał na mnie, a w jego oczach zamigotała złość.
Podniosłam uszy w oczekiwaniu na odpowiedź, jednak po chwili znów je położyłam gniewnie po sobie.
— Jaki? — warkną Srebrzysta Łapa w odpowiedzi; w jego oczach przez chwilę dostrzegłam cień poczucia winy, jednak zniknął on bardzo szybko. — To, że nikt cię nie uwielbia nie uczynia z ciebie tej pokrzywdzonej.
Syknęłam w stronę kocura. Nie mówię, że jestem pokrzywdzona! Dlaczego taki się stał? Dlaczego zaczął mnie ignorować? Wbiłam pazury w ziemię. A jeśli to moja wina? W takim razie gdzie ja popełniam błąd? Wszyscy... tacy są. Srebrzysta Łapa mnie ignoruje, Pluskający Potok nie żyje, w dodatku dostałam karę od Rzecznej Gwiazdy za rzekome ,,oskarżenia" w stronę Górskiego Szczytu. Wszyscy pewnie teraz myślą, że jestem kłamcą. Zmrużyłam oczy, patrząc gniewnie na kocura. Byliśmy przyjaciółmi. Kiedyś, kiedy byliśmy kociakami. Być może byłam naiwna? Albo to Srebrzysta Łapa był naiwny?...
— Nie mówię, że jestem pokrzywdzona! — wypaliłam, gdy wyrwałam się ze swoich myśli. — Pytam o twoje zachowanie. Dlaczego mnie ignorujesz? — nie wytrzymywałam już, by uważać na słowa. To wszystko, te emocje, które się we mnie kryły chciały ujrzeć światło dzienne. Bardzo.
Srebrzysta Łapa na chwilę odwrócił wzrok, jakby nie był pewien tego, co chce powiedzieć. Najeżył lekko sierść na karku i strzepną ogonem.
— Dlaczego? — zapytał, mierząc mnie wzrokiem. Odchrząknął i kontynuował. — No bo taki jestem? Czy coś?
Spojrzałam w jego oczy, lecz on unikał mojego spojrzenia. Wiedziałam, że wie coś, o czym mi nie mówi. Jego oczy przyćmił cień wątpliwości i wspomnień.
Może jest szansa jeszcze wszystko naprawić...
Z każdą sekundą moja wiara w te słowa słabły. Może jednak się nic nie ułoży? I może Wędrowna Łapa się myliła... z tym wszystkim. Jeśli to wszystko jest kłamstwem, jednym wielkim spiskiem...
— Nie mówisz mi o czymś. Wiesz coś, czego ja nie wiem. — powiedziałam bez zastanowienia. — Dlaczego w Żłobku byliśmy przyjaciółmi, a teraz mamy takie nastawienie do siebie? Jeśli to moja wina... — zamilkłam na chwilę. Nie chcę, by Srebrzysta Łapa odkrył za duży skrawek moich uczuć. — Proszę...
Srebrzysta Łapa spojrzał przez chwilę na mnie, po czym wbił pazury w ziemię.
— Ah, tak? Tak bardzo chcesz znać prawdę? W takim razie ci wszystko powiem. — miauknął podirytowany; z trudnością przychodziło mu trzymanie emocji na wodzy, by nie wybuchnąć tym wszystkim na raz. Srebrzysty kocur zmrużył oczy ostrzegawczo. — W Żłobku byliśmy przyjaciółmi, ale było, minęło. ,,Będzie lepiej dla ciebie, gdy to zakończysz", ,,Nie bądź taka jak ona!" słyszałem. Płomienna Łapa i Rozżarzona Łapa mówili to samo. Nie chciałem ich słuchać, ale to nawiedzało mnie w snach. Mówiła do mnie. — warkną, a jego głos z każdym słowem słabł.
Z szoku odebrało mi mowę, jednak musiałam coś powiedzieć.
— Kto? Kto mówił? — wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
Srebrzysta Łapa odwrócił wzrok; teraz stał dużo mniej pewniej, niż na początku.
— Klan Gwiazd! — sykną kocur. — Mroczna kotka z Klanu Gwiazd mi to mówiła! Powiadała o moim przeznaczeniu. O tobie. — strzepną gniewnie ogonem. — Z resztą, ty nie wiesz jak to jest.
Przełknęłam ślinę; poczułam, że mój głos znów nabiera siły.
— Nie wiem, jak to jest?! Nie wiem?! — miauknęłam z goryczą w głosie. — To ty nie wiesz jak to jest, gdy inni się od ciebie odwracają i traktują jak wyrzutka! Gdy cię ignorują i krytykują na każdym kroku! — syknęłam, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Starałam się oddychać miarowo i głęboko, jednak z każdym uderzeniem serca coraz trudniej mi to wychodziło. Łapy pode mną zaczęły drżeć, więc cofnęłam się o krok do tyłu i wbiłam pazury w ziemię.
Srebrzysta Łapa spojrzał na mnie, po czym skupił swój wzrok na moim ślepym oku. Wyraźnie stłumił westchnienie irytacji.
— Za kociaka myślałem, że naprawdę jesteś godna zostania wojowniczką. Że byłaś, i zostaniesz dobrą przyjaciółką. No cóż... Myliłem się. — sykną jedynie w moją stronę, po czym ruszył z miejsca i już po chwili znikną w poszyciu leśnym. Nie próbowałam nawet go zatrzymać, jedynie oszołomiona patrzyłam, jak jego koniec ogona znika w paprociach i wsłuchując się w jego cichnące kroki na ściółce leśnej, niespokojnie wysuwałam i chowałam pazury.
Klanie Gwiazd, co ja najlepszego zrobiłam?
* * * *
Próbując się skupić, podeszłam do sterty zwierzyny i wybrałam z niej dość dużego gołębia. Pora Nagich Drzew dawała o sobie znać, jednak nie bardzo mocno. Sterta Zwierzyny była niewielka, jednak dało się na niej przetrwać. Niedawno wróciłam do obozu i po rozmowie z Srebrzystą Łapą, nie byłam jakoś specjalnie skupiona na tym, na czym w pierwszej kolejności powinnam; przed chwilą dopiero przypomniałam sobie, że miałam się zajmować starszyzną. Ten cały dzień stał się jednym wielkim przekleństwem, tak jak prawie każdy inny poprzedni. Ze zdobyczą w zębach przeszłam przez Polanę Główną i zatrzymałam się przez gęstym krzewem, który odpowiadał za Legowisko Starszyzny. Westchnienie, stłumione przez pióra zrobyczy, wydobyło się z mojego pyska. Weszłam do wcześniej wspomnianego legowiska. Rozejrzałam się. Ognisty Strumień rozciągną się sztywno na posłaniu z mchu, przymrużając swoje błyszczące niebieskie oczy. Może gdyby nie jego łapa, to nadal byłby wojownikiem. Zwróciłam potem wzrok na Ośnieżoną Polanę. Kotka wpatrywała się wzrokiem w gałązki krzewu, siedząc na swoim posłaniu.
Odłożyłam zwierzynę na ziemi, nieopodal legowiska Ognistego Strumienia.
— Witaj Ślepa Łapo! — miauknął rudy starszy, a ja skinęłam mu głową.
— Przyniosłam zwierzynę. — miauknęłam pośpiesznie. — Potrzebujecie mojej pomocy w usuwaniu kleszczy? Albo pcheł?
Ognisty Strumień uśmiechną się lekko na moją propozycję, a Ośnieżona Polana zwróciła na mnie wzrok.
— Wiesz co, być może parę by się znalazło, jednak damy sobie radę sami. — miauknął przyjaźnie Ognisty Strumień. — Jestem nadal dość zwinny, by sam wypielęgnować sobie futro, i do tego pomóc w tym Ośnieżonej Polanie. Nie musisz się obawiać.
Uśmiechnęłam się na propozycję kocura. Szczerze, wcale nie miałam ochoty na pielęgnowanie starszych. Z wdzięcznością skłoniłam głowę przed starszymi i jak najprędzej wyślizgnęłam się z legowiska.
Odetchnęłam głęboko, gdy na Polanie Obozu nie zauważyłam Srebrzystej Łapy. Na drżących łapach znów podeszłam do sterty zwierzyny i tym razem wybrałam z niej małego wróbla. Nie byłam jakoś bardzo głodna, a po kłótni ze Srebrzystą Łapą tym bardziej straciłam apetyt. Ze zdobyczą w zębach podeszłam cicho do niewielkiego kamienia, nieopodal Legowiska Starszyzny i spojrzałam na chropowatą powierzchnię skały. Przypomniało mi się, jak jako kociak tam siedziałam. Wiele razy. Nagle poczułam coś, jakby ciernie wbiły się w moje serce. Dopiero teraz sobie zdałam sprawę, jak bardzo mi brakuje Pluskającego Potoku. I że wtedy, za kociaka, tak bardzo nie doceniałam jej toważystwa. Tego, że po prostu jest. Nie zdawałam sobie sprawy, że mi jej zabraknie. Bynajmniej nie w tak krótkim czasie.
Z bardzo cichym westchnieniem usiadłam przy kamieniu i zaczęłam jeść zdobycz.
Kończyłam połykać ostatni kęs ptaka, gdy z Wielkiego Dębu rozległo się wołanie:
— Niech wszystkie koty, zdolne łowić zwierzynę przyjdą na zebranie Klanu! — miauknął donośnie Rzeczna Gwiazda, a jego głos odbił się cichym echem po ciernistych ścianach obozu.
Podniosłam głowę z nad zdobyczy i spojrzałam na przywódcę; jego błękitna sierść lekko mieniła się w ustępującej zachodowi poświacie księżyca. Podniosłam się, gdy inne koty zaczęły zbierać się pod Wielkim Dębem i usiadłam niedaleko Legowiska Wojowników, w cieniu ścian obozu. Irysowa Dusza przeciągnęła się i wraz z Mysim Nosem, Bursztynowym Jeziorem i Nocnym Piórem przysiedli niedaleko przy kępie pokrzyw. Tygrysi Skok usiadł w korzeniach dębu. Płomienna Łapa i Rozżarzona Łapa usiedli około cztery długości lisa ode mnie, za to Zachmurzona Łapa, Wędrowna Łapa i Srebrzysta Łapa posunęli się bardziej na przód grupy, zapewne by wszystko dobrze widzieć i słyszeć. Górski Szczyt w ciszy zasiadł nieopodal wejścia do obozu.
Właściwie, to dlaczego Rzeczna Gwiazda zwołał zebranie? Zmrużyłam oczy, czekając na dalsze słowa przywódcy.
— Jak wiecie, oddanie Skał Potoku Klanowi Wysokich Traw, stał się powodem, by wróg z nas drwił, gdy my oznaczamy granicę. A zdarzyło się to już parę razy. — odezwał się Rzeczna Gwiazda, gdy na polanie zapadła cisza. — Nie możemy na to pozwolić.
Kilka kotów wydało pomruki aprobaty.
— Zatem, co mamy zrobić? — zapytała nieśmiało Irysowa Dusza.
Na polanie znów zaczęły się podnosić głosy, z coraz to nowymi pomysłami.
— Musimy odbić Skały Potoku! — ryk Rzecznej Gwiazdy przebił się przez gwar innych głosów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top