Rozdział XV
Ciszę przeszył niewyobrażalnie głośny krzyk rozpaczy. Gdzieś z cienia wyłoniły się tajemnicze sylwetki kotów, przemykających cicho i niezauważalnie przez las.
Skupiłam na nich wzrok.
Już po chwili, wyczułam mdlący odór krwi. Gdy spojrzałam na łapy, kałuża krwi zbierała się pode mną. Niewiele potem, lepka ciecz zalała mi futro, a parę uderzeń serca później dostała się do nozdrzy, oczu i płuc...
Usłyszałam ciche słowa, jakby przytłumione przez krew która zalewała moje uszy.
— Rozlew krwi niedługo nadejdzie. Katastrofa za katastrofą... aż finałowa burza się spełni.
* * * *
Uchyliłam lekko powieki, mrugając w czerwonym od zachodu słońca świetle dnia, do którego nie byłam przyzwyczajona. Rozejrzałam się lekko i powoli, rozciągając sobie przy okazji zdrętwiałe mięśnie szyji. Ogon lekko mi drgał, a wszędzie unosił się ostry zapach ziół.
Już po chwili usłyszałam ciche kroki i ujrzałam pysk Poziomkowej Łapy. Jej oczy były przepełnione niepokojem, gdy dotknęła lekko ogonem mojego barku.
— Jaskółcza Wolo, obudziła się. — szepnęła cicho, a uderzenie serca potem podeszła do mnie medyczka.
Usiadłam sztywno, po czym zamrugałam w dziennym świetle.
Medyczka spojrzała na mnie.
— Jak się czujesz? — zapytała cicho, a dopiero wtedy dostrzegłam Zachmurzoną Łapę oraz Mysi Nos, zwiniętych nieco dalej w legowisku.
Spojrzałam na nich zdziwionym wzrokiem, a Mysi Nos poruszyła się niespokojnie, mamrocząc coś pod nosem.
Poziomkowa Łapa podeszła do Zachmurzonej Łapy, dotykając ogonem jego barku, a potem wyszeptała coś na ucho Mysiemu Nosowi. Coś, czego nie mogłam usłyszeć.
Jaskółcza Wola zamrugała, przerzucając wzrok na ucznia i wojowniczkę.
— W czasie poszukiwań... Napadł ich pies dwunożnych. Na szczęście nic się im nie stało. — wydusiła z siebie te słowa, siadając u wyjścia ze swojego legowiska.
Zmrużyłam oczy.
— A co z Lewkiem i Szafirkiem? — spytałam, potrząsając głową gdy w cieniu Polany Medyka, którą widziałam za medyczką, zamajaczyła sylwetka tajemniczej kotki, a jej bursztynowe oczy błysnęły.
Złota kotka zastrzygła uszami. Czy w jej oczach dojrzałam błysk żalu? Albo paniki? Nie. Pewnie mi się wydawało.
Na wspomnienie Pluskającego Potoku oraz jej zakrwawionego ciała, zachciało mi się płakać.
Może mogłam to jakoś zmienić?
Moją myśl przerwał łagodny głos medyczki:
— Kociaków nadal nie znaleziono, jednak... — zdanie przerwał jej triumfalny okrzyk z Głównej Polany Obozu.
Wstałam gwałtownie, jednak zakręciło mi się w głowie i się zachwiałam. Medyczka również się podniosła, zagradzając mi drogę, by wyjść z Legowiska Medyka.
— Po prostu mnie przepuść. — miauknęłam cicho, gdy przestało mi się kręcić w głowie. — Proszę.
Jaskółcza Wola spojrzała na mnie, a jej złota sierść lekko zafalowała i oczy pociemniały.
— Czujesz się dobrze? — zapytała cicho, a kolejne słowa skierowała do Poziomkowej Łapy. — Przynieś zioła na Polanę Główną.
Wydawało mi się, że Poziomkowa Łapa wiedziała, jakie i do czego zioła, bo od razu zaczęła szukać po szczelinach w ziemi potrzebnych roślin.
Przytaknęłam, na co Jaskółcza Wola zmierzyła mnie nieufnym wzrokiem, jednak mnie przepuściła.
Wyszłam z Legowiska Medyczki, a lekkie promienie słońca, przyciemnione przez zachmurzone niebo, oświetliły moje ciemne futro. Zmrużyłam oczy i przyśpieszyłam kroku, gdy kątem oka znów zauważyłam w cieniu jakąś sylwetkę.
Albo mi się wydawało... Choć to jest raczej... niemożliwe.
Opatrunki z pajęczyny na mojej skórze przeszkadzały, jednak nie dawałam po sobie tego poznać.
Zdrowym okiem spojrzałam na Polanę Główną, a mój wzrok zatrzymał się na ciele Pluskającego Potoku. Jej futro było zakrwawione, w wielu miejscach widniały rany po pazurach. Oczy Pluskającego Potoku, zamglone, wpatrzone w nicość, przyprawiły mnie o dreszcze i chęć popłakania się. Gdzieś w duchu, byłam pewna, że mogłam jakoś zapobiec jej śmierci, że wtedy, kiedy Górski Szczyt ją mordował, mogłam jej pomóc.
Ale dlaczego tego nie zrobiłam?
Przełknęłam ślinę, sztywno podchodząc do ciała.
Nagle zorientowałam się, dlaczego na Polanie Głównej panował taki gwar; koty Klanu Podniebnych Strumieni gromadzili się gdzieś przy wejściu do obozu.
Zastrzygłam uszami w tę stronę, po czym niechętnie tam podeszłam.
Przeciskając się między kotami, zauważyłam, że przy tunelu z jeżyn stoją dwa koty; byli to Piaskowy Ogon i Bursztynowe Jezioro. Obaj mieli ubłocone łapy, a ogony lekko opadnięte ze zmęczenia, jednak w pyskach trzymali dwie dość spore kulki futra, które zaczęły się wyrywać i mamrotać coś niezrozumiale.
— Lewku! Szafirku! Co wam na Klan Gwiazd do głów strzeliło! — miauknęła piskliwie Złote Skrzydło, która podbiegła do Bursztynowego Jeziora oraz Piaskowego Ogona, po czym dokładnie obwąchała ubłocone futro kociaków. — Spójrzcie, jak wyglądacie! Gdzie się włóczyliście?
Złote Skrzydło zjeżyła futro na karku, a w jej oczach pojawiło się coś, co wyglądało, jakby miała się lada chwila rozpłakać. Uderzenie serca potem do zgromadzonych kotów podeszła Jaskółcza Wola, a zaraz za nią Rzeczna Gwiazda; koty zrobiły im przejście, odsuwając się na bok.
Postąpiłam parę kroków w tył, mając zamiar znów przyłączyć się do czuwania przy ciele Pluskającego Potoku, jednak gdy się odwróciłam, zauważyłam, że ciało już zostawało namaszczane ziołami przez Ośnieżoną Polanę i Ognistego Strumienia, a krew z futra została zmyta w całości. Położyłam uszy po sobie, sztywno podchodząc do martwej matki.
Wtedy z Wielkiego Dębu dobiegł głos Rzecznej Gwiazdy:
— Wszystkie koty zdolne łowić zwierzynę, niech zbiorą się pod Wielkim Dębem na zebranie Klanu! — miaukną donośnym głosem Rzeczna Gwiazda, wskakując na najniższą gałąź Wielkiego Dębu.
Niechętnie usiadłam o trzy długości lisa od ciała Pluskającego Potoku, wyczekując, co ma do powiedzenia Rzeczna Gwiazda. Zastrzygłam uszami, gdy obok mnie cicho przysiadła Irysowa Dusza, patrząc na mnie ze współczuciem. Odwróciłam od kotki wzrok, a ona pogładziła mnie swoim puszystym ogonem po barkach. Napięłam pazury, gdy zorientowałam się, że nieprzyjemna i przeszywająca cisza spowiła obóz. Ośnieżona Polana cicho szeptała coś pod nosem, wbijając wzrok w ciało Pluskającego Potoku; głowa zmarłej kotki spoczywała pod nienaturalnym kątem, ale poza tym kotka wyglądała jakby spała, odkąd Poziomkowa Łapa opuściła jej bezwładne powieki. Mój wzrok pełen żalu przesuną się bezwładnie bo Srebrzystej Łapie, a zaraz potem spoczął na Płomiennej Łapie i Rozżarzonej Łapie, którzy rozmawiali po cichu, rzucając ukradkiem na mnie spojrzenia.
— Szafirek oraz Lewek zostali odnalezieni, jednak podczas poszukiwań kolejny kot dołączył to szeregów Klanu Gwiazd. — zamilkł na chwile, a Jesionowa Polana spojrzała na mnie kątem oka. — Jest nią niestety Pluskający Potok, która okazała się lojalną wojowniczką Klanu Podniebnych Strumieni oraz dobrą przyjaciółką dla wielu kotów.
Na Polanie Głównej Obozu rozległy się ciche szepty, gdy pobratymcy zaczęli kwestionować, co się dzieje. Wydawało mi się, że tylko ja nic nie mówię, bo nawet nie ma nikogo obok mnie, do kogo mogłabym się odezwać. Stłumiłam westchnienie.
— Chcę, żeby cały Klan wiedział, co było powodem tej niesfornej ucieczki kociaków. — mrukną, patrząc na Szafirka i Lewka jednocześnie.
Lewek patrzył na swoje ubłocone, rude łapy, wysuwając co jakiś czas małe pazury, wyraźnie zawstydzony. Szafirek za to, podniósł lekko głowę i odwzajemnił wzrok przywódcy. Zmrużył oczy, a Złote Skrzydło zagarnęła do siebie ogonem dwoje kociąt.
— Szafirku? Lewku? Co macie do powiedzenia? — miaukną Rzeczna Gwiazda, mrugając coraz rzadziej.
Przełknęłam ślinę, patrząc ukradkiem w zakątki obozu.
— To był pomysł Szafirka! — pisną zawstydzony Lewek. — Mówił, że jeśli wykażemy się odwagą, to szybciej zostaniemy wojownikami. Mówił... mówił, żeby nie być trzórzliwym nieukiem. Żeby nie być takim, jak Ślepa Łapa.
* * * *
Przeciągnęłam każdą z czterech łap przeciągle i zamrugałam, kładąc uszy po sobie. Wyszłam z Legowiska Uczniów, rozglądając się po Polanie Głównej Obozu. Po zgromadzeniu Rzeczna Gwiazda obwieścił, że Lewek i Szafirek zostaną mianowani na uczniów o pół księżyca później i zaczęło się czuwanie nad ciałem Pluskającego Potoku. Lewek i Szafirek byli bardzo niezadowoleni, a ja w głowie uświadomiłam sobie, że to przezemnie. Wszystko. Napad Klanu Wysokich Traw na nas, ucieczka kociaków i ich opóźnione mianowanie, śmierć Pluskającego Potoku... Wniosek jest prosty; być może lepiej nie przywiązywać się do kogoś, gdyż gdzie tylko jestem ja, tam i nieszczęście, i śmierć. Przynoszę jedynie pecha. Ze względu na moją pół-ślepotę? Bo raczej nic innego mnie nie wyróżnia... A nawet jeśli by wyróżniało, to raczej nie tak bardzo jak moje oko. To ślepe oko. Bo to przez nie jestem taka... odrażająca. Tak mi się wydaje.
Górski Szczyt wczoraj powiedział, że jest za późno na trening i zabierze mnie następnego dnia, gdy Jaskółcza Wola oznajmiła, że nic mi wielkiego nie będzie i że mogę trenować dalej.
Spojrzałam za Siebię; Rozżarzona Łapa i Płomienna Łapa jeszcze spali, tak samo jak Zachmurzona Łapa. Srebrzystej Łapy i Wędrownej Łapy nie było już w legowiskach. Gdy się odwróciłam, zauważyłam Srebrzystą Łapę, który siedział przy kępie pokrzyw na uboczu, a kiedy wyszłam, spojrzał na mnie. Położyłam uszy po sobie, po czym niepewnym krokiem ruszyłam przez Polanę Główną, do srebrzystego kocura. Strzepnęłam ogonem, gdy Srebrzysta Łapa wstał i poszedł dalej, cieniem obozu, w stronę Wędrownej Łapy, która na uboczu jadła drobnego kosa.
Zmrużyłam oczy i zjerzyłam futro na karku. Dlaczego taki jest? Dlaczego mnie ignoruje?
Zresztą, niech sobie robi, co chce. Nie obchodzi mnie to. Albo mnie nie obchodziło...
Skoro on mnie ignoruje, dam mu spokój. Nie potrzebuje nikogo, kto by miał mnie wspierać.
* * * *
— No więc... pokaż mi swoją pozę łowiecką. — miaukną obojętnym głosem Górski Szczyt.
Serce podskoczyło mi w piersi i wydawało mi się, jakby żołądek wywiną fikołka. Czułam się bardzo nieswojo na treningach z Górskim Szczytem, a po tym, gdy zobaczyłam jak zamordował Pluskający Potok, zaczęłam się go bać. Bo skoro zabił Pluskający Potok, to może zabić i mnie. Zresztą, po co to zrobił? Po co ją zabił? Ktoś mu kazał? Albo...
Otrząsnęłam się z myśli, skupiając się, by jak najlepiej pokazać Górskiemu Szczytowi moją pozę łowiecką. Tłumiąc westchnienie, przykucnęłam, przednie łapy lekko podwinęłam, a ogon trzymałam prosto, tuż nad ziemią, tak samo jak brzuch. Przeniosłam swój ciężar w większości na tylne łapy, i – chodź niewiedziałam, czy to nadal będzie działać – przechyliłam głowę lekko w bok, by widzieć, co mam przed obiema przednimi łapami.
Zaczęłam oddychać nieco bardziej gorączkowo, jednak za wszelką cenę chciałam zachować spokój. Odetchnęłam cicho i głęboko, próbując pozbyć się stresu. Zamrugałam, gdy zdałam sobie sprawę, że Górski Szczyt coś mówił, jednak ja go nie słuchałam.
— Przepraszam, coś mówiłeś? Zamyśliłam się. — wydusiłam niepewnie, podnosząc się do siadu.
Kocur zjerzył się, po chwili patrząc na mnie zimnym wzrokiem bursztynowych oczu, od których przeszedł mnie dreszcz. Napięłam mięśnie, gdy kocur wysuną pazury. Przygotowywałam się na najgorsze...
— Jak to "zamyśliłaś się"? — Górski Szczyt prychną, mierząc mnie wzrokiem. Nie dając mi szansy na odpowiedź rzucił się na mnie i zadrapał na policzku. Po chwili odskoczył.
Serce walnęło mi jak młotem, a po chwili, na trzy uderzenia serca się zatrzymało. Miałam ochotę się rozpłakać, jednak tego nie zrobiłam. Jedynie skuliłam się lekko, gdy poczułam jak mała strużka krwi wydobywa się z zadrapania.
— To cię nauczy nie ignorować mnie. — warkną Górski Szczyt, a po chwili się nachylił do mnie i sykną cicho mi w ucho. — Pamiętaj, to tylko bardzo mała cząstka tego, co potrafię. A jeśli komuś o tym powiesz, skończysz jeszcze gorzej niż twoja matka, zabita przez lisa. Choć ja wiem więcej, niż ty.
Zjerzyłam się. Nie może tego zrobić! Pozatym, śmie kłamać mi, oko w oko! Miałam ochotę krzyczeć i wołać o pomoc, jednak wiem, że skończyło by się to dla mnie licho. Położyłam uszy po sobie i cofnęłam się kilka kroków w tył. Jedną z białych łap wytarłam krew z pyska, a ciecz zostawiła na kończynie szkarłatny ślad.
Przytaknęłam słabo głową, po czym rozejrzałam się dookoła, instynktownie. Razem z Górskim Szczytem znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie, którą otaczały nieliczne krzewy, paprocie i gdzie nie gdzie drzewa, przeważnie jasne brzozy lub dęby. Trawa była dość krótka, udeptana przez wiele, wiele naszych łap i łap naszych przodków. Na polanie spoczywała cienka warstwa śniegu.
— Upoluj coś. — warkną Górski Szczyt, po czym siadł na uboczu, bacznie mnie obserwując.
Przełknęłam ślinę i przytaknęłam, przyjmując znów pozę łowiecką z odchyloną głową w bok. Zawęszyłam w powietrzu i już po chwili wyczułam piżmową, dobrze znaną mi woń. Mysz. Zaczęłam się skradać między poszyciem lasu w stronę zapachu. Niewiele potem, zauważyłam małe, brązowo-szare zwierzątko skubionce ziarenka pod konarem niewielkiej brzozy. Skupiłam się, nie odrywając wzroku od ofiary, po czym napięłam mięśnie i skoczyłam. Wylądowałam – o dziwo – idealnie na myszy i niezdarnie wgryzłam się w kark zwierzęcia. Zacisnęłam szczęki, gdy małe ciało zwiotczało i zaczęłam podążać między drzewami do Górskiego Szczytu, który siedział nadal na uboczu polany z łapami nakrytymi ogonem. Gdy podchodziłam do mentora z dumnym wzrokiem, od strony niewidomego oka potknęłam się o korzeń drzewa, który wyrastał po części z ziemi. Upadłam i pyskiem zaorałam o ziemię, upuszczając zwierzynę, jednak szybko się podniosłam i prychnęłam, strzygąc uszami. Poczułam jak małe krople krwi znów spływają mi po policzku i niewielka rana się lekko otworzyła. Podniosłam zwierzynę i położyłam ją przed Górskim Szczytem.
— Dobra, niech ci będzie. — wywrócił oczami, wstając. — I następnym razem patrz pod nogi, bo zwierzynę aż do granicy straszysz.
Spuściłam wzrok i poszłam za mentorem dalej w las.
* * * *
— To tylko małe zadrapanie, przeżyjesz. — miauknęła łagodnie Jaskółcza Wola, przemywając mi ranę mokrym mchem. — Nie potrzebny jest opatrunek i nie wda się zakarzenie. Niech zgadnę, wpadłaś w jeżyny?
Niepewnie przytaknęłam głową, przypominając sobie słowa Górskiego Szczytu. A jeśli komuś o tym powiesz, skończysz jeszcze gorzej niż twoja matka, zabita przez lisa. Czy był by w stanie mnie zabić? Tak jak Pluskający Potok...
Po tym, jak upolowałam mysz, Górski Szczyt kazał mi pokazać, jak się wspinam na Wzgórzu Skalnych Półek. Krytykował mnie na każdym kroku, jednak ja wolałam się nie odzywać i słusznie wykonywać jego polecenia. Mentor obwieścił, że jutro zaczynam pierwszy trening walki, przez co bardzo się stresowałam. Jeśli znów coś zrobie nie tak, będzie po mnie.
— Możesz już odpocząć. — miauknęła Jaskółcza Wola, puszczając mnie wolno. — A, no i Rzeczna Gwiazda, gdy byłaś na treningu wołał cię do swojego legowiska. Powinnaś teraz pójść do niego.
Stłumiłam westchnienie, po czym wyszłam z Legowiska Medyka. Skoro Jaskółcza Wola mówiła, że mam pójść do legowiska Rzecznej Gwiazdy, tak zrobię.
Mam nadzieję, że chodzi o Górski Szczyt. I mam nadzieję, że kocur już nie zobaczy obozu, że zostanie wygnany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top