Rozdział XIV
Szybko wygładziłam moje zmierzwione, długie i białe futro na piersi, po czym wyślizgnęłam się z Legowiska Uczniów.
Ostatni raz rzucając spojrzenie za siebie, zauważyłam, że, oprócz Zachmurzonej Łapy, ponieważ jego legowisko było już puste, reszta uczniów jeszcze śpi i dopiero się budzą.
Wyszłam na Główną Polanę obozu, gdzie zastałam koty Klanu Podniebnych Strumieni, a kolejni przybywali, wyłaniając się z legowisk.
Gdy zauważyłam Zachmurzoną Łapę, szybko do niego podbiegłam, przeciskając się między kotami. Otoczona przez członków Klanu Podniebnych Strumieni była Złote Skrzydło, a zaraz potem, podszedł to niej Rzeczna Gwiazda, uspokajająco gładząc ją ogonem po barku. Złocista karmicielka miała nastroszone futro, panikę i niepokój w oczach.
Szturchnęłam Zachmurzoną Łapę w bok.
— Co się dzieje? — szepnęłam do ucznia.
Zachmurzona Łapa spojrzał na mnie i zmrużył oczy, kładąc jego ogon na moich barkach.
— Szafirek i Lewek zniknęli. Złote Skrzydło wpadła w panikę, przy okazji, postawiając cały Klan na równe łapy. — odmiauknął cicho kocur.
Zastrzygłam lewym uchem, by dać znać uczniowi, że zrozumiałam, po czym znów zwróciłam wzrok ku Złotemu Skrzydłu i Rzecznej Gwieździe.
Tygrysi Skok siedział na uboczu, uciszając inne koty od szeptów niepokoju.
— Wyślemy grupy poszukiwawcze. — miaukną donośnie Rzeczna Gwiazda, odprowadzając delikatnie partnerkę na ubocze, po czym sam wskoczył na Wielki Dąb. Zapadła cisza.
Górski Szczyt podszedł do mnie i się nachylił lekko.
— Twój trening jest przełożony, na popołudnie. Masz okazję się wykazać. — mrukną cicho wprost do mojego ucha, a mnie przeszły ciarki od jego tonu głosu.
Przytaknęłam głową, a Górski Szczyt odszedł i usiadł obok Pluskającego Potoku. Dopiero po paru uderzeniach serca dotarły do mnie jego słowa. ,,Masz okazję się wykazać"? Czy to znaczy, że zostanę wyznaczona na patrol poszukiwawczy?
Nie dokończyłam swojej myśli, bo przerwał ją głos Rzecznej Gwiazdy.
— Bursztynowe Jezioro, Piaskowy Ogonie, sprawdzicie bagna i ich okolice. Górski Szczyt i Pluskający Potok pójdą w okolice starej polany lisów, Malinowa Pieśń sprawdzi okolice drogi grzmotu... — Rzeczna Gwiazda powoli wymieniał koty, które miały przydzielone zadanie i występowały do przodu, gdy zostały powołane. Ocknęłam się, gdy usłyszałam moję imię spośród wymienionych. — Ślepa Łapa, na prośbę Górskiego Szczytu sama sprawdzi Zagajnik Wysokich Wierzb.
Wystąpiłam do przodu i znalazłam się obok Zachmurzonej Łapy. Gdy spojrzałam do tyłu zauważyłam, że Rozżarzona Łapa i Płomienna Łapa nie zostali do niczego wyznaczeni. Gdy usłyszeli, że ja idę a oni nie, popatrzyli się zdziwionym wzrokiem to na mnie, to na Rzeczną Gwiazdę.
Srebrzysta Łapa oraz Wędrowna Łapa stali nieco dalej; Srebrzysta Łapa rzucał na mnie ukradkiem niechętne spojrzenia.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na Zachmurzoną Łapę.
— Ty gdzie idziesz? — szepnęłam.
Kocur napuszył futro z ekscytacji i spojrzał na mnie.
— Idę z Mysim Nosem sprawdzić okolice Gniazd Dwunożnych. — odpowiedział cicho.
Przytaknęłam głową.
— Koty z zadaniem poszukiwawczym wyruszają natychmiast. Chcę, by jak najszybciej znaleziono kociaki. — miauknął donośnie Rzeczna Gwiazda. — Zebranie zakończone, rozejść się!
Dlaczego wyznaczono parę patroli w różne miejsca, a nie jeden, by poszedł w ślad za ich zapachem? Może przed wyruszeniem wytażali się w trawie i błocie? Niewiele potem sama się przekonałam. Nigdzie nie było czuć ich zapachu, jedynie zapachy lasu, a ich odcisków łap również nie było widać na błotnistej ziemi pomieszanej ze śniegiem przed obozem.
Skupiłam się na swoim zadaniu; na szczęście stara polana lisów znajdowała się dość blisko Zagajniku Wysokich Wierzb, więc jeśli nic nie znajdę przy drzewach, to mogę wrócić do matki i Górskiego Szczytu.
Jak na razie jeszcze szłam u boku Pluskającego Potoku. Szłyśmy krok w krok, przystając co chwilę i węsząc, w poszukiwaniu zapachu kociaków.
Jednak nigdzie na swojej ścieżce nie wyczuliśmy zapachu zagubionych.
Górski Szczyt szedł cicho za nami, a w jego oczach widniała władczość i czujność.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się, gdy ja miałam odejść w stronę Zagajnika Wysokich Wierzb, a Pluskający Potok oraz Górski Szczyt w stronę starej polany lisów.
Pluskający Potok podeszła do mnie i polizała mnie czule po uszach.
— Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie. — miauknęła cicho, patrząc na mnie z dumą w oczach.
Na ten widok zrobiło mi się ciepło na sercu.
— Obiecaj, że nic ci się nie stanie... — mruknęłam cicho. Pluskający Potok nie odezwała się, jednak z jej oczu mogłam wyczytać najszczersze "obiecuję" jakie w życiu widziałam.
Skinęłam głową, po czym odwróciłam się i poszłam w stronę Zagajnika Wysokich Wierzb, na pożegnanie machając ogonem.
Przecisnęłam się przez oszroniony krzew jeżyn i gdy się z pod niego wyślizgnęłam, usłyszałam lekki szum wody. Skręciłam, by nie wejść na teren Wysokich Traw, nad Skały Potoku.
Skały Potoku, to duże, płaskie, niektóre okrągłe skały, umieszczone na brzegu potoku, a jedna z półek bezpośrednio, po części, znajdowała się nad potokiem. Spojrzałam tęsknie na to miejsce, zanikające w podszycie lasu. Wyglądało wspaniale, jednak przejął je Klan Wysokich Traw.
Z mojej winy...
Przecisnęłam się przez gęste paprocie, słysząc cichnący szum rzeki, która znajdowała się w pobliżu. Tak samo jak odgłos potoku cichł, gdy się od nich oddalałam. Już po chwili weszłam do Zagajnika Wysokich Wierzb, węsząc uważnie; na razie nie wyczułam zapachu kociaków, ani nie zauważyłam ich śladów łap, jednak chciałam dokładnie sprawdzić zagajnik.
Pomimo wysokości wierzb, zagajnik był niewielki; co wiązało się z krótkim czasem sprawdzania.
Węsząc czujnie i sprawdzając każdą nasadę drzewa, nie wyczułam zapachu żadnego z kociaków, ani nie zauważyłam żadnych oznak, że tu byli.
Nagle, gdy sprawdzałam kolejne drzewa, do moich uszu dobiegł słaby krzyk paniki i bólu.
Tak jak kiedyś wspominałam, miałam nieco lepszy słuch od innych. Zapewne Klan Gwiazd chciał wyrównać to, że jestem ślepa na jedno oko.
Krzyk powtórzył się, tym razem lekko mniej słyszalny.
Być może to był kot, który potrzebował pomocy. Nie mogłam tak tego zostawić.
Mając pewność, że Lewka i Szafirka tu nie było, poszłam do Starej Polany Lisów, skąd wydawał się pochodzić ten dźwięk. Serce mi szybciej zabiło. A co jeśli coś się stało Pluskającemu Potokowi? Na tą myśl przyśpieszyłam. Przepełzłam pod gęstymi, mokrymi od śniegu krzewami, idąc ścieżką, która została stworzona wiele sezonów temu, przez moich przodków.
Zwolniłam, gdy przeciskałam się przez mocne splecione paprocie, które stanowiły ochronę polany. Starając się to robić bezszelestnie i zrzucając jak najmniej śniegu, już miałam wychodzić na polanę, gdy nagle zamarłam na to, co tam zobaczyłam.
Górski Szczyt rzucił się ponownie na Pluskający Potok, a z sierści matki strugami kapała krew, barwiąc trawę na krwisto-szkarłatny kolor. Kocur przyszpilił kotkę do ziemi, gdy ta znikomo traciła siły, starając się ostatkami sił bronić.
Chciałam pomóc matce, jednak wiedziałam, że Górski Szczyt mnie zabije, a poza tym strach mnie unieruchomił.
Nie mogłam niemal oddychać, a gdy już nabierałam płytkie i nierówne oddechy, wyczuwałam nadal zapach lisów, gdyż ostatni z nich był wypędzany dość niedawno.
Pluskający Potok starała się w panice dosięgnąć brzucha kocura, jednak jej kończyny ledwo się unosiły, a oczy zaszywały się mgłą. Górski Szczyt wgryzł się w szyję kotki. Pluskający Potok wydała ostatnie chrapliwe oddechy, próbując złapać powietrze, lecz po chwili jej ciałem wstrząsną dreszcz, a ono samo w sobie zwiotczało. Jej oczy zostały bez wyrazu, gdy z jej ran sącząca się krew wytwarzała kałużę pod jej ciałem.
Przerażona zaczęłam się wycofywać; muszę powiedzieć o tym klanowi!
Pobiegłam ile sił w łapach do obozu, a moje futro zaczepiało się o ciernie i inne krzewy, jednak teraz się tym nie przejmowałam.
Już po chwili wpadłam do obozu i wydałam z siebie pełen żalu i bólu skowyt, który rozniósł się po Głównej Polanie Obozu. Miałam zmierzwione futro i panikę w oczach.
Na polanie znajdowało się parę kotów, które zwrócili w moją stronę wzrok; niestety, byli wśród nich także Płomienna Łapa i Rozżarzona Łapa, lecz nie zwracałam na nich uwagi.
— Pluskający Potok nie żyje! — wrzasnęłam, a z rozcięcia na skórze na boku, które spowodował cierń, powoli spływała krew. — Górski Szczyt zabił Pluskający Potok!
Poczułam jak kręci mi się w głowie, a łapy się pode mną uginają. Serce zabiło mi szybciej, po czym runęłam na ziemię.
A potem była już tylko ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top