Rozdział XIII

Gęsty las rozpościerał się na wiele, wiele długości drzewa. Stałam na suchej ściółce leśnej, a aż do skraju mojego widnokrągu nie było widać żadnego kota.

Nadstawiłam uszu, zdrowym okiem przeczesując mroczny las. Wokoło panowała przeszywająca cisza, nieprzerywana nawet szelestem liści.

Pod moją skórą, przeszedł dreszcz niepokoju. Gdzie ja jestem?

Przeszłam niespokojnie i ostrożnie parę kroków, z jak największym wyczuleniem stawiając łapy. Mój ogon szybował w powietrzu zaraz za resztą mojego ciała, co jakiś czas drżąc nieco.

— To wszystko dopiero się zaczyna. Dopiero się zaczyna. — usłyszałam cichy szept głosu Rozżarzonej Łapy, który przerwał przedłużającą się ciszę.

Słowa cichły z każdą sekundą, jednak zdanie nadal było ponawiane. Gdy wydawało się, że słowa na dobre ucichły i znów nastała nieprzerywana cisza, jakiś głos wywołał moje imię.

— Ślepa Łapo!

Słowa były ciche, jednak zrozumiałe. Zdałam sobie bolesną prawdę z tego, że już gdzieś słyszałam ten głos. Odwróciłam głowę, a za mną pojawiła się kotka o bursztynowych oczach, z czarnym umaszczeniem.

Nagle pewne słowa uderzyły we mnie z taką siłą, że omal nie ugieły mi się łapy.

Wiesz... różnie mnie nazywano. Czasem mogę być zjawą śmierci, lecz to bardzo zadziwiające jak szybko o mnie zapomniano.

To ta kotka, którą widziałam podczas zgromadzenia Klanowego i gdy ta nawiedziła mnie w obozie Klanu Wysokich Traw, kiedy byłam jeszcze kociakiem!

Odskoczyłam.

— Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś? Jak się nazywasz? — spytałam, mrużąc oczy i jeżąc sierść, a moje słowa odbiły się echem w nieskończonym lesie. Jednak nie dostałam odpowiedzi; kotka milczała, patrząc na mnie wzrokiem przepiełnionym bólem. Jej pysk znaczyła długa blizna, z której momentalnie zaczęła lecieć krew, jednak były to jedynie mały kropelki.

Ciemna kotka spojrzała mi w oczy.

— Mogę Cię doprowadzić do władzy, ale również sprawić, że zostaniesz karmą dla wron. Mogę zsyłać omeny i znaki. Jestem wszystkim, ale i zarazem nikim. Tam gdzie jestem... — tajemnicza istota miauknęła cicho, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Już po chwili usłyszałam ponownie jej głos, tym razem za mną. — Tak naprawdę mnie nie ma.

Napuszyłam ogon, patrząc na kotkę zimnym wzrokiem.

— Nie chcę niczego od ciebię. — warknęłam cicho.

W mojej głowie odbiły się echem kolejne słowa tajemniczej istoty.

To dopiero początek burzy!

— Nie chcesz szacunku? Przyjaciół? — miauknęła szyderczo tajemnicza istota i uśmiechnęła się dziwnie, ukazując zęby.

Zjerzyłam się, słysząc propozycję kotki, a jej futro zlało się jednolicie z cieniem, który padł na nią, jakby z nikąd. Jedyną rzeczą, która świadczyła, że istota nadal tu jest, to były jej bursztynowe oczy, połyskujące zdradziecko.

Pomyślałam chwilę, patrząc w jej bursztynowe oczy, jednak czułam, że coś jest z nią nie tak, że nad nią wisi mroczna aura.

Aura śmierci, połączona z zemstą.

Ta kotka, której wzrok był przebarwiony zemstą, a powykrzywiane pazury nadal posiadały zeschłą krew innych, nie była dobra.

Miałam złe przeczucie.

Jakby śmierć zbliżała się wielkimi krokami. Po prostu czułam to, gdzieś w głębi serca.

Nieugięcie patrzyłam dziwnej istocie w oczy. Nie wiem do końca, czy to jest kot, pomimo, iż tak wygląda. Pozory lubią kłamać. Tak samo jak każdy zmysł w kocim ciele.

— Nie chcę niczego od ciebię. — powtórzyłam, z naciskiem na słowo "niczego".

Istota spojrzała na mnie.

— Napewno? Mogę sprawić, że jedym ciosem będziesz potrafiła zabić te parszywe mysie móżdżki. Przecież oni ciebię ranią! Nie chcesz zemsty? — mruknęła istota przeszywającym głosem.

Drgnęłam nieco, cofając się krok do tyłu. Położyłam uszy po sobie i zjerzyłam się.

Nie chcę zabijać kotów! To nie podobne do mnie! Chcę, jedynie udowodnić swoją wierność i lojalność Klanowi. Chcę dowieść, że jestem pożyteczna i przydatna. Zabijając kogoś, tym bardziej zawiodę innych.

Lodowaty dreszcz przeszył moje ciało.

— Nie! — wrzasnęłam, nie utrzymując dłużej emocji na wodzy. Kotka zamilkła na chwilę, wlepiając we mnie wzrok, a ja słuchałam, jak moje słowa odbijają się echem wśród drzew i powoli cichą, najpierw przeradzane w szept a potem w kompletną ciszę.

Cofnęłam się jeszcze pare kroków do tyłu, gdy istota wyłoniła się z cienia; teraz, dostrzegłam każdą jej ranę, każdy detal zbliźnionej skóry, próbując odczytać ich historię.

Gdzieś w głębi serca narodziło mi się współczucie do tej kotki. Musiała wiele przeżyć, to widać. Jednak czy to była jej wina, że tak została poraniona czy nie, tego nie było mi dane wiedzieć.

Zaczęłam się zastanawiać, jak tajemnicza kotka umarła. Od ran? Wykrwawiła się? Zobaczyłam jedną z największych ran na jej ciele, która rzucała się w oczy. Była to długa blizna, ciągnąca się od początku barku, aż do nasady ogona, a wokoło, towarzyszyła bliźnie poszarpana skóra, która, z wiekem czasu i tak nieco złagodniała w wyglądzie.

Czy ona kogoś zabiła?

— Jak się nazywasz?... — zadałam ponownie to pytanie drżącym od stresu i niepokoju głosem. — Powiedz, proszę. Niewiem, jak mam się do ciebie zwracać...

Istota popatrzyła mi w oczy. Walczyłam wewnętrznie bardzo zawzięcie, by nie odwrócić wzroku. Jednak nadal mi nie odpowiedziała. Poprostu stała i patrzyła, a ja coraz bardziej się cofałam.

Miałam wrażenie, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi, waliło jak młotem. Ze stresu łapy nieco mi się plątały, a ja co rusz potykałam się o kamienie lub wystające z ziemi korzenie.

Wysunęłam pazury, chcąc utrzymać bardziej równowagę, lecz zatrzymałam się na chwilę, próbując złapać i uspokoić oddech.

Niechętnie rzuciłam spojrzeniem na istotę. Stała ona może pare kroków dalej, jednak w tej samej pozie, nadal wpatrując się we mnie wzrokiem.

— Ślepa Łapo, dobrze wiesz, że to nie pierwsze i ostatnie nasze spotkanie. Nastanie burzliwy dzień... Spotkamy się na jawie. I wtedy pomożesz mi dokonać zemsty, która odkupi moje wszystkie złe czyny. — wychrypiała istota. — Spotkamy się ponownie. Szybciej, niż się spodziewasz.

Syknęłam wściekle na te słowa.

,,I wtedy pomożesz mi dokonać zemsty"? Nie! Nie chcę jej w niczym pomagać, ona jest zła! Być może jest nawet z Bezgwiezdnej Ziemi.

Nie chcę trafić tam, gdzie ona. Nie chcę tak skończyć.

— Jeszcze rozpęta się wielka burza, a wtedy to będzie koniec. — miauknęła donośnie, jednak jej głos nie rozniósł się echem pomiędzy drzewami. Jak szybko się pojawił, tak szybko zanikł.

Przeorałam pazurami ziemię, zostawiając na niej ślad. Po chwili, gdy spojrzałam na swoje łapy, zauważyłam, że z zagłębienia które wyżłobiłam w ziemi, zaczyna się sączyć krew. Moje pazury też były w szkarłatnej cieczy, a moje nozdrza już po chwili zalał duszący odór krwi, pomimo, iż nie było jej tak wiele.

Odskoczyłam.

— W niczym ci nie pomogę. W niczym! — wrzasnęłam niczym zbuntowany kociak.

Istota spojrzała na mnie szyderczym wzrokiem.

— Oh Ślepa Łapo... nawet nie zorientujesz się, kiedy mi pomożesz. — odparła cicho. — Zabiłam w życiu troje kotów, a mogę zabić ich jeszcze więcej. Rozlew krwi już niedługo nadejdzie.

Wzięłam gwałtowny, głęboki oddech, gdy usłyszałam o tym. Momentalnie zaczęłam się wycofywać.

— Jesteś potworem... — szepnęłam. — Zabijałaś koty!

W panice rzucałam spojrzenia na boki.

Nagła cisza, która panowała w lesie, teraz zamieniła się w silny wiatr oraz odgłos szumu liści. Momentalnie zrobiło się zimno, a pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na moje futro. Chciałam odwrócić się i biec, uciekać od istoty jak najdalej, ale łapy odmówiły mi posłuszeństwa. Przez pare uderzeń serca stałam nieruchomo, lecz gdy się ocknęłam, odwróciłam się i pobiegłam między drzewa, ile sił w łapach miałam.

Moje futro robiło się coraz bardziej mokre, a poduszki łap nieprzyjemnie lekko zdzierane. Gdzieś na niebie zagrzmiało, a deszcz przybierał na sile.

Chcę się obudzić! Klanie Gwiazd, proszę, zabierz mnie stąd!

Posyłając w duchu niemą modlitwę do Klanu Gwiazd, byłam bliska rozpłakania się.

W uszach rozbrzmiały mi słowa, które nieraz słyszałam:

— Głupi kociak!

— Ślepota!

— Jesteś beznadziejna!

Wysunęłam pazury, by przyśpieszyć, gdy niebo rozcią jaskrawy piorun i na chwilę wszytko stało się jasne jak za dnia. Zamknęłam na uderzenie serca oczy, gdy poczułam jak jakieś pazury zaczepiają o mój ogon, jednak nie chciałam sprawdzać, czy kotka nadal mnie goni.

Myślałam że to koniec, kiedy kolejne błyskawice przeszywały niebo, jednak, dzięki Klanowi Gwiazd obudziłam się i szybko wstałam ze swojego posłania biorąc głęboki i gwałtowny oddech.

Słaba poświata wschodu słońca przebijała się przez Legowisko Uczniów, gdy usłyszałam przerażający, pomieszany z bólem i pełen rozpaczy skowyt z Głównej Polany Obozu.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że coś jednak jest nie tak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top