Rozdział VII
Usiadłam obok Pluskającego Potoku i wtuliłam się w futro matki. Położyłam uszy po sobie.
Czym ja na to sobie zasłużyłam?
Zimny i pełen żalu wzrok Malinowej Pieśni padł na mnie.
Gdzieś obok przysiedli się Wędrówka i Sreberko wraz z Irysową Duszą, a dalej, usadowił się Tygrysi Skok. Rzeczy Sus, gdzieś na uboczu dyskutował o czymś z Jaskółczą Wolą, lecz nie zdołałam dosłyszeć ich słów.
Nigdzie nie dostrzegłam Górskiego Szczytu. Widziałam go ostatnio, gdy wychodził z Obozu, gdy wychodziłam ze Żłobka, by dołączyć do czuwania.
Nadal nie wrócił.
Co jest dość podejrzane, jak na jego osobę.
Westchnęłam, a Pluskający Potok otuliła mnie swoim ogonem.
Gdy wszystkie koty się zgromadziły wokół ciała przywódczyni, zaczęło się czuwanie. Nie poznałam Obłocznej Gwiazdy za jej życia, tak bardzo, jak powinnam.
Jednak już mi jej brakowało.
* * * *
Tamtej nocy, gdy odbywało się czuwanie nie miałam odwagi choćby zmrużyć oka. Sreberko chyba przysną, lecz nie na długo, gdyż co chwile był budzony przez Wędrówkę, która uporczywie szturchała go łapą, gdy zauważyła, że zasną.
Byłam czujna na wszystko, nawet najmniejszy szelest liści przyprawiał mnie o dreszcze. Górski Szczyt przyszedł dopiero późną nocą, bezszelestnie wślizgując się do obozu. Cicho przyłączył się do czuwania i zachowywał się, jakby był tu od początku.
Gdzie on był tak długo?
Moja głowa w tamtym momencie była zajęta takimi typu myślami.
Irysowa Dusza otuliła szczelniej swoje kociaki ogonem, by mieć pewność, że nie będzie im zimno. Z resztą, słabo by wyszło, gdyby kociak się przeziębił, jeśli by miał za niedługo mianowanie na ucznia.
Bo już zaraz stuknie nam szósty księżyc, co się wiąże z tym, że już zaraz będziemy mieli mianowanie. Tylko ciekawe, kto będzie moim mentorem.
Mój wzrok padł na rudego kocura o zielonych oczach. Nie miałam okazji go poznać, jednak wiedziałam, że nazywa się Lwi Instynkt. Wpatrywał się zimnym, podejrzanym wzrokiem w stronę Górskiego Szczytu.
Czyli nie tylko ja zauważyłam jego znikniecie, warto wiedzieć. Z resztą, to głupie stwierdzenie.
Obok Lwiego Instynktu przykucnęła Błyszcząca Melodia. Jej szaro-białe futro mieniło się blaskiem księżyca, a jej złote oczy były upojone smutkiem. Dalej, na Górski Szczyt spojrzała biała kotka o brązowych oczach. To Mleczna Przysięga. Spojrzała na kocura z wyrazem trudnym do określenia; w jej oczach widniał smutek, troska oraz jeszcze jakieś inne uczucie, ktorego nie potrafiłam wychwycić.
Westchnęłam cicho, podnosząc wzrok na księżyc, który rzucał srebrną poświatę. Wokół panowała nieskazitelna cisza; jakby każde źdźbło trawy, każdy liść, każda igiełka sosny czy świerku, każda chmura, wszystko dookoła przeżywało żałobę wraz z Klanem Podniebnych Strumieni. Po lesie nie niósł się żaden dźwięk. Kompletnie.
Po chwili, przerwała ciszę jedynie Irysowa Dusza, jak najciszej proponując swoim kociakom powrót do żłobka.
* * * *
Następnego dnia, zaraz po pochowaniu przywódczyni, do Gwiezdnego Wodospadu wyruszył Rzeczny Sus wraz z Jaskółczą Wolą, zostawiając Klan pod opieką Górskiego Szczytu i Poziomkowej Łapy. Klan szeptał. Szeptał o Górskim Szczycie oraz o tym, że zapewne zostanie zastępcą przywódcy Klanu. Nie wróżyło to dobrze. Dla wszystkich trzech Klanów.
Choć nie mogłam tego zrozumieć, inne koty nie chciały się za tym przeciwstawiać. Po prostu milczeli. Wszyscy. Milczeli, z cierpieniem znosząc prawdę.
Skoro tak tego nie chcą, dlaczego nie zaprotestują? Dlaczego, po prostu milczą? Ile czasu zajmie zrozumienie, że postąpili źle, milcząc? Ile czasu upłynie, za nim będzie za późno? No właśnie, ile?
Wędrówka podskoczyła do mnie, ślizgając się na bardzo powoli roztapiającym się śniegu. Choć jeszcze nie zbliżała się odwilż. Było to czuć wszędzie. Z resztą, wszystko dookoła nadal nie zaczynało topnieć. Jedynie wtedy, gdy natrafi się jakiś ledwo słoneczny dzień. To się liczy, prawda?
Chociaż prawdziwa odwilż zacznie się może dopiero za jakieś dwa księżyce, o coraz bardziej ciepłe temperatury sprawiały, że śnieg jednak lekko topniał.
Wędrówka spojrzała na mnie i po chwili rozejrzała się po obozie.
— Widziałaś, że Górski Szczyt wysłał większość wojowników na patrole? Zostali tylko Bursztynowe Jezioro, Sójczy Wzrok i Mleczna Przysięga. — miauknęła Wędrówka, mrużąc oczy, gdy zauważyła Górski Szczyt, który tłumaczył coś Bursztynowemu Jeziorowi, pokazując ruchem ogona. Po chwili Bursztynowe Jezioro odszedł w stronę Zachmurzonej Łapy, a Górski Szczyt udał się ku Rozżarzonej Łapie. Zamienili ze sobą parę słów, po czym Bursztynowe Jezioro, Rozżarzona Łapa i Zachmurzona Łapa wyszli razem z obozu. — Cóż, czyli zostali już tylko Lwi Instynkt i Mleczna Przysięga.
Zaszeleściły liście u wyjściu z obozu, i wyłonił się z niego poranny patrol łowiecki. Mysi Nos niosła w zębach drozda, Wiśniowa Ścieżka rudą wiewiórkę i drobną nornicę, a Tygrysi Skok mysz. Uśmiechnęłam się lekko. Na polanę wyszła Poziomkowa Łapa, odrywając się na chwile od obowiązków, które na nią spadły. Uśmiechnęła się, po czym spojrzała na Górski Szczyt, który podszedł do Tygrysiego Skoku.
— Całkiem nieźle, jak na ten sezon. — skomentował Górski Szczyt, patrząc na zdobycze, które przynieśli. — Oby tak dalej.
Tygrysi Skok kiwną niechętnie ogonem na znak, że zrozumiał po czym odłożył wraz z innymi zdobycz na Stertę Zwierzyny i zbył brata wywróceniem oczu.
Już po chwili, brat Górskiego Szczytu podszedł do swojej partnerki - Irysowej Duszy - i popatrzył z dala na Sreberko, który siedział przy jednej z kałuż na skraju polany. Srebrzysty kocurek przyglądał się lodu, który osiadł na powierzchni wody i rozdzielił się na małe kawałki, gdy kociak dotknął go łapą. Po chwili jego wzrok padł na Wędrówkę, która coś mówiła do mnie, jednak się rozkojarzyłam i usłyszałam jedynie kawałek jej wypowiedzi.
— ...i jagody. On mi mówił, że kiedyś je jadł i były całkiem dobre. Że medyczka mu je dała. Ja ich nigdy nie próbowałam. Tak mi się wydaje. Bleh.
Przytaknęłam, nie wiedząc zbytnio o co chodzi i przemknęłam wzrokiem po Głównej Polanie Obozu. Uśmiechnęłam się, gdy Pluskający Potok wyszła ze Żłobka i pomachała mi ogonem na przywitanie.
— Witaj Sosenko! — miauknęła Pluskający Potok, siadając przed żłobkiem i rozglądając się po Polanie Obozu z rzadko spotykanym błyskiem w oku.
Przytaknęłam głową w stronę matki, po czym znów spojrzałam na Wędrówkę.
— Jakie jest twoje wymarzone imię wojowniczki? — spytałam, przyglądając się kotce, która zaczynała chodzić w kółko z nudów. — W końcu wcześniej czy później zostaniesz wojowniczką, nie?
Raczej w przeciwieństwie do mnie. Chciałam dodać, ale milczałam. Chyba już się z tym poprostu pogodziłam.
* * * *
Następnego dnia, gdy siedziałam przed Żłobkiem i wraz z Wędrówką razem rozmawialiśmy, około pory wysokiego słońca zjawił się Rzeczny Sus. Nie, teraz to Rzeczna Gwiazda. Zaraz za nim, cicho podążała Jaskółcza Wola. No tak, zapomniałam dodać, że wtedy jeszcze Rzeczny Sus, zabrał ze sobą do Gwiezdnego Wodospadu Piaskowego Ogona i Malinową Pieśń. Obaj wojownicy stąpali zaraz po Jaskółczej Woli po Głównej Polanie Obozu.
Po chwili pojawiły się wiwaty ze strony Klanu:
— Rzeczna Gwiazda! Rzeczna Gwiazda!
Rzeczna Gwiazda spojrzał na swój Klan i się uśmiechną. Pokłonił się nisko, strzepując ogonem.
— Naprawdę, naprawę jestem wdzięczny za tak miłe przywitanie. I naprawdę to doceniam. Jeszcze przed wschodem księżyca wyznaczę zastępcę Klanu. — mrukną, przeszywającym, spokojnym głosem. Odwrócił się, po czym znikną w Legowisku Przywódcy.
Które nie tak dawno temu, należało jeszcze do Obłocznej Gwiazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top