Rozdział I

Dzień był srogi i zimny, gdyż panowała pora Nagich Drzew. Miękki puch ze śniegu przykrył polane obozu, a pomimo tego, promyki słońca przebijały się przez chmury. Koty Klanu Podniebnych Strumieni z rozkoszą wygrzewały się na zapewne ostatnich promykach słońca.

Siedziałam przed żłobkiem i jak zwykle przyglądałam się zabawom innych kociaków. Jakże im zazdrościłam tego, że nie są ślepi (pół-ślepi?), czy że inne kociaki się z nimi bawią. Chyba codziennie słyszałam wyzwiska w moją stronę od paru innych kociaków, typu "Ślepota" czy nawet "Głupota", a moja matka na to nie reagowała. Westchnęłam cicho i wstałam, po czym poszłam truchtem po śniegu w stronę niewielkiego kamienia, leżącego niedaleko Legowiska Starszyzny.

Po chwili zgrabnie wskoczyłam na kamień i przyglądałam się Polanie Obozu. Spojrzałam na Wielki Dąb. Był on miejscem do zebrań, a u jego korzeni znajdowała się rozpadlina odpowiadającą za Legowisko Przywódcy.

W chwili gdy usiadłam na kamieniu, podeszła do mnie Pszczela Łapa, uśmiechając się do niej ciepło.

— Um, witaj Pszczela Łapo! — miauknęłam do złotej kotki.

— Witaj Sosenko. — odpowiedziała Pszczela Łapa z uśmiechem, a w jej oczach zagościł błysk, po czym kontynuowała. — Już niedługo zostanę wojowniczką! Moja mentorka mówi, że naprawdę szybko się uczę! Taak bardzo się cieszę...

Uśmiechnęłam się, po czym przyjrzałam się postawie kotki; stała prosto, nie garbiąc się, głowę trzymała ku górze, a wzrok miała wpatrzony przed siebie. Pszczela Łapa to naprawdę bardzo miła kotka. Po chwili usłyszałam wołanie imienia Pszczelej Łapy, po czym gdy spojrzałam w stronę głosu, uczennica uśmiechnęła się jeszcze bardziej i powiedziała do mnie:

— No, ja muszę iść. Mentorka mnie wzywa, do zobaczenia Sosenko! — miauknęła uczennica po czym odeszła.

Gdy złota kotka odeszła, popatrzyłam się na niedaleko ode mnie turlających się razem na śniegu Żarkę i Płomyczka. Ze wszystkich kociaków, ich nie lubiłam najbardziej.

Płomyczek spojrzał na mnie i wybuchł śmiechem.

— Żarko, zobacz, ślepota się gapi! — dobiegł mnie roześmiany głos Płomyczka, na co położyłam uszy po sobie, sfrustrowana.

— Niech się patrzy, pewnie zazdrości! — odpowiedziała z pogardą Żarka.

Spojrzałam na łapy i westchnęłam. Płomyczek i Żarka mieli już sześć księżycy, w związku z tym mieli mieć dzisiaj mianowanie na uczniów. Za to ja, miałam ich pięć. Jeszcze do mojego mianowania trochę czasu zostało. Dla mnie to była wieczność. Rozejrzałam się po obozie i dostrzegłam siedzącego nieopodal Legowiska Wojowników Górskiego Szczyta, starszego wojownika, który patrzył na mnie posępnym wzrokiem.

Spojrzałam w niebo. Była pora wysokiego słońca. O zachodzie słońca miało się odbyć mianowanie.

Nawet nie miałam zamiaru zebrać się razem z Klanem. Kątem oka spojrzałam na młodego, białego ucznia o imieniu Zachmurzona Łapa, idącego żwawo w stronę Legowiska Medyka. Nawet ja zauważyłam, że w towarzystwie Poziomkowej Łapy, uczennicy medyka, zachowuje się dość ,,dziwnie".

Spojrzałam w stronę Żłobka i dostrzegłam wychodzącą z niego Pluskający Potok, która wyglądała na złą. Przewróciłam oczami i podeszłam truchtem do matki.

— Sosenko! — warknęła Pluskający Potok.

— Tak, mamo? — miauknęłam znudzona.

— Dlaczego wychodzisz na śnieg? — parsknęła i dodała obojętnie — Wracaj do żłobka, bo się przeziębisz.

Spojrzałam na łapki mokre od śniegu i westchnęłam.

— Ale Płomyczek i Żarka...

— Co mnie obchodzi Płomyczek i Żarka! Jak mówię nie, to nie! — warknęła Pluskający Potok.

W moich oczach pojawił się smutek.

Co ja robię nie tak?

Parę sekund później, ze żłobka wyszła Irysowa Dusza, a za nią podążały jej dwoje kociąt - Sreberko i Wędrówka.

— Nie bądź taka surowa, Pluskający Potoku. To jest tylko kocie, chce się bawić. — miauknęła łagodnie Irysowa Dusza siadając przed Żłobkiem i otulając swoje kociaki ogonem.

Pluskający Potok parsknęła, zostawiając mnie samą przed Żłobkiem. Usiadłam i owinęłam swój ogon wokół łap, patrząc na bawiących się nieopodal Żarkę i Płomyczka.

— Mamo, w co możemy się pobawić? — zapytała Wędrówka uradowana, kręcąc się w kółko. — Masz jakiś pomysł? Może w Zwierzynee? Albo w chowanego? Albo w wyścigi?

— By się bawić w Zwierzynę trzeba przynajmniej czterech kociaków. Dwoje musi być zwierzyną, a dwoje łowcami, nie pamiętasz? — miaukną Sreberko.

— No wiem, aleeee jest jeszczeeee Sosenka i Lewek, no i ewentualnie Żarka i Płomyczek, ale znając ich pewnie nie będą chcieli się bawić, z resztą tak samo jak Szafirek. — odpowiedziała Wędrówka unosząc ogon do góry spojrzała na mnie. — Sosenko! Chcesz się bawić w zwierzynę?

Spojrzałam to na Irysową Duszę, to na Wędrówkę i się uśmiechnęłam.

— Jasne! — odpowiedziałam i wstałam.

* * * *

— Dobra, to jest nas czworo, czyli starczy do zabawy w Zwierzynę! — pisną uradowany Lewek idąc w stronę stosu zwierzyny, gdzie miała się zacząć zabawa.

Gdy już wszystkie kociaki siedziały obok stosu zwierzyny, Wędrówka wstała i miauknęła.

— To kto będzie łowcą? Ja chce być zwierzyną! Kto chce być ze mną zwierzyną? Sosenko, chcesz? Kotki przeciw kocurom! Co ty na to? Ty jesteś w to najlepsza, nawet bez jednego oka! — miauknęła podskakując z radości Wędrówka, na co przytaknęłam głową i wstałam.

Zabawa w Zwierzynę, polegała na tym, że dwoje kociaków jest łowcami, a pozostała dwójka zwierzyną. Zadaniem łowców, było "złapanie" zwierzyny w odpowiednim czasie, który wyznacza jakiś inny kot. Żeby złapać "zwierzynę", łowcy musieli przytrzymać przy ziemi kociaków którzy pełnili role zwierzyny na więcej niż trzy sekundy. Łowcy nie muszą współpracować ze sobą, tak samo jak "zwierzyna", ale najczęściej grupa łowców trzyma się razem. Kociaki mogą ganiać się po całym obozie, zabronione jest jedynie chowanie się do legowisk, oraz wychodzenie z obozu. Jedynie dozwolone jest szybkie przebiegnięcie przez legowisko. Zabawę też urozmaicają tunele, które są zamieszczane pod obozem, oraz pod płotami z jeżyn, lecz niektóre tunele pod obozem grożą zawaleniem, więc do niektórych tuneli również jest zabronione wchodzić.

— To może poprosimy Szafirka by nam odliczał czas? — zasugerował Sreberko przeciągając łapą po swoim uchu.

— On się raczej nie zgodzi, ale warto spróbować! — miauknęła szybko Wędrówka i pognała do żłobka.

— To my na ciebie poczekamyy! — krzykną za nią Lewek.

Spojrzałam na znikającą w żłobku Wędrówkę, a po chwili pokierowałam wzrok na Żarkę i Płomyczka, którzy siedzieli w cieniu obozu, patrząc na pozostałe kociaki. Wyglądali na zazdrosnych. W sumie, to jak nie chcą się bawić, to trudno. Ich strata.

Minęło parę minut, dopóki Wędrówka przybiegła, a za nią wlekł się błękitny kocurek.

— Namówiłam go! Będzie nad odliczać czas! — pisnęła uradowana Wędrówka, a następnie słowa skierowała do wlekącego się z tyłu Szafirka — No chodź tu, ślimaku, nie wlecz się, chcemy zaczynać!

Szafirek po chwili przywlekł się do grupki kociaków.

— A czemu akurat ja mam wam odliczać ten głupi czas, skoro bawi się z wami ta ślepota? — sykną Szafirek i spluną w moją stronę. — Niech ona odlicza i tak do niczego nie nadaje!

— Nie prawda! — powiedzieli jednogłośnie Wędrówka i Lewek.

— I tak jest lepsza od ciebie w tą grę. — miaukną spokojnie Sreberko myjąc przednią łapę.

— Ta, na pewno — mrukną Szafirek. — Dobra jak tak bardzo chcecie się bawić z tą ślepotą to proszę bardzo, będę wam odliczał ten durny czas — sykną i przewrócił oczami.

— Dobra, to zaczynamy? — miauknęłam.

— Takk! — odpowiedziała Wędrówka i podskoczyła z miejsca. — Dobra, to wy liczycie do dziesięciu, a ja z Sosenką się chowam! A ty Szafirku odliczasz czas rozgrywki. PAMIĘTAJ zaczynasz odliczać wtedy, kiedy skończą odliczać łowcy. — miauknęła wskazując ogonem to na Lewka i Sreberko, to na siebie, i mnie, i na końcu na Szafirka.

Kociaki przytaknęły zgodnie głową, "łowcy" zakryli sobie pyszczki łapkami i zaczęli odliczać. Szybko pobiegłam w stronę Legowiska Wojowników, gdyż za nim jest dość dużo tuneli do ucieczki. Z tego, co zauważyłam, to Wędrówka pobiegła w stronę Polany Medyka. Idealnie gdy wychodził z niej Zachmurzona Łapa, koteczka zdołała się ukryć w zaroślach, a potem zniknąć mi z oczu.

Obóz Klanu Podniebnych Strumieni dzieli się na dwie polany: na Polanę Główną oraz na Polanę Medyka.

Polana Medyka to jest bardzo piękne miejsce. W samym środku polany mieści się wielki, stary pień, gdzie można dostać się do jego wnętrza, gdyż środek drzewa jest prawie całkiem pusty. By wejść, trzeba przejść przez dużą "dziurę" w drzewie. W sumie, raczej nie nazwie się tego dziurą, gdyż ona sięga od początku korzeni pnia do prawie jego końca. Więc jest spora. Można powiedzieć, że pień z jednej strony jest przepołowiony. W pniu, znajduje się Legowisko Medyka i to tam medyk przechowuje swoje zapasy ziół oraz leczy koty. Na obrzeżach polany są dodatkowe legowiska w paprociach, oraz rośnie tam parę maków i parę garstek mchu, a przez polane przebiega niewielki strumyczek wody.

Schowałam się za Legowiskiem Wojowników i rozejrzałam się. W ściance z jeżyn i kolcolistu było dość dużo dziur. A były one wystarczająco duże, by kociak który ma pięć księżyców bez większego oporu się zmieści.

Uśmiechnęłam się.

Chyba lepszego miejsca do chowania nie ma!

Gdy zobaczyłam Lewka który zmierza w stronę Legowiska Wojowników, schowałam się szybko za Legowiskiem i byłam gotowa do ucieczki, w każdej chwili.

Muszę wygrać, by pokazać Szafirkowi kto tu rządzi, prawda?

Chociaż miałam zabraną połowę wzroku, to mój węch i słuch były dwa razy bardziej wyczulone od innych. Słyszałam zbliżającego się Lewka, jego bieg w stronę Legowiska Wojowników. Właśnie w moją stronę. Ale miałam plan. Dobry plan. Tak przynajmniej myślałam.

Po paru sekundach Lewek zatrzymał się z tyłu Legowiska Wojowników i zauważając mnie podniósł ogon.

— Mam cię! — zawołał Lewek i skoczył na mnie, jednak ja szybko uniknęłam jego ataku i wcisnęłam się w jedną z dziur pod płotkiem z kolcolistu, po czym zaczęłam posuwać się jak najszybciej potrafiłam wzdłuż tunelu, dopóki nie natrafię na odsłoniętą Główną Polanę obozu. Jeżyny i kolcolist targały moje futro, ale dla mnie liczyła się teraz tylko jedna rzecz: wygrana. Nie jestem bardzo ambitną kotką, lecz chcę pokazać... że nie jestem beznadziejna.

Spoglądałam przez szpary w płotku, dopóki nie zauważyłam kątem oka Sterty Zwierzyny, więc wyślizgnęłam się z tunelu jedną z dziur i rozejrzałam się, czy nigdzie nie ma w pobliżu Sreberka albo Lewka. Moje szare futro było potargane, ale nie zwracałam na to uwagi. Szybko rozejrzałam się ponownie, czy nie ma w pobliżu kociaków, którzy pełnili role łowców i gdy nikogo nie zauważyłam, pobiegłam w stronę Legowiska Starszych. Raczej nikt nie wpadnie na to, że się tam schowałam, gdyż jest to dość nietypowe miejsce do chowania się, a poza tym za Legowiskiem Starszych jest zazwyczaj wyższa trawa, gdzie można po prostu kucnąć i nie będzie się zauważonym. W tym przypadku pewnie będzie tam dużo śniegu. Gdy zmierzałam do Legowiska Starszych, coś skoczyło na mnie od tyłu i z mały trudem przygwoździło do ziemi.

— Mam cię! — miaukną uradowany Lewek i zaczął odliczać trzy sekundy.

— Nie bądź taki pewny! — miauknęłam z udawanym cichym piskiem, zwalając Lewka z siebie. — Ha! Nie złapiesz mniee! Nawet jeśli jestem pół ślepa, to i tak cię pokonam!

— No ejjjj! — miaukną Lewek śmiejąc się, gdy zaczynałam od niego się oddalać, biegnąc w stronę Sterty Zwierzyny.

Co chwile patrzyłam za barki, by zobaczyć jak daleko jest Lewek, który nie zaprzestał mnie gonić.

Biegnąc przez polane i zerkając co chwile za siebię, wpadłam na Nocne Pióro; młodą wojowniczkę. Odskoczyła i spojrzała krótko na ciemną kotkę.

— Przepraszam! — miauknęłam, znów zaczynając biec w stronę Sterty Zwierzyny.

Za chwile powinien się kończyć czas, więc miałam duże szanse na wygraną. Lewek był teraz tylko o długość ogona ode mnie. Starałam się przyśpieszyć, ale biegłam ile sił w moich małych łapkach miałam.

— Koniec czasu! — mrukną niegłośno Szafirek, bawiąc się kulką mchu, przy Stercie Zwierzyny.

Ostro zahamowałam, niemal wpadając w stos zdobycz i uniosłam ogon do góry.

— Jest! Wygraliśmy! — miauknęłam uradowana.

— Ty wygrałaś. — zwróciła się do mnie uśmiechnięta Wędrówka. — Ja odpadłam na prawie samym początku. Ale zabawa była fajna!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top