2. Egoizm

- Zanim jednak przejdziemy do mianowania przyszłych uczniów wojowników...

Serce Bursztynki stanęło. Przywódca miał teraz ogłosić coś, co nie było bezpośrednio związane z uczniami. A może wręcz przeciwnie? Nacisk, jaki kładł na słowo wojowników...

- Leszczynku!

Bursztynka wstrzymała oddech. Czy teraz Leszczynek zostanie mianowany na ucznia medyka? Była tego pewna. Jego marzenie będzie mogło się spełnić!

Leszczynek przez chwilę stał z szeroko otwartymi oczami, lecz w końcu spoważniał i mimo lekkiego drżenia łap podszedł do przywódcy. Wronia Gwiazda spojrzał na niego przeszywającym spojrzeniem pomarańczowych oczu.

- Od dziś będziesz się zwać Leszczynowa Łapa.

Bursztynka nagle poczuła się niezwykle dumna z brata. Chociaż nigdy nie był uważany z ponadprzeciętnie inteligentnego, szczycił się wyjątkowo dobrą pamięcią. Wciąż obawiał się jednak, że to nie wystarczy, by zostać medykiem. Mimo to stawiał właśnie swój pierwszy krok na ścieżce, która prowadziła go do wymarzonego celu!

- Zachmurzona Myśli - kontynuował Wronia Gwiazda. - Jestem pewien, że przekażesz mu całą swoją wiedzę.

Szylkretowa medyczka wyglądała na nieco zakłopotaną pod spojrzeniem przywódcy, jednak udało jej się zachować powagę. Z podniesionym wysoko ogonem podeszła do nowo mianowanego ucznia, po czym pochyliła ku niemu głowę, by zetknąć się z nim nosami. Leszczynowa Łapa był tak zszokowany, że przez chwilę stał w miejscu z otwartym pyskiem, ale po chwili poprząsnął głową i odwzajemnił gest kotki.

- Leszczynowa Łapa! - zawiwatowała Bursztynowa Łapa, chwilę potem zdając sobie sprawę, że na wszystkich ceremoniach, jakie widziała, dopiero na samym końcu skandowało się imiona wszystkich nowo mianowanych.

Nikt jej jednak nie uciszył - kilkoro wojowników oraz jej towarzysze z legowiska zawtórowali jej okrzykowi, aż w końcu cały klan wołał imię jej brata, wraz z kotką wkładającą całe serce w każdy okrzyk. Leszczynowa Łapa skulił się lekko, ale po chwili wyprostował się, a jego pysk przybrał wyraz najszczerszej radości - wyglądał, jakby chciał podzielić się nią z każdym członkiem klanu. Po chwili wołania ucichły, a zebrani ponownie wlepili wzrok w przywódcę.

- Mam nadzieję, że nie zmęczyliście się tymi wiwatami, bo już zaraz je powtórzycie - oznajmił pogodnie przywódca.

Bursztynowa Łapa z ulgą zrozumiała, że kot stojący nad nią to ten sam Wronia Gwiazda, o którym pochwalne historie opowiadano jej niemalże od narodzin. Dotąd nie miała okazji spotkać go osobiście, gdyż rzadko wychodził ze swojego legowiska. Obawiała się, że okaże się surowy albo nadmiernie poważny, a tymczasem już na początku okazał swoje życzliwe oblicze. W duchu przysięgła sobie, że jeśli jest taki naprawdę, to właśnie takim przywódcą chciałaby się kiedyś stać.

- Iskierku, Świtajko, Bursztynko, Kru... Kruczku? Koni... - zawahał się kocur, przyglądając się kociakom. - Po prostu podejdźcie - dokończył zrezygnowany. W końcu manowanie siedmiu uczniów na raz nie zdarzało się często.

- Zacznijmy od ciebie - powiedział do czarnego kociaka. - Iskierku, Purpurowy Liściu, podejdźcie.

Oczy Iskierka zrobiły się jeszcze większe, niż zazwyczaj.

- Ale ja już podszedłem...

- Więc podejdź bliżej - powiedział przywódca tym samym spokojnym głosem, co wcześniej.

Kocurek posłusznie zbliżył się do Wysokiego Dębu. Bursztynka musiała powstrzymać się od parsknięcia śmiechem, widząc go w takim stanie. Stojącej obok niej Świtajce się to nie udało, więc wydała z siebie odgłos brzmiący jak połączenie syku i dławienia się.

Przywódca spojrzał na stojącego pod dębem czarnego kociaka. W jego oczach zapłonął niezwykły blask, jakby odbijały się w nich gwiazdy. Wyglądało na to, że właśnie teraz rozpoczynała się właściwa część ceremonii.

- Począwszy od tego dnia, do czasu, aż nie otrzyma imienia wojownika, uczeń ten będzie zwał się Roziskrzona Łapa - rzekł. - Pur...

- A nie powinno być Iskrzana Łapa? - niespodziewanie wtrącił Jarzębinek. - Bo gdybym to ja...

- Nie - przerwał mu Wronia Gwiazda.

No tak - pomyślała Bursztynka. - Tylko nasz najgłupszy kot w klanie byłby w stanie zabić nastrój tak ważnej ceremonii jedną wypowiedzią.

- Pechowa siódemka, co? - szepnął ktoś ze starszyzny.

Przywódca rozejrzał się groźnie po klanie. Wszystkie głosy natychmiast ucichły. Teraz aura kocura była inna - samym spojrzeniem był w stanie wywołać ciarki na plecach. Bursztynka jednak podekscytowała się jeszcze bardziej. Właśnie taki powinien być przywódca Klanu Płomienia.

- Purpurowy Liściu - kontynuował. - Jesteś dobrym i doświadczonym wojownikiem. Jestem pewien, że uda ci się... naprowadzić swojego ucznia na właściwą drogę.

Wspomniany czarno-biały kocur jedynie skinął głową, wpatrując się w Roziskrzoną Łapę zmrużonymi oczami.

Ocenia go - pomyślała Bursztynka z lekką satysfakcją. - Biedak nie będzie miał lekko. Może mu się to przyda.

Kolejnym wezwanym była Świtajka. Ona, chcąc zachować się lepiej, niż jej poprzednik, podeszła do przywódcy, próbując przybrać jak najdostojniejszą postawę. Uniosła jednak ogon tak wysoko, że zdecydowanie nie wyglądała tak poważnie, jak myślała.

- Począwszy od tego dnia, do czasu, aż nie otrzyma imienia wojownika, uczennica ta będzie zwać się Świtająca Łapa - oznajmił przywódca z wyraźną ulgą, że teraz wszystko przebiegło bez zakłóceń. - Gawronie Pióro, liczę, że przekażesz jej całą swoją mądrość.

- Oczywiście - odrzekł sympatycznym głosem stojący obok czarny kot. W jego zielonych oczach lśnił entuzjazm.

- Biedak - stwierdził cicho Kruczek. - Chyba jest niedoświadczony w sprawach uczniów. Ta szkarada wejdzie mu na głowę.

Następna była Koniczynka. Kiedy otrzymywała nowe imię, trzęsła się tak bardzo, że przyglądająca się mianowaniu medyczka odruchowo skierowała się po zioła uspokajające. Na szczęście uczennicy polepszyło się, gdy ujrzała swojego nowego mentora – Liściastego Ogona, młodego rudego kocura, który uśmiechał się do niej życzliwie.

- Kolejny entuzjasta - ponownie skomentował brat kotki. - Nie jest medykiem, żeby zajmować się takimi ciężkimi przypadkami.

- Kruczku, podejdź - chwilę później zawołał przywódca. Szary kocurek drgnął i podszedł pod Wysoki Dąb z tą samą niezadowoloną miną, co zawsze. Nie wyglądał, jakby ceremonia mianowania była dla niego czymś szczególnie ważnym.

Wronia Gwiazda chyba jest zmęczony - Bursztynka przyjrzała się kocurowi ze współczuciem. - Już chyba wiem, dlaczego został przywódcą. Ja bym nie wytrzymała nawet jednego mianowania.

- Kruczku... Od dzisiaj będziesz nosić imię Krucza Łapa - oznajmił przywódca. Brzmiał, jakby jego sympatia stopniowo wyparowywała wraz z mianowaniem każdego nowego ucznia i teraz osiągnęła samo dno. - Twoją mentorką będzie Cisowa Skóra.

Przyglądająca się im szylkretowa kotka prychnęła.

Krucza Łapa zamiast jednak podejść do swojej nowej mentorki, wciąż stał nieruchomo, wbijając wzrok swoich lodowatych oczu w przywódcę. Mijały sekundy, a zgromadzeni zaczynali wiercić się z niezręczności. Wronia Gwiazda odwzajemnił spojrzenie kota, chociaż wyglądał, jakby było to dla niego nieco niekomfortowe. Narastająca cisza zdawała się wypełniać powietrze niczym wybuchowy gaz - wystarczyła tylko iskra, żeby doprowadzić do eksplozji.

- Słaby wybór - stwierdził w końcu uczeń. - Mogłeś się bardziej postarać.

Parę kotów syknęło na niego z oburzeniem, a reszta zaczęła wykrzykiwać reprymendy dla nowego ucznia lub wymieniać między sobą niezadowolone szepty. Bursztynka również była zszokowana, do czego posunął się Krucza Łapa - nawet tak lekceważający kot, jak on powinien okazywać szacunek przywódcy. Ten jednak nie zareagował, jedynie westchnął i kontynuował.

- Bursztynko, podejdź.

Kotka drgnęła, gdy usłyszała swoje imię. Tak! Nareszcie nadszedł ten moment! Przyszła uczennica poczuła nowy przypływ energii. To właśnie tutaj zaczynała się jej ścieżka. Kto wie, dokąd miała ją zaprowadzić?

- No już - pośpieszyła ją Świtająca Łapa.

Z zakłopotaniem wyrwała się z zamyślenia i podeszła do przywódcy. Mogła się tak nie zamyślać, skoro chciała sprawić dobre wrażenie. Czy nie szła dziwnie? Jeszcze potknie się o własne łapy... Mogła też lepiej wyczyścić futro!

Przestań! - upomniała się, kręcąc głową, by odgonić złe myśli. Zrozumiała jednak, że tego też nie powinna teraz robić. Przełknęła ślinę i skierowała wzrok na przywódcę, który zmierzył ją oceniającym spojrzeniem. Miała nadzieję, że robił to jedynie dlatego, że go zaciekawiła – oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

- Od tego dnia, aż nie zdobędzie imienia wojownika, uczennica ta będzie zwać się Bursztunowa Łapa - wygłosił. Kotka poczuła, jakby eksytacja miała rozsadzić ją od środka. - Wrzosowy Pazurze!

- Tak! - zareagowała szybko stojąca nieopodal kotka. Zarówno jej futro, jak i oczy w słońcu lśniły złotym blaskiem.

To musi być znak! - pomyślała Bursztynowa Łapa z nadzieją. - Słońce i złoto... Ta kocica musi być mentorką, która zaprowadzi mnie ku świetlanej przyszłości!

- Ufam, że przekażesz swojej uczennicy wszystkie swoje umiejętności - dokończył Wronia Gwiazda.

- Oczywiście! - niemalże wykrzyczała kotka. Teraz, kiedy Bursztynowała Łapa przyjrzała się swojej mentorce, jej pysk wyglądał, jakby połknęła trochę za dużo mysiej żółci i siedziała sztywno, jakby podczas wchodzenia na drzewo nadziała się na jakiś patyk. Wyglądała na kogoś, kto byłby w stanie zamordować własnych rodziców w imię kodeksu wojownika. W tym momencie jej uczennica zaczęła mieć wątpliwości co do swojej świetlanej przyszłości.

Ostatnim mianowanym kotem był Jarzębinowa Łapa, któremu na mentora przypadł Wróbli Lot. Kremowy kocur nie wyglądał na usatysfakcjonowanego, że to akurat jemu trafił się ten ciężki przypadek.

***

- Nie wierzę - wyjąkał Leszczynowa Łapa. - To naprawdę się stało.

- No a jak! - wyszczerzył się Jarzębinowa Łapa. - W końcu mamy jakąś pozycję w klanie! Już nie będzie sprzątania żłobka!

- Będzie - przerwał mu Krucza Łapa. - I to nie tylko żłobka.

- Ja tam jestem pewien, że mój mentor nie pozwoli mi, bym zajmował się takimi parszywymi obowiązkami dla kociaków! - odparł z dumą rudy kocur. - Tak sobie myślę, że już mnie polubił!

- Szczerze wątpię.

Bursztynowa Łapa i cała reszta nowo mianowanych przysiedli w legowisku uczniów - a teraz już ich legowisku. Wiwaty klanu i gratulowanie każdemu nowo mianowanemu z osobna trwały tak długo, że już zaczęło się ściemniać. Koniczynowa Łapa wciąż kuliła się w kącie legowiska, gdzie uformowała już zaczątki swojego posłania.

- Nigdy więcej takich zgromadzeń - wyszeptała drżącym głosem. Zapewne w jej wyobraźni prawie została stratowana przez tłum nadmiernie podekscytowanych kotów.

Wszyscy - poza najwidoczniej straumatyzowaną Koniczynową Łapą i jak zwykle ponurym Kruczą Łapą - śmiali się i rozmawiali, wspominając chwile, które zdarzyły się jeszcze tego samego dnia.

- Rozumiecie, że to była nasza ostatnia zabawa w polowanie? - przerwała im nagle Świtająca Łapa. - Już nie będziemy mieli czasu na takie rzeczy!

- No tak! Teraz będziemy polować naprawdę! - podekscytował się Jarzębinowa Łapa.

- Dobrze, że tym razem zagraliśmy wszyscy razem - stwierdził Roziskrzona Łapa, patrząc wymownie na stojącego obok szarego kocura. Krucza Łapa prychnął.

- Ale kto wie - wtrącił Leszczynowa Łapa. Wciąż wyglądał na najszczęśliwszego kota w klanie i wyglądało na to, że nic nie było w stanie popsuć jego radości. - Może jeszcze kiedyś znowu się tak pobawimy!

- Mam nadzieję! - zaśmiała się Bursztynowa Łapa. - Wtedy już na pewno wygram!

Nagle usłyszeli szelest przy wejściu do legowiska. Wszyscy odwrócili głowy w jego kierunku, gdy przez liściastą zasłonę przedarł się biało-rudy kocur.

- Ćmia Łapa! - zawołała radośnie Świtająca Łapa.

- Co wy tu robicie? - pysk kota wykrzywił się w irytacji, którą chwilę potem zastąpił zawód. - Ah, no tak.

Ruszył ociężale w kierunku swojego posłania, rzucając nowym lokatorom nieszczególnie sympatyczne spojrzenia. Chwycił swoje legowisko w zęby i zaciągnął je aż pod tylną ścianę, przy okazji gubiąc połowę jego materiałów.

- Zamknąć się i słuchać - warknął, chociaż wszyscy już siedzieli cicho. - Ja byłem tu pierwszy, dlatego mam swoje zasady.

- I niby czemu mielibyśmy się do nich stosować?! - odwarknął Jarzębinowa Łapa, jeżąc sierść.

- Bo nie chcecie mieć podrapanych pysków - odrzekł, demonstracyjnie wysuwając pazury. - Chociaż ten tam wygląda, jakby mógł nastawić go do ciosu i jeszcze mi za to podziękować.

- Co? - miauknął wskazany przez starszego ucznia Leszczynowa Łapa.

- I co z tego?! Nas i tak jest więcej! - syknęła Bursztynowa Łapa. - Doświadczenie na nic ci się nie zda, jak skoczymy na ciebie wszyscy razem!

- O tym się przekonamy - odrzekł starszy uczeń. - Ale wątpię, że te zasady są aż takie trudne, by je przestrzegać. Brzmią następująco - nie zbliżacie się do mojego posłania, nie dotykacie mojego posłania, nie hałasujecie w nocy i nie zawracacie mi głowy.

- Da się zrobić - stwierdził wyraźnie znudzony Krucza Łapa. - I tak twoje posłanie interesuje mnie równie bardzo, jak sprzątanie legowiska starszyzny.

- A te pazury to lepiej sobie daruj - parsknęła Świtająca Łapa. - Nie sądzę, że twój mentor odpuściłby ci znęcanie się nad kolegami z legowiska!

- Nie ważne - westchnął Ćmia Łapa i ułożył się na posłaniu, wkładając w każdy ruch tak dużo irytacji, jak tylko jest to możliwe. - Lepiej już się połóżcie, jeśli nie chcecie zaspać na zwiedzaniu terytorium. Ja na pewno nie będę was budzić.

Cała szóstka porozumiewawczo zwróciła ku sobie głowy.

- Zwiedzanie?

- No tak! - zawołał podekscytowany Leszczynowa Łapa. - W końcu poznamy terytorium klanu!

- W końcu wyjdziemy poza mur - rozmarzył się Roziskrzona Łapa.

- W takim razie faktycznie powinniśmy się położyć, prawda? - powiedziała cicho Koniczynowa Łapa. Wszyscy zwrócili ku niej wzrok, przez co skuliła się jeszcze bardziej.

- A no tak, ty istniejesz - zauważył Jarzębinowa Łapa z całkowicie autentycznym zdziwieniem.

- Zgadzam się z Koniczynową Łapą - oznajmiła Bursztynowa Łapa. - Naprawdę wolałabym być przytomna podczas naszej pierwszej wyprawy poza obóz.

Wszyscy przytaknęli - nawet nadmiernie energiczni Świtająca Łapa i jej brat. Najwidoczniej zgadzali się, że jutrzejszy dzień miał być zbyt wyjątkowy, by go przegapić.

***

- Bursztynowa Łapo!

- Pysk!

- Bursztynowa...

- Na Klan Gwiazdy, nie drzyj się tak!

- Bursztynowa Łapa kto? - jęknęła sennie wspomniana Bursztynowa Łapa.

Nie chciała jeszcze się budzić. Po raz pierwszy od wielu księżyców jej noc była tak spokojna. Żadnych ognistych oczu w ciemności, głosów i nieokreślonego lęku. Dlaczego miałaby się budzić, skoro mogła cieszyć się spokojną nocą? W końcu po otworzeniu oczu miał nastąpić kolejny dzień taki jak inne. Dlaczego miałaby zmarnować swoją szansę?

- Bursztynowa Łapo, dzisiaj jest ten dzień!

Wraz z tymi słowami powieki jej płomiennych oczu otworzyły się szerzej, niż tej nocy, gdy po raz pierwszy nawiedził ją koszmar. Teraz jednak podniósł je nie lęk, a wybuch ekscytacji, którą kotka tłumiła w sobie przez całą noc.

- No nareszcie! - W oczach Świtającej Łapy zapłonęły radosne iskierki, gdy omal nie podskoczyła z radości. - Już myślałam, że cię nie dobudzę! Przecież nie możesz pominąć zwiedzania!

- Ja mogę - mruknął Krucza Łapa przeciskający się obok Świtającej Łapy. Wbrew swojej niechęci jako pierwszy skierował się ku wyjściu z legowiska, chociaż równie dobrze mógł chcieć jak najszybciej mieć to za sobą.

No tak. Od wczoraj nie byli już niesamodzielnymi, kociakami, które nie mogły wystawić nosów poza obóz. Nareszcie stali się uczniami - a to już o krok od zyskania statusu wojowników! Już tak mało brakowało...

- Z czego się tak cieszysz? - mruknął Roziskrzona Łapa wylizujący zmierzwione od snu futro. Bursztynowa Łapa z zakłopotaniem zrozumiała, że okazywała swoje emocje trochę zbyt zauważalnie. - Kolejne parę księżyców harowania, podczas których nadal będą traktować nas jak kociaki.

- Nie wyżywaj się Bursztynce... Bursztynowej Łapie - poprawiła się szybko Koniczynowa Łapa, która najwyraźniej poczuła się lepiej po przespanej nocy. - Nadal jesteś zły na Ćmią Łapę?

- Nadepnął mi na ogon z całej siły! - syknął czarny kocur. - I jeszcze wysunął pazury! To nie mógł być przypadek!

- Inaczej nikt by cię nie dobudził - stwierdził Jarzębinowa Łapa. - Najleniwszy kot w klanie!

- I kto to mówi!

Bursztynowa Łapa zamruczała lekko. Doskonale wiedziała, że żadna z ich sprzeczek nigdy nie odbywała się na poważnie i najczęściej trwała tylko chwilę, by zaraz potem znów się pogodzili. Tak naprawdę było to całkiem urocze.

W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak głośne wydały się głosy roznoszące się po legowisku. Omal nie zakręciło jej się w głowie, gdy nią pokręciła. Najwyraźniej musiała spać zbyt długo.

- Gdzie jest Leszczynowa Łapa? - spytała się nagle, gdy zauważyła, że jej brata nie ma w pobliżu.

- Hę? - Jarzębinowa Łapa oderwał się od syczenia na Roziskrzoną Łapę. - Faktycznie go nie ma. Zniknął?

- Jak można przegapić czyjeś zniknięcie? Trzeba go poszukać! - brązowa kotka fuknęła na kocura.

Odruchowo skierowała się ku wyjściu z legowiska. Wśród kłębów zapachów reszty uczniów i starych, niemalże wyblakłych woni mianowanych niedawno wojowników, którzy niegdyś tu mieszkali, z łatwością wyczuła ślad Leszczynowej Łapy, który prowadził na zewnątrz.

- Czemu panikujesz? - przerwał jej nagle Krucza Łapa. - On tylko poszedł spotkać się z nową mentorką.

- Och...

Bursztynowa Łapa poczuła się trochę zmieszana, że zareagowała tak gwałtownie. Nawet nie zauważyła, kiedy narodziła się w niej taka nadopiekuńczość.

- My też powinniśmy już iść - zaproponowała.

Nie czekając na resztę wyszła z legowiska. Natychmiast owionęły ją zapachy wszystkich członków klanu. Jak wiele kotów, tak wiele emocji.

Była w stanie wyczuć nerwową woń karmicielki, którą z pewnością była Motyla Pręga. Kotka teraz jako jedyna mieszkała w żłobku, a przez nowo poznaną samotność zignorowała zakazy medyczki o ograniczaniu ruchu. Być może też obawiała się, że zacznie rodzić sama, a nikt na zewnątrz nie usłyszy jej krzyku.

Słuch uczennicy również wykazał się wrażliwością. Udało jej się dosłyszeć kroki patrolu, który niedawno opuścił obóz. Miarowy tupot brzmiał, jakby wojownicy ledwo utrzymywali spacerowe tempo. Czy może grupa ta składała się z młodych wojowników, którzy z trudem powstrzymują się od zabawy? Nie, brzmiało to raczej, jakby chcieli uciec.

Nic dziwnego - zastępczyni przywódcy właśnie zdawała mu raport, według którego wynikało, że patrol przejdzie wzdłuż granicy z Klanen Skał. Bursztynowa Łapa słyszała wystarczająco dużo opowieści, by wiedzieć o złej sławie kotów z Jałowej Ziemi.

Ziemia drżała od tupotu łap - brzmiała, jakby pod nią biło serce klanu. Życie klanowiczów znów tętniło, wracając do normalności po wczorajszej ceremonii. Jego tempo omal nie powaliło Bursztynowej Łapy, która po spokojnej nocy musiała przyzwyczaić się do nowej roli.

Tym razem za pomocą oczu w końcu wypatrzyła Leszczynową Łapę dyskutującego o czymś ze swoją mentorką. Zazwyczaj cicha Zachmurzona Myśl energicznie przytakiwała głową swojemu uczniowi, co jakiś czas go poprawiając.

- Nie wiedziałem, że pokrzywy pomagają na rany... Hej! - zerwał się Leszczynowa Łapa, gdy tylko dostrzegł zbliżającą się siostrę.

- Tutaj jesteś! - kotka odetchnęła z ulgą. - Nie znikaj tak... Och, witaj, Zachmurzena Myśli.

Szylkretowa medyczka łagodnie skinęła głową, a jej uczeń prychnął.

- Myślałaś, że coś mi się stało? - parsknął, machając ogonem. - Zniknąłem tylko na chwilę!

- Wiem, ale... - zająknęła się uczennica. - Nigdy tak nie znikałeś! Myślałam, że może sam poszedłeś poza obóz czy coś...

- I co z tego? - kocur nieco się uspokoił, a w jego  oczach odbiła się troska. - Teraz oboje możemy wychodzić na zewnątrz. Nie musisz się tak o mnie martwić!

Podszedł, by usiąść obok siostry. Ich bursztynowe futra koło siebie wyglądały, jakby stanowiły jedność.

- Przepraszam - powiedziała cicho. - Od rana coś dziwnego wisi w powietrzu. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze byliśmy razem.

- I nadal jesteśmy - zamruczał Leszczynowa Łapa. - Po prostu... Nie zawsze tak dosłownie. Zwłaszcza, że teraz będziemy spać osobno - dodał szeptem, unikając kontaktu wzrokowego.

- Hę? - zdziwiła się Bursztynowa Łapa.

No tak - przypomniała sobie. - Uczniowie medyków śpią w legowiskach swoich mentorów.

Mimowolnie poczuła dziwne ukłucie, zupełnie, jakby ktoś wbił swoją łapę w jej pierś i zamknął jej serce w stalowym uścisku pazurów. Tak bardzo chciała, żeby jej brat spełnił swoje marzenie, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że w ten sposób na zawsze rozdzieliły się ich ścieżki.

- Jestem straszną egoistką - mruknęła do siebie, na tyle cicho, by Leszczynowa Łapa jej nie dosłyszał.

***

- To już wszyscy, prawda?

Cała szóstka uczniów wojowników wraz ze swoimi mentorami stała przed wyjściem z kolcolistu. Podczas, gdy cały obóz otaczał trudny do przebicia roślinny mur, przejście to było jedynym niezabezpieczonym miejscem, które umożliwiało wydostanie się z obozu. Większość wojowników nie odnajdywała w nim nic niezwykłego, w przeciwieństwie do nowo mianowanych uczniów.

- Nareszcie! - Świtającej Łapie zaparło dech w piersiach.

Bursztynowa Łapa przypatrywała się wrotom, które po raz pierwszy stały przed nią otworem. Choć przejście wydawało się być pogrążone w mroku, wiedziała, że za nim czeka na nią barwny nowy świat. Niecierpliwie przebierała łapami, które zdawały się nieść ją ku pozornej ciemności tunelu.

- Tak licznego patrolu nikt dawno nie widział - ocenił Liściasty Ogon, mentor Koniczynowej Łapy.

- Na Klan Gwiazdy! Jeszcze któryś klan pomyśli, że idziemy na nich napaść - parsknęła Cisowa Skóra. - Ten tutaj nawet wygląda, jakby naprawdę chciał to zrobić - przeniosła wzrok na jak zwykle ponurego Kruczą Łapę.

- Nie narzekaj na własnego ucznia - odrzekł szary kocur z westchnięciem. - Mógł ci się trafić gorszy przypadek — dodał szeptem.

Wrzosowy Pazur kręciła się niecierpliwie, wciąż rzucając spojrzenia w stronę wyjścia.

- Koniec pogaduszek - zarządziła, świdrując wszystkich spojrzeniem bursztynowych oczu. - Wyruszamy.

Nikt nie ośmielił się sprzeciwić.

***

Jeden krok.

Bursztynowa Łapa poczuła, jak jej łapa zanurza się w mchu. Nie był to mech taki, jak w legowiskach. Ten był wilgotny, nasycony zielenią i życiem.

Drugi krok.

Do jej uszu dobiegł śpiew ptaków. Nie taki śpiew, jak w obozie. Teraz naprawdę go słyszała. Ptaki wiły gniazda nad jej głową i zdawały się witać ją swoją symfonią. Sierść kotki zmierzwił delikatny wiatr, dzwoniący w uszach i wdzierający się gdzie tylko mógł.

Zanim się zorientowała, kroków było coraz więcej. Choć doświadczeni wojownicy zdawali się tego nie dostrzegać, las był niezwykłym miejscem. Suche podłoże obozu nie było takie samo, jak uczucie życia tętniącego pod łapami. Drzewa wydawały się ku nim pochylać, jakby chciały okryć ich swym zielonym baldachimem. Zapachy były tutaj inne, choć równie przytłaczające - nie należały do znajomych kotów, ale niezliczonej ilości stworzeń, których Bursztynowa Łapa nie była w stanie odróżnić.

Świtająca Łapa co chwila potykała się, nie odrywając oczu od liściastego sklepienia. Jej brat trzymał za to nos przy ziemi, starając się wyłapać wszystkie nowe zapachy. Roziskrzona Łapa, podążający za swoim mentorem krok w krok, wybałuszył swoje i tak ogromne oczy, ale w przeciwieństwie do Koniczynowej Łapy robił tak z zachwytu, a nie z przerażenia. Jedynie Krucza Łapa przyglądał się otoczeniu typowym dla niego znudzonym spojrzeniem. Bursztynowa Łapa domyśliła się, że jedynie próbuje zachować swój wizerunek, ale tak naprawdę również to przeżywa.

— Bursztynowa... Bursztynowa Łapo! – nagle dobiegł ją zdyszany głos.

Odwróciła się, czując, jak jej serce zaczyna szybciej bić i ujrzała biegnącego w jej stronę Leszczynową Łapę. Wyglądał, jakby krótki dystans z obozu całkowicie go wyczerpał.

— Co się stało? — zaniepokoiła się.

— Po prostu chciałem cię dogonić — odparł ze śmiechem. — Mówiłem ci, że idziemy inną trasą, ale rozdzielamy się dopiero później!

Zaraz potem do grupy zwiedzających dołączyła Zachmurzona Myśl. Tak jak reszta dorosłych wojowników traktowała las niczym dalszą część bezpiecznego obozu, w przeciwieństwie do nadmiernie podekscytowanych (lub w niektórych przypadkach zalęknionych) uczniów.

— Zaraz dojdziemy do kotliny szkoleniowej — oznajmił Purpurowy Liść, wyraźnie zadowolony z roli mistrza nowego ucznia z wytrzeszczonymi oczami, który wciąż trzymał się go bardzo blisko.

W tym momencie Leszczynowa Łapa skinął ogonem, dając siostrze znak, by trochę zwolnili.

— Wiesz — zaczął, gdy zostali w tyle za grupą. Wpatrywał się w ziemię, wahając się. — Zawsze trochę ci zazdrościłem.

Bursztynowa Łapa nie wiedziała, co odpowiedzieć. Otworzyła pysk w zdziwieniu, a kocur na to zaśmiał się nerwowo.

— Wszyscy mówili, że nadajesz się na medyczkę — kontynuował. W jego głosie brzmiało połączenie skrępowania i poczucia winy. — Wiesz, zgadzałem się z nimi... I to było w tym najgorsze. Przez cały ten czas wiedziałem, że nadajesz się do tego lepiej niż ja.

— To nie jest prawda... — chciała wtrącić kotka, ale Leszczynowa Łapa pokręcił głową.

— To była prawda i doskonale o tym wiedziałem. Nie chciałem, żebyś z tego dla mnie rezygnowała, ale tak bardzo mi na tym zależało, że pozwoliłem, żebyś odpuściła.

— To nie tak! — zaprotestowała. — Nawet, jeśli niby miałam jakiś potencjał, to nic nie oznaczało. Ty również go miałeś, tylko to mi się poszczęściło, że inni to dostrzegli. Ale... Tak naprawdę nigdy się z nimi nie zgadzałam. Ty nadajesz się na medyka zdecydowanie lepiej ode mnie.

— Naprawdę? — w oczach kocura pojawiły się iskierki. — To ty zawsze wydawałaś się bardziej ogarnięta ode mnie.

— Nie tylko wydawałam — zaśmiała się, na co jej brat parsknął z udawanym oburzeniem. — Zresztą nigdy nie chciałam być medyczką. A gdybym chciała, nie pozwoliłabym ci tak łatwo dostać tej pozycji — dodała przekornie.

— Hę? — Leszczynowa Łapa przechylił głowę ze zdziwieniem.

— Musiałbyś o nią trochę zawalczyć. Nie traktuję cię jako kogoś gorszego ode mnie, więc czemu miałabym dać ci fory?

Kocur otworzył pysk ze zdziwienia, ale zaraz potem wymalował się na nim wyraz ulgi.

— Skoro już mi się udało, to na pewno cię nie zawiodę — odrzekł pewnym głosem. — Zostanę tak dobrym medykiem, że nasz klan nie będzie musiał obawiać się żadnej bitwy. Uratuję każdego!

Mrucząc przysunął się do siostry, tak, by ich boki się stykały.

— Dziękuję — wyszeptał. — I przepraszam.

— Nie, to ja... — zawahała się. — Przepraszam. To ja zachowywałam się jak kompletna egoistka.

— Co? — zdziwił się.

— Leszczynowa Łapo, rozdzielamy się! — rozległ się nagle głos jego mentorki.

— Już idę! — zawołał. Jeszcze raz spojrzał na Bursztynową Łapę. — Nie musisz się tak przejmować. Nasze drogi jeszcze się nie rozchodzą.

Wyprzedził ją i ruszył w stronę mentorki, zostawiając siostrę w tyle. Teraz zauważyła, jak bardzo oddaliła się od reszty grupy, która już przystawała, by zobaczyć zapowiedzianą wcześniej kotlinę szkoleniową. Przyspieszyła, by dogonić wojowników, podczas gdy Leszczynowa Łapa i jego mentorka skręcili w innym kierunku.

Skoro ich drogi jeszcze się nie rozchodziły, dlaczego już teraz byli osobno?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top