Podróż w nieznane

Pieszczoszek to okropne określenie dla kota, który siedzi w domu. Jest ono wielce niesprawiedliwe dla tych, którzy praktycznie nie chcą przebywać właśnie w tym miejscu i najchętniej uciekliby najszybciej jak to jest możliwe. Niby otrzymywanie jedzenia i innych dogodności jest czymś, co ułatwia życie, ale... Czy to nie staje się z czasem nudne? Szczególnie, jeśli wiesz, co znajduje się za płotem twojego ogrodu. Dla młodych, pragnących odkryć kotów, takowe życie bywa czasem niezwykle męczące. I jednym z takich właśnie kotów jest Sandmann. Co za głupie imię, prawda? Nie pasuje ani trochę. Kocur jednak już do tego przywykł na tyle, że nie przejmował się tym, co mu mówiły nowe kociaki z okolicy.

- Czy nie ma zbyt wcześnie na siedzenie na dworze? - kotka ziewnęła cicho, wskakując na płotek. Pchełka nie była porannym ptaszkiem, jednakże uwielbiała się spotykać z przyjacielem w każdej wolnej chwili. Gdy ten tylko prosił ją o wyjście na zewnątrz, ta była w stanie zrobić to od razu. Jednakże gdy jeszcze nawet nie świtało, ta nie była w stanie rozumieć nic poza komendą "spać". - Słońce nie wzeszło, śpiewają ledwo pojedyncze ptaki...

Sandmann na to nie odpowiedział. Podwinął jedynie ogon i rzucił spojrzenie na las. Ilekroć to robił, Pchełka wiedziała, że czeka ich kolejna długa rozmowa o kotach, które tam żyją. Może to jedynie pogłoski? To nie jest możliwe, by jakieś koty żyły tam, bez pomocy, zdane jedynie na siebie, nie ważne jaka jest pogoda, ni nic. Tak po prostu się nie dało. W związku z tym jednak... Kocurek tym bardziej chciał właśnie tam iść. Jeśli nikogo nie spotka, po prostu wróci. Jeśli zaś znajdzie coś interesującego - zostanie tam na dłużej. Samo owianie miejsca tajemnicą napierało młodego ciekawością i chęcią poznania tego wszystkiego bliżej.

- Myślisz, że mogliby mnie zabić? - spojrzał na kotkę kątem oczu. Jego spojrzenie zawsze było ciepłe i napełniało nadzieją. Był już wystarczająco duży, żeby żyć samotnie, ale ślepia miał wiecznie dziecinne. Zawsze żywe i zachęcające do zabawy.

Pchełka spojrzała w dół. Westchnęła cicho. Co powinna mu odpowiedzieć? Jeśli powie, że tak, ten będzie chciał udowodnić, że tak się nie stanie. Jeśli powie, że nie - Sandmann będzie chciał się przekonać na własnej skórze jak to będzie. To było bez wyjścia. Kotka zaśmiała się cicho. Nie mogła nic zrobić, co go powstrzyma.

- Sądzę, że wpierw by zaatakowali, a później uciekaliby jak najdalej - uśmiechnęła się z pożałowaniem. Sand na tę wieść aż wypiął dumnie klatę, chcąc pokazać jaki on to mężny. W sumie, wyglądało to całkiem ładnie. Sam był dosyć postawny, więc próba podkreślenia tego dawała całkiem dobry efekt.

I nastąpiła ów rozmowa o lesie. Kocur nie dałby temu ujść płazem, musiał do tego tematu dojść. Szczególnie, że od paru dni planował już wycieczkę w dzicz. I gdy słońce zaczęło przebijać się promykami przez liście drzew, tak też się stało. Z przyjaciółką pożegnał się, łasząc się o jej łebek. Następnie zeskoczył z płotku i pewnym siebie krokiem szedł dalej i dalej, byleby znaleźć cokolwiek, czym mógłby się zainteresować.

Wędrówka trwała długo. Sandmann zdołał przez ten czas złapać kilka małych owadów i jedną lub dwie myszy. Nic specjalnego, prawda? Nie dla tego kota. Jedyne, co mu się tutaj podobało to widoki. Zachwycało go wszystko, każdy liść, każde drzewo czy kamień. Chciał podziwiać wszystko, jednakże wiedział, że nie wolno mu być tutaj zbyt długo. Westchnął cicho i już miał się zwrócić by zacząć wracać do swojego domu, gdy nagle poczuł niepokój. Przez parę sekund ktoś go wyraźnie obserwował, potem nawet usłyszał szelest liści. To wystarczyło - Sandmann zaczął się wycofywać. Machnął kilka razy ogonem i podkulił uszy. Zdecydowanie, nie był tutaj sam.

- Halo? - szepnął, rozglądając się na boki. Brak odpowiedzi był czymś okropnym. Nie widział co zrobić. To pewnie wiatr, to musiał być wiatr. Dla pewności jeszcze się wyprostował. - Wyjdź na przeciw mnie i walcz!

Znowu nic. Sandmann jedynie fuknął, zmarszczył brwi i odwrócił się, idąc nieco szybciej niż wcześniej. Wtedy jednak coś ciężkiego uderzyło o niego, przyciskając go do ziemi. Na głowie poczuł przeraźliwy ból, jakby coś przebijało mu skórę. I tak się stało, gdyż po jego czole zaczęła płynąć stróża krwi.

- To terytorium Klanu Pioruna - warknął głos za nim. I wtedy Sandmann przestał już rozumieć co się dzieje. Ktokolwiek to nie był... właśnie spotkał koty, które zamieszkują las!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top