-> 13 <-

>->-<-<

Ruszył przed siebie pędem niosąc w pysku koszyk z kociętami. Maluchy czuły każdy jego krok, patyk czy kamień. Trząsł się cały koszyk, wręcz bały się, że wypadną z koszyka. Nie mogę dłużej wytrzymać, zaczęły piszczeć. Jaskier słysząc miałczenie kociąt zatrzymał się przy pobliskim dużym pniu drzewa. Rozejrzał się ostrożnie, sprawdzają czy jest bezpiecznie. Kiedy niczego nie wyczuł, postawił koszyk na pniu. Ostrożne ściągnął liść i trzy małe główki podniosły do góry. Najbliżej był brązowy kocurek w kremowe plamki.
Bursztynowe oczy kociaka zaiskrzyły się od gniewu, a łapki wysunęły pazury. Jaskier usiadł, chociaż każdy mięsień jego ciała był spięty.
-Zrobimy krótką przerwę i ruszymy dalej. - odparł, nachylając pysk w stronę kociąt. Maczek wykorzystał moment i za machnął się swoją małą łapką, której pazurki zahaczyły o nos kocura. Zawył z bólu, odsuwając się od koszyka. Dotknął łapą nosa i kątem oka spoglądał na maluch. - Koniec odpoczynku! - warknął, ma co kocięta skulił się że strachu. Podszedł i owinął je dokładnie liściem, po czym chwycił kłami koszyk. Zdenerwowany popędził co sił łapach po przez las. Omijał rzekę, strumień, a nawet polane. Trafił do lasu, w którym drzewa pozwalały światłu słońca wpuszczać swoje promienie. Było tak pięknie i jasno, do tego woda iskrzykła się w tym świetle. Zwolnił tempa do chodu, aby móc nacieszyć się widokami. Jego uszy słyszały dźwięki wiatru, ptaków, natury. Szedł powoli delektując się tym pięknem. Tutaj było inaczej niż na Cmentarzysku Kości. Tamto miejsce było spowite przez mrok, szarość i smród martwych zwierzyn. Natomiast tu było kolorowo, żywo, nawet do tej pory nie czuł tak świeżych zapachów. Szedł dalej, licząc, że natknie się na koty, o który mówiła Jaśminowe Oko. Kiedy tylko ją wspominał, martwił się. Była tam teraz sama, bez żadnej dobrej duszy, zakazana na okropieństwa tych wronich karm! Wziął oddech, wiedział, że teraz nie jest wstanie jej pomóc. Jaśminowe Oko jest dzielna i odważna. Wytrzymała tak długo, to wytrzyma dłużej. Było jej ciężko zostawić młode, pewnie też tęskni za swoim rodzinnym domem i tym wszystkim co miała. Nie zdziwiłby się, też by mu brakowało tego cudownego miejsca. Zatrzymał się nagle, nieznajomy zapach doszedł do jego nosa. Zastrzygł uszami i wskoczył w pobliskie krzaki. Obserwował wszystko z ukrycia, trzymając koszyk blisko siebie. Czuł strach kociąt, które w nim były. Będzie je chronić za cenę życia. Pierwsze co dostrzegł to kocura o masywnych łapach i brązowym cętkowanym futrze. Na jego pysku widniał długa, duża blizna. Jaskier wciąż siedział cicho, nie chciał być zauważony. Stracił kocura z oczu w sekundę po tym, jak rozglądał się w innym kierunku. Nagle coś chwyciło go za kark i podniosło do góry. To ten kocur! Trzymał pyskiem jego futro i patrzył wściekły wzrokiem. Rzucił Jaskrem o ziemię z impetem, następnie skoczył w prost na niego. Masywnymi łapami przytrzymywał mu ciało, pokazując kły.
-

Co taka śmierdząca kupa futra jak ty robi na naszym terytorium! - warknął ostro, mocno przyciskając kocura do ziemi. Jaskier nawet nie miał jak się odezwać lub ruszyć. Po chwili podeszła do nich dwójka kotów. Jeden był wysoki,ciemnobrązowy w pręgi, najprawdopodobniej kolejny kocur. Drugi zaś drobny, srebrzystoszary także w pręgi, ale miał jasny brzuch aż do pyska i tak samo jasne łapy, kotka..
- Wróbla Skóro! - odparł ostro drugi kocur mierząc pierwszego wzrokiem. Drobna kotka tylko się przyglądała, wyglądając jakby pierwszy raz była w tej sytuacji. - Co tu się dzieje?! - warknął, jego ogon nerwowo drgał.
- Ta kupa futra ukrywała się w krzaka na naszym terytorium. Znalazłem go..
- Hymm..,a więc co tutaj robisz? - spytał, ale Jaskier wciąż nie miał się jak ruszyć. Spojrzał na kocura, chcąc mu uświadomić w jakiej jest sytuacji. - Wróbla Skóro zwolnij uścisk, nie mówi.. - na rozkaz brązowy cętkowany kocur zluzował swoją siłę. Jaskier podniósł głowę, biorąc kilka oddechów.
- Nie wasza sprawa.. Puścicie mnie! - furknął i wtedy dostrzegł brak drobnej kotki. Zaczął jej nerwowo szukać wokoło, aż znalazł. Wąchała krzaki, w których był. Nie tylko nie to, wyszeptał. Włożyła do pysk do roślin, szukając źródła zapachu. Jaskier wyrwał się, ale nie udało mi się do niej iść. Szybko został zatrzymany przez brązowego cętkowanego kocura i przygwożdżony do ziemi. Kotka wyciągnęła koszyk, który po chwili postawiła. Ściągnęła liść, pokazując cicho piszczące kocięta.
- Dębowy Wąsie.. - kotka zwróciła na siebie uwagę i końcówką ogona wskazała na kocięta. Kocur podszedł powoli i powąchał młode. Zapach sugerował, że potrzebują natychmiastowej pomocy. Podniósł łeb i spojrzał na szarobrazowego kocura w pręgi.
- Teraz musi zacząć gadać.. - spojrzał na niego ostrym wzrokiem i mierząc go bacznie. Westchnął, kładąc uszy i patrząc na maluch. To dla waszego dobra, wyszeptał. Spojrzał na kocura pewny siebie, by pokazać, że się nie boi.
- Jestem Jaskier, a to kocięta Jaśminowego Oka.. - na dźwięk tego imienia zamarli. Udało mu się oswobodzić z uścisku brązowego kocura w cętki. Otrzepał się i był zdziwiony ich zachowaniem.
- Jaśminowe Oko jest poszukiwana od ponad dwóch księżycy, skąd mamy ci uwierzyć?! - warknął kocur, patrząc po reszcie. - Dębowy Wąsie?!
- Ja mu wierzę.. - rozległ się głos drobnej kotki, która zwróciła na siebie uwagę wszystkich.
- Jesteś pewna? - spytał Dębowy Wąs patrząc głęboko w jej jasno zielone oczy.
- Tak..
- Skąd ta pewność!? - warknął Wróbla Skóra, znowu pokazując kły.
- Bo wiem! Mam przeczucie!
- Ty i te twoje przeczucia! - wiedziałam, że tak będzie. Nikt nigdy nie wierzył jej przeczuciom. Ale ona wiedział, że są prawdziwe!
- Taki koszyk mogła zrobić tylko medyczka!
- Znowu mam powierzyć naszą wiarę twoim przeczuciom! - wydawało się, że miał ochotę skoczyć jej do gardła. Jaskier nie wiadomo czemu czuć pragnie ochronienia kocicy. Coś w środku kazało mu tak postąpić.
- Wystarczy! - rozległo się głośne warknięcie donośnego głos Dębowego Wąsa. Zapadła cisza, nawet Jaskier się uspokoił. Czy to ktoś ważny w klanie? Musi być, skoro wszyscy się go tak słuchają, pomyślał w głowie. - Teraz najważniejszy jest stan kociąt. Pierzasta Stopo weź maluchy, Wróbla Skóra i ja zajmiemy się tobą. - a więc to jest imię kotki, która go oczarowała. Skup się, masz misję, którą musisz ukończyć.
- Muszę znaleźć Klan Liści! - wykrzyczał i wszystkie oczy skupiły się na nim.
- Oh znalazłeś, to nasze terytorium. Zabierzmy cię teraz do obozu. - zaśmiała się lekko kiedy to mówiła. Następnie chwyciła swoim małymi kiełkami koszyk z kocięta tam i zaczęła iść. Jaskier nie mógł przestać się w nią wpatrywać. Dębowy Wąs dał znak do wymarszu i koty ruszyły znaną im ścieżką. Podążali dość szybko, bo liczyło się życie kociąt. Szarobrązowy kocur w pręgi  szedł pogrążony myślami. Martwił się o młode Jaśminowego Oka, które wyglądał słabo. Wiedziała, że kotka załamie się jeśli straci kocięta, a on będzie czuł poczucie winny do końca życia. Po jego głowie chodziła także nowa poznana kocica. Pierzasta Stopa zauroczyła mu kocie serce swoim głosem, wyglądem i charakterem. Ale czy zechciałaby takiego  wypłosza jak on? Przecież nie pochodzi z klanu, tych z dalekich stron. Czy mogłaby go pokochać?
- Co cię gryzie hymm? - w tedy się obudził, kiedy usłyszał głos Dębowego Wąsa w swojej głowie. Kocur szedł obok niego, kiedy pozostała dwójka była za nimi. Czy właśnie okazał łagodną stronę?
- Ja tylko martwię się o kocięta.. - odparł spokojnie, przecież co innego mógłby powiedzieć? Nie czuje się gotowy aby rozmawiać o uczuciach do Pierzastej Stopy.
- Wszystko będzie dobrze, nasza medyczka Mierzwie Pióro zajmie się nimi i szybko postawi na nogi. - odparła łagodnie. Jego słowa o dziwo działy trochę kojąco.
- Czy mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie.
- Czy ty jesteś kimś ważnym w klanie? - szedł obok kocura, który był wyższy od niego. Zastanawiał się czy to pytanie było słuszne czy nie. W tedy zauważył uśmiech na pysku Dębowego Wąsa. Czy on się uśmiecha?
- Nie, jestem tylko zwykłym wojownikiem..
- Ale wszyscy cie słuchają i myślałem, że..
- To się nazywa respect. Nie jestem jednym kocurem przed którym koty siedząc cicho.
- Kto jeszcze nim jest? - starał się ostrożnie dobierać słowa. Mimo wszystko ciekawiło go, kogo jeszcze koty tak się słuchają jak Dębowego Wąsa. Teraz dało się wczuć nutę napięcia.
- Rozżarzona Gwiazda, nasza przywódczyni. Ale także Ostowy Pazur, jej zastępca.
- Teraz rozumiem. A ty nie chciałeś być zastępcą? - teraz zrobiło się nie swojo. Czyżby poruszył drażliwy temat? Mimo wszystko ciemnobrązowy kocur w pręgi wciąż wydawał się spokojny..
- To nie od mnie zależy czy tego chce czy nie. Przywódca wybiera zastępce, nie na odwrót. Najwidoczniej nie byłem gotowy na te rolę, tak jak Ostowy Pazur. - głos kocura był teraz głębszy, poważniejszy i mnie łagodny. Jaskier postanowił się już więcej nie odzywać. Reszta drogi minęła już w ciszy. Mógł przynajmniej po podziwiać piękno terytorium Klanu Liści. Czuł się inaczej, tak bezpiecznie i błogo. Kiedy tak porównywał miejsca, przypominała mu się Jaśminowe Oko. Tęsknił za nią. Wtedy była jego jedyną przyjaciółką. Tutaj jest otoczony kotami, których nawet nie zna. Mimo to lepiej tu niż tam. Po chwili zaczął czuć zapachy kotów, ziół, mleka, zwierzyny. Dlaczego to czuje? Dlaczego tak dużo? Weszli przez przejście z krzewu do rozświetlonego słońcem obozu. Czyli to jest ich dom. Kiedy został zauważony zapanowała cisza, a koty zaczęły się w niego wpatrywać. Czuł z lewej strony zapach Pierzastej Stopy, który działał tak uspokojąco. Wszyscy zaczęli się zbierać wokół nich, co sprawiło, że można było poczuć się przytłoczonym.
- Pierzasta Stopo zabierz kociaki do medyczki, Wróbla Skóro możesz iść. Jaskier idziesz z mną. - rozkazy Dębowego Wąsa były dość jasne i stanowcze. Pierwszy oddalił się Wróbla Skóra, który mruknął coś pod nosem. Po chwili szarobrazowy kocur poczuł jak zanika zapach Pierzastej Stopy. Ona także, się oddaliła. Dębowy Wąs trącił go ogonem i ruszył przed siebie. Jaskier nie chciał zostawać w tyle, więc przyspieszył kroku. Wojownik zaprowadził go do legowiska przywódczyni, ale nie weszli do środka. Stanęli tuż przed wejściem i kocur spojrzał mu w oczy.
- Zostań tu, wrócę. - po tych słowa zniknął w ciemności. Jaskier usiadł wygodnie i czekał, nie mając zamiaru sprawiania jakichkolwiek kłopotów. Czuł na sobie oczy innych kotów, które przechodził co jakiś czas. Był dość zafascynowany, ale też trochę się bał. Nie wiedział czy go z akceptują i pozwolą zostać czy wygonią jak wroga? Ważne, że kocięta trafiły tam gdzie poprosiła Jaśminowe Oko. Po kilku minutach Dębowy Wąs wyszedł z ciemnorudą, pręgowaną kocicą. To pewnie musisz być ich przywódczyni, Rozżarzona Gwiazda. Duża, piękna i widać w niej dobre lidera.
- Więc to ty jesteś Jaskier? Miło mi cię poznać i powitać za razem w Klanie Liści.
- Mi także jest miło Rozżarzona Gwiazdo.- odparł, kłaniając się przed nią. Uśmiechnęła się i końcówką ogona podniosła kocura.
- Nie musisz się kłaniać, czuj się przy mnie swobodnie proszę. - to było coś nowego. Pierwszy raz nie czuł lęku przed przywódcą, wręcz przeciwnie pewności siebie i spokój.
- Dobrze..
- Dębowy Wąs powiedział, że przyniosłeś kocięta Jaśminowe Oka do naszego klanu.
- Tak, na jej prośbę.
- Więc ona żyje? - kolejne pytanie i kolejna odpowiedź. Pamiętaj by nie mówić za dużo, odparł do siebie w myślach.
- Żyje, teraz jest w łapach okrutnych kotów. Zrobiła wszystko dla swoich kociąt.
- To wiele wyjaśnia... - mrukła kocica, zastanawiając się co dalej robić.
- Rozżarzona Gwiazdo tak sobie myślę, dlaczego akurat my, a nie Klan Drzew? - to samo pytanie, które wcześniej zadał medyczce. Milczał, chociaż znał odpowiedź.
- Dębowy Wąsie, Jaśminowe Oko musiała mieć słuszny powód by nie przekazywać swoich dzieci do Klanu Drzew. Uszanujemy jej decyzję. - oznajmija przywódczyni, machając swoim pięknym i długim eleganckim ogonem. Ruszyła przed w stronę Wysokiej Półki. Jaskier nie wiedziała co dokładnie się dzieje i czuł się zmieszany. Dębowy Wąs poklepał go ogonem po grzbiecie i wskazał gdzie ma iść. Kocur postanowił trzymać się wojownika, którego zna. Kiedy ten usiadł niedaleko od półki, on zrobił to samo. Rozżarzona Gwiazda wskoczyła na górę, po czym usiadła owijając ogonem łapy.
- Niech każdy kot, który jest wstanie samodzielnie polować zbierze się pod Wysoką Półką! - wykrzyczała i koty jedno po drugim zaczęły przychodzić na jej znak. Jaskier oglądał do wszystko z zaciekawieniem, a jego ogon poruszał się zgodnie z tym co czuł. Kiedy wszyscy się zebrali, kocica mogła kontynuować. - Mam kilka ważnych informacji. Pewnie każdy z was pamięta Jaśminowe Oko? Od jej zaginięcia minęły dwa księżyce. - odparła i już zaczęły się pierwsze szepty wśród klanowiczów. Kocur słyszał jak koty rozmawiają między sobą. Ale czy te rozmowy są dobre? Czy może jednak złe? - Pewne kocur przyniósł do nas jej kocięta i oznajmił, że kotka żyje i jest przytrzymywana wbrew jej woli. - kolejne szepty, kolejne zmartwienia. - Wiem co myślicie.. Dlaczego nie wie o tym Klan Drzew? Dobrze wiem jaki jest ten klan. Nie można rzucić się wrogowi do gardła bez planu. - jej słowa były bardzo przekonujące,ale koty wciąż szeptały między sobą. Czuć było ich frustrację i złość. - Jak na razie zaopiekujemy się kociętami Jaśminowego Oka, zgodnie z jej prośbą. Teraz chce aby podszedł do mnie Jaskier! - słysząc swojej imię, obejrzał się z każdej strony czy na pewno chodzi o niego. Widząc, że faktycznie jest wołany, wstał i zbliżył się do Wysokiej Półki. - Ten kot dał nam nadzieję i uratował młode medyczki Klanu Drzew. Chce aby stał się jednym z nas za jego odwagę i waleczne serce! - co?! Nie mógł wierzyć w to co słyszał. Przywódczyni chciała go w swoim klanie?! Czyżby wreszcie miał prawdziwy dom? Jeśli tak, będzie go bronić nawet za cenę własnego życia. Do uszy Jaskra doszły dźwięki innych kotów. Znowu szepczą. Czy go oceniają?
- To kot wieku uczniaka!
- Kto niby będzie uczył te kupę futra!? - rozległ się krzyki tłumu i coraz głośniejsze rozmowy. Martwił się, że jednak nie zagrzeje tu miejsca. Bo nim kto chciałby się za nim wstawić?
- Ja to zrobię! - rozległ się głos, a przed tłum w kierunku kocura wyszedł Dębowy Wąs. Naprawdę? Wstawił się za niego!?
- Jesteś pewny Dębowy Wąsie?
- Tak, ten młodzik wzbudził moje zainteresowanie. - słysząc to nieco się skrzywił. Zainteresowanie? Co ma na myśli?
- Dobrze, zatem Jaskier.. - kocur na dźwięk swojego imienia zwrócił się do przywódczyni i spojrzał w jej zielone oczy. - O dziś dostajesz nowe imię Jaskrowa Łapa, a twoim mentorem zostanie Dębowy Wąs! - krzyk przywódczyni rozległ się echem po obozie. Koty ucichł, kilka z nim miało nie zadowoloną mine. Dębowy Wąs dotknął nosa swoje ucznia, który nie wiedziała co ten robi. Był jeszcze w szoku z tego wszystkie co właśnie przeżył. Został przyjęty do klanu, mimo iż nie ciepło i zyskał nowe imię, do którego musi przyzwyczaić. Do tego wojownik, z którym rozmawiała wstawił się za niego i wziął pod swoje skrzydła. Przywódczyni zakończyła zgromadzenie, a koty powoli się rozeszły. Jaskrową Łapę męczyła jedna rzeczy i nie dawała spokój. Co dokładnie ma robić? To wszystko było dla niego nowe. Mentor otarł się o niego i ruszył w kierunku jakieś legowiska. Bez namysłu kocur ruszył za nim, mając nadzieję, że czegoś się dowie. Stanęli tuż przed wejściem do środka. Kocur wciąż czuł się zmieszany, wtedy mentor polizał go między uszami. A to za co?
- To legowisko uczniów, będziesz tutaj spał. Odpocznij, a jutro zaczniemy trening.
- Trening?
- Tak, czyli szkolenie. Po nim będziesz mógł zostać wojownikiem jak ja. No odpoczywaj, do jutra.
- Do jutra.. - stała zamyślony, kiedy jego mentor odchodził w swoją stronę. Szkolenie? Nie miał pojęcia, że w klanie wszystko działa według danej hierarchii. Westchnął cicho, po czym wszedł do środka legowiska. Wewnątrz było dość przytulnie, zapcha był przyjemne, ale posłania wyglądały wygodnie. Postanowił wybrać jedno dla siebie, aby móc się przespać. Czuł zmęczenie na swoich łapach jak i oczach. Sprawdzał każde posłanie łapą, a jak trafił na odpowiednie ogon zadrgał mu z radości. Wszedł na mech, który był miękki pod jego łapami. Ziewnął że zmęczenia i postanowił się położyć.
- Witaj! - głośny głos wystarczył go, aż podskoczył na posłaniu. Nawet futro całkowicie mu się zjeżyło, a pazury wysunęły na wierzch. Z cienia wyszła ciemnobrązowa kocica, której oczy delikatnie zabłysnęły. - Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. - kiedy to powiedziała, było czuć, że jej słowa były szczere.
- Nic nie szkodzi, kim jesteś?
- Nazywam się Mulista Łapa, a ty?
- Jaskrowa Łapa.. - ciężko mu było wypowiedzieć nowe imię, gdyż nie był do niego przyzwyczajony. Dość długo nazywał się Jaskier, nie musząc niczego zmieniać. Nie będzie łatwo przyzwyczaić się do tego wszystkiego.
- Oh to ty jesteś ten nowy, nie martw się też nie było mi łatwo kiedy zaczynałam. - uśmiechnęła się, starają się dodać mu otuchy.
- Łatwo ci mówić, ty wiedziała co cię czeka. Ja nie i wszystko jest dla mnie nowe.
- Rozumiem, ale uszy do góry! - miałkneła, podskakują radośnie. Co tym razem? Skończy na niego? - Dębowy Wąs to jeden z bardzo dobrych wojowników, na pewno dobrze cię wyszkoli i nie będziesz musiała się martwić.
- Tak, pewnie tak.. - westchnął, po czym ziewnął po raz drugi. Obrócił się tyłem do kocicy i wychodnie ułożył na posłaniu. Kotka postanowiła mu nie przeszkadzać, więc po cichu wyszła z legowiska. Jaskrowa Łapa może i tego nie widział, ale czuł jak słabnie zapach kocicy. To dawało mu pewność, że wyszła. Położył głowę na swoich łapach i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ścianę. Myślał o tym wszystkim co dziś dane było mu przeżyć. Koty klanowe był względem jego ostrożne, niektóre wręcz niezadowolone z tego, że tutaj jest. Czuł się obcy, ale miała nadzieję, poczuje się w końcu jak w domu. Dodatkowo nowe imię, do którego musi się przyzwyczaić. Nie rozumiał czemu nie może mieć swojego, ale musisz przyzwyczaić się do życia klanowe, ich zasad i hierarchii. Martwił się także o Jaśminowe Oko, która została sama z grupą Ziemnej Gwiazdy. Nie mógł jej pomóc, chociaż bardzo chciał. Wiedział, że nie ma szans z tamtymi kotami, ale może szkolenie sprawi, że będzie silniejszy? Myślał także o Pierzastej Stopie, która zawróciła mu w głowie. Piękna srebrzystoszara, lecz drobna kotka, której futro jest pokryte pręgami. Jasna od brzucha po pysk z łapami. Do tego ma piękna, jasno zielone oczy iskrzące się w słońcu. Tak bardzo chciałaby z nią porozmawiać, wiedzieć co o nim myśli. Ale czy w ogóle o nim myśli? W końcu jego powiek zamknęły się pod ciężarem zmęczenia. Nawet nie dostrzegł momentu, w którym usnął...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top