-> 12 <-
>->-<-<
Jasnoszara, nakrapiana kocica spała spokojnie na swoim posłaniu, zwinięta w mały kłębek i pyskiem odsłoniętym przez ogon. Zastrzygła uszami, słysząc cichy pisk, dochodzący z jej legowiska. Otworzyła oczy i podniosła głowę, po czym szybko podniosła się na równe łapy.
- Muszę szybko uciszyć kocięta, nikt nie może wiedzieć, że tu są. - westchnęła cicho, podchodząc do wyjścia z legowiska. Wyjrzała ostrożnie czy ktoś przypadkiem nie idzie, aby uniknąć dodatkowych problemu. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu, więc odetchnęła z ulgą i wróciła do środka. Zbliżyła się po cichu do stojący w kącie krzaków i delikatnie odsunęła je ogonem. Tu za nimi na niewielkim kawałku mchu leżały trzy małe kocięta w wieku czterech księżycy. Kotka uśmiechnęła się, a maluchy widząc mamę podniosły się na swojej łapki.
- Mamusiu kiedy dostaniemy coś do jedzenia? - spytała szara kotka z kremowymi łapkami, a w oczach miała iskierki.
- Tak, jesteśmy głodni. - dodał kremowy nakrapiany kociak. Tylko jeden z trójki maluchów był cicho i obserwował mamę z zainteresowaniem. Brązowy kocurek w kremowe plamki spoglądał na siostry z irytacją, na ich zachowanie. Przewrócił oczami i zaczął lizać swój mały ogon. Jaśminowe Oko obserwując swojej kocięta od razu rozpoznał które mają charakter po niej, a które po Ostowym Pazurze. Było także widać, że Stokrotka i Lilijka były że sobą najbardziej zżyte niż Maczek. Jasnoszara nakrapiana kocica postanowiła uciszyć gadające kociaki ogonem, przykładając go do ich pyszczków. Koteczki usiadły grzecznie i czekały na słowa mamy.
- Wiem, że jesteście głodne. Za chwilę coś wam przyniosę. Musicie być tylko cicho i...
- Jaśminowe Oko? - rozległ się dźwięk jej imienia, na co zastrzygła uszami. Szybko zasłoniła maluchy krzakami i ostani raz wskazała, że mają być cicho, po czym podeszła do wyjścia z legowiska. Tuż przed nim stał szarobrazowy kocur w pręgi z pulchną myszą w pysku. Na widok medyczki uśmiechnął się i wszedł do środka. Położył zwierzynę na legowisku kocicy i usiadł.
- Cieszę Jaskier, że to tylko ty. - odetchnęła z ulgą. Podeszła do kocura i usiadł przed nim owijąc ogonem łapy.
Nie można było nie zauważyć, że nerwy przechodziły po całym jej ciele. Jasier zaskoczony zachowaniem medyczki zastrzygł uszami. Po chwili już badał kotkę wzrokiem. Nie chciał być wścibski, ale czuł, że ona cos ukrywa.
-
Jaśminowe Oko czy wszystko w porządku? Jesteś cała poddenerwowana.- słysząc to kocica uniosła się na równe łapy. Czyżby coś podejrzewał? Wystraszyła się, że prawda wyjdzie na jaw i ta grupa szalonych kotów dowie się o istnieniu kociąt. Czuła jak delikatnie futro na jej grzbiecie zaczęło się jeżyć, a pazury wbijały w ziemię.
- Tak, wszystko gra.. Czemu pytasz? - spytała nerwowo machając ogonem. Nie wiedziała co ma robić aby się uspokoić i sprawić aby Jaskier zmienił temat. Czy może mu ufać? Tętniącą ciszę przerwało ciche kichnięcie odbiegając za krzaków. Kocur słysząc dźwięk wstał i obrócił z zainteresowaniem w oczach. Jaśminowe Oko nie czekając spięła mięśnie i skoczyła, lądując tuż przed nim. Zaskoczony reakcją medyczki cofnął się o krok i furknął pod nosem z niezadowolenia. Była gotowa bronić kociąt i walczyć z Jaskrem jeśli będziesz trzeba.Kocur usiadł i zachowując spokój przyglądał się kocicy.
- Jaśminowe Oko uspokój się proszę, możesz mi ufać. Co się dzieje? - jego spokojny to głosu sprawił, że serce kotki zaczęło bić wolniej. Był taki opanowany i wyciszony. Wzięła oddech, chowając przy tym pazury i uspokajając całe ciało.
- Pokaże ci coś, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Obiecuje na swoje życie! - miałknął ostro i podnosząc się z ziemi. Wzięła jeszcze raz oddech i delikatnie odsunęła ogonem krzaki ukazując trójkę małych kociąt. Kocur rozszerzył oczy z obejmującego go szoku z tego co właśnie zobaczył. Powoli podszedł do maluchów i przykucnął tuż przed nimi. Obejrzał kociaki dokładnie, które na jego widok zachowywały spokój. Wręcz były zaciekawiony i radosne, że odwiedza ich ktoś nowy. Mama praktycznie w ogóle nie zapoznała ich z resztą kotów. Jaskier podniósł się i spojrzał na medyczkę poważnym wzrokiem.
- Są twoje?
- Tak - odparła, owijąc ogonem łapy i nie spuszczając oczu z kocura.
- Ktoś wie?
- Nie! - odparła ostro i od razu ugryzła się w język. Nie powinna mówić tak głośno, naraża w ten sposób swojej młode. - Oczywiście, że nie. Nie chcę nawet myśleć co ta cała karma dla wron z nimi zrobi.
- Masz rację, ale nie możesz ich tu wiecznie trzymać. W końcu ktoś się dowie i będą problemy.
- Przecież wiem.. - oznajmił, patrząc na swoje dzieci, które darzyła dużą miłość. Mimo tego, że jest medyczką i nie powinna mieć kociąt, bardzo je kochała.
- Masz jakiś pomysł co zrobić, aby dyskretnie wynieść kociaki, by były bezpieczne?
- W zasadzie już dawno wpadłam na pewien plan. Opowiem Ci... - miała nadzieję, że to co wymyśliła uda się wcielić w życie. Chciała aby kocięta były bezpieczne nawet jeśli będzie musiała się z nimi rozstać. Opowiedziała Jaskrowi ze szczegółami cały plan, w którym oczywiście bierze udział. Kocur w był dumny, że może pomóc i tym samym uwolnić się stąd. Nikomu nie życzy takiego życia, a zwłaszcza Jaśminowemu Oku. Chciałby coś zrobić i dla niej, by ją uwolnić, ale wiedział, że to nie jest jeszcze najlepszy moment. Sama kocica nie spieszyła się z ucieczką i wolnością od tych podłych kotów. Jaśminowe Oko robiła to wszystko przecież dla swojego klanu. Tego dnia kiedy została porwana obiecała spełniać ich żądania i dbać o nich. Zrobiłabym wszystko aby chronić Klanu Drzew, nawet jeśli będzie musiała znosić męki.
- Zaczniemy jutro, powinno się udać.
- Tak w zasadzie to dlaczego mam zabrać twoje kocięta do Klanu Liści? Czy to nie Klan Drzew jest twoim domem? - w zasadzie pytanie Jaskra było słuszne, nawet dość rozważne. Niestety Jaśminowe Oko miała swoje powody, aby nie wybierać swojego klanu.
- Tak będzie lepiej.. Medykom nie wolno mieć młodych. Klan Drzew nie byłby zadowolony, że jestem ich matką.
- Rozumiem.. - było widać, że chętnie powiedziałby coś jeszcze i zadał więcej pytań, ale wolał milczeć. Uznał, że pora już iść i zostawić kotkę samą aby mogła odpocząć przed jutrem. Wstał i powoli skierował się do wyjścia z legowiska.
- Dobranoc Jaskier.
- Dobranoc.. - odparł i wyszedł, zostawią kotkę samą z młodymi. Jaśminowe Oko wstała i przykucnęła przy swoich kociętach, które radośnie na nią patrzyły. Były dość odważne i nie bały się, okazywały cały czas radość. Cieszyła się, z drugiej strony czuła smutek. Zastanawiam się co to za nowe uczucie, dlaczego jest jej tak ciężko. Czy właśnie tak czuje się ktoś komu ciężko rozstać się z kimś kogo kocha? Z oczy delikatnie spływały jej łzy, a na pyszczku rysował się uśmiech. Młode najpierw się przyglądały, nie wiedząc co konkretnie dzieje się matce. Po chwili stanęły i podbiegł do kotki, wtulając główki w jej pyszczek. Jaśminowe Oko otuliła kocięta delikatnie ogonem i przytuliła z całą miłością w sercu. Następnie spojrzała w ich małe, bystre oczka chcąc powiedzieć im coś ważnego.
- Posłuchajcie mnie teraz uważnie. - odparła, po czym wskazała ogonem stojący w cieniu koszyk na wszystkie medyczne rośliny. - Widzicie ten koszyk? Jutro do niego wejdziecie i macie być bardzo cicho dobrze? - kociaki spojrzał po sobie i pokiwały główkami, na znak, że rozumieją jej prośbę. Jaśminowe Oko cieszyła się, że dzieci są mądre i rozumne. Mała, kremowa, nakrapiana kotka spuściła swojej małe uszy, a na pyszczku malował się smutek.
- Mamo, co się dzieje? Czy.. Czy ty się nasz pozbywasz? - słysząc, sama Jaśminowe Oko opuściła uszy. Okazało się że jej młode są bardziej mądre niż myślała. Cóż nie mogłaby tego ukrywać, w końcu muszą się dowiedzieć. Uśmiechnęła się lekko i pogłaskał kotkę czubkiem własnego ogona.
- Oczywiście, że nie Stokrotko. Ja tylko chce zadbać o wasze bezpieczeństwo.
- A czemu nie możemy zostać z tobą? - brązowy kociak w kremowe plamki machał nerwowo ogonem, mając poważny wyraz pyszczka. Cały Ostowy Pazur, westchnęła w głowie i posunęła maluchy na ich posłanie.
- To nie miejsce dla was, mieszkają tu złe koty.
- Złe? Ale ty tu jesteś i Jaskier, a wy nie jesteście źli..
- Masz rację Maczku, tylko ja i Jaskier to wyjątek, reszta jest zła. Dlatego zostaniecie zabrani do Klanu Liść.
- To twój dom? - maluch zadawał dużo pytań, a kocicy ciężko było odpowiadać. Także nie miał odwagi zbywać syna, kiedy jest taki ciekawy. Nie mogła też powiedzieć prawdy, a kłamstwa nie są czymś co popiera. Niestety w tym przypadku, nie ma wyboru.
- Tak Maczku, tam mieszkałam i tam będzie bezpieczni. Obiecajcie mi, że będzie grzeczni.
- Tak mamusiu - pisnęły kocięta, podnosząc swoje uszka do góry. Jaśminowe Oko ucieszyła się, że możesz liczyć na własne dzieci. Położyła się, otulając maluchy ogonem i całując każde po główce. Potem patrząc przed siebie, zaczęła śpiewać ich ulubioną kołysankę. Robiła to każdego wieczoru, tak jak jej własna matka dla niej. Dzień bardzo szybko tego dnia się skończył, przynosząc ze sobą gwiazdy. Ich blask był tak piękny, jak światło księżyca. Do melodii dołączały świercze i szum lasu. To wszystko tworzyło piękno, a zarazem cudowną kołysankę. Kiedy tylko kociaki zasnęły, wstała i powoli przeniosła je na ich posłanie. Maluszki wtulały się w na wzajemnie w ciałka, czując lekki chłód od wiatru. Jaśminowe Oko chwyciła pyskiem duży liść i ostrożnie odkryła kocięta. Zasłoniła młode z powrotem krzakami i wygodnie ułożyła się na własnym posłaniu. Jej jasne, błękitne oczy wpatrywały się księżyc, jak pięknie rozpościera swój blask.
- Oby jutro wszystko się udało. - wyszeptała do niego, tym samym zwracając się do Klanu Gwiazd. Ułożyła łeb na łapach i odkryła ogonem. Przymknęła oczy, jeszcze chwilę myśląc o swoim planie. W końcu zanurzył ją piękny sen. Była w nim taka szczęśliwa u boku partnera i bawiących się na polanie kociąt. To wszystko były jej pragnienia. Marzenia o dużej szczęśliwej rodzinie, która jest bezpieczna w prawdziwym domu. Nagle w śnie pojawiły się obce koty, otaczając ich z każdej strony. Na ich czele w prost na nią był wpatrzony lider. Jego mroczny i straszliwy głos rozległ się po całej polanie. Koty jedno po drugim zaczęły rzucać się im do gardeł. Leżąc w krwi i dusząc się, widziała na sobie wzrok lidera. Patrzył na nią jeszcze chwilę i nagle rzucił się z kłami w jej stronę. Jaśminowe Oko obudziła się oblana potem i szybko oddychając. Słyszała bicie swojego serca i strach, który opanował jej ciało. Wzięła kilka głęboki oddechów i powoli zaczęła wracać do spokoju. Zdała sobie sprawę, że nigdy nie doświadczy idealnego życia o boku ukochanej rodziny bez jakich kolwiek zmartwień. Zauważywszy światło wchodzące do jej legowiska, podniosła się i przeciągnęła. Następnie po cichu zbliżyła się do wyjścia i wyjrzała na zewnątrz. Kilka promieni słońca oświetlało to ponure miejsce, ale nawet one powoli zaczynały się chować. Wróciłam do środka, aby wszystko przygotować do udawanej podróży po zioła. Do jej nosa doszedł nie przyjemny i ostry zapach, przez co od razu zaczęła przeglądać legowisko. W końcu znalazła mysz, którą wczoraj przyniósł jej Jaskier. Całkowicie o niej zapomniała i zwierzyna niestety się zepsuła. Chwyciła mysz kłami i wyniosła za legowisko. Wykopała głęboki dół, po czym wrzuciła do niej mysz i zakopała. Tą samą droga zmierzał kruczoczarny kocur o długim ogonie. Zdążył zauważyć co robiła i wściekły podbiegł do niej. Kiedy tylko się odwróciła, ciężka łapa kocura znalazła się na jej pysku. Jego uderzenie przewróciło Jaśminowe Oko na ziemię, robiąc przy tym kurz. Przyłożył swoją ciężką łapę do policzka kotki, ale ona nie okazywała strachu. Wyciągnął i wbił swojej pazury w jej futro bez żadnego zawahania. Czuła ból, nawet jedna zła poleciała z oka Jaśminowego Oka, ale wciąż była spokojna i opanowana.
- Myślisz, że zwierzyna rośnie na drzewie!? - warknął do niej ostro, a wylatująca z jego pyska ślina spadła na jej pysk. - Jeszcze raz zobaczę, że marnujesz zwierzynę to nie zobaczyć następnego wschodu słońca jasne!? - warknął poraz kolejny, ale nie dostał odpowiedzi. Była cicho, znoszą tortury. Wbite w nią pazury przesunął w dół, przecinając jej skórę na policzku. Znowu kilka łez, ale żadnego wycia. Nie pokaże słabości. - Jasne?! - zapytał, delikatnie pokiwała głową na znak, że rozumie. Schował pazury i odsunął się. Wciąż leżała bez ruchu, nie miała siły przy nim wstać. Słyszała jak odchodzi, a kiedy było zupełnie cicho załkała tylko raz jak małe kocie. Wstała ostrożnie, a krew skapywała na ziemię z jej policzka. Dała radę, wytrzymała to chociaż w środku już dawno się bała. Szarobrazowy kocur w pręgi zmierzał do medyczki, zgodnie z planem. Dostrzegł ją już z daleka, a także wyczuł nosem krew. Zaniepokojony przyspieszył tempa, czując, że coś jest nie tak. W końcu dotarł do kotki i widząc w jakim jest stanie zamarł.
- Co ci się stało?! - odparł zaniepokojony, machając nerwowo ogonem. Spojrzała na niego, po czym delikatnie przetarła końcówką ogona policzek.
- Nic..
- Jak to nic?! Masz ślad pazurów na policzku! - jego ostre słowa sprawiły, że postanowiła się przyznać. Nie chciała ukrywać tego co się stało kilka minut temu.
- Jeden z tych lisich łan się do mnie przepił za zakopanie zepsutej zwierzyny. Najwidoczniej jedzenie jest dla nich bardzo cenne. - zasadniczo była zdziwiona zachowaniem tamtego kruczoczarnego kocura. Nawet w klanie zwierzyna jest istotna, ale nikt nie obdzierałby za nią z futra.
- Nigdy się nie zmienią, chodź pomogę Ci opatrzeć rany - mruknął, wchodząc do legowiska medyczki. Jaśminowe Oko wstała i ostatni raz patrząc przed siebie, weszła do środka. Usiadła na swoim posłaniu i spojrzała na krzaki, za którym są jej kocięta. Najwidoczniej jeszcze śpią, ale mam w zasadzie jeszcze czas. Wróciłam wzrokiem do Jaskra i podała mu kilka krótkich instrukcji. Kocur staranie nałoży maść z ziół na jej policzek, a potem zasłonił pajęczyną. Jaśminowe Oko przyglądała się jego pracy i temu jaki skupiony i spokojny był przy tym. Widziała w kocurze dobrego medyka, ale to nie jej nakreślać mu ścieżki. Kiedy skończył, odniósł wszystko na miejsce. Był także staranny. Klan się ucieszył, a kiedy wyszkoli to zyska zdolnego kota bez względu na to jaką będzie mieć rolę. Podniosła się i ostrożnie wzięła koszyk, który postawiła na swojej posłanie. Następnie odsłoniła krzaki, ukazując kociaki, które jeszcze smacznie spała. Kolejno po cichu włożyła maluchy do koszyka i starannie odkryła liściem. Dla niepoznaki włożyła do środka kilka łagodny ziół, aby ukrył zapach kociąt.
- Już czas.. - odparła i chwyciła kłami koszyk, zamiarem wyjścia. Ostrożnie opuściła legowisko z Jaskrem przy swoim boku. Drogę przeciął im kruczoczarny kocur z długim ogonem, którego już wcześniej widziała. Czuć było od niego gniew i chęć do wbicia w kogoś swoich pazurów. Jaśminowe Oko cofnęła się o krok, ale Jaskier stał jak stał.
- Zejdź nam z drogi kupo futra! - furknął, pokazując kły. Jaśminowe Oko nie chciała aby doszło do tego samego co wcześniej, więc ostrożnie położyła koszyk na ziemii i podeszła do Jaskra. Za hamowałam go ogonem i zrobiła fałszywy uśmiech.
- Przepraszam za niego, chciał tylko grzecznie poprosić aby się przesunął. Chcemy iść po zioła do lasu. - zmierzył ją wzrokiem, po czym schylił się do koszyka. Obwachał go, czując zioła uniósł łeb.
- Myślisz, że jestem taki głupi, że pozwolę wam samym wyjść po za obóz?! Mysi móżdżki! - warknął głośno, podniósł łapę z wysuniętymi pazurami chcąc uderzyć kotkę prosto w pysk, kiedy czyjeś kły go chwyciły. Poczuł ból i widząc obok siebie dużego i umięśnionego, brązowego kocura z jasnymi łapami. Przywódca trzymał go, dając znak, że nie ma prawa tknąć kotki. Kocur się cofnął, a Ziemna Gwiazda puścił mu łapę. Jaśminowe Oko widząc przywódcę tych lisich łajn przewróciła oczami. Dobrze wie, że mu się podoba i zrobiłby wszystko aby zyskać jej względy. Nigdy nie będzie jego, nie gustuje we wroniej karmie. Machała nerwowo ogonem, ale resztą ciała była spokojna.
- Cierń co ja ci mówiłem o obniżaniu kłów na.. innych.. - odparł, dostrzegając pajęczynę na pysku kotki. Dotknął jej policzka końcówką ogona. Czuła i od razu utkwiła wzrok w kocurze. - To jego sprawka? Zranił cię? - wskazał na Ciernia, których nie okazywał skruchy. Nie chciała mówić, wolałbym umrzeć. Ale wtedy przycisnął ogon mocnej do rany, na co syknęła z bólu. Kiwnęła tylko głowa i szybko się odsunęła bliżej Jaskra, który ledwo trzymał nerwy na wodzy. Starał się być spokojny tylko dla Jaśminowego Oka, chociaż nie należało to dla najłatwiejszych.
- Chyba dla kogoś zasady nie są zbyt jasne.. - syknął, odwracają się w kierunku Ciernia i napinając swoje mięśnie. Co mogę zrobić? Przecież zaraz dojdzie to walki!? Miałkneła w głowie i nagle podskoczyła ku kocurowi.
- Ziemna Gwiazdo, ja i Jaskier chcemy wybrać się po zioła.
- Jaskier.. Czemuż to on?
- Do pomocy, raczej wątpię aby twoje mysi móżdzki paliły się do pobrudzenia swoich łap. - odparła, na co zamyślił się przez chwilę.
- W sumie racja.. Cierń pójdziesz z nimi, ktoś musi mieć na oku naszych gości i rozprawie się z tobą później.. - oznajmij ostro i polizał swoją łapę. Następnie odszedł dumny niczym wielki przywódca. Jaśminowe Oko przewróciła oczami i chwyciła koszyk. Spojrzał na Jaskra i ruszyła przed siebie w stronę lasu. Kocur czując ulgę ruszył za nią, mając nadzieję, że plan wypali. Cierń furknął wściekły pod nosem i ruszył za kupami futra. Jeszcze dorwie tego kotkę i pożałuje ona, że z nim zadarła. Szli lasem, znajomą ścieżką. Jaśminowe Oko wiedziała gdzie się kierować, jak dokładnie wszystko zrobić by plan się udał. Skręciła nagle i przeskoczyła mały potok. Tu za nim znajdował się strumyk z płynącą jak wodospad wodą. Usiadł przy nim i położyła koszyk. Musi jakoś zgubić Ciernia. Mrugnięła do Jaskra, dając znak, że już czas zaczynać plan. Udawała, że rozmawia z nim i po chwili zbliżyła się do kruczoczarnego kocura.
- Jaskier zostanie tutaj i zbierze z stąd nagietek, my pójdziemy kawałek w tamtą stronę. - oznajmija, po czym zaczęła iść. Kocur przeciął jej drogę i wymierzył gniewne spojrzenie.
- Dokąd!? - warknął, ukazując kły, ale Jaśminowe Oko była spokojna. - Myślisz, że zostawię tego wypłosza samego i tak o pójdę z tobą?!
- Oh zachowujesz się jak kociak.. - burknęła irytującym tonem głosu. Zgodnie z planem, z planem.. - Nie jesteśmy nawet bardzo daleko od obozu, a po drugie po tym jak traktujecie wątpię aby chciał próbować ucieczki. - parsknęła i ruszyła dumna, przyjeżdżając ogonem po pysku kocura. Najpierw się upierał, ale w końcu ruszył za nią. Jaskier zgodnie z planem, robił co miał robić. Kiedy zniknęli z pola widzenia, wyciągnął za krzaków drugi taki sam koszyk z kilkoma ziołami. Włożył tam nagietek i przykrył liściem teraz wystarczyło czekać na medyczke. Jaśminowe Oko szła w kierunku kolejnego potoku, który był nieco głębszy od poprzedniego. Podeszła na brzeg i zaczęła zrywać zioło. Kiedy nazbierała małą kupkę, udała, się poślizgnęłam i wpadła do wody. Kolejnym krokiem było w mówienie kocurowi, że nie potrafi pływać.
- Cierń! Pomo.. Nie.. umiem.. pły.. wać..!- idealnie odgrywał swoją rolę. Czasa aby ofiara złapała przynętę.
- Ehhh, nie masz co robić tylko się topić!? - syknął, ale wciąż siedział. Wtedy Jaśminowe Oko wchodziła pod wodę łapiąc oddech, aby jeszcze bardziej uwiarygodnić topienie. Tym razem kruczoczarny kocur podniósł i pobiegł w jej kierunku. Kocica była cenna dla jego przywódcy, więc jeśli zginie zostanie oberwany z futra. Nie wahając się wskoczył do wody i zaczął szukać kotki. Machała łapami, oczy miał skupione. Im częściej nie mógł jej znaleźć tym bardziej, myślał że utonęła. Jaśminowe Oko była bardzo sprytna. Uczyła się pływać mając 6 księżycy i opanowała to do perfekcji. Do tego potrafiła na długo utrzymać oddech w wodzie. Wpłynęła na brzeg kawałek dalej i wykorzystując nieuwagę kocura, pobiegła do Jaskra. Przebiegła drogę, mokrą i zmęczona. Mimo to była dumna, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Zatrzymała tuż przed szarobrazowym kocurem w pręgi. Wzięła kilka oddechów i dopiero wtedy była wstanie mówić.
- Nie mam wiele czasu.. Bierz moje kocięta i uciekaj! - oznajmij ostro, ponaglając go.
- Obudziły się, kiedy poszłaś. Pożegnaj się z nimi. - odparł, delikatnie podnosząc liść. Kocięta faktycznie nie spała i przyglądały się otoczeniu. Jaśminowe Oko schyliła się do nich i polizała po główkach.
- Już czas, pamiętajcie o tym co wam mówiłam. Kocham was. - jej słowa były pełne miłości i smutku. Maluchy spuściłu uszy i pokiwały główkami. Ułożyły się wygodnie, zamykając oczy. Jaśminowe Oko westchnęła smutno i zakryła je liściem. Podniosła i rozejrzała, po czym wróciła wzrokiem do Jaskra. - Tutaj jest trochę piachu. Sypnij mi nim w oczy i uciekaj..
- Ale..
- Rób co mówię! - warknęła, na co kocur za machnął się i rzucił piaskiem prosto w oczy kotki. Chwycił koszyk z kociętami i zaczął biec w kierunku, którym wcześniej mu pokazał. Miał nadzieję, że trafił do Klanu Liści. Jaśminowe Oko miałkneła ostro z bólu i przewróciła się na ziemię. Musiała wytrzymać tak jeszcze trochę. Czuła jak drobinki piasku drażnią jej oczy. Po chwili usłyszała czyjś bieg. Za drzew wyłonił się Cierń, który widząc kocicę, miał ochotę wyrwać jej futro. Jednakże dostrzegł, że coś jest nie tak i postanowił to sprawdzić. Kiedy się zbliżył zauważył piasek na pysku Jaśminowego Oka. Przewrócił oczami i usiadł przy niej.
- Czyli tu jesteś? Co tym razem? I gdzie ten mysi móżdżek!?
- Uciekł, próbowałam go powstrzymać. Rzucił mi piasek w oczy. - odparła, wciąż czując ból. Kocur westchnął i chwycił kocicę za kark przysuwając do strumyka. Wyciągnął z koszyka suchy mech i namoczył go wodą. Następnym delikatnie ścierał piasek z pyska medyczki. Kiedy skończył, wrzucił brudny mech i znowu przewrócił oczami.
- Twoja wina, gdybyś się nie uparł to był nie uciekł. Kotki.. Otworzył oczy, trzeba ci je opłukać. - miała ochotę rozdrapać mu ten uśmieszek i zedrzeć futro. Ostrożnie otworzyła oczy, ledwo widząc świat wokoło. Nagle Cierń dużym chlustem swoje łapy ochlapał jej pysk wodą. Podniosła się i otrzepał z wrażenia. O dziwo to co zrobił kocur pomogło i znów mogła normalnie widzieć. Usiadła naburmuszona i owijąc ogonem łapy.
- Dzięki, co do Jaskra.. Nie wiedziała, że tak zrobi. Myślałam, że brak mu odwagi.
- Ehh za dużo myślisz.. Bierz kosz i idziemy. Trzeba wszystko przekazać Ziemnej Gwieździe. - oznajmij wstając i kierując się w stronę obozu. - Ciebie będę ostrzej pilnować. - mruknął idąc. Przewróciła oczami i chwyciła koszyk. Słowa Ciernia nie bardzo ją interesowały, wręcz była na to objęta. Czuła szczęście, że jej młode będą bezpiecznie. Udało się, plan okazał się sukcesem. Szła powoli i nie miała nawet siły dyskutować. Osiągnęła cele, a to, że wciąż z nim jest nie ma znaczenia. Rodzina zawsze będzie dla niej na pierwszym miejscu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top