Rozdział 29
Koty Wszystkich Klanów!- Wykrzyknął Płomienna Gwiazda, wchodząc w tłum walczących. Był to chyba pierwszy raz gdy ktoś użył takiego stwierdzenia, więc niektóre koty odsunęły się od przeciwników z którymi walczyły, czekając na rozkazy swoich przywódców. W samym centrum walki Cynamonowa Gwiazda stała nad zakrwawioną Obłoczoną Gwiazdą, gotowa zadać jej kolejną śmierć. -Niech ta młoda medyczka przemówi.
Pomarańczowa Łapa rozejrzała się. Nigdzie nie było widać Piorunowej Gwiazdy, a niektóre koty wciąż nie zaprzestały walki. Cynamonowa Gwiazda odsunęła pazury, ale wciąż przypierała Obłoczoną Gwiazdę do ziemi. Medyczka przełknęła ślinę.
-To... My... Musimy przestać. Zaprzestać wojen Klanów.- Miauknęła, ale nie dość głośno by każdy kot dosłyszał. Niektóre koty z przodu prychnęły. -Musimy przestać na Klan Gwiazdy!
Teraz krzyknęła dość głośno, by nawet wciąż walczące koty na chwilę od siebie odeszły.
-Ta walka trwa już od czasów Białej Gwiazdy. Lisie łajno, wtedy może jeszcze miała sens, ale teraz pielęgnujemy już tylko stare urazy. Po co? W lesie jest przez to coraz mniej kotów, wiecie o tym? Gdy Klan Gwiazdy powoływał Klan Chmur, zapowiedział trzy inne Klany, prawda? Powiedzcie mi po co walczycie między sobą, gdy prawdziwy wróg, Gwiazdozbiór szykuje się do zabicie wszystkich kotów w lesie. Jeśli ktoś mi teraz powie, że to niemożliwe abyśmy żyli w harmonii, spytajcie Złamaną Krew. Ja mam dość.- Mruknęła, odwróciła się w miejscu i odeszła w kierunku obozu, zostawiając wahające się koty, niepewne czy kontynuować walkę czy zrobić to co kazała kotka.
***
Zakończyć to. Zakończyć, byle szybko. Brązowa Łapa spróbował wstać, ale coś go przycisnęło do ziemi. Może powinien naprawdę dołączyć do Czarnej Łapy. W końcu nie byłoby śmierci.
-Nie byłoby też życia. Dziwny kompromis, ale mi się nie podoba.- Miauknął ktoś, podchodząc. Otoczenie nieco się rozświetliło. Nacisk zelżał, a Brązowa Łapa wstał. Jasna Łapa stał przy nim, emanując dość dużą poświatę. Ciało czegoś, co kiedyś było Czarną Łapą przestało się ruszać od środka, pozostając w formie nieco bardziej stałej niż wcześniej. -Myślałem że moja zdolność jest najbardziej do niczego, a tu proszę. Anuluje twoje mysie łajno.
Czarna Łapa parsknął i odbiegł kawałek. Jasna Łapa pobiegł za nim pierwszy, Brązowa Łapa wystartował chwilę potem. Czarna Łapa wbiegł na drzewo, odbił się i wylądował na brązowym kociaku. Przeturlali się kawałek, wygryzając sobie duże fragmenty futer. Gdy Jasna Łapa miał dołączyć, Czarna Łapa wsunął tylne łapy między siebie a brata i odrzucił go kawałek. Mimo tego, że jego moce się osłabiły, wciąż był nieco silniejszy niż jego bracia. Jasna Łapa przez chwilę szarpał się z Czarną Łapą, aż ten wgryzł mu się mocno w kark. Jasna Łapa się cofnął kawałek, a jego przeciwnik odszedł kawałek, szukając Brązowej Łapy wzrokiem. Brązowy kociak leżał pod drzewem, najwyraźniej nieprzytomny. Jasna Łapa spróbował wstać, ale Czarna Łapa musiał najwyraźniej trafić w czuły punkt, więc tylko przeczołgał się kawałek, po czym zaciskając zęby opadł. Czarna Łapa przysiadł przy Brązowej Łapie. Uśmiechnął się sam do siebie po czym przejechał mu pazurami po brzuchu. Wzdrygnął się gdy poczuł kopnięcie prądem i spojrzał w górę z cichym jękiem. Od razu po tym spadł na niego piorun. Brązowa Łapa otworzył oczy i uśmiechnął się, po czym zakaszlał krwią. Czarna Łapa jeszcze raz wstał z sytuacji po której powinien być martwy.
-Może i to moje ostatnie życie, ale żadne z was nie ma już siły. A prawie wygraliście.- Czarny kociak prychnął. -A mogłeś być u mojego boku. Już mnie nie zabijesz koteczku.
-Ja może i nie...- Mruknął Brązowa Łapa, na skraju omdlenia. -Ale oni tak.- Wyszeptał, tracąc przytomność. Czarna Łapa uniósł głowę i powoli się odwrócił. Gdy on zajmował się Brązową Łapą, otoczyły ich koty wszystkich czterech Klanów. Pisnął cicho, gdy wszystkie jak jeden kot zaczęły się do niego zbliżać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top