Epilog
Gwiazdozbiór przysiadł przy kwiecie, pod którym pochowany był jego uczeń. Siedział tak przez dość długą chwilę.
-Młodzi rzeczywiście dorównali moim braciom. Głupi kociak nie był godzien tej mocy.- Mruknął i odwrócił się. Szary kocur podszedł do niego i usiadł naprzeciwko. -Na szczęście mam ciebie.
Zacisnął zęby i polankę objął mrok, jak podczas walki z Czarnym Sercem. Wydawał się wypływać z starego kocura i wpływać w młodego. Gwiazdozbiór chwiejnym krokiem podszedł do drzew.
-Idź i dokończ moje dzieło.- Miauknął, z uśmiechem szaleńca. -Tylko żebym nie musiał do ciebie wracać, stąd, gdziekolwiek będę... Toksyczny Biczu.- Starszy odszedł głębiej w las, śmiejąc się cicho, nim gdzieś w ciemniejszej części lasu oddał ducha. Kocur któremu przekazał swoje dziedzictwo stał tam przez chwilę, po czym także odszedł. Kwiat, poruszony mrocznym podmuchem nieco opadł, tracąc jeden listek.
***
Dziękuję wszystkim którzy jakoś dotrwali do końca! Pisałem tą książkę w sumie przez jakieś dwa lata, z przerwami, więc dziwnie ją w końcu kończyć...
Ale nie kończę tej historii :3. Mam już kilka przygotowanych zarysów fabuł, więc tak do czterdziestu lat tutaj spędzę.
Za maks kilka dni wstawię zapiski do pobocznego projektu, tam wyjaśnię dokładniej o co chodzi, a w międzyczasie przygotuję bardziej szczegółowo fabułę Prequela.
Gwiazdkujcie, albo przyjdzie Gwiazdozbiór i was zje :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top