Rozdział trzeci


Cześć! Długo nie publikowałam, jakoś pisać mi się nie chciało. Ale wracam z nowiutkim rozdziałem.



W kotlince było zimno. Śnieżyca się zmniejszała, ale wciąż nie można było wyjść.

- Zamarzniemy tu! - zazgrzytała zębami Wierzbowa Skóra.

- Musimy zacząć robić coś sensowniejszego. - powiedział Biała Burza i wstał.

- Może będziemy chodzić w kółko, by polepszyć krążenie? - zaproponował Długi Ogon.

- O ile starczy miejsca. - Ognista Gwiazda skinęła głową.

- Ale przecież przed chwilą mówiliście by nie tracić energii. - Rozżarzony Blask zauważyła.

- Wtedy to było sensowne, ale tylko na krótki czas. - przywódczyni wytłumaczyła. Młoda wojowniczka skinęła głową i zaczęła krążyć w kółko. Głód doskwierał im wszystkim. Wreszcie śnieg przestał padać, ale było go tyle, że iść było bardzo trudno.

- Zostaliśmy odłączeni od obozu. - stwierdziła chłodno Mysie Futro.

- Nie do końca. Będziemy udeptywać śnieg. Najlepiej blisko drzew. Dzięki temu, będziemy mieli sporo pole widzenia, a także łatwość w polowaniu. - Ognista Gwiazda przedstawiła swój pomysł.

- Polowanie? Kto wyjdzie na taki śnieg!? - zapytał Biała Burza.

- Zwierzyna. Po udeptanym śniegu łatwiej się chodzi, a jak będzie jeszcze blisko drzew, może się udać zwabić myszy i wiewiórki. - przywódczyni wytłumaczyła.

- Sprytne. - skomentowała Mysie Futro.

- A więc nie mędrkować, tylko pracować! - zawołał Długi Ogon, który już zaczął udeptywać biały puch. Deptali śnieg przez dłuższy czas, aż przed kotlinką zrobiła się szeroka polana, na której pojawiła się wiewiórka. Długi Ogon z rozmachu ją zabił i podzielił się nią z towarzyszami.

- Niedługo powinien przechodzić tędy drugi patrol łowiecki, albo graniczny. - Ognista Gwizda powiedziała.

- Oby. Nie będzie następnej takiej głupiej wiewiórki. - powiedziała Rozżarzony Blask wylizując kości wiewiórki.

- Chyba idą. -Szara Pręga zawęszył. Rzeczywiście, w śniegu brnął patrol.

- Jesteście cali i zdrowi! - przywitał ich Lwie Serce prowadzący patrol.

- Tak, ale z chęcią wejdziemy do naszego przyjemnego obozu. - zamruczał Długi Ogon.

- Cieszę się, że wam nic nie jest. - Krucze Skrzydło ucieszył się.

- Wracam do obozu! - Ognista Gwiazda zawołała. Przekazała jeszcze patrolowi, gdzie zakopali poprzednio upolowaną zwierzynę i poszli wydeptanym wcześniej przez patrol szlakiem. W obozie panował przyjemny gwar. Płomyczek i Świerczka wykopywali śnieg w górę i biegali pod delikatnymi, spadającymi płatkami.

- Jakie wesolutkie. - zamruczał Szara Pręga, ale w jego głosie była nuta smutku. - Gdzie jest Srebrny Strumień? - zapytał Piaskową Burzę pilnującą kociaków.

- Może w każdej chwili urodzić. Jest u niej Nakrapiany Liść i Paprociowa Łapa, a Żółty Kieł zajmuje się Nocą. Zaczęła ostatnio kaszleć. - powiedziała kotka smutno.

- Nie martw się. Mamy wspaniałych medyków, nic jej nie będzie. - zapewniła Mysie Futro.

- Ale nie ma kocimiętki. - Piaskowa Burza spojrzała na swoje bawiące się maluchy.

- Odwiedzę ją. - obiecała Ognista Gwiazda. Podeszła do sterty zwierzyny by coś przekąsić.

- Zjesz ze mną? - zapytał Długi Ogon.

- Jasne. - Ognista Gwiazda przykucnęła obok niego i ugryzła nornika. - Pyszne.

- Zflaszcza po thej phojedyncej whiewiórce. - Długi Ogon powiedział przeżuwając.

- Idę odwiedzić Noc. - powiedziała Ognista Gwiazda wstała od posiłku.

- A co jej się stało? - zapytał Długi Ogon zakopując kości.

- Zaczęła kaszleć. Oby to się nie rozprzestrzeniło. po całym obozie - przywódczyni westchnęła i poszła do legowiska medyków. Przywitał ją cierpki zapach.

- Dzień dobry Ognista Gwiazdo. - mruknęła Żółty Kieł na powitanie.

- Jak się czuje Noc? - zapytała przywódczyni.

- Całkiem nieźle, wyzdrowieje. Ale mamy mało kocimiętki, a przez te opady kaszel może się rozwinąć. - Żółty Kieł miała zmartwioną minę. - Przydaliby się uczniowie.

- Wiem. Mogę w sumie mianować... Ale muszę podjąć odpowiednią decyzję. Myślę, że kociaki Oszronionego Futra mogą być gotowe. Może też Obłoczek? - Ognista Gwiazda zastanowiła się.

- Myślę, że jak będzie miał przyjaciół z legowiska, znacznie łatwiej będzie mu zrozumieć klanowe zasady. - miauknęła smutno Żółty Kieł.

- Żółty Kle, czy coś jeszcze się stało? - Ognista Gwiazda spojrzała w pomarańczowe oczy medyczki.

- Ech. Tak. - Żółty Kieł wzięła wdech i wyrzuciła z siebie. - Nakrapiany Liść zabarła Paprociową Łapę i poszła by pomagać przy porodzie Srebrnej Strumień, a mnie zostawiła. Nie ma nic wspanialszego w życiu medyka, niż widok małych noworodków!

- Spokojnie. Jeśli mi powiesz co mam zrobić, to mogę zostać z Nocą. - Ognista Gwiazda zaoferowała.

- Dziękuję. Jak się obudzi, daj jej kocimiętki, a potem możesz dać jej mak, żeby znowu zasnęła. - Żółty Kieł pokazywała nosem zioła. - Nic więcej nie powinno się stać.

- Poradzę sobie Żółty Kle. Powodzenia. - Ognista Gwiazda zapamiętała zioła. Żółty Kieł zabrała inną wiązkę i wyszła szybkim krokiem. Po chwili obudziła się Noc.

- Khy, gdzie mama? - zapytała cicho.

- Pilnuje twojego rodzeństwa. - odparła przywódczyni.

- A gdzie Żółty Kieł?

- Poszła pomóc przy porodzie Srebrnej Strumień.

- Khy. A czemu ty tu siedzisz?

- Żeby dać ci to. - Ognista Gwiazda podsunęła zioła.

- Uczeń by ,khy, zjadł? - zapytała mała. Ognista Gwiazda od razu zauważyła dokąd zmierza Noc.

- Na pewno. - potwierdziła. Noc zjadła je posłusznie, zlizała mak, zwinęła się w kłębek i zasnęła.



No.  Koniec. Może uda mi się coś jeszcze wstawić, ale nie jestem pewna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top