Rozdział szósty
Paprociowa Łapa obudził się później niż zwykle. Żółty Kieł oglądała rany jego siostry, ale na jej pysku nie widać było zmartwienia.
- Cześć. - przywitał się radośnie.
- Witaj Paprociowa Łapo. - Żółty Kieł oderwała się od ziół.
- Cześć braciszku! - zawołała Rozżarzony Blask.
- Cześć. Żółty Kle, kiedy ruszamy? - zapytał kocur.
- Z chwilkę... - medyczka wycisnęła jeszcze sok na ranę kotki i odeszła. - Możesz zmykać Rozżarzony Blasku!
- Do zobaczenia. - Paprociowa Łapa polizał siostrę po uchu i podszedł do mentorki. - Będziemy jeść jakieś zioła?
- Mhm. - Żółty Kieł mruknęła i przygotowała wysuszone liście. Podeszła do legowiska Nocy.
- Jak się czujesz maleńka? - zapytała spokojnie.
- Dobrze. Khy. Tylko czasem muszę odkaszleć. - kotka powiedziała ochryple. - Będę zdrowa?
- Myślę, że tak.- Żółty Kieł stwierdziła.
- A jeśli nie? - martwiła się Noc.
- Nakrapiany Liść zajmie się tobą w Klanie Gwiazdy. - zamruczała medyczka
- Dołączę do Klanu Gwiazdy? Ale w tedy nie zostanę wojowniczką. - zmartwiła się kotka.
- Nie martw się. Klan Gwiazdy ci pomoże. - Paprociowa Łapa wtrącił się.
- Czy jesteś pewien Paprociowa Łapo? - zapytała kotka.
- Tak! Klan Gwiazdy zawsze się nami opiekuje. - uczeń skinął głową.
- Noc, my dziś idziemy na zebranie medyków. Zostaniesz sama, ale nie martw się. Choroba już z ciebie wychodzi i nie powinno się pogorszyć. - Żółty Kieł polizała kociaka po głowie i przeciągnęła się. - Choć, zobaczymy co robi klan.
Śnieg stwardniał i zamienił się w lód.
- Będzie się łatwiej szło. - medyczka zauważyła.
- Tak. Nie będziemy się zatapiać. - Paprociowa Łapa skinął głową. Ze swojego legowiska wyszła Ognista Gwiazda.
- Dzień dobry Żółty Kle, witaj Paprociowa Łapo. - przywitała się przywódczyni.
- Dzień dobry Ognista Gwiazdo! - Paprociowa Łapa uniósł wysoko ogon.
- Kiedy wychodzicie?
- Za chwileczkę. - Żółty Kieł odparła.
- A jak się czuje Noc? - zapytała Piaskowa Burza.
- Dobrze. Nic jej nie będzie. - Żółty Kieł zapewniła.
- A Ognista Gwiazdo, kiedy maluchy zostaną uczniami? Są strasznie męczące. - Piaskowa Burza westchnęła.
- Oj jeszcze trochę. Są jeszcze za małe Piaskowa Burzo. - Ognista Gwiazda zaśmiała się.
- Płomyczka możesz mi zostawić, ale Noc i Świerczkę... - Piaskowa Burza trzepnęła ogonem odganiając Świerczkę.
- Dasz radę. - Paprociowa Łapa uśmiechnął się. - Idziemy?
- Tak, choć dam ci zioła. - Żółty Kieł poszła do legowiska i przyniosła stamtąd zawiniątko liści.
- Smaczne? - zapytał niepewnie kocurek.
- A jak myślisz? - Żółty Kieł zaśmiała się.
- Obhydhliwe. - Paprociowa Łapa odparł połykając zioła.
- Nie marudź. - odparła ciemna kocica jedząc swoje. Jak skończyli już jeść, Żółty Kieł jeszcze raz wygięła grzbiet i ruszyła w kierunku wyjścia z obozu. Paprociowa Łapa podreptał za nią. Weszli do lasu. Zmrożony śnieg delikatnie skrzypiał pod łapami. Paprociowa Łapa niecierpliwił się trochę. Przeszli obok Sowiego Drzewa i skręcili w kierunku Czterech Drzew. Przeszli obok nich. Żółty Kieł węszyła chwilę.
- Zapach Klany Cienia jest bartdzo słaby. Zapytam Cieknącego Nosa co się stało. - stwierdziła medyczka i ruszyła w dalszą drogę wzdłuż Drogi Grzmotu. Po drodze spotkali jeszcze Muliste Futro, medyka Klanu Rzeki, z nim Żółty Kieł prowadziła długą rozmowę. Po pewnym czasie dołączył do nich Kaszlący Pysk, medyk Klanu Wiatru, ale nigdzie nie było widać Cieknącego Nosa. Przeszli przez Drogę Grzmotu i stanęli przez Ustami Matki. Słońce powoli kryło się za horyzont.
- Gdzie jest Cieknący Nos? - zapytała Żółty Kieł.
- Nie wiem. - Kaszlący Pysk pokręcił głową. Paprociowa Łapa uniósł głowę.
- Idzie, ale stamtąd? - przekręcił głowę widząc kocura idącego po wyżynach.
- Ni wiem, ale Klanowi Cienia coś na pewno jest i nie powiem żeby było coś dobrze. - Muliste Futro stwierdził.
Miałam dopilnować, żeby był długi, a tu takie gówno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top