Rozdział 4
Czarny Nos spojrzała na kotkę ze współczuciem. Otarła się o bok jej pyska na pocieszenie.
-Będzie dobrze. - Zapewniła. - Ostra Gwiazda nic ci nie zrobi. Wiem, jak mogę ci pomóc.
-Jak? - Mrok spojrzała na nią zrozpaczona. - Nic z tym nie zrobisz. On...on tu rządzi. Robi co chce ze wszystkimi w klanie.
-Więc zrobimy tak, abyś już nie była w tym klanie. - Oznajmiła medyczka. - Na razie musisz tu zostać, żeby twoje rany się wyleczyły. - Ściszyła głos tak bardzo, że teraz był on ledwo słyszalny. - Przetrzymam cię tu długo, w końcu Ostra Gwiazda...czy Ostry Ząb, tak, jak mówiłaś nic ci nie zrobi, kiedy jesteś ranna. Potem pomogę uciec tobie i Śmierci. Widać, że ci na niej zależy, a ta mała albo stanie się potworem jak jej ojciec, albo zginie w walce, jeśli ty się nią nie zajmiesz.
-N...naprawdę to dla mnie zrobisz? - Oczy rannej kocicy błysnęły z ekscytacji. - Mimo tego, co klan ostrza ci zrobił?
-Nie jesteś jak oni. Tobie mogę ufać, a ty możesz zaufać mi, Mroku. Musimy pomagać sobie nawzajem, jeśli chcemy przeżyć. - Zamyśliła się na chwilę. - A teraz lepiej się prześpij. Zasłużyłaś na odpoczynek.
-Dobrze. Dobranoc, Czarny Nosie.
-Dobranoc, Mroku.
Medyczka siedziała na swoim legowisku i patrzyła jak o wiele młodsza od niej wojowniczka zasypia. Było jej żal z powodu tego, co Mrok musiała przeżyć, ale miała nadzieję, że uda jej się udzielić jej pomocy, bo przecież ktoś musiał to zrobić, zanim Ostry Ząb zdecyduje się ją zabić. Wtedy byłoby już za późno. Siedząc tak w ciszy kocica dała pochłonąć się rozmyślaniom, na jej pysku pojawił się lekki uśmiech na myśl o swojej rodzinie, jednak kiedy do głowy przyszła jej przepowiednia wyraz jej pyska od razu spoważniał.
-Wiem, że chodzi wam właśnie o to. - Szepnęła cicho, tak, jakby mieli usłyszeć jej duchy jej przodków. - Ale dam radę w tej niewoli.
Rzecz jasna nie mogła tak łatwo usłyszeć odpowiedzi, chociaż miała cichą nadzieję, że kiedy zaśnie ktoś z przodków ją odwiedzi. Przypomniała sobie rozmowę z Ziołową Skórą jakiś czas temu "Mimo tego, że jest twoim bratem nie chce się ruszyć i przyjść." te słowa swojej sekretnej parterki szczególnie zapadły jej w pamięci, ale to nic dziwnego, w końcu dotyczyły jej brata i mówiły o nim w nienajlepszy sposób. Sama Czarny Nos nadal w głowie uparcie go broniła i przekonywała samą siebie, że ten nie odwiedza jej w snach z resztą rodziny dlatego, że ciągle jest przy Szyszkowej Gwieździe i nie widziała w tym nic złego. Chociaż bardzo kochała swoje rodzeństwo potrafiła przeżyć bez ciągłego spotykania w snach, zawsze żyła trochę bardziej na uboczu, niż jej bracia, więc przyzwyczaiła się do tego.
Jej rozmyślania przerwał Kojot. Kocur wszedł do jaskini, w pysku trzymając żabę. Położył go przed łapami miodoworudej, pręgowanej kocicy.
-Dla ciebie. - Mruknął, uśmiechając się w trochę dziwny sposób. - Powinnaś coś zjeść.
Więźniarka zaczęła jeść zdobycz, najpierw oskubując ptaka z piór. Po jakimś czasie zjadła go całego.
-Dziękuję, Kojocie. - Powiedziała, spoglądając na siedzącego tuż obok niej kocura.
-Nie ma za co. - Wojownik przestał myć swoje szare futro i podszedł bliżej. Usiadł naprzeciwko Czarnego Nosa, patrząc prosto w jej ciemnożółte oczy. - Dla ciebie zawsze.
Medyczka uśmiechnęła się delikatnie. Kojot był naprawdę miły, chociaż nadal miewał przejawy negatywnych cech charakterystycznych dla wszystkich - no, prawie wszystkich - kotów z klanu ostrza. Nie widział też nic złego w zachowaniu Ostrego Zęba i okłamywaniu pozostałych czterech klanów odnoście przywództwa czarnego kocura.
-Wiesz, Czarny Nosie. - Powiedział w końcu. - Muszę ci coś powiedzieć.
-Co takiego? - Kocica spojrzała na niego zaskoczona.
-Słuchaj, chodzi o to, że spędzam tu z tobą sporo czasu, jako strażnik, często rozmawialiśmy. - Zaczął Kojot spokojnym, równym głosem. - Zakochałem się w tobie. Zostań moją partnerką, Ostra Gwiazda nie będzie miał nic przeciwko, pytałem go o zdanie i mówił, że kodeks to żadna przeszkoda. Chcesz tego tak samo, jak ja, wiem o tym.
Czarny Nos wbiła w niego zszokowane spojrzenie swoich głębokich, ciemnożółtych oczu w kocura. W głowie pośpiesznie szukała jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. Przecież ona go nie kochała! I nigdy by nie mogła, bo po pierwsze, była w związku z Ziołową Skórą, a po drugie, on był kocurem.
-Przykro mi, Kojocie, ale ja cię nie kocham. - Odparła najdelikatniej, jak umiała. Nie przepadała za kocurem jakoś bardzo, ale doceniała, że ten był dla niej całkiem miły i nie chciała go zranić. - Jesteś z klanu, który mnie porwał i uwierz, to mogłabym uznać za nie ważne, ale ty naprawdę jesteś jednym z nich. Z resztą, ja...nigdy nie byłam zakochana w kocurze.
-Czyli jestem twoją pierwszą miłością.
-Nie jesteś. - Powtórzyła ostrzej. - Nie kocham cię, Kojocie i nie mogłabym. Nie jestem w stanie pokochać żadnego kocura. - Pomyślała, że może jak wyjaśni mu, jak wygląda u niej sytuacja z zakochiwaniem się ten zrozumie.
-Po prostu nie poznałaś jeszcze tego odpowiedniego kocura. - Przysunął łapę bliżej niej. - Ja jestem tym odpowiednim.
-Nie, nie jesteś! - Syknęła w końcu Czarny Nos pełna frustracji. - Zostaw mnie.
-Musisz zostać moją partnerką, kocham cię!
-A ja ciebie nie!
-I? Obawiam się, że decyzja należy do mnie.
-Nie. Należy do mnie, bo to ty mnie zapytałeś. Powiedziałam nie i koniec. Odejdź.
-Dobrze. - Prychnął kocur i ruszył w stronę wyjścia. - Na razie mogę odejść. Ale nie zapominaj, że cię kocham, Czarny Nosie. - Odwrócił się nagle i z dziwnym błyskiem z ciemnobrązowych oczach spojrzał na więźniarkę. - Tylko pamiętaj, jesteś moja.
-Chyba w snach! - Dodała pod nosem.
-(*)-(*)-(*)-(*)-
Jedną nocą Czarny Nos jak zwykle siedziała bez celu w legowisku medyków, które jednocześnie było jej więzieniem. Spojrzała na puste legowisko obok. Mrok wyszła na chwilę, aby pójść bo coś do jedzenia, puki Ostry Ząb śpi. Z jednej z historii ciemnoszarej wojowniczki o tym, jak wygląda życie w tym klanie. Z tego, co się dowiedziała przywódca czasami, kiedy mieli mało zwierzyny zabraniał niektórym ją brać pod pretekstem, że priorytetem są najważniejsze w klanie koty, którymi w jego mniemaniu był on sam, Strzała i Śmierć. Jak na razie
Czarny Nos siedziała tu sama. Kojot tego dnia nie przyszedł, ale medyczka była przekonana, że tak jest lepiej. Po wczorajszej rozmowie nie miała ochoty go widzieć. Nie była przyzwyczajona do bycia podrywaną, czuła się wtedy niekomfortowo, w końcu niecodziennie zdarza się, aby jakiś śmiałek wyznawał uczucia medyczce. Co prawda miała swoją ukochaną partnerkę - Ziołową Skórę - ale to nie było to samo. Po pierwszy, Ziołowa Skóra była kotką, a po drugie, one nawet nie flirtowały ze sobą specjalnie...ich relacja jakoś tak sama poszła do przodu.
Jej cudowna samotność nie mogła trwać w nieskończoność. Jak zwykle w najgorszym momencie do jaskini wszedł Kojot. Na jego widok miodoworuda kocica z niezadowoleniem przewróciła swoimi ciemnożółtymi oczami. Nie spodziewała się go tutaj - większość kotów już spała.
-Witaj, Czarny Nosie. - Kocur od razu podszedł do niej, jak gdyby nigdy nic. - To co, zmieniłaś zdanie?
-Nie. - Odparła pośpiesznie medyczka. - Mówiłam ci, Kojocie. Nie kocham cię.
-No cóż, trudno. - Mruknął wojownik. W jego głosie słychać było pozorne niezadowolenia, jednak nie umiał on ukryć w nim też trochę nietypowej dla sytuacji satysfakcji. - I tak jesteś moja.
-Nie jestem twoja! - Prychnęła więźniarka. Nie często słyszała, aby ktoś używał tego typu zwrotów, ale i tak wiedziała, że będą to jej znienawidzone słowa. Jak on mógł tak o niej mówić! - Jestem kotem, a nie rzeczą. Nie jestem niczyja.
-A tu się mylisz. - Oczy kocura błysnęły. Zbliżył się do niej jeszcze bardziej. - Od teraz jesteś moją partnerką, Ostra Gwiazda się na to zgodził, a to jego słowo jest prawem, nie twoje. Pamiętasz? To my rządzimy tobą. A teraz, czas przypieczętować tą cudowną relację, kochanie.
-Przypieczętować?! - Kocica patrzyła na niego lekko zdezorientowana. Na jej pysku malował się szok. - Co masz na myśli?!
-Wiesz.
-Co...o...o czym ty bredzisz?
Kocur uśmiechnął się szeroko. Wysunął pazury, wbijając je w mech z posłania, na którym wstał.
-To co, gotowa? - Zapytał, ale pytanie to brzmiało tak, jakby nie miał zamiaru oczekiwać odpowiedzi.
-Czego ty ode mnie chcesz! Nie chcę przypieczętowywać żadnego związku, bo nic między nami nie ma!
-Aby na pewno?!
Nie mówiąc nic więcej Kojot skoczył na nią. Pazurami z całej siły przyszpilił do ziemi, praktycznie uniemożliwiając jej jakiekolwiek ruchy.
-Zostaw mnie w spokoju, bo ci oddam! - Czarny Nos wysunęła pazury i próbowała wyrwać się z mocnego uścisku agresora.
-Ty mi? - Wojownik zaśmiał się. - Może i jesteś spora, ale pod tym twoim futrem, to dużo mięśni nie ma. - Schylił się do jej ucha. - To ja tu rządzę i to moja decyzja, to się teraz z tobą stanie. Powiedzmy...że pomożesz wzmocnić klan w sposób najlepszy dla kotek.
Z oczu medyczki pociekło kilka łez. Domyślała się, co będzie dalej. Kojot miał rację, w tej sytuacji nie mogła zrobić nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top