Rozdział 3
Minęły dwa dni. Czarny Nos - czy może raczej Czarna - przyzwyczaiła się do zasad i życia w niewoli, ale rzecz jasna nie była z tego zadowolona. Przez ten krótki czas przytyła trochę i w końcu pod jej długim futrem było widać coś więcej, niż zarys kości po długim głodzie w okradzionym z terytoriów klanie pioruna. Tutaj dbali o nią stosunkowo dobrze, najbardziej dbał o to Kojot, który najczęściej dostawał zadanie, aby pilnować więźniarki oraz Mrok, która właściwie nie miała większego powodu, aby pomagać medyczce. Chyba po prostu jest inna, niż wszyscy tutaj. - Pomyślała kotka. Dzisiaj akurat nie widziała się z drobną, ciemnoszarą wojowniczką, gdyż ta od rana gdzieś poszła, razem ze Śmiercią, która - z tego, czego dowiedziała się od Kojota - była młodszą, przybraną siostrą Mroku.
Spojrzała w stronę siedzącego jak zwykle przy wyjściu z legowiska medyka sporego, szarego kocura, który bez przerwy wpatrywał się w coś poza legowiskiem. Czarny Nos po chwili odezwała się do niego:
-Na co tak patrzysz? - Mruknęła.
Odkąd tu utknęła starała być się dla niego miła, w końcu kocur nie tylko jej pilnował, ale także odpowiadał za przynoszenie jej tyle jedzenia i mchu z wodą, ile uzna za słuszne. Lepiej mieć dobre relacje z kimś, od kogo może zależeć twoje życie lub zdrowie.
-Na słońce. - Odparł krótko kocur. - Właśnie wschodzi, pięknie to wygląda. Chodź, zobacz.
-Pozwoliliście mi wstać z legowiska. - Medyczka przewróciła oczami. - To już coś.
-Wiesz, że nie każdy chce cię tu więzić, prawda? W sensie w obozie tak, ale nie w tym legowisku. - Powiedział wojownik. - Ja nie mam nic przeciwko, żebyś trochę się przeszła. Pokochałabyś to miejsce, gdybyś mogła je poznać.
-Nie pokochałabym. - Prychnęła kocica, usiadłszy obok Kojota. - To nie mój dom i nigdy nim nie będzie. Jestem medyczką klanu pioruna. - W jej głosie dało usłyszeć się nacisk na ostatnie dwa słowa.
-Wszystko może się zmienić. - Mruknął kocur pośpiesznie.
-Nie zmieni się. - Zapewniła medyczka. - Kojocie, ty i Mrok jesteście dla mnie mili, ale reszta nie. To nie jest i nigdy nie będzie mój dom. Moja lojalność nigdy nie będzie należała do tego miejsca, wolę zginąć, niż walczyć po stronie tego zapchlonego, lisiego serca, jakim jest Ostra Gwiazda!
-Nigdy tak nie mów! - Zawołał wojownik. Jego futro momentalnie się zjeżyło. - Nie mów o nim nic złego, nigdy!
-Dlaczegi niby?! Taka prawda, nawet lis jest bardziej życzliwy, niż on!
-On...albo Strzała...oni czasami podsłuchują. - Wyjaśnił Kojot ledwo słyszalnym głosem. - Chcą wiedzieć, kto jest im naprawdę lojalny. Mogą słyszeć wszystko, a wiesz, że za takie słowa zostałabyś mocno ukarana...
Czarny Nos przez chwilę patrzyła na niego zszokowana. Te koty nie mogły powiedzieć nic na osobności, bo ktoś zawsze mógł podsłuchiwać!
-Ostra Gwiazda to nie przywódca. - Mruknęła zniewolona kocica. - To dyktator! - Powiedziała oburzonym, jednak niespecjalnie głośnym tonem.
-On musi to robić, żeby mieć pewność, że będziemy mu lojalni!
-A te kary cielesne, którymi wszystkich straszył?! To też "dla lojalności"?! To jest chore! Jak często on w ogóle je stosuje?
Kojot spojrzał na nią zmieszany, szybko jednak przekierował wzrok swoich ciemnobrązowych oczu na własne łapy, końcowo nie odpowiadając na pytanie. To musiało dziać się często, skoro milczy... - Domyślała się medyczka.
-Ja chyba powinienem iść. - Odezwał się w końcu kocur, zmieniając temat. - Czas zapolować, tylko muszę spytać Ostrą Gwiazdę, czy mogę zostawić cię bez nadzoru. Do zobaczenia, Czarna. - Wojownik uśmiechnął się lekko.
-Nie nazywaj mnie Czarną. - Prychnęła medyczka. - Ostrej Gwiazdy tu nie ma, więc nic nam nie zrobi. Jestem Czarny Nos.
-Więc do zobaczenia, Czarny Nosie.
-Do zobaczenia. - Odparła z obojętnością.
Nadszedł wieczór. Kojot nadal był poza legowiskiem, na chwilę obecną nikt nie pilnował medyczki, co było dziwne. Z tego, co wiedziała, to o tej porze powinna być tu Mrok, jednak nie zjawiła się. Pewnie poluje. - Westchnęła w duszy medyczka.
Szybko jednak okazało się, że była w błędzie. Do legowiska weszła czarno biała kotka o imieniu Ryk. Na swoim grzbiecie trzymała nieprzytomną, ciemnoszarą wojowniczkę. Na jej ciele widać było sporo ran, większość z nich wyglądała, jakby wywołały je pazury, a całe jej ładne, lśniące futro było postrzępione i kępkami powyrywane.
-Co się jej stało?! - Spytała przerażona Czarny Nos.
-Mały...wypadek. - Odparła Ryk, kładąc ranną na jednym z posłań. - Podczas polowania spotkała lisa.
-Wyjdź, proszę. - Mruknęła miodoworuda kocica, nie patrząc na łaciatą wojowniczkę. Odwróciła się do magazynu ziół i od razu brała wszystkie najpotrzebniejsze lekarstwa. - Zajmę się jej ranami.
Wojowniczka po prostu wyszła bez słowa. Czarny Nos schyliła się do nieprzytomnej kocicy i zaczęła opatrywać dokładnie jej rany. Nie miała wiele ziół do użycia, ale wystarczająco żeby jej pomóc. Podczas nakładania okładów z różnorakich, leczniczych ziół, a także późniejszym mocowaniem ich za pomocą pajęczyn medyczka spostrzegła, że rany Mroku są dosyć równe, wszystkie podobnej wielkości i prawie w jednej linii. Mimowolnie pomyślała o Borsuczej Prędze, jego ciało wyglądało jeszcze gorzej, ale także miał równe rany, które - jak potem się okazało - zrobił mu Tygrysia Gwiazda z rozkazu przywódcy klanu ostrza. Kiedy skończyła rozmyślać o dawnym przyjacielu zorientowała się także, że na ciemnoszarym futrze wojowniczki nie było czuć nawet odrobiny zapachu lisa.
Po zakończeniu nakładania opatrunków na rany medyczka wzięła jeszcze trochę maku - ostatnie dwa ziarenka - i położyła obok Mroku, aby kiedy ta się obudzi i ból okazałby się silny od razu mogła je zjeść. Po tym usiadła na swoim posłaniu, dokładnie w nią wpatrzona.
-Niech wszystkie koty na tyle samodzielne, aby polować zbiorą się pod Ostrą Skałą na zebranie klanu! - Do legowiska dobiegł donośny okrzyk przywódcy klanu ostrza. Czarny Nos podeszłą bliżej wyjścia z legowiska, przysłuchując się wszystkiemu. - Kolcu, Sadzo, podejdźcie.
Wyjrzała przez wyjście z legowiska, obserwując ceremonię. Miała zakaz robienia nawet tego, jednak chciała zobaczyć ceremonię, z resztą, nawet, gdyby coś jej zarzucili mogła wytłumaczyć się, że chciała porozmawiać o stanie zdrowotnym Mroku.
Widziała, jak dwójka kotów podchodzi pod miejsce nazywane Ostrą Skałą. Zmienili nazwę nawet miejscu zebrań. - Irytowała się w myślach.
-Wzywam was, moi pobratymcy, gdyż sam siebie nie wezwę. - Zaczął kocur ze szczytu skały. - Abyście spojrzeli na tych uczniów. Pracowali ciężko jak nigdy, by nauczyć się lojalności wobec klanu ostrza i mnie, jako waszego przywódcy. Dzisiaj mianuję ich na wojowników. - Zawołał. Przysłuchującą się wszystkiemu Czarny Nos bardzo zdziwiło, że nie powołał się on na swoich wojowniczych przodków, jak zwykle się to robiło, a na żyjące wśród niego koty i przede wszystkim jego samego. Do tego teraz, kiedy było to wskazane nie zeskoczył ze swojego miejsca i nadal patrzył na pobratymców z góry, zamiast zeskoczyć na ostatnią cześć ceremonii. - Kolcu, doceniam twoją lojalność i opanowanie i mam zaszczyt mianować cię prawdziwym członkiem klanu ostrza oraz wojownikiem. Sadzo, cenię twoją bezwzględność i waleczność, od dzisiaj jesteś prawdziwą członkinią klanu ostrza oraz wojowniczką. - Patrzył tylko na nowo mianowanych wojowników, nie mając zamiaru zejść, aby wykonać tradycyjny dla tej ceremonii ruch. - Koniec zebrania. Rozejść się, oprócz naszych nowych wojowników. Macie czuwanie.
Czarny Nos szybko znowu schowała się w głębi legowiska. Spojrzała na leżący na mchu ciemnoszary kształt. Łapa Mroku drgnęła delikatnie, a po chwili ranna powoli otworzyła oczy.
-Czarna...Czarny Nos...? - Mruknęła cicho.
Medyczka podeszła do niej i podsunęła zostawione wcześniej nasiona maku bliżej, dając do zrozumienia, by wojowniczka je zjadła, co to od razu uczyniła.
-Wszystko dobrze. - Mruknęła więźniarka. - Jesteś u mnie w legowisku. Wyjdziesz z tego, co zrobił ci ten lis.
-Lis? - Mrok westchnęła smutno. - A więc to taką wymówkę wymyślili tym razem...
Miodoworuda kocica chciałaby być zaskoczona tym, że było to kłamstwo, ale wcale jej to nie dziwiło.
-Więc co stało się naprawdę? - Wytężyła wzrok, chcąc upewnić się, że nie usłyszy żadnego szmeru wydanego przez kogoś, kto podsłuchuje ich rozmowę. - Możesz mi zaufać.
-O...brzmisz, jakbyś ty też mi ufała.
-Powiedzmy, że tak jest. Wydajesz się być inna, niż reszta tego klanu, ale nie o tym teraz rozmawiamy. Opowiedz, co się stało, proszę.
-Ja... - Kocica spojrzała na swoje łapy. Zamilkła na chwilę, jakby w poszukiwaniu najwłaściwszych słów, którymi mogłaby opisać to, co się stało. - Opowiedzenia tego tak, żebyś zrozumiała wszystko trochę zajmie... - Westchnęła. - Kojarzysz Śmierć, prawda? - Zaczęła. - Widziałaś pewnie, że Strzała i Ostra Ząb często przy niej siedzą. Zaadoptowali ją. Jakiś czas temu na patrolu spotkaliśmy kocicę imieniem Chmura. Ostry Ząb zaoferował jej...
-Ostry Ząb...?
-On wcale nie jest przywódcą. - Wyjaśniła Mrok. - Nie dostał dziewięciu żywotów, ale kazał nam nazywać go tak, jakby nim był. Kontynuując, Ostry Ząb zaoferował jej, żeby do nas dołączyła. Opowiedział o klanie...i wszystkich okrucieństwach, które miał w planach. Odmówiła, a on się zdenerwował. Zabił ją, ale kiedy zorientował się, że w krzakach ukryta jest jej córka postanowił ją oszczędzić. Nie dlatego, że było mu jej szkoda. On chce zrobić z niej krwiożercze lisie serce takie, jakim jest on. A przez to, że nie jest aż tak głupi zabronił mi się do niej zbliżać, bo mam...trochę inne poglądy niż wszyscy tutaj. - Czarny Nos uważnie słuchała jej wygłaszanej osłabionym głosem opowieści. - No i dzisiaj mała uciekła z obozu. Martwiłam się o nią, więc poszłam jej szukać...i znalazłam. - Głos utknął jej w gardle, a futro zjeżyło się lekko na nieprzyjemne wspomnienie dalszych wydarzeń. - Ostry Ząb mnie z nią zobaczył...
-On...on ci to zrobił... - Medyczka spojrzała na młodszą kocicę ze współczuciem.
Biedna... - Pomyślała.
-Ale, nie rozumiem jednego. - Kontynuowała Czarny Nos. - Nie wyglądasz, jakbyś się przed broniła...twoje rany są równe, nie jak takie zrobione w walce.
-Bo się nie broniłam... - Westchnęła ciemnoszara wojowniczka, znów przenosząc wzrok na własne łapy. - Gdybym to zrobiła zabiłby mnie. Kto wtedy uchroniłby Śmierć przed losem brutalnego potwora, jakim jest Ostry Ząb? Po prostu musiałam...musiałam pozwolić mu zrobić ze mną co tylko chciał.
-To okropne. - Więźniarka wbiła w kotkę wzrok swoich przenikliwych, ciemnożółtych oczu. Przypomniawszy sobie rozmowę z Kojotem do głowy przyszło jej jedno pytanie. - Czy to zdarza się często?
Mrok nieśmiało skinęła głową.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top