8
Gdy wyszliśmy z ust matki Błękitna Gwiazda nakazała natychmiastowy powrót do obozu. Dotarliśmy do terytorium Jęczmienia który wskazał nam drogę. Tygrysi Pazur wyraził sprzeciw a ja go poparłam bo jestem nieufna a tego kocura wogule nie znam. Kiedy Błękitna Gwiazda zauważyła że dwa koty się nie zgadzają podjęliśmy decyzję żeby nie iść wskazaną drogą.
Pobiegliśmy do obozu. Było tam spokojnie. Podeszłam do stosu zdobyczy by zabrać sobie coś do zjedzenia po tej wykańczającej podróży. Wybrałam mysz, po czym położyłam się obok Szarej łapy.
- Pójdziemy razem na polowanie? -zapytał
-dobrze a kiedy?
-myślę że...
Nie zdążył dokończyć bo do naszego obozu wbiegł klan cienia!
To moja pierwsza walka, jestem bardzo podekscytowana.
Rzuciłam się na wielkiego czarnego kota zatapiając pazury w jego karku.
Zrzucił mnie z sykiem po czym zadrapał mi pyszczek. Zauważyłam że do żłobka wchodzi kot klanu cienia. Sycząc udałam że uciekam by przedostać się do żłobka. W środku kocur trzymał już dwa kociaki. Gdy mnie zobaczył zaczął uciekać z tymi dwoma a ja pobiegłam za nim. Bardzo długo biegliśmy przez las ale on biegł szybciej, a ja nie miałam już siły dlatego po pewnym czasie zniknął mi z oczu i musiałam kierować się węchem. W końcu go znalazłam! Tarzał się w błocie żebym nie mogła go wytropić. Ale ja nie dam się nabrać! Poszłam za nim cały czas będąc na kilka długości lisa żeby mnie nie zobaczył. W końcu dotarłam do ich obozu. Weszłam do środka od razu wchodząc w krzaki. Zauważyłam że kocur wchodzi do żłobka i po chwili wychodzi już bez kociaków. Myślę że z dwoma karmicielkami mogę dać sobie radę... muszę spróbować! Wślizgnełam się do żłobka i dopiero teraz zdałam sobie sprawę że nie dam rady unieść dwóch kociaków...i tak niema już odwrotu! Ogłuszyłam jednym ciosem karmicielkę i odwróciłam się do drugiej. Spała... tak po prostu spała... i nawet nie zauważyła że Ogłuszyłam jej koleżankę. Łatwo poszło teraz tylko kociaki. Delikatnie podniosłam kotka i przeniosłam go w krzaki.
-zostań tu! Za niedługo wrócisz do mamy.
Drugiego też przyniosłam a następnie tą samą metodą wyniosłam je z obozu. Już miałam z nimi pokonać kolejny odcinek gdy za mną pojawił się kocur chyba uczeń.
-Co ty tu robisz z tymi kociakami?
-Ja przepraszam za te kociaki... uciekły ze żłobka... mieszkam niedaleko...
-Napewno?
-Tak
-Pachniesz klanem Pioruna
-To pewnie dlatego że kradnę im zwierzynę,zioła i takie tam inne rzeczy... czasem nawet tam śpię.
-Ja...muszę Cię zaprowadzić do przywódcy.
-Nie możesz!!!
-Dlaczego?
-Bo mu powiem co robiłeś na patrolu...
-Co niby?
-Widziałam jak jesz zanim zaniosłeś łup klanowi!-Zdecydowana większość kotów to robi.
-No dobra...ale wynoś się już z tąd!
-Jasne, ale z tymi kociakami to trochę zajmie...-Powiedziałam.
-Pomogę ci...to twoje kocięta?-Zapytał.
-Tt-aak.-Powiedziałam niepewnie.
Zanieśliśmy je do granicy z klanem Pioruna.
-Dziękuję za pomoc, tu już sobie poradzimy.-Miałknęłam.
-To pa.
-Pa.
Przeszłam przez granicę i zaczęłm toczyć kociaki po ziemi. Gdy już zrobiło się ciemno, a ja nadal nie byłam w obozie kociaki zaczęły piszczeć a ja opadłam z sił. Postanowiłam zrobić sobie przerwę bo dłużej już nie wytrzymam tego toczenia!
Położyłam się okrywając kociaki ogonem i zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top