52
Szara Gwiazda
Całe dnie spędzam w moim legowisku. Jestem załamany.
Myślę, że ona już nie żyje.
Ta myśl mnie zabija.
Niektórzy starają się mi pomóc, ale ich odtrącam...
-Szara Gwiazdo?-Orzeł weszła do mojego legowiska.
-Tak?-zapytałem cicho.
-Kiedy nas mianujesz?-zapytała.
-A ile księżyców macie?-czułem się głupio, nie znając wieku moich dzieci.
-Sześć. Mianowałeś Nagietka i Dąb, a my jesteśmy starsi.-wciąż czekałem na Płomienny Kwiat. Wiedziałem, że może nie wrócić, ale nadal miałem trochę nadziei.
-Rzeczywiście... za wcześnie mianowałem Nagietkową łapę i Dębową łapę.-mruknąłem pod nosem.
-Nawet nie wiesz jak się przechwalają!-przypomiałem sobie moje dzieciństwo. Pewnie mają charakter po matce. Piaskowa Burza też nie była święta.
-Poczekaj jeszcze trochę.-Nie mogę pozwolić na to, aby kociaki zostały uczniami. Bez Płomiennego Kwiatu ich nie mianuję.
Orzeł westchnęła i wyszła.
Wstałem i poszedłem w miejsce gdzie zniknęła Płomienny Kwiat.
Ostatnio często tam przebywam...
Codziennie staram się dojść do tego, gdzie ona jest.
Usiadłem na kamieniu.
Patrzyłem na księżyc.
Tak spędzam każdy dzień.
Nagle przewróciłem się i po moim ciele przeszedł lodowaty dreszcz.
Podniosłem się i zobaczyłem koty klanu Gwiazd.
-Co się stało?-Zapytałem.
-Umarłeś.-Powiedział spokojnie Krucza łapa.
-Jak?!-Zapytałem.
-Z tęsknoty.-Westchnęła Błękitna Gwiazda.
-Nie musisz się martwić. Ona jest bezpieczna.-Powiedział Lwie Serce.
Poczułem, że wracam do normalności.
Znów siedziałem na kamieniu.
Wstałem i pobiegłem do obozu.
Po woli zaczynało świtać.
Postanowiłem, że teraz mianuję moje dzieci. Nie mogę dłużej czekać.
Zwołałem zebranie klanu.
-Orzeł, wystąp. Poczynając od dziś, aż do momentu, kiedy otrzyma imię wojownika, ta uczennica będzie zwana Orla łapa. Zakurzona Skóro, wystąp. Będziesz szkolił Orlą łapę.-
Zakurzona Skóra i Orla łapa zetknęli się nosami. Mianowałem też Leśną łapę. Właśnie, kiedy miałem mianować Jastrzębia, do obozu wbiegła Nakrapiany Liść z Płomiennym Kwiatem.
-Płomienny Kwiat!-Szczęśliwy jak nigdy podbiegłem do niej.
Ona również była szczęśliwa.
Nagle zaskoczony cofnąłem się.
Zobaczyłem trójkę kociaków.
-Czyje to?-Zapytałem.
-Twoje.-Płomienny Kwiat spóściła wzrok, tak jakby czuła się winna.
Napisałam już pierwszy rozdział drugiej części ^^
Wymyśliłam tytuł i zrobiłam okładkę, następny rozdział będzie ostatni...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top