51

Szara Gwiazda

Od czasu kiedy przeprowadziłem atak na klan Tygrysa minęły cztery dni.
Tak dużo czasu bez Płomiennego Kwiatu. Od kąd się poznaliśmy nigdy nie rozmawialiśmy się na tak długi czas. Zaczynam tracić nadzieję zobaczenia jej. Może już nie żyje...
Moją jedyną szansą na odzyskanie jej jest Jeżynowa łapa. Dzisiaj idę do Tygrysiej Gwiazdy. Zamierzam wymienić Jeżynową łapę na Płomienny Kwiat.

-Szara Gwiazdo!-zawołał mnie Kamienne Futro.
-Wszystko gotowe?-zapytałem.
-Tak, Tygrysia Gwiazda zaraz tu będzie.-odpowiedział mój zastępca.

Zauważyłem pręgowane futro mojego wroga. Tygrysia Gwiazda wszedł do obozu.
-Gdzie jest Jeżynowa łapa?!-warknął.
-Oddam go, jeżeli przyprowadzisz mi Płomienny Kwiat!-krzyknąłem.
-To tak twoja partnerka?-uśmiechnął się szyderczo.
-Oddaj ją albo już nigdy nie zobaczysz syna.-warknąłem.
-Nie mam jej.-powiedział spokojnie.
-Kłamiesz! W takim razie ja nie mam Jeżynowej łapy! A teraz odejdź.- kocur warknął i wyszedł z obozu.

Złoty Kwiat ucieszyła się na widok syna. On również był szczęśliwy.
Mam zamiar powiedzieć mu całą prawdę o Tygrysiej Gwieździe.

Wszedłem do żłobka, gdzie obecnie przebywał Jeżynowa łapa.
Rozmawiał z matką. Kiedy tylko znalazłem się w środku, przywitały mnie radosne miałknięcia moich kociąt.
-Tata!-Chmurka skoczył na mnie.
-A gdzie jest mama?-zapytała cicho Mięta.
-Mama niedługo wróci, obiecuję.- spóściłem wzrok.
-Jeżynowa łapo, chodź na chwilę.-wyszliśmy ze żłobka.

-Kiedy wrócę do ojca?-zapytał. 
-To zależy od tego, czy odda mi partnerkę...-syknąłem wściekle.
-Płomienny Kwiat? Pamiętam ją.
Mój ojciec ją zabrał?-zapytał zdziwiony.
-Tak, porwał ją i chce zawładnąć całym lasem. Zdradził nasz klan i zabił dużo kotów.-powiedziałem wprost. Bursztynowe oczy, tak bardzo podobne do oczu mojego największego wroga, teraz wpatrywały się we mnie zdumione. Dostrzegłem w nich smutek, niedowierzanie i złość.
-A-ale jak to?! Mówił, że pomaga i...-Jeżynowa łapa załamał się.

Postanowiłem, że zostawię go samego, aby przemyślał sobie wszystko. Poszedłem do mojego legowiska.
Położyłem się i zamknąłem oczy.
-Tato?-wstałem i odwróciłem się gwałtownie. Mięta wpatrywała się we mnie swoimi dużymi oczami.
-Co się stało Mięto?-zapytałem przyjaźnie.
-Kiedy zostanę uczennicą? Nakrapiany Liść zniknęła...-miałknęła.
-Nie wiem kochana.-powiedziałem.
-Kto mnie wszystkiego nauczy?-zapytała.
-Mogę ja...-miałknąłem niepewnie.
-Naprawdę? To świetnie!-zaczęła patrzeć na mnie wyczekująco.
-No więc... pajęczyny chamują krwawienie.-zacząłem. Mięta kiwnęła głową i dalej słuchała.
-I te ziarenka maku... usypiają.-powiedziałem. Mięta uśmiechnęła się.
-I jeszcze... korzeń łopianu!-krzyknąłem.
-Na co on jest?-zapytała zaciekawiona.
-Nie mam pojęcia.-odpowiedziałem szczerze. Mięta westchnęła.
-Dobrze. Pójdę już...-Mięta wyszła.

Położyłem się i zasnąłem.
  

Zbliżamy się do końca książki :3
Będzie druga część o kociakach.
Em... co do kociaków Nakrapianej to przez przypadek dwa mają takie same imię (Księżyc) Pomyliłam się i zaakceptowałam oba...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top