28

Szliśmy przez las w stronę obozu.
Wpatrywałam się w gwiaździste niebo.
Szara Pręga ocierał się o moje futro.
-Nic ci nie jest?-Zapytał z troską.
-Chyba nie.-Odpowiedziałam.
W ciszy dotarliśmy do obozu i zatrzymaliśmy się tuż przed wejściem.
-Mamy jeszcze trochę czasu zanim klan się obudzi...-Miałknęłam.
Szara Pręga się ze mną zgodził.
-To co byś chciała robić?-Zapytał.
-Chodź za mną...- Miałknęłam po czym ostrożnie weszłam w krzaki.
Pomyślałam że możemy pójść na słoneczne skały... bardzo lubię to miejsce...
Po chwili byliśmy już na miejscu.
Położyliśmy się na kamieniu obserwując gwiazdy. Po pewnym czasie zrobiło się jaśniej.
Razem oglądaliśmy wschód słońca.
Teraz zauważyłam że Szara Pręga ma
ranny bark i naderwane ucho.
-Wracamy do obozu. To musi zobaczyć Nakrapiany Liść.- Powiedziałam stanowczo.
-No dobrze chodźmy.- Kocur podniósł się i ruszyliśmy w stronę obozu.
Nagle poczułam się słabo i zwolniłam.
-Wszystko dobrze?-Zapytał kocur.
-Nie wiem... źle się czuję.- Miałknęłam.
Położyłam się mając nadzieję że mi przejdzie.
-To ciebie powinna zobaczyć Nakrapiany Liść.- Miałknął.
Leżałam ciężko oddychając.
-Czy w ciąży to normalne?!- Szara Pręga zaczynał panikować.
-Rodzisz?!- Zapytał z przerażeniem.
-Nie, przecież jest jeszcze dużo za wcześnie.-Miałknęłam.
-Co ja mogę zrobić?! Czy ty umierasz?!- Szara Pręga strasznie panikował.
-Idź po Nakrapianego Liścia!- Krzyknęłam. Mam dość jego paniki.
Szara Pręga natychmiast pobiegł w kierunku obozu. Mam nadzieję że jeszcze nie rodzę... Czuję że coraz ciężej oddycham. Po trwającej wiecznie chwili Szara Pręga przyprowadził Nakrapiany Liść.
-Co się stało?-Zapytała.
-Powiedziała że jej słabo i tak wygląda. Czy ona przeżyje?!- Szara Pręga dochodził do rozpaczy.
-Jadłaś coś?-Zapytała.
-Nie.-Odpowiedziałam.
-Bałaś się czegoś?- Po namyśle doszłam do wniosku że naprawdę się dzisiaj stresowałam.
-Tak.-Miałknęłam.
-Do tego jeszcze wysiłek fizyczny... jesteś w ciąży! Nie możesz się przemęczać.- Miałknęła.
-Czyli ona przeżyje?- Zapytał z nadzieją Szara Pręga.
-Upoluj jej coś i przynieś ziarna maku to pewnie przeżyje...- Szara Pręga zdeterminowany wskoczył w krzaki.
-Po co ziarna maku?-Zapytałam nierozumiejąc.
-Dla niego.-Miałknęła.
Po chwili wrócił Szara Pręga i podsunął mi ptaka. Szybko zabrałam się do jedzenia. Nakrapiany Liść stwierdziła że powinniśmy pójść do obozu więc podpierajac się na Szarej Prędze ruszyliśmy w stronę obozu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce Nakrapiany Liść wzięła nas do swojego legowiska i dała mi jakieś zioła.
-Jedz to! Jedz! Musisz żyć!- Spojrzałam wymownie na Nakrapiany Liść.
-Szara Pręgo zjedz te zioła. Pomogą ci na twój bark.- Podała Szarej Prędze jakieś liście. Zauważyłam na nich nasiona maku. Szara Pręga niechętnie wziął liście.
-Nakrapiany Liściu! Ratuj mnie!
Ja umieram.-Szara Pręga się przewrócił i zaczął słodko spać...
Jak ja go kocham!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top