-Rozdział 1-

Klonka skoczyła na jednego z czerwonych, klonowych liści. W obozie Klanu Pioruna było ich pełno! Byli dla niej jedynymi towarzyszami do zabaw, gdyż w żłobku była sama, nie licząc jej mamy - Deszczowej Chmury i Korzennego Futra, która niedługo urodzi kocięta.

Jak bardzo się cieszyła porą Spadających Liści. Zdecydowanie była jej ulubioną ze względu na drobny chłód, który tak lubiła i właśnie liście, które tak kochała.

Poza tym, za kilka dni zostanie już uczennicą. Nie mogła się doczekać ceremonii. Każdej nocy zasypiała późno, bo rozpierała ją energia, a gdy już zasnęła, śniła o polowaniach i zdobyczach, z których jej mama była dumna.

.
Zbliżał się wieczór. Słońce dotykało już czubków drzew. Deszczowa Chmura złapała ją za złocisty kark zębami, starając się robić to delikatnie by Klonce nic się nie stało,. Niestety przychodziło jej to z trudnością, gdyż Klonka była już wielkości ucznia.

- Mamo! - zaprotestowała.

- Spokojnie, kochanie - odpowiedziała szara kotka. Puściła Klonkę i wylizała dokładnie futro tam, gdzie było zmierzwione. - zaraz przyjdzie patrol ze zwierzyną.
Polizała ją jeszcze raz czuje w pyszczek.

Do obozu wszedł patrol złożony z Chabrowego Cienia, Wietrznej Pręgi i Orlego Pazura. Nieśli kilka myszy i zająca, który w porę nie wrócił do swojej norki.

- Całkiem nieźle - skomentowała Miodowa Gwiazda - razem ze zwierzyną z tamtego patrolu najemy się wszyscy!

Radosny głos pokrzepił zmarzniętych wojowników. Większość z nich już wsześniejszych była na jednym patrolu, a poza obozem chłód dominował większość kości.

Deszczowa Chmura podstawiła pod nos Klonki tłustą mysz. Klonka odsunęła się jak poparzona.

- Mamo, nie jestem głodna - powiedziała na wytłumaczenie swojego czynu.

- Musisz jeść, by w przyszłości być silną wojowniczką. - po tym argumencie Klonka zjadła mysz.

Wylizała swoje złociste futro dokładnie. Jutro miała ceremonię. Musiała być wypoczęta, a jej futro i bursztynowe oczy lśnić. Ziewnęła, czując chłód w pysku. Popędziła do legowiska,. Ściemniało się już.

Ułożyła się wygodnie na posłaniu z mchu. Żłobek był wykonany z patyków, gałązek i mchu, a dodatkowo wzmocniony liśćmi.

Zasnęła.

W tym momencie zaczął się koszmar.

Mięśnie paliły żywym ogniem. Łapy ślizgały się na mokrych liściach. Czuła psi oddech na ogonie. Warknięcia straszyły ją jeszcze bardziej.

Dalej rozpościerała się mgła, widziała tylko na dwa lisie susy. Normalnie zatrzymała by się przy jednym z drzew, lecz teraz zagrażało jej śmiertelne niebezpieczeństwo, które było tak prawdziwe, że sen mógłby być realny.

Przy okazji zauważyła, że nie jest sobą. Jej łapy były jasnoszare, w pręgi. Była wyższa i miała więcej siły, której i tak potrzebowała więcej.

Psy były coraz bliżej, gdy Klonka zaczęła zupełnie tracić siły. Czuła okropne uczucie, że zaraz umrze, jeśli nie ucieknie. Dyszała strasznie gdy pierwszy pies chwycił ją za tylną nogę. Pisnęła.

Upadla przy pniu jednego z klonów. Przyparta do drzewa zamykała oczy, by nie widzieć za chwilę własnej krwi. Pies zaczął szarpać jej łapę, a Klonka zamiast się bronić - czekała aż ją zabiją.

Może i nie było to szlachetnie rozwiązanie, ale nie była również szczurem, który wie, że nie może wygrać, a jednak dalej atakuje. Bała się strasznie.

W tym momencie jedne z psów chwycił za jej kark i rzucił ją do pnia innego drzewa. Lecz nie widziała już jakiego, gdyż wzrok przysłonił jej ból i własna krew...

Obudziła się gwałtownie i dysząc wściekle. Był środek nocy. Spokojnie - myślała - to był tylko sen.

Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

Helo!
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się podobał
~ Kluska

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top