яοz∂zιαł 10

Bursztynowa Gwiazda nie wierzył w to, że Szałwiowy Pęd mogłaby go pokochać. Nie do końca uwierzył nawet swojej matce, kiedy mu to powiedziała. Nie przyszło mu do głowy, że tak szlachetna kotka nie mogłaby nie mieć racji.

Teraz, kiedy szara kotka wtulała się w jego bok i czule przejeżdżała językiem po jego prawym uchu, ubolewał nad swoją wcześniejszą głupotą. Dlaczego tak długo zwlekał? Potrzebował aż zachęty samego Klanu Gwiazdy, żeby wyznać jej, że ją kocha.

Nie sądził, że może być taka czuła, jak teraz. Do tej pory znał ją jako oschłą, inteligentną medyczkę, która nie ma jednak w sobie ani odrobiny ciepła. Czy często będzie się z nim dzieliła językami, mrucząc cicho i dzieląc się z nim swoim ciepłem? Mimo że żyli w jednym klanie, tak naprawdę jej nie znał, co teraz uświadomił sobie z niezwykłą klarownością. Na szczęście od dzisiaj będzie miał pełno okazji, żeby lepiej ją poznać.

Przed chwilą opowiedziała mu o swoim spotkaniu we śnie z Omszonym Kwiatem. Jakie to zabawne, ze Klan Gwiazdy, którego się najbardziej bali, musiał nimi pokierować i zapewniać ich, że serca wybrały dla nich najlepszą, szczęśliwą drogę. Przypomniała mu, że wszystko musi pozostać tajemnicą. Nie był głupi, wiedział o tym. Teraz zacznie się krycie po kątach z Szałwiowym Pędem. Teraz pozostało mu czekać, aż w Klanie Gwiazdy nareszcie będą mogli być razem bez żadnych tajemnic.

Szałwiowy Pęd poruszyła się przy jego boku. Wydał z siebie niezadowolony pomruk, nie chciał, żeby go zostawiła chociażby na krótki moment.

-Nie możemy tak leżeć, bo ktoś nas zobaczy.- miauknęła, najwyraźniej rozbawiona jego protestem.- Poza tym ja, w przeciwieństwie do ciebie muszę pracować!- powiedziała wesoło, patrząc na niego błyszczącymi oczami.- Muszę porządkować zioła.- Bursztynowa Gwiazda zrobił zawiedzioną minę, mając nadzieję, że może jednak medyczka zmieni zdanie i poleży tak z nim trochę dłużej. Mógłby jej potowarzyszyć w tym całym “porządkowaniu ziół”, ale aktualnie nie za bardzo miał na to siłę. Głupi lis.

Patrzył, jak Szałwiowy Pęd zmierza w stronę magazynku. Jak pięknie jej futro lśniło w świetle słońca! Pogrążył się w marzeniach o ponownym przytulaniu się do niej, o cieple słońca ogrzewającym ich futra…

-Klanie Gwiazdy, nie!- usłyszał jej przerażone miauknięcie. Próbował wstać, ale brzuch ciążył mu, jakby był z kamienia, więc tylko wypatrywał jej ponownego pojawienia się, czujnie rzucając spojrzenia na boki. Przecież ktoś mógł ją usłyszeć, poza tym co ją tak zaniepokoiło?

-Mamy poważny problem.- miauknęła głosem napiętym do granic możliwości. Jej oczy zdradzały cały niepokój jaki musiała teraz czuć.

-Jaki…?- Bursztynowa Gwiazda aż bał się usłyszeć odpowiedź.

-W składziku znalazłam mak, który miał być dostarczony przez Muchomorzą Łapę.- Bursztynowa Gwiazda patrzył się na nią z lekko otwartym pyskiem, wiedząc, że nie wygląda inteligentnie.- A to znaczy, że on nas widział.

_________________________________________

Świetnie! Szałwiowy Pęd dopiero co obiecała matce, że z całych sił postara się utrzymać swój związek w tajemnicy, a już wie o nim jej własny uczeń, a przecież mógł powiedzieć Trawiastej Łapie, a ona Szybkiej Łapie i Puszystej Łapie, a oni Porannemu Snowi i swoim mentorom i… i w ten sposób cały klan mógł o nich już wiedzieć. Szałwiowy Pęd miała jedynie wątłą nadzieję, że kocur postanowił tym razem trzymać język za zębami, bo jeśli nie… to był koniec jej i Bursztynowej Gwiazdy. Pewnie zostaną wygnani z klanu. Albo gorzej… oślepieni albo zabici. Przynajmniej wtedy będą mogli się spotkać w Klanie Gwiazdy.

Z bijącym głośno sercem weszła na główną polanę obozu. Było… tak jak zwykle. Nikt nie rzucił jej zimnego, tępiącego spojrzenia. Nikt się od niej nie odsunął. Mijana Jasny Księżyc miauknęła ciche ,,Cześć”, a zaskoczona Szałwiowy Pęd nawet jej nie odpowiedziała. Zimorodkowe Skrzydło i Rozbrzmiewający Trel dzieliły się językami przed żłobkiem. Trawiasta Łapa posilała się razem z Leszczynowym Wąsem i Muchomorzą Łapą. Uczeń najwidoczniej poczuł na sobie wzrok Szałwiowego Pędu, bo odwrócił w jej stronę głowę. Przywołała go w swoim kierunku nerwowym, naglącym ruchem ogona. Z jego miny jasno wywnioskowała, że doskonale wie, o co jej chodzi. Wymamrotał kilka słów do Trawiastej Łapy i Leszczynowego Wąsa a potem wstał. Czy zdążył się już podzielić tajemnicą medyczki ze swoją siostrą i ojcem? Szybko podszedł do Szałwiowego Pędu, chociaż widziała, że wolałby podbiec. Był z jakiegoś powodu podekscytowany.

-Pójdźmy do mojego legowiska.- powiedziała cicho Szałwiowy Pęd, kiedy znalazł się tuż przy niej. Miauknął na zgodę. Kiedy ona cała napięta stawiała sztywne kroki, on prawie radośnie podskakiwał. Kiedy byli już bezpieczni na polanie medyka, wyrwał z siebie:

-Jak to super, że jednak jesteście razem! Już myślałem, że nigdy się nie doczekam!- Szałwiowy Pęd zamarła w szoku. Jak to myślał, że się nie doczeka? Czy… wiedział? Jakim cudem mógł się tego domyślić? Nic nie powiedziała, próbując zrozumieć wszystko, więc odpowiedzialność prowadzenia rozmowy spadła na biednego Bursztynową Gwiazdę.

-Co miałeś na myśli, jak powiedziałeś, że myślałeś, że nigdy się nie doczekasz?- zapytał, unosząc się na swoim posłaniu.

-No, miałem wielką nadzieję, że jednak dojdzie do was, że do siebie pasujecie. Miałem nawet próbować was zeswatać, ale nie zdążyłem zacząć mojego planu, bo przychodzę tu dzisiaj… a tu niespodzianka! Gratulacje, tak w ogóle.- Szałwiowy Pęd właściwie miała gdzieś jego gratulacje.

-Ale nie zamierzasz nikomu powiedzieć?- zapytała, z lekką groźbą w głosie.

-Nie!- Muchomorza Łapa zdawał się być zaskoczony przypuszczeniem, że mógłby coś wygadać.- Przecież wtedy mielibyście kłopoty!- Szałwiowy Pęd doskonale wiedziała o wszystkich możliwych kłopotach. W głowie przeżyła już większość możliwych scenariuszy, gdyby klan odkrył jej tajemnicę. Najszczęśliwszy z nich zakładał wygnanie z klanu i życie z Bursztynową Gwiazdą gdzieś daleko, a najgorszy… wolała o tym nie myśleć.

-I to bardzo duże kłopoty.- miauknęła oschle i popatrzyła twardo na Muchomorzą Łapę.- Od kiedy coś podejrzewasz?

-Odkąd zobaczyłem jak patrzysz na Bursztynową Gwiazdę i jak on patrzy na ciebie, rzecz jasna. To było chyba jakieś pół księżyca temu.

-Już pół księżyca temu?- zdziwiła się Szałwiowy Pęd.- Przecież ja wtedy jeszcze nie…

-Wygląda na to, że tak, jeśli to zauważyłem.- miauknął Muchomorza Łapa

Szałwiowy Pęd lekko przymknęła oczy. Czy rzeczywiście już wtedy była zakochana w Bursztynowej Gwieździe? Przypomniała sobie, jak zachwycała się nad pięknem jego oczu. Jak martwiła się o niego. To była już miłość? Tak naprawdę nie miała pojęcia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyła. Muchomorza Łapa zauważył jej uczucia wcześniej od niej. Ale ona była ślepa jeszcze tak niedawno temu. Właściwie jeszcze ćwierć księżyca temu nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek zostanie partnerką Bursztynowej Gwiazdy.   

-Przysięgnij na Klan Gwiazdy, że nikomu nigdy nie powiesz.- powiedziała w końcu oficjalnym tonem. Muchomorza Łapa popatrzył na nią poważniej.

-Przysięgam na Klan Gwiazdy, że wasz sekret jest u mnie bezpieczny.- miauknął z pewnością, a Szałwiowy Pęd przypomniała sobie przepowiednię, jaką Klan Gwiazdy dla niego przeznaczył i wspaniałe przeznaczenie, które czeka na niego w przyszłości.

_________________________________________

Muchomorza Łapa czuł zimno. Przenikało przez jego futro i wdzierało się głęboko do środka serca. Lubił, kiedy wiatr chłodził rozgrzaną sierść, ale teraz było mu zdecydowanie zbyt zimno. Czuł się odrętwiały, zupełnie jakby coś w środku niego właśnie umierało, odchodziło na zawsze. Leżał na twardej jak kamień ziemi, futro posklejało mu się w szorstkie, lepiące się strąki. Kiedy spróbował otworzyć oczy w głowie rozległo mu się twarde, bolesne łupnięcie, jakby ktoś z całej siły trzasnął go kamieniem.

-Dlaczego tego nie pamiętasz, co?- poruszył uszami. Przynajmniej słuch w nim działa, jak należy. Tylko nie miał pojęcia, czego nie pamiętał.

-Każdej nocy cię tu zabieram, ale ty nic. Nic nie pamiętasz. Ciekawe, czy to co pomoże zapamiętać, czy będę musiał posunąć się jednak trochę dalej…- ale co pomoże mu zapamiętać? Spróbował o coś zapytać, ale zamiast słów z jego gardła wydobył się tylko niski, słaby jęk.

-Głupi Klan Gwiazdy i jego idiotyczna przepowiednia! Czemu po prostu nie mogą pozwolić mi cię opanować, tak jak to zrobiłem z tym słabym tępakiem? Powinieneś im powiedzieć, żeby przestali ci wymazywać pamięć po każdym naszym spotkaniu, bo będę musiał sprawdzić, czy można umrzeć we śnie.

Muchomorza Łapa poczuł uderzenie na swoim boku, ale chyba nie miał nawet siły poczuć bólu. Słabo jęknął i odtoczył się na bok. Siła ciosu odrzuciła go na kamienie, o które uderzył i… czy właśnie poczuł, jak pękło mu żebro?

-Jesteś coraz słabszy.- usłyszał nad sobą gniewny syk.- Ostatni raz wytrzymałeś prawie dwa razy dłużej.

Nagle przed oczami Muchomorzej Łapy pojawił się obraz. Stoi na ostrych kamieniach, na klifie, w dole szaleje głębokie, wzburzone, lodowate morze, nad nim góruje potężna sylwetka Bursztynowej Gwiazdy… nie, to nie jest Bursztynowa Gwiazda, to Dębowa Pręga. Kocur, którego zimny głos teraz słyszy. We wspomnieniu musi coś zrobić, kręci z rozpaczą głową. Już to robił, to boli. Dębowa Pręga jest zirytowany, popycha go do przodu. Ach, to jest wyzwanie. Muchomorza Łapa ślizga się na kamieniach, spada w dół. Z impetem wyciskającym całe powietrze z płuc i gruchoczącymi kruche kości uderza w powierzchnię wody. Wyzwanie polega na tym, żeby jak najdłużej utrzymać się na powierzchni, nie tracąc przytomności. Walczy z falami, stara się wytrzymać. Dębowa Pręga musi być zadowolony, bo inaczej nie pozwoli mu się szybko obudzić. A jedyne, co pozwoli Muchomorzej Łapie wyjść z koszmaru, to szybki powrót do dnia. Wie, że długo nie wytrzyma. Robił to kiedyś. Szybko opada z sił. Czuje, jak ulatuje z niego życie. Zamyka oczy… i budzi się znowu na szczycie urwiska. Stoi nad nim Dębowa Pręga i ‘’gratuluje’’ dobrego czasu. Nie wiadomo jakim cudem zawsze tak szybko wyciąga go na brzeg.

Pierwszy raz odwiedził Muchomorzą Łapę we śnie w nocy, kiedy został uczniem medyka. Od tamtej pory szylkretowy uczeń co noc przeżywa tortury, każdej nocy jest coraz bliższy śmierci.

-Jesteś beznadziejny.- wysyczał mu do ucha Dębowa Pręga.- Nie umiesz nawet porządnie się topić.

Muchomorza Łapa przypomniał sobie, dlaczego w dzień jest mu tak smutno. Dębowa Pręga za każdym razem siał w nim zwątpienie w swoje siły i umiejętności, a potem Muchomorza Łapa tego nie pamiętał. Ale teraz musiał to zapamiętać. Nie mógł stracić tych chwil, bo wtedy nie mógłby nic z tym zrobić. Ale gdyby wszystko wyjątkowo zostało mu w pamięci, mógłby chociaż spróbować.

Ból go obezwładniał, ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwa, ale umysł pracował. Kto to słaby tępak? Dębowa Pręga kiedyś już o tym mówił, pewny, że Muchomorza Łapa nie będzie niczego pamiętał. Wspomnienia uciekały mu, kiedy tylko udało się po nie sięgnąć.

Bursztynowa Gwiazda. Muchomorza Łapa musi ostrzec Szałwiowy Pęd przed przywódcą klanu i jego ojcem. Jeśli Dębowa Pręga rzeczywiście opanował swojego syna do tego stopnia, jak mówił, do jakich strasznych czynów może być zdolny pręgowany kocur? Do zabójstwa, zdrady klanu? Do… wykorzystania Szałwiowego Pędu? Muchomorza Łapa poczuł zalewające go falą [niczym fale morza, w którym przed kilkoma chwilami prawie utonął] przerażenie. Musi zapobiec temu wszystkiemu. Nie może zaprzepaścić swojej szansy. Ale jak niby miał to zrobić, jeżeli nigdy niczego nie pamiętał?

-Jesteś całkowicie bezużyteczny!- prychnął Dębowa Pręga.- Nawet nie ma sensu cię tu trzymać! Jesteś tak słaby, że nawet nie potrafisz nic powiedzieć, ani zrobić!

Powoli cichnące odgłosy jego łap stąpających po kamiennym podłożu, były dla Muchomorzej Łapy tak głośne niczym spadające kamienie. Jego łapy były wiotkie, właściwie nie do końca miał w nich czucie, a na pewno nie w lewej tylnej. Jakim cudem zawsze po obudzeniu jest w pełni zdrowy, jeśli teraz właściwie niewiele dzieli go od śmierci? Nie potrafił już nad tym myśleć, ponieważ do jego umysłu wkradał się kuszący swoją miękkością i zapomnieniem sen.

Powoli jego ból tracił na sile. Właściwie wszystko stawało się niejasne, zlewało się w czerń. Nieprzyjemny zapach morskiej bryzy, świeżego powietrza i krwi został zastąpiony przez nicość. Czy ja umieram?- zdążył pomyśleć tylko Muchomorza Łapa i zapadł w twardy sen, który, zdawałoby się, mógł równie dobrze trwać wiecznie.

Ale nie trwał wiecznie. To jeszcze nie był czas śmierci dla Muchomorzej Łapy. Uczeń musiał wypełnić swoje przeznaczenie, Klan Gwiazdy nie mógł dopuścić, aby przeszkodził w tym Debowa Pręga. Więc gdy Muchomorza Łapa odzyskał świadomość nie pamiętał już o swoim bólu i wyczerpaniu, Dębową Pręgę kojarzył tylko mgliście z melancholijnych opowieści starszych, a morze kojarzyło mu się tylko i wyłącznie z ciepłym piaskiem i silnymi kotami Klanu Morza, polującymi tam na niewielkie ryby i kraby. Po spotkaniu z Dębową Pręgą postało mu tylko tępe uczucie smutku i zwątpienie w siebie, których pochodzenia nie mógł znaleźć ani wyjaśnić, skąd się wzięły.

_______________________________________1

1986 słów

trochę krócej, ale taki wyszedł

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top