Rozdział 8

Szałwiowy Pęd wpadła do obozu niczym huragan. Gnała tak szybko, że zostawiła w tyle zarówno Szybką Łapę jak i Muchomorzą Łapę. Zdyszana zatrzymała się na środku polanki, rozglądając się na boki. Już zdążyła się na siebie wściec za to, że niewiele obchodzi ją czy da jej się uratować Ostrą Pokrzywę, żeby tylko Bursztynowa Gwiazda żył. To, że mógł zostać ranny napawało ją niespodziewanym przerażeniem. 

-Gdzie są?- rzuciła w stronę Mroźnego Tchnienia. Kotka miała kilka zadrapań, ale większość już przestała krwawić. 

-Zabraliśmy ich do twojego legowiska.- odpowiedziała Mroźne Tchnienie głosem pełnym niepokoju.  Szałwiowy Pęd już biegła w stronę swojej polanki. Obróciła głowę do tyłu i zawołała:

-Przegnaliście lisa?

-Były dwa, ale daliśmy im radę!- odkrzyknęła Mroźne Tchnienie. Przynajmniej jedna dobra wiadomość. Pewnie zaraz się okaże, że Bursztynowej Gwieździe naprawdę nic się nie stało, podobnie jak Ostrej Pokrzywie. 

Kiedy wpadła na polankę, zamarła. Przecież mówili, że z Bursztynową Gwiazdą wszystko w porządku! Zaciągnęli go do jednego z legowisk na obrzeżach polanki. Przywódca leżał na boku ciężko dysząc. Z poszarpanych, tylko w połowie zasklepionych ran na brzuchu wciąż kapała krew. Tak, jakby Klan Gwiazdy nie dał rady całkowicie uzdrowić Bursztynowej Gwiazdy za pierwszym razem. Kocur wyglądał, jakby zaraz miał stracić kolejne życie. Czy będzie potrzebował jeszcze jednego uzdrawiającego transu? Jeśli teraz straci jeszcze jedno życie, zostaną mu tylko trzy.  Szałwiowy Pęd była tym faktem przerażona. Medycy zawsze wiedzieli takie rzeczy i teraz niemal tego żałowała.

Na sąsiednim posłaniu było cicho. To zwiastowało jeszcze gorzej niż głośny, urywany oddech Bursztynowej Gwiazdy. Szałwiowy Pęd znała tylko jedną przyczynę takiej ciszy w legowisku chorego lub rannego kota. Śmierć. Bała się, czy usłyszy jeszcze oddech Ostrej Pokrzywy. Bała się, że kocur umrze w bólu, a ona nawet nie będzie mogła go złagodzić, z racji że nie miała nasion maku. A przecież dopiero co z jej winy zginął Paprociowa Łapa! Nie mogła dopuścić do kolejnej niepotrzebnej śmierci. Zmusiła się, żeby do niego podejść. 

Kamień spadł jej z serca, kiedy zobaczyła lekko unoszącą się pierś Ostrej Pokrzywy. Z bliska usłyszała bicie jego serca i cichy, powolny oddech. Pochyliła się nad nim i obwąchała jego rany. Było ich dużo, ale większość z nich przestała już krwawić. Na szczęście z kocurem nie było tak źle, jak na to wyglądało. Bardziej martwił Szałwiowy Pęd stan Bursztynowej Gwiazdy (wcale nie dlatego, że jej na nim zależało).

-Czy on żyje?- usłyszała obok siebie zaniepokojony, cienki głos. Stał obok niej Muchomorza Łapa z oczami rozszerzonymi strachem. To smutne, że kociak dopiero co został uczniem, a już widzi coś takiego. Jednak Szałwiowy Pęd doskonale pamiętała przepowiednię Gruszkowego Nosa i była pewna, że kocurek podoła wszystkim zadaniom.

-Jeszcze nie umarł.- miauknęła pełnym napięcia głosem.- Ale może, jeśli się nim nie zajmiesz. 

-Sam?- zapytał z przestrachem Muchomorza Łapa.- Ale przecież ja dopiero co zacząłem szkolenie!

-Tak, sam. Ja muszę się skupić na Bursztynowej Gwieździe.- mogłaby mu powiedzieć coś takiego jak ,,nie martw się, dasz sobie radę”, ale to nie było w jej stylu. Kompletnie nie przyszło jej do głowy, że mogłaby być miła. Chociaż, dziwnym trafem, gdy była z Bursztynową Gwiazdą, zawsze starała się być jak najmilsza.

Podeszła do przywódcy i dokładnie zbadała jego rany. Zrobiło jej się słabo, na myśl o tym, co mogło spowodować, że są takie paskudne nawet po utracie jednego życia i uzdrowieniu przez Klan Gwiazdy. Lis musiał go rozszarpywać! Wstrząsnęła się, oszołomiona. Popatrzyła na niespokojny pysk kocura. Jego powieki drgały, tak jakby śnił mu się koszmar. Wiercił się niespokojnie i ciężko dyszał. Ocknęła się z transu i wstrząśnięta smutkiem i troską jakie teraz czuła podskoczyła do zapasów ziół. Jak szybko jak tylko mogła wzięła stamtąd nawłoć i żywokost. Miała nadzieję, że w rany nie zdało się zakażenie. Przegryzła żywokost i, czując gorzki posmak w pysku, wypluła sok na rany Bursztynowej Gwiazdy. Pozostawała jej szansa, że on i nawłoć zapobiegną zakażeniu. Wsmarowała łapą maść z przeżutej nawłoci, wciskając ją głęboko w rany, czym powodowała szarpnięcia i niekontrolowane jęki Bursztynowej Gwiazdy. Zużyła na niego dwa ogromne kłęby pajęczyn, oplotła go nimi tak, że przypominał raczej poczwarkę niż kota. 

Dopiero kiedy skończyła, zdała sobie sprawę, że zostawiła Muchomorzą Łapę samego, bez nadzoru. Z mocno bijącym sercem, nagle pewna wątpliwości co do ucznia, odwróciła się w jego stronę. Właśnie kończył oplatać pajęczyną ostatnie rany na lewej tylnej łapie Ostrej Pokrzywy. Kiedy skończył, zwrócił wzrok swoich zielonych oczu na Szałwiowy Pęd. Nic nie powiedziała, kiedy tak na nią patrzył, więc zaczął przestępować z łapy na łapę. 

-Coś źle zrobiłem.- stwierdził.- Czy to zaszkodzi Ostrej Pokrzywie?- zapytał, a jego oczy zogromniały, wypełnione niepokojem.

-Och, nie.- odpowiedziała Szałwiowy Pęd zmieszana.- Wszystko zrobiłeś poprawnie.- zapewniła go. 

-Ale mogłem zrobić coś lepiej.- stwierdził kocurek.- Poprawnie, to nie dobrze.- miauczał coraz bardziej żałośliwym głosem.- Pewnie go zabiłem.- dodał cicho. A potem zapadła cisza, w której Szałwiowy Pęd nie wiedziała co ma powiedzieć. 

-Nie gadaj bzdur.- warknęła w końcu.- Zrobiłeś wszystko…- w tym momencie Muchomorza Łapa podniósł na nią wzrok i miauknął smutno:

-To ja już pójdę do legowiska. 

W tym momencie medyczce trudno było uwierzyć w to, że przepowiedziana niezwykłość Muchomorzej Łapy rzeczywiście będzie miała miejsce.

^^^^^^

Szałwiowy Pęd podeszła z rezerwą do Wroniego Plusku. Zatrzymała się w większej odległości niż gdy rozmawiała z innymi kotami i skinęła jej głową. Wroni Plusk wbiła w medyczkę spojrzenie sowich zimnych, niebieskich oczu i odpowiedziała podobnym gestem z kamiennym wyrazem pyska.

-Kogo zamierzasz zabrać na zgromadzenie?- zapytała medyczka. Spotkanie wszystkich klanów odbywało się zawsze w każdą pełnię księżyca na wyspie położonej na rzece, przy Pniach Zgromadzeń. Zwykle Klan Pokrzywy był na nie prowadzony przez Bursztynową Gwiazdę, ale przywódca jeszcze się nie obudził a na pewno przez kilka następnych dni będzie zbyt słaby, żeby opuszczać obóz. Więc na pewno to na Wroni Plusk spadnie obowiązek przewodzenia klanowi. 
L

-Zgromadzenie? Czemu mnie o to pytasz? Przecież to przywódcy wybierają koty.- oznajmiła mądrym tonem zastępczyni.

-Bursztynowa Gwiazda nawet się jeszcze nie obudził, a ty chcesz, żeby poszedł na zgromadzenie?- prychnęła wyzywająco Szałwiowy Pęd. Wroni Plusk obrzuciła ją pogardliwym, wściekłym spojrzeniem.

-Więc pójdą Ostrokrzewiowa Jagoda, Poranny Sen, Trawiasta Łapa, Chabrowe Oko, Puszysta Łapa i Borsucza Pręga.- prychnęła takim tonem, jakby od dawna to planowała, jednak medyczka wiedziała, że zastępczyni po prostu wymieniła koty, które jako pierwsze przyszły jej do głowy. 

-Nie powinnaś jeszcze zabierać Ostrokrzewiowej Jagody. Od ataku nie opuszczała obozu, to dla niej jeszcze za wcześnie.- zaoponowała z kwaśną miną. Młoda wojowniczka była odważna i odgrywała pewną siebie, ale nie mogła nic na to poradzić, że podskakiwała na każdy nagły dźwięk i ruch. Pracował z nią Poranny Sen, próbując uspokoić jej emocje. 

-Za to powinnaś zabrać Muchomorzą Łapę.- kontynuowała kotka, patrząc na zastępczynię mordującą ją wzrokiem. 

-A to niby dlaczego?- zapytała Wroni Plusk podejrzliwie. Szałwiowy Pęd westchnęła z niedowierzaniem. O co znowu podejrzewa ją czarna kotka?

-Musimy mieć ziarenka maku. Muchomorza Łapa poprosi Straconego Ogona albo Gwiezdne Oko o pożyczenie nam części zapasów.- wyjaśniła. 

-Czy to konieczne?- zapytała zimno Wroni Plusk.- Mogą zażądać kiedyś rewanżu za taką przysługę. 

-Medyków nie obowiązują międzyklanowe spory!- zawołała Szałwiowy Pęd nie wytrzymując. Kilka kotów na nią spojrzało, więc ściszyła głos.- Kodeks każe nam pomagać sobie nawzajem, jeśli jest to konieczne dla bezpieczeństwa kotów. Oczywiście, że nie zażądają zapłaty!
L

Wroni Plusk wpatrywała się w nią z przymrużoną powieką, cały czas nieufna. Zdjęła z niej wzrok i podejrzliwie mierzyła nim obóz, jakby w każdym rogu mógł czaić się szpieg Klanu Morza. W końcu znowu popatrzyła się na medyczkę i warknęła krótko:

-Dobra! A teraz zjeżdżaj!

Szałwiowy Pęd bardzo chętnie odbiegła od nieprzyjaznej kotki i wróciła na swój posterunek przy Bursztynowej Gwieździe, zastanawiając się, jak jeszcze mogłaby pocieszyć nie wierzącego w siebie Muchomorzą Łapę.

^^^^^^

Muchomorza Łapa był tak przygnębiony, że ledwie dotarło do niego to, że idzie na swoje pierwsze zgromadzenie. Wcześniej bardzo ekscytował się spotkaniem z wieloma kotami z innych klanów i nie mógł się doczekać, aż wszyscy usłyszą, że został uczniem medyka. Tylko że teraz wolałby, żeby nikt się o tym nie dowiedział. To wstyd dla klanu, mieć takiego beznadziejnego ucznia medyka.  

Był pewien, że zrobił coś źle, chociaż Szałwiowy Pęd zapewniała go, że tak nie było. Nie wiedział, dlaczego właściwie towarzyszy mu takie przekonanie. Po prostu… coś w środku mówiło mu, że jest beznadziejny. Kiedy się nad tym dłużej zastanawiał, wydawało mu się to dziwne i niemożliwe, ale bardzo starał się o tym nie myśleć, żeby przypadkiem nie rozpłakać się przy wszystkich. 

W obrębie terytorium Klanu Pokrzywy można było dotrzeć na Wyspę Zgromadzeń po starym, drewnianym, spróchniałym moście Dwunożnych pełnym dziur. Było to niewiele bezpieczniejsze od pływania w wodzie, dlatego nigdy na zgromadzenia nie zabierano starszych i karmicielek noszących kociaki. Chabrowe Oko kiedyś opowiadała, że jeszcze za czasów Lipowej Gwiazdy koty musiały pływać na zgromadzenia, ponieważ teren z mostem pozostawał w łapach Klanu Morza. Jednak mądra przywódczyni wynegocjowała oddanie Klanowi Pokrzywy tego kawałka ziemi w zamian za możliwość polowania na terytorium Klanu Pokrzywy w czasie największego głodu jaki kiedykolwiek dotknął Klan Morza. Otoczakowa Gwiazda i Drozdowa Gwiazda zatrzymali terytorium i za czasów Bursztynowej Gwiazdy raczej nie powinno się to zmienić. 

Muchomorza Łapa przeszedł po pomoście, modląc się do Klanu Gwiazdy, żeby skrzypiąca konstrukcja wytrzymała ciężar kotów, które po niej przechodziły. Wcześniej poczuł zapach Klanu Jabłoni i, jak się domyślał, Klanu Słowika. Zapachy Klanu Jabłoni i Klanu Morza poznał w czasie obchodu granic razem z Malinową Chmurą i Trawiastą Łapą kilka dni wcześniej. Kilka kroków później zobaczył na wyspie wiele stłoczonych kotów. Na najwyższym z Pni Zgromadzeń przycupnęła jasnoruda, pręgowana kotka w białe łaty, a jeżeli tam siedziała, musiała być Polną Gwiazdą, przywódczynią Klanu Jabłoni. 

Muchomorza Łapa zeskoczył z ciemnego drewna mostu na piaszczysty brzeg wyspy. Zebrane koty wpatrywały się w nowo przybyłych. Uczeń medyka widział, jak Chabrowe Oko podchodzi do jakiejś białej kotki z Klanu Słowika i wita ją przyjaznym liźnięciem po uchu. Obejrzał się, chcąc powiedzieć coś do Trawiastej Łapy, ale jego siostry już przy nim nie było. Oszołomiony ruszył na przód, szukając szarej kotki. Dostrzegł ją obok trzech kotek, czarnej i szylkretowej, uczennic pachnących Klanem Jabłoni oraz jasnoszarej z Klanu Słowika, chyba wojowniczki. Jasnoszara kotka stałą przodem do Muchomorzej Łapy, więc zobaczył, że jej oczy są na wpół zamknięte i przecinają je blizny. 

Już miał się kierować w stronę kotek, kiedy drogę zastąpiła mu kolejna, z Klanu Jabłoni, czarna z jednym okiem bursztynowym, a drugim niebieskim. Wyglądała, jakby byłą w tym samym wieku co Muchomorza Łapa, więc uznał, że się do niej odezwie.  

-Cześć!- miauknął.- Jak się nazywasz? Ja jestem Muchomorza Łapa.

-Ja nazywam się Winogronowy Świt.- powiedziała radośnie kotka. 

-Jesteś już wojowniczką?- zapytał skonsternowany Muchomorza Łapa. Wyglądała, jakby dopiero co skończyła sześć księżyców!

-Nie!- zaprzeczyła Winogronowy Świt.- Ale medyczką już tak.- Muchomorza łapa wgapił się w nią zdziwiony. 

-Ja jestem uczniem medyka.- powiedział.- Ale jak to możliwe, że już jesteś medyczką? Przepraszam, ale czy nie powinnaś być uczennicą, tak jak ja?

-Nasza medyczka umarła nagle, nie pozostawiając ucznia. Ja miałam w przyszłości zostać jej uczennicą, więc poszłam do Gwiezdnego Potoku i Klan Gwiazdy mianował mnie medyczką.- przerwała na chwilę.- To dziwne. Szałwiowy Pęd nie opowiadała wam o tym? I co się stało z Paprociową Łapą? Ostatnio to on był uczniem medyka.

Muchomorza Łapa nie słyszał, żeby Szałwiowy Pęd coś wspominała, ale wtedy jeszcze nie był uczniem, więc bardzo prawdopodobne, że go to nie obchodziło.

-Paprociowa Łapa nie żyje.- wyjaśnił ze smutkiem.- Zabił go lis, przegnaliśmy go już z naszego terytorium. 

W momencie, kiedy Winogronowy Świt otwarła pysk, żeby odpowiedzieć, Muchomorza Łapa usłyszał za sobą odgłosy wielu łap i zalał go zapach Klanu Morza. Obrócił się i zobaczył Piaskową Gwiazdę na czele klanu. Winogronowy Świt postawiła uszy i wstała na równe łapy. 

-Naprawdę mi przykro.- miauknęła ze współczuciem.- Ale chyba gdzieś szedłeś, a ja mam sprawę do Gwiezdnego Oka.- zaczęła już iść w kierunku szarobrązowej, pręgowanej, niewidomej kotki.

Muchomorza Łapa również miał sprawę do medyczki Klanu Morza. Szałwiowy Pęd kazała mu poprosić ją o ziarenka maku dla Kalnu Pokrzywy. Powiedział więc o tym Winogronowemu Świtowi. 

-Ja mogę ci je dać.- powiedziała medyczka, gdy usłyszała o problemie Klanu Pokrzywy.- Po zakończeniu zgromadzenia możesz pójść z moim klanem, a potem wrócić do siebie.- zaproponowała. Muchomorza Łapa był pod wrażeniem jej bezinteresowności. 

-Dziękuję.-wymruczał. Zapadła chwila ciszy.

-No… dobrze.- miauknęła Winogronowy Świt.- Pójdę więc do Gwiezdnego Oka, a ty idź, tam gdzie wcześniej chciałeś. 

Muchomorza Łapa kiwnął głową i odwrócił się tyłem do oddalającej się Winogronowego Świtu. Zanim zdążył się zastanowić nad tym, czy Trawiasta Łapa dalej rozmawia z innymi kotkami, usłyszał wrzask dobiegający od Pni Zgromadzeń. To Polna Gwiazda zwoływała koty, aby wysłuchali tego, co przywódcy mają im do powiedzenia. 

-Niech rozpocznie się zgromadzenie!- zawołała przywódczyni.

__________________

2063 słowa

Trochę mnie tu nie było co nie? Nie miałam weny na rozdziały, ale teraz do mnie powróciła i powinnam wstawiać coś częściej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top