Rozdział 4

Wysoka Pokrzywa oddychała szybko i nieregularnie. Jej oczy były zamknięte, serce biło szybko, zbyt szybko. Futro było zmierzwione, kotka pachnęła chorobą. Szałwiowy Pęd nie mogła już bardziej ulżyć starszej w jej drodze do Klanu Gwiazdy. Teraz mogła tylko czekać na koniec. Kotka wpatrywała się w pierś Wysokiej Pokrzywy, chociaż stało się to trudne, ponieważ oczy medyczki zaszły mgłą i wszystko się rozmazało. Wspominała wszystkie chwile spędzone ze starszą. Zabawy z nią, kiedy była jeszcze kociakiem- Wysoka Pokrzywa zawsze miała do niej słabość. Później, kiedy Szałwiowy Pęd straciła matkę szaro- biała kotka pocieszała ją i, razem z Jasnym Księżycem, zastąpiła jej matkę. Szałwiowy Pęd zaczęła ją traktować jak matkę.

Oczy zasnute mgiełką wspomnień wyostrzyły się, kiedy Szałwiowy Pęd zdała sobie sprawę, że nie słyszy już jednego, ważnego, tak bardzo drogiego jej głosu. Oddechu Wysokiej Pokrzywy. Najgorsze było to, że Szałwiowy Pęd wciąż czekała na to, aby być przy starszej w momencie jej śmierci. Ale ona tego nie widziała, nie usłyszała ostatniego tchnienia. W głębi duszy poczuła, że ją zawiodła. I nabierała takiej pewności. Z głębokiej goryczy, ze złości na samą siebie zaczęła miauczeć żałośnie, podnosząc głowę ku niebu i zniżającemu się słońcu.

Wsunęła nos w sierść Wysokiej Pokrzywy, wdychając jej znajomy zapach. Odetchnęła głęboko, aby się uspokoić. Starsza nie pachniała już tak jak zwykle, słodko i znajomo, było czuć od niej śmierć. Jej duch został już zabrany do Klanu Gwiazdy. 

- Byłaś mi matką, mentorką i przyjaciółką. Znajdziesz swoją rodzinę, mentora i przyjaciół w Klanie Gwiazdy, a na pozostałych przy życiu będziesz patrzeć ze Srebrnej Skóry pod postacią najjaśniejszej gwiazdy. Kiedyś dołączę do ciebie na niebie i znów będziemy razem- obiecała jej cicho.

Wyszła z polany medyka przez pokrzywy otaczające ją ze wszystkich stron. W obozie panował spokój, koty najwyraźniej musiały pomyśleć, że to miuczy z bólu Wysoka Pokrzywa, a nie Szałwiowy Pęd. Poza tym jedynymi, oprócz Szałwiowego Pędu kotami przebywającymi w obozie byli Poranny Sen, Szybka Łapa, Bursztynowa Gwiazda i oczywiście starszyzna- Jasny Księżyc i Różane Serce. Nikt nie wiedział jeszcze, że Wysoka Pokrzywa nie żyje. Medyczka podeszła do brata i jasnoszarej uczennicy. 

-Tak, Szałwiowy Pędzie?- zapytał Poranny Sen, kiedy zatrzymała się przy nim.

-Wysoka Pokrzywa… ona…nie żyje- wykrztusiła z trudem kotka. Pomimo tego, że od czasu kiedy została uczennicą medyka widziała wiele śmierci i sama straciła wiele kotów, zawsze czuła taki sam smutek. Wiedziała, że nigdy w pełni się do tego nie przyzwyczai. Poranny Sen, który wiedział, jak bardzo przeżywa to jego siostra, przycisnął się bokiem do jej boku i zapytał: 

-Co możemy zrobić?

 -Szybka Łapa może pójść do Bursztynowej Gwiazdy, a my zaniesiemy jej ciało przed Stertę Gałęzi.- sama mogłaby poinformować przywódcę, ale ostatnio coraz częściej o nim myślała i zerkała na niego, kiedy on nie widział. Na razie wolała nie spotykać się z nim na osobności. Tylko do czasu, kiedy się opanuje.

Szybka Łapa skinęła głową i odbiegła. Poranny Sen lekko szturchnął zamyśloną Szałwiowy Pęd. Kotka potrząsnęła głową, wyrwana z zamyślenia. Spojrzała na Poranny Sen:

-Chodźmy- powiedziała. Ruszyła z powrotem na swoją polankę. Za nią szedł jej brat, jednak szybko się z nią zrównał. Lekko dotykał jej swoim futrem, dodając jej otuchy. Nic nie powiedział, znał ją zbyt dobrze, żeby przerywać jej żal. Kiedy Poranny Sen wziął ciało Wysokiej Pokrzywy za kark, medyczka wsunęła się pod nie i niosąc je na swoich barkch dotarła na środek polany. Była odprowadzana smutnymi spojrzeniami innych kotów, kilka z nich miauczało żałośnie. 

Bursztynowa Gwiazda stał już na Stercie Gałęzi. Podczas nieobecności medyczki wróciły wysłane patrole i teraz w obozie nie było tylko Puszystej Łapy i Borsuczej Pręgi…oraz Ostrokrzewiowej Jagody z Paprociową Łapą. Kiedy Szałwiowy Pęd skierowała swoój wzrok na jego pysk, dostrzegła żal. Wysoka Pokrzywa była bliska wielu młodszym członkom klanu. Czując jej wzrok na sobie, przywódca odwrócił pysk w jej stronę. Jego oczy spotkały się z jej oczami. Przez chwilę Szałwiowy Pęd nie mogła oderwać od niego wzroku, czego on też nie robił. W końcu stanowczo skarciła się w myślach i opuściła głowę, zła na siebie za okazanie swojej słabości. Tymczasem Bursztynowa Gwiazda przemówił: 

-Dzisiaj do Klanu Gwiazdy dołączyła Wysoka Pokrzywa. Klan zapamięta ją na zawsze. Szałwiowy Pędzie?- medyczka nawet nie zastanowiła się co ma powiedzieć na pożegnanie starszej. Przez chwilę myślała. Kiedy usłyszała pierwsze nerwowe miauknięcia, zdała sobie sprawę z tego, że zebranie myśli zajęło jej trochę dłużej niż sądziła.

-Duch Wysokiej Pokrzywy wędruje już po Srebrnej Skórze- powiedziała- ale ona na zawsze pozostanie w naszych sercach jako wspaniała opiekunka, przyjaciółka i wojowniczka. Oddała klanowi całe swoje długie życie i cały czas służyła nam radą i troską. Kiedy się z nią spotkamy, będziemy mogli jej za to jeszcze raz podziękować- po jej słowach nastąpiła cisza. W końcu przerwał ją Bursztynowa Gwiazda.

-Dzisiaj w nocy ja i koty, które zechcą odbędą czuwanie przy Wysokiej Pokrzywie. Jasny Księżyc i Różane Serce pochowają ją o świcie.- to mówiąc zeskoczył ze Sterty Gałęzi i odwrócił w kierunku swojego legowiska. Po drodze Szałwiwowy Ped uchwyciła wzrokiem, że kocur macha na nią ogonem. Od razu ogarnęło ją zdenerwowanie i flustracja. Tak bardzo się starała, żeby nie musieć z nim rozmawiać, a i tak nie wyszło. Kiedy ruszyła do jego legowiska zobaczyła Zimorodkowe Skrzydło i Chabrowe Oko namaszczające ciało Wysokiej Pokrzywy ziołami. 

Weszła do jamy i spojrzała pytająco na czekającego na nią przywódcę:

-O co chodzi?- zapytała wpatrując się w jego bark, żeby nie widzieć pyska.

-Jest problem z Muchomorkiem- odpowiedział kocur. Medyczka spojrzała teraz prosto w jego pysk, zaciekawiona.- Uparł się, że chce zostać uczniem medyka i nie rozumie, że nie możesz mieć dwóch. Czy… możesz coś z tym zrobić?

-Nie wiem- Szałwiowy Ped pokręciła głową.- Mogłabym przyjąć go na ucznia, nie jest jasno powiedziane, że nie mogę mieć dwóch, ale boję się, że nie starczy mi czasu, żeby uczy

+ i jego, i Paprociową Łapę- była pewna, że w jej oczach widac bezradność, którą teraz czuła. Bursztynowa Gwiazda westchnął ze znużeniem. 

-W takim razie będzie musiał zostać wojownikiem- powiedział zmęczonym głosem. Szałwiowy Pęd spojrzała na niego z troską w oczach… nie to nie mogła być troska, ona nie zamierzała się troszczyć o przywódcę, on powinien sam radzić sobie ze swoimi problemami. 

-Poproszę Malinową Chmurę, żeby została jego…- słowa pręgowanego kocura przerwało jękliwe zawodzenie pełne bólu. Szałwiowy Pęd całkowicie rozbudzona wypadła z legowiska przywódcy i znalazła się na polanie pełnej kotów, które biegły w kierunku wyjścia z obozu i ustawiały się tuż za nim w szeregu z postawionymi uszami i nastroszonymi futrami. Taki płacz zwykle zwiastował najgorsze. Medyczka podeszła do Porannego Snu i powiedziała:

-Musimy to sprawdzić. Chodź ze mną.- Bursztynowa Gwiazda, który wybiegł za nią skinął głową, zgadzając się na to. Poranny Sen i Szałwiowy Pęd wyszli z obozu i zaczęli szukać w pokrzywach otaczających obóz, skąd zdawało się dobiegać wcześniejsze zawodzenie. Szałwiowy Pęd właśnie przypomniała sobie o pewnym niepokojącym fakcie. Ostrokrzewiowa Jagoda i Paprociowa Łapa powinni już dawno temu wrócić do obozu. Złe przeczucia zalały medyczkę falą, która prawie zwaliła ją z łap. Przypomniała sobie o lisie, o tym, że niektóre miejsca, gdzie można znaleźć mak są położone niedaleko granicy z Klanem Jabłoni, o chorobie Paprociowej Łapy, o niedoświadczeniu Ostrokrzewiowej Jagody. Przerażona zaczęła biagać między pokrzywami, gorączkowo szukając śladu czarnego bądż brązowego, pręgowanego futra. Zamiast tego dostrzegła rude, cętkowane, należące do jej brata.

-Poranny Śnie!- zawołala.- Poranny Śnie musimy szukać Ostrokrzewiowej Jagody i…- właśnie wtedy pokrzywy przestały przesłaniać jej widok. Poranny Sen stał jak wmurowany, wpatrując się przerażonym, pustym wzrokiem. Przed nim leżała Ostrokrzewiowa Jagoda. Jej czarne futro było zmierzwione i pokryte ziemią. Cała głowa była we krwi, oczy były zamknięte. Z lewego ucha pozostały tylko niewielkie strzępki. Kotka leżała na boku, jej łapy były rozrzucone. 

-Znaleźliśmy- wydusił z siebie żałośliwym głosem Poranny Sen.- Ona nie żyje.

Szałwiowy Pęd już miała go pocieszać i podeszła bliżej. Pochyliła się nad ciałem Ostrokrzewiowej Jagody i wtedy zauważyła coś, co sprawiło, że jej serce przyspieszyło. Boki wojowniczki unosiły się słabo, a do uszu medyczki dobiegł odgłos bijącego równo serca. Szałwiowy Pęd skoczyła na równe łapy. 

-Ona żyje!- zawołała. Poranny Sen prawie wyskoczył z futra, kiedy dopadł do swojej byłej uczennicy. Jego oczy zrobiły się żywsze, uszy miał postawione, kiedy zorientował się, że Szałwiowy Pęd ma rację. Medyczka od razu skarciła się w duchu za entuzjastyczną wiadomość. Wcale nie była pewna jak duże są obrażenia Ostrokrzewiowej Jagody i czy wojowniczka przeżyje. Rozdrażniona powiedziała:

-Jeszcze nie wiem, czy dożyje jutra- oczywiście natychmiast pożałowała swoich słów. Kiedy zobaczyła wyraz pyska Porannego Snu była jeszcze bardziej zła na siebie. W ogóle nie wiedziała, jak mogła coś takiego powiedzieć. Teraz brat pewnie nie będzie się do niej odzywał przez księżyce. Jednak nie przeprosiła go, ponieważ nie wiedziała, jak mogłaby to zrobić. A poza tym, teraz jej myśli zaprzątała inna sprawa. 

-Muszę ją zanieść do obozu i zająć się nią. Ty poszukaj Paprociowej Łapy- Poranny Sen przez chwilę wpatrywał się w nią nieprzytomnie, jakby zapomniał o istnieniu ucznia medyka.- Poranny Śnie? Możliwe, że zdążymy go jeszcze uratować…- w tym momencie jej głos się załamał. Jeżeli Paprociowa Łapa nie żyje… to będzie jej wina. Kolejny raz.

Poranny Sen podniósł głowę i, nie odzywając się słowem, odeszedł dalej w pokrzywy. Szałwiowy Pęd przez chwilę patrzyła za nim. Wiedziała, że musi z nim później porozmawiać. Węstchęła, wzięła Ostrokrzewiową Jagodę za kark i najszybciej jak mogła ruszyła w stronę obozu. Ciało żłobiło ślad w ziemi, a kiedy medyczka wyszła spośród pokrzyw, zostawiła za sobą tunel. Kiedy dotarła do obozu od dźwigania tak dużego ciężaru bolała ją cała szyja. 

Od razu, gdy znalazła się w polu ich widzenia, wszystkie koty zaczęły zasypywać ją pytaniami. O stan zdrowia Ostrokrzewiowej Jagody, o to, jak poszły poszukiwania, co się stało, gdzie znalazła młodą wojowniczkę, gdzie Poranny Sen i co robi. Jakby cokolwiek widziała! Szałwiowy Pęd poczuła irytację, musi ratować Ostrokrzewiową Jagodę. Tymczasem nie mogła się przecisnąć przez skłębione wokół niej koty. 

-Cisza!- zawołała z irytacją w głosie.- Dajcie mi przejść!- koty popatrzyły na nią z przestrachem, a później rozsunęły się, jednak nadal gorączkowo szeptały między sobą. W klanie znany był temperament szarej kotki i nikt wolał jej nie podpadać, ponieważ było wiadomym, że jest bardzo pamiętliwa. Już żaden do niej nie podszedł… oprócz Muchomorka. Kociak po chwili wahania dogonił Szałwiowy Pęd. 

-Mogę ci w czymś pomóc?- zapytał, zerkając co chwilę na zakrwawiony pysk Ostrokrzewiowej Jagody. Szałwiowy Pęd nie musiała się długo zastanawiać. Jeżeli Paprociowa Łapa… nie wróci do zdrowia, Muchomorek zostanie jej uczniem, więc przyda mu się mała lekcja. Szałwiowy Pęd, mimo entuzjazmu szylkretowego kocurka, posmutniała na myśl, że Paprociowa Łapa możę już nie żyć.    

-Tak- kociak się rozpromienił i postawił ogon do góry.- Na początek biegnij do moich zapasów ziół. Będziemy potrzebować nawłoci, skrzypu, żywokostu i pajęczyn- Muchomorek odbiegł. Szałwiowy Pęd miała nadzieję, że wciąż pamięta jak wyglądają poszczególne zioła. Co prawda często do niej przychodził i zadawał pełno pytań, więc nauczyła go nazw i wyglądu ziół które miała u siebie, ale był tylko kociakiem.

Szałwiowy Pęd zatrzymała się i poszukała wzrokiem Bursztynowej Gwiazdy. Będzie potrzebowała czegoś, żeby przemyć rany Ostrokrzewiowej Jagody. Najlepiej sama by kogoś wysłała, ale wiedziała, że najpierw musi zapytać przywódcę o zdanie.

-Burszynowa Gwiazdo- kocur odwrócił w jej stronę głowę- czy Szybka Łapa i Puszysta Łapa mogliby mi pomóc?

-Oczywiście. Co mają zrobić?- uczniowie słysząc to podeszli do medyczki. Szybka Łapa była oczywiść bardziej entuzjastyczna, a Puszysta Łapa poważny i dostojny.

-Niech przyniosą dużo wilgotnego mchu-powiedziała. Szybka Łapa już biegła w kierunku wyjścia z obozu. Puszysta Łapa rzucił pytające spojrzenie przywódcy. Kiedy pręgowany kocur skinął głową, pobiegł szybko za uczennicą.

Szałwiowy Pęd uznając wszystko za załatwione przeszła na polanę medyka. Muchomorek siedział blisko jej środka z ziołami pod łapami. Medyczka z uznaniem zauważyła, że wszystkie są prawidłowe. 

-Coś jeszcze mogę zrobić?- zapytał z zapałem. Medyczka kolejny raz pomyślała, że świetnie by się z nim pracowało. Będzie wspaniałym medykiem… Nie! Szałwiowy Pęd nie może tak myśleć, przecież nie jest powiedziane, że Paprociowa Łapa nie żyje. Kotka była przerażona swoją myślą.

-Z nawłoci i skrzypu zrobimi maść. Weź po kilka liśći i żuj razem na papkę. Tylko nie połykaj!- Muchomorek wykonal jej polecenie. Szałwiowy Pęd w tym czasie dokładniej przyjrzała się ranom Ostrokrzewiowej Jagody. Zdecydowanie najgorzej prezentowało się jej ucho, ale po dłuższej chwili Szałwiowy Pęd stwierdziła, że po zatamowaniu krwawienia nie będzie niebezpieczne dla życia. To zapewne przez zbyt dużą utratę krwi czarna wojowniczka straciła przytomność. Szałwiowy Pęd nie wiedziała też, czy Ostrokrzewiowa Jagoda nie ma złamanego żebra, a mogła to sprawdzić tylko zadając pytania kotce. Znalazła jeszcze długie, ale płytkie zadrapanie nie jej boku, z którego już nie płynęła krew. Jej uwagę zwrócił Muchomorek, który wypłuł mieszankę i teraz patrzył na nią.

-Tak jest dobrze?- zapytał.

-Tak- odpowiedziała Szałwiowy Pęd z napięciem w głosie. Ile można czekać na mech?

Właśnie kiedy tak pomyślała wbiegli Szybka Łapa i Puszysta Łapa. Nieśli największe kule mchu, jakie kiedykolwiek widziała Szałwiowy Pęd. Upuścili je przed nią i zaczęli się przyglądać, czekając na jej następne ruchy. Medyczka zirytowała się, nie lubiła pracować, kiedy ktoś się na nią gapił.

-No, już, idźcie!- pogoniła ich medyczka. Uczniowie zawiedzeni odeszli. 

Szałwiowy Pęd zaczęła przemywać za pomocą mchu rany Ostrokrzewiowej Jagody. Muchomorek przyglądał się jej ze skupioną miną z niewielkiej odległości. Najbardziej martwiło medyczkę, że ucho wciąż krwawi. Kiedy oczyściła rany wodą, kazała Muchomorkowi podać jej żywokost. Kociak zrobił to bardzo szybko. Medyczka rozgryzła liście i wypluła na rany sok. Następnie nałożyła maść zrobioną przez Muchomorka. W końcu mocno owinęła pojęczynami pozostałości po uchu Ostrokrzewiowej Jagody. Przez ten cały czas nie odzywała się i pracowała w skupieniu. Kiedy skończyła, wstała i podeszła do Muchomorka. 

-Świetnie sobie poradziłeś- pochwaliła go. Kociak wstał i z dumą podniósł ogon. Jednak nagle, jakby sobie coś przypomniał, opuścił go i popatrzył na Szałwiowy Pęd.

-Ostrokrzewiowej Jagodzie nic nie będzie prawda?- Szałwiowy Pęd wcale nie była pewna, czy wojowniczka wyzdrowieje, bo nie wiedziała, czy nie ma jakichś obrażeń wewnętrznych, ale szylkretowemu kociakowi odpowiedziała:

-Wyzdrowieje.

Wyszła na główną polanę gdzie dalej czekał cały klan. Najwyraźniej Bursztynowa Gwiazda i Wroni Plusk nawet nie mieli siły, aby wysyłać patrole w obliczu zagrożenia życia ich jedynych kociaków. Kiedy zobaczyli medyczkę wychodzącą z pokrzyw, od razu odwrócili głowy w jej stronę. Podszedł do niej Bursztynowa Gwiazda i zapytał:

-Co z Ostrokrzewiową Jagodą?

-Powinna przeżyć- powiedziała Szałwiowy Pęd.- Jeżeli przestanie krwawić.- najbliższe koty, które usłyszały jej ciche słowa odwróciły się do swoich sąsiadów i wieść szybko rozniosła się po obozie. Jak spodziewała się medyczka, koty ani trochę się nie uspokoiły. Jej zapewnienie nie było zbyt entuzjastyczne. Czuła na sobie wzrok Muchomorka i była pewna, że kociak patrzy na niąz wyrzutem. Nie odwróciła się jednak, żeby to sprawdzić.

-W takim razie, skoro już wszystko wiemy, nie możemy tutaj tak stać!- zawołał Bursztynowa Gwiazda pewnym siebie głosem, ale Szałwiowy Pęd odgadła, że jest on udawany. Widziała ból w jego oczach. Ogarnęło ją współczucie do niego… tak, zdecydowanie, teraz musiała to przyznać. Mógł teraz stracić oba swoje kociaki. Nagle pomyślała, że mogłaby spróbować go jakoś pocieszyć, ale od razu się rozmyśliła. Przecież ja go nawet nie lubię!-pomyślała. Jeszcze nie wiedziała, że jej podświadomość zdecydowała za nią.

-Rozejdźcie się!- kontynuował Bursztynowa Gwiazda.- Jeżynowy Kieł stanie na warcie, a…- kiedy koty zaczynały już kiwać głowami na znak zgody, do obozu wszedł Poranny Sen. Szałwiowy Ped postawiła uszy z nadzieją, ale zaraz jej entuzjazm opadł. Wojownik szedł ze spuszczoną głową, ciągnąc ogon po ziemi. Klan natychmiast zapomniał o wcześniejszych słowach przywódcy. Wszyscy wodzili za Porannym Snem wzrokiem, aż ten zatrzymał się przy Bursztynowej Gwieździe i Szałwiowym Pędzie. Nie patrzył im w oczy, tylko na swoje łapy.

-Przykro mi- powiedział- ale nigdzie go nie ma.- koty słysząc to, zaczęły się nerwowo poruszać i szeptać. 

-Wroni Plusk, Leszczynowy Wąs i Mroźne Tchnienie pójdą szukać Paprociowej Łapy, Jeżynowy Kieł stanie na warcie, a my wszyscy pójdziemy spać.-ubiegł wszystkie pytania Bursztynowa Gwiazda. Koty, nawet gdyby chciały, nie mogły zlekceważyć rozkazu przywódcy, więc wszystkie poza wybranymi do wykonywania obowiązku z ociąganiem rozeszły się do legowisk. Szałwiowy Pęd w pewnym momencie poczuła no sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła głowę i zobaczyła Wroni Plusk wpatrującą się w nią z nienawiścią i pogardą. Medyczka aż wzdrygnęła się od tego spojrzenia. 

Szałwiowy Pęd doskonale wiedziała, że nie da rady zasnąć, nawet gdyby mogła. Kiedy klan się rozszedł, ona wróciła do Ostrokrzewiowej Jagody. Spędziła tę noc wpatrując się w młodą wojowniczkę i obwiniając się za jej stan. Myślała jak jeszcze mogłaby jej pomóc, ale wiedziała, że już nic nie może zrobić. Kotka nie obudziła się w nocy, a świt zastał medyczkę wpatrującą się pustym wzrokiem w ziemię pod jej łapami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top