Rozdział 3
Szałwiowy Pęd siedziała przy kamieniu, na którym były rozłożone jej zioła i porządkowała je. Przez ostatnie dni miała bardzo dużo pracy i teraz w jej magazynie panował bałagan. Rozdzierała właśnie na paski szerokie liście szczawiu. Uporządkowała już wcześniej różne rodzaje jagód i poukładała w równe stosiki w płytkich zagłębieniach, wyżłobionych w skale przez wiele pokoleń medyków.
Od wyprawy do Gwiezdnego Potoku minęło ćwierć księżyca. Szałwiowy Pęd dalej nie mogła się zdobyć na to, żeby powiedzieć Bursztynowej Gwieździe i Wroniemu Pluskowi, zastępczyni klanu, o chorobie Paprociowej Łapy. Chociaż obecnie przywódca klanu i jego zastępczyni nie stanowili pary, Paprociowa Łapa i Ostrokrzewiowa Łapa byli ich kociakami. To były pierwsze i jedyne kociaki Wroniego Plusku i medyczka martwiła się, jak czarna kotka to przyjmie. Poza tym, zastępczyni zawsze była nerwowa i na dodatek nie lubiła Szałwiowego Pędu.
Medyczka, chociaż wiedziała, że im dłużej będzie zwlekać, tym trudniej będzie jej to powiedzieć, postanowiła odłożyć tę rozmowę na później. Teraz, po raz chyba tysięczny, powróciła myślami do snu zesłanego jej przez Klan Gwiazdy. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie pierwszą, ruchomą wizję, była coraz bardziej pewna, że kociaki przydstawione w niej musiały być jej krewnymi. Gąska- najmniejsza kotka, miała dokładnie takie same futro jak matka Omszonego Kwiatu, a Iskierka, większa kotka była zdumiewająco podobna do Porannego Snu. Natomiast futro trzeciego kociaka, Jelonka, wyglądało dokładnie tek jak futro Bursztynowej Gwiazdy. Szałwiowy Pęd podejrzewała, że może to być przyszłość Porannego Snu i Szybkiej Łapy. Jasnorudy kocur spędzał cały swój wolny czas razem z szarą uczennicą i zgłaszał się na wszystkie patrole, w których brała udział. Było jasne, że jest w niej zakochany, a Szybka Łapa żywiła do wojownika takie same uczucia. Szałwiowy Pęd podejrzewała, że mogą to być przyszłe kociaki tej dwójki. Ojciec Szybkiej Łapy, Różane Serce, był bratem Dębowej Pręgi, ojca Bursztynowej Gwiazdy. To by tłumaczyło podobieństwo kociaka do przywódcy Klanu Pokrzywy.
Myśli o Bursztynowej Gwieździe i jego ojcu przywołały wspomnienie drugiej wizji. Co to za ciemne, nieznane miejsce, gdzie pręgowany kocur zdawał się słuchać Dębowej Pręgi? Starszy kocur został wygnany wiele księżyców temu, po tym jak zabił swoją partnerkę i próbował zamordować nowonarodzonego kociaka, Bursztynka. Jak znalazł sposób, aby porozumieć się ze swoim synem?
***
Wbrew obawom Szałwiowego Pędu, przeziębenie Zimorodkowego Skrzydła nie pogłębiło się i szylkretowa kotka przeniosła się do żłobka. Muchomorek, odkąd w pełni powrócił do zdrowia, każdą wolną chwilę spędzał w legowisku medyczki. Często mówił, że chciałby zostać jej uczniem, a był już prawie gotowy do rozpoczęcia szkolenia. Miał autentyczny talent i byłby dobrym medykiem, ale Szałwiowy Pęd miała już ucznia i nie mogła przyjąć drugiego. W chwilach, kiedy o tym myślała ogarniał ją gniew na Paprociową Łapę. Raz nawet pomyślała, że dobrze byłoby, gdyby zginął. Do tej pory czuła niesłabnące poczucie winy z powodu tej samolubnej myśli.
Jeżynowy Kieł powoli zdrowiał i jeszcze kilka dni odpoczynku powinny doprowadzić jego stan do normalności. Ale prawdziwym zmartwieniem Szałwiowego Pędu była Wysoka Pokrzywa. Biało- szara starsza była już bardzo słaba bez ataku choroby i było jasne, że niedługo dołączy do Klanu Gwiazdy. Przy białym kaszlu, który się u niej pojawił, Szałwiowy Pęd mogła tylko ułatwić jej wędrówkę na spotkanie wojowniczych przodków.
Szałwiowy Pęd weszła do obozu, niosąc w zębach jagody jałowca i ogórecznik. Obok niej podążał Paprociowa Łapa cały obładowany kocimiętką. Medyczka zauważyła, że wszystkie koty zebrały się pod Stertą Gałęzi, miejscem zebrań klanu. Bursztynowa Gwiazda stał na szczycie stosu i patrzył na zbierający się klan. Przed Stertą Gałęzi, naprzeciwko Bursztynowej Gwiazdy, stała Ostrokrzewiowa Łapa, a obok niej jej mentor, Poranny Sen, brat Szałwiowego Pędu. Czarna kotka dumnie podniosła głowę. Jej spojrzenie było twarde, z postawy biła pewność siebie. Poranny Sen, w przeciwieństwie do niej, wcale nie był spokojny. Jasnorudy kocur starał się zachowywać poważnie, ale koniuszek jego ogona drgał nerwowo, a oczy wyrażały podekscytowanie. Ostrokrzewiowa Łapa była jego pierwszą uczennicą i Poranny Sen bardzo się postarał, aby wytrenować ją na dobrą wojowniczkę.
Szałwiowy Pęd poszła do swojego legowiska i zostawiła zioła w przeznaczonym na nie miejscu. Później cofnęła się i usiadła na skraju zgromadzonych kotów. Obok niej przycupnął Paprociowa Łapa, a po drugiej stronie medyczka miała Jasny Księżyc, jasnoszarą starszą, która mimo iż była siostrą Wysokiej Pokrzywy, miała dużo lepszą kondycję i Szałwiowy Pęd spodziewała się, że starsza przeżyje jeszcze wiele księżyców.
-Zebraliśmy się dzisiaj o zachodzie słońca, aby mianować nową wojowniczkę- przemówił ze Sterty Gałęzi Bursztynowa Gwiazda. Jego futro lśniło w świetle zachodzącego słońca, a zielone oczy wypełniły się blaskiem. Chociaż Szałwiowy Pęd nie miała pojęcia, dlaczego akurat teraz o tym myśli.
Bursztynowa Gwiazda zeskoczył ze sterty i powiedział:
-Ostrokrzewiowa Łapo, podejdź tutaj.
Czarna kotka podeszła bliżej przywódcy klanu i Sząłwiowy Pęd pierwszy raz zobaczyła oznaki zdenerwowania uczennicy, która zaczęła przestępować z łapy na łapę.
-Poranny Śnie, czy twoja uczennica jest gotowa na to, aby przyjąć imię wojowniczki?- zapytał.
-Jestem absolutnie pewny- w głosie Porannego Snu słychać było dumę.
-Ostrokrzewiowa Łapo, czy przysięgasz strzec tego klanu i bronić go nawet za cenę własnego życia?
-Przysięgam- nikt nie wątpił w prawdziwość jej przysięgi.
-Tak więc, Ostrokrzewiowa Łapo, od teraz będziesz znana jako Ostrokrzewiowa Jagoda. Klan Gwiazdy ceni twoją wierność i inteligencję i wita cię jako pełnoprawną wojowniczkę Klanu Pokrzywy.
Ostrokrzewiowa Jagoda wypreżyła się dumnie i wycofała na miejsce razem z resztą klanu. Koty podniosły okrzyk, wołając imię nowej wojwoniczki.
-Ostrokrzewiowa Jagoda! Ostrokrzewiowa Jagoda!- zawołała Szałwiowy Pęd razem z resztą klanu.
Na chwilę jej spojrzenie padło na Bursztynową Gwiazdę. Spojrzała w jego oczy, jasne i wypełnione iskierkami. I w następnym momencie zobaczyła inne. Takiego samego koloru i kształtu. Ale mroczne, pełne wściekłości. Obce i złe.
Oczy Dębowej Pręgi.
***
Tamtego dnia kiedy Ostrokrzewiowa Jagoda została mianowana na wojowniczkę, Bursztynowa Gwiazda przekazał jeszcze znacznie gorsze wieści. Kiedy patrol zauważył lisa, wysłano wojowników, którzy mieli sprawdzić, gdzie się osiedlił i, czy na ten moment zagraża kotom Klanu Pokrzywy. Jednak nigdzie nie znaleziono jego nory, a zapach prowadził w stronę granicy z Klanem Jabłoni. Kiedy już zdawało się, że zagrożenie minęło, w dzień, gdy odbyła się ceremonia, patrol łowiecki odkrył świeżą norę z mocnym odorem lisa. Bursztynowa Gwiazda ogłosił, że do czasu, aż w ciągu dwóch dni silny patrol nie przepędzi drapieżnika uczniom nie można wychodzić z obozu bez towarzystwa wojowników, a w okolice granicy z Klanem Jabłoni w ogóle nie można było się zbliżać samotnie, nawet wojownikom.
Następnego dnia Szałwiowy Pęd czuwała przy Wysokiej Pokrzywie. Chciała być przy niej w chwili śmierci, gdyż bardzo lubiła starszą. A nie było wątpliwości, że biało- szara kotka umrze jeszcze tego dnia. Szałwiowy Pęd robiła sobie krótkie przerwy, podczas których podawała zioła Jeżynowemu Kłowi, a także jedną dłuższą, na posiłek.
Ziarenka maku znowu zaczęły się kończyć. Ostatnio Burasztynowa Gwiazda przychodził po nie każego wieczoru. Szałwiowy Pęd wielokrotnie pytała go, dlaczego ich potrzebuje, ale w zamian dostawała tylko ciszę. Jednak widziała w jego oczach udrękę i niepewność, tak niepodobną dla zwykle pewnego siebie i aroganckiego przywódcy. Ostatnio zauważyła, że jego oczy nie tylko są zielone, ale mają też kilka niebieskich plamek, w kolorze nieba rozświetlonego słońcem.
Znowu o tym myślała. Dlaczego tak nagle zaczęły interesować ją oczy innego kota i to jeszcze kota, który od zawsze był niemiły, zarozumiały i w przeszłości ze wszystkich sił starał się uprzykrzyć jej życie? Widziała też pysk jego ojca, kiedyś myślała, że ich oczy są takie same, ale gdy bliżej się przyjrzała, zauważyła, że oczy Dębowej Pręgi nie mają niebieskich plamek, a zieleń jest o kilka odcieni ciemniejsza, niczym liście, które spadły z drzewa i teraz tracą swoją barwę, zaczynają usychać. Szałwiowy Pęd odsunęła ood siebie myśli, który zdecydowanie zaprowadziłyby ją w stronę dalszych rozważań na temat zalet wyglądu Bursztynowej Gwiazdy.
Tymczasem zastanowiła się, czy jej wizja przy Gwiezdnym Potoku miałą cooś wspólnego z niepokojem Bursztynowej Gwiazdy. Czyżby to było jakieś wspomnienie z przyszłości, senny koszamar, cień tego, co mogłoby się zdażyć, gdyby Dębowa Pręga nie zabił? Czy to właśnie Bursztynowa Gwiazda widział w swoich snach?
Wzrok Szałwiowego Pędu powędrował w stronę ziół, rozłożonych na kamieniu. Mak! Wysoka Pokrzywa spała, jej oddech, choć chrapliwy i niezbyt głęboki, powiedział medyczce, że starszą dzieli jeszcze trochę od dołączenia do Klanu Gwiazdy. Ruszyła w stronę Sterty Gałęzi. W jamie znajdującej się pod miejscem zebrań klanu, wykopanej tak dawno temu, że już nikt nie pamiętał kiedy, ani dzięki czemu powstała, znajdowało się legowisko przywódcy. Szałwiowy Pęd chciała poprosić Bursztynową Gwiazdę o obstawę wojownika dla Paprociowej Łapy, którego zamierzała wysłać po ziarenka maku. Uczniowie w dalszym ciągu nie mogli wychodzić z obozu bez chciażby jednego towarzyszącego wojownika.
Kiedy wyszła spomiędzy wysokich pokrzyw, otaczających ze wszystkich stron polanę medyka, właśnie wychodził patrol o wysokim słońcu, składający się z Leszczynowego Wąsa, Borsuczej Pręgi i jego ucznia Puszystej Łapy. Minął się z patrolem łowieckim- Rozbrzmiewającym Trelem, Mroźnym Tchnieniem i Malinową Chmurą, trzema wojowniczkami, niemającymi uczniów. Przed żłobkiem posilały się Zimorodkowe Skrzydło i Ostrokrzewiowa Jagoda, kociaki Chabrowego Oka, Trawka i Muchomorek, które były już dość dorosłe na mianowanie na uczniów i od ceremonii dzieliły ich tylko dni, przepychały się w udawanej walce, ale tylko kiedy Szałwiowy Pęd znalazła się na polanie, szylkretowy Muchomorek odłączył się od siostry i podbiegł do medyczki.
-Cześć, Szałwiowy Pędzie!- zawołał z ekscytacją.- Gdzie idziesz?- jego oczy błyszczały jak zawsze, kiedy ją widział. Kolejny raz Szałwiowy Pęd pomyślała, że byłby doskonałym medykiem.
-Idę do Bursztynowej Gwiazdy. Skończył mi się mak i chcę, żeby poszedł po niego Paprociowa Łapa, ale potrzebuje, żeby jakiś wojownik go pilnował.
-Ale fajnie!- medyczka wiedziała, co zaraz powie kociak.- Mogę iść z nimi?
-Nie, jesteś na razie za mały, żeby z nimi iść, ale mam dla ciebie ważne zadanie.- Muchomorek postawił uszy.- Wysoka Pokrzywa jest chora i musisz jej pilnować, kiedy ja będę u Bursztynowej Gwiazdy.
-Świetnie! Już idę!- zanim Szałwiowy Pęd zdążyła coś powiedzieć, szylkretowy kociak pognał na polanę medyka. Kotka zamruczała z rozbawieniem.
Przed wejściem do legowiska przywódcy miauknęła na powitanie i usłyszała ciche ,,Proszę”. Weszła do środka. Bursztynowa Gwiazda kucał na posłaniu z mchu i pokrzyw z łapami podwiniętymi pod siebie. Jego oczy jarzyły się w mroku.
-Co cię sprowadza, Szałwiowy Pędzie?- zapytał.
-Paprociowa Łapa idzie, aby zbierać zioła, ale ja muszę zostac przy Wysokiej Pokrzywie. Chciałabym cię prosić o przydzielenie jakiegoś wojownika, który mógłby mu towarzyszyć. - odpowiedziała, starając się na patrzeć za długo na przywódcę, nagle skrępowana.
Bursztynowa Gwiazda kiwnął głową.
-Myślę, że możesz powiedzieć Ostrokrzewiowej Jagodzie, żeby z nim poszła.- powiedział. W jego oczach błysnęła duma. Ostrokrzewiowa Jagoda była jego córką i przywódca od zawsze chciał, aby wyrosła na dobrą wojowniczkę.
-Dobrze, w takim razie powiem jej i Paprociowej Łapie.- już zaczęła się wycofywać z legowiska. Bała się, że gdyby została zbyt długo, mogłaby znowu zacząć rozmyślać o Bursztynowej Gwieździe i być może zauważyłby jej spojrzenie. A tego bardzo nie chciała.
-Dowidzenia, Bursztynowa Gwiazdo.- powiedziała, odwracając się tyłem przy wejściu do legowiska. Przez chwilę czuła na sobie jego spojrzenie, ale potem skręciła w stronę Paprociowej Łapy, bawiącego się z Trawką i wrażenie minęło.
***
Ostrokrzewiowa Jagoda i Paprociowa Łapa dotarli do miejsca, gdzie rosło najwięcej maku. Po drodze rozmawiali, a Ostrokrzewiowa Jagoda zauważyła, że Paprociowa Łapa znowu jest rozkojarzony. Jeszcze dwa dni temu nie był i to wszystko martwiło czarną wojowniczkę.
Pod koniec pory nagich drzew bardzo trudno było znaleźć ziarenka maku, ale były potrzebne, więc i tak należało spróbować. Ziarenka, które były już stare dalej działały, chociaż słabiej, a istaniała szansa, że trochę zachowało się aż do teraz. Ostrokrzewiowa Jagoda obserwowała, jak Paprociowa Łapa szuka makówek, które zachowały w sobie chociaż kilka zaren.
Nie usłyszała kroków lisa, ani szelestu liści. Była tak skupiona na obserwowaniu Paprociowej Łapy i zamartwianiu się o niego, że zorientowała się o obecności drapieżnika dopiero w chwili, kiedy za sobą usłyszała warczenie. Zieruchomiała. Paprociowa Łapa obrócił się gwałtownie w jej stronę. Jego oczy rozszerzyły się ze strachu. Ostrokrzewiowa Jagoda odwróciła się trochę wolnej i stanęła pysk w pysk z lisem.
Drapieżnik stał o dwie długości ogona od wojowniczki. Jego oczy były pełne nienawiści i głodu. Przez jego skórę wyraźnie widać było zarys kości. Przez długi pysk biegły grube, nierówne blizny. Ostrokrzewiowa Jagoda w pamięci odtwarzała wszystkie znajome ruchy bitewne, jej serce dudniło ze strachu.
Lis zrobił krok w jej stronę, jeszcze jeden i… Ostrokrzewiowa Jagoda skoczyła. Wylądowała na głowie zwierzęcia, wczepiła się w jego sierść tuż nad oczami przednimi łapami, a tylnymi drapała wściekle nos i pysk przeciwnika, jednocześnie wgryzając się w jego uszy. Po okrzyku wściekłości poznała, że Paprociowa Łapa dołączył do walki. Lis zawarczał jeszcze głośniej i zaczął trząść głową, aby strącić z siebie Ostrokrzewiową Jagodę. Kotka trzymała się mocno, ale nagle usłyszała krzyk bólu Paprociowej Łapy. Podniosła głowę i kątem oka dostrzegła, że brat ma cztery krwawe pręgi na boku, pozostawione tam przez pazury lisa. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, aby lis zrzucił ją z siebie. Ostrokrzewiowa Jagoda została odrzucona na długość dwóch ogonów od walczących.
Ale Paprociowa Łapa już nie walczył. Lis przytrzymywał go przy ziemi i chciał właśnie zadać mu prawdopodobnie śmiertelny cios w głowę. Nie!- zaprotestowała w myślach Ostrokrzewiowa Jagoda.- Nie mogę do tego dopuścić! Miałam go chronić! Podniosła się na łapy, wymierzyła odległość i skoczyła między lisa a Paprociową Łapę. Poczuła na sobie uderzenie łapy przeciwnika, jej głowę przeszył bół, kolejna fala przeszła przez całe ciało, kiedy Ostrokrzewiowa Jagoda z impetem runęła na ziemię. Poczuła, że łapy jej sztywnieją, głowa pulsuje bólem, krew spłynęła jej na oczy. Przed jej oczami pojawiła się mgiełka. Jej powieki były ciężkie i, chociaż bardzo się starała, żeby jej oczy pozostały otwarte, zamknęły się a jej myśli zniknęły w cimności. Ogarnął ją chłód i nic już nie czuła.
Ostrokrzewiowa Jagoda odzyskiwała przytomność. Myśli miała zamroczone, przed oczami widziała czarne punkciki, głowa pulsowała bólem, krew wciąż zalewała jej pysk. Wojowniczka łapą oczyściła oczy z krwi. Powracała do niej jasność myślenia. Czy Paprociowa Łapa żyje? Ostrokrzewiowa Jagoda miała go uratować. Spojrzała w stronę, gdzie ostatnio widziała ucznia medyka kulącego się przed lisem.
Zrobiło jej się niedobrze i zwymiotowała. Nie mogła się zmusić do ponownego patrzenia na przerażający widok. Zwróciła posiłek i teraz tylko otwierała pysk, wstrząsana dreszczami. Chciała zapomnieć, ale nie mogła. Tego obrazu nie dało się wymazać z pamięci. Lis pochylony nad posiłkiem, złożonym z jej własnego brata. Wszędzie pełno krwi, zmasakrowane ciało Paprociowego Pędu. Ale najgorszy był pysk lisa, cały umazany we krwi i zwisająca z niego przednia łapa ucznia medyka. Cały rozszarpany tors pozbawiony głowy, która gdzieś musiała się odtoczyć. I oczy lisa, błyszczące, wpatrujące się w Ostrokrzewiową Jagodę. Ty będziesz następna- mówiły.
Ostrokrzewiowa Jagoda wstała na trzęsące się łapy, wstrząsana dreszczami. Mimo strasznego bólu i obezwładniającego strachu, chwiejnie dotarła do rosnących dalej krzewów. Schroniła się za nimi, drżąc. Lis, wpatrzony w posiłek, chyba nie zauważył jej ucieczki. Wiedziała jednak, że tu nie jest bezpieczna. Poszła dalej, kulejąc. Każdy powolny krok powodował bolesne łupnięcie w głowie, ale oddalał kotkę od niechybnej śmierci. Tylko ta świadomość sprawiła, że znów nie straciła przytomności.
W końcu dotarła do wysokich pokrzyw, które otaczały obóz ze wszystkich stron. Nie miała jednak siły dalej iść, więc wczołgała się pod ich osłonę i opadła na trawiaste podłoże. Dopiero teraz pozwoliła sobie na rozpacz. Opadła na brzuch i wzniosła oczy ku zachodzącemu słońcu. Bolesne zawodzenie wydobyło się z jej gardła i rozdarło ciszę.
-Dlaczego, Klanie Gwiazdy?!- zawołała żałośnie.
_________________________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top