Rozdział 2
Kiedy Szałwiowy Pęd otworzyła oczy, okazało się, że słońce wzniosło się już ponad horyzont. Zerwała się przestraszona. Nie mogła tak długo spać, miała przecież dużo obowiązków, a Paprociowa Łapa, chociaż szkolił się na medyka od pięciu księżyców, nie da sobie rady sam, ze względu na swoje wieczne rozkojarzenie.
Szałwiowy Pęd nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, ale podejrzewała, że pręgowany uczeń może być chory. Nie podejrzewała go o chorobę ciała, lecz o chorobę umysłu, która z wiekiem coraz mocniej się u niego objawiała. Szara kotka obawiała się, że Paprociowa Łapa nigdy nie ukończy szkolenia, a nawet może kiedyś nie zauważyć niebezpieczeństwa i zostać poważnie rannym albo zginąć.
Teraz poszukała go wzrokiem. Miała nadzieję, że w tych dniach Paprociowa Łapa przeżywa jedną z tych chwil jasności, które nawiedzały go co jakiś czas. Wtedy choroba jakby dawała mu spokój i stawał się lekko roztrzepanym ale mądrym i pracowitym uczniem.
Kocur siedział na swoim posterunku przy Muchomorku z wzrokiem utkwionym w jego pysku. Szylkretowy kociak spał spokojnie.
-Paprociowa Łapo?- zawołała ucznia Szałwiowy Pęd. Kucur odwrócił się i wyraźnymi oznakami wyczerpania podszedł do niej, prostując po drodze zesztywniałe łapy.
-Tak, Szałwiowy Pędzie? Czekałem, aż się obudzisz - Szałwiowy Pęd dostrzegła, że mimo zmęczenia, Paprociowa Łapa jest w pełni przytomny. Najwyraźnej nastąpił krótki okres jasności umysłu.
-Muchomorek obudził się na chwilę w nocy, ale zanim zdażyłem cię zawołać, znowu zasnął. Była tu też Zimorodkowe Skrzydło, powiedziała mi, że niedługo będzie się musiała przenieść do żłobka.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?- zapytała ze złością medyczka.- Dałeś jej ogórecznik?
-Tak, Szałwiowy Pędzie- powiedział Paprociowa Łapa cicho.- Czy zrobiłem coś źle?- ta niepewność w jego głosie sprawiła, że Szałwiowy Pęd od razu pożałowała swojej ostrej reakcji.
-Nie, ale następnym razem, kiedy ktoś przyjdzie, a ja będę spała, masz mnie obudzić- powiedziała stanowczo, po czym szorstko liznęła Paprociową Łapę między uszami.
-Dobrze, Szałwiowy Pędzie.
Medyczka odsunęła od siebie obawy o swojego ucznia i zaczęła się dokładnie myć. Póżniej rzuciła się w wir pracy, aby uwolnić się od przeczucia, że szanse Paprociowej Łapy na zostanie medykiem maleją z każdym dniem. Muchomorek obudził się przed wysokim słońcem i było jasnym, że powróci do zdrowia. Jednak u Zimorodkowego Skrzydła, która nosiła kocięta, Szałwiowy Pęd wykryła przeziębienie, podobnie jak u Wysokiej Pokrzywy, najstarszej w klanie. Natomiast przeziębienie Jeżynowego Kła zamieniło się w biały kaszel. Szałwiowy Pęd musiała przenieść Muchomorka z powrotem do żłobka, żeby nie mógł się zarazić od przebywającego w jej legowisku Jeżynowego Kła. Zimorodkowe Skrzydło również u niej przebywała, na najbardziej miękkim posłaniu. Martwiła się o swoje kocięta.
Szałwiwowy Pęd pracowała aż do chwili, kiedy słońce było w połowie drogi do horyzontu. Do Gwiezdnego Potoku było blisko i droga nie zajmowała zbyt wiele czasu. Zawołała Paprociową Łapę i wyruszyli.
Wyszli z obozu przez tunel ze splecionych gałęzi, których ściana otaczała całe to miejsce. Podążali przez wysokie pokrzywy, oprócz których nie było nic widać. Kot, który nie znał tego terenu mógłby ię łatwo zgubić. Mijali wiele krzewów i mniejszych drzew, skąd dobiegały ich kuszące zapachy zwierzyny. Wkrótce twarda ziemia ustąpiła miejsca piaszczystemu podłożu. Rosły tutaj porosty i nieliczne krzewy. Wzdłuż linni, gdzie zaczynały się wydmy, biegła granica z Klanem Morza. Medycy bez strachu weszli na ziemię Klanu Morza. Pokrzywy i krzewy przestały zakrywać dużą połać wody, zatokę, która ciągnęła się aż do Gwiezdnego Potoku, a może nawet dalej, w miejsce, gdzie zasłaniały ją klify. To tam Klan Morza znajdował zwierzynę. Tamtejsze koty umiały pływać w zatoce i łowić małe ryby, pływające blisko brzegu. Fale wciąż wyrzucały na brzeg kraby, małże i inne podwodne stworzenia, które były ulubionymi przysmakami kotów tego klanu. Woda ciągnęła się też wzdłuż terytorium Klanu Pokrzywy, ale koty nie miały w zwyczaju moczyć swoich gęstych, łatwo nasiąkających wodą futer.
Gdy, idąc przez plażę, znaleźli się niedaleko zagłębienia otoczonego wysokimi wałami piasku stanowiącego obóz Klanu Morza, spotkali Straconego Ogona i Gwiazdny Sen, medyków tego klanu, którzy przed chwilą wyruszyli. Co dziwne, nigdzie nie było Niskiej Jabłoni, medyczki Klanu Jabłoni, a zamiast niej pojawiła się czarna kotka, która nie mogła mieć więcej niż pięć księżyców. Nosiłą zapach Klanu Jabłoni, ale co ona tu robiła?
-Stracony Ogonie, Gwiezdny Śnie, miło was widzieć- przywitała się Szałwiowy Pęd, skłaniając głowę. Medycy odpowiedzieli jej w podobny sposób. Medyczka zapytała:
-Gdzie jest Niska Jabłoń?
Ku jej zaskoczeniu, odpowiedziała jej młoda kotka:
-Mam na imię Winogrono. Od zawsze chciałam zostać medyczką, więc znam podstawowe metody leczenia. Niska Jabłoń nie żyje, przyszłam więc tu dzisiaj, żeby uzyskać uprawnienia medyczki.
-A cz nie jestes zbyt młoda?- zapytała Szałwiowy Pęd?
Kotka zamrugała z zakłopotaniem: Wiem- powiedziała- ale w moim klanie to ja najlepiej znam zioła.
-Niska Jabłoń była młoda- powiedziała podejrzliwie Szałwiowy Pęd.- Czy zmarła na jakąś chorobę?
-Tak- w oczach kotki pojawił się smutek.- Podobnie jak połowa naszego klanu. To było coś spowodowanego przez Dwunożnych, nie ma na to lekarstwa. Teraz już choroba się skończyła, ale większość kotów Klanu Jabłoni nie żyje.- chociaż Winogrono wydawała się wyjątkowo opanowana jak na tak małego kociaka, Szałwiowy Pęd zauważyła, że kotka jest bliska płaczu. Medyczka postanowiła więc zmienić temat:
-Jeśli czegoś nie wiesz, mogę ci to wytłumaczyć po drodze- zaproponowała przyjaznym głosem.
-Naprawdę?- oczy czarnej kotki zaświeciły się.
-Właściwie- wtrąciła Gwiezdny Sen.- Wszyscy możemy ci pomóc.
Winogorono była mile zaskoczona, co odbiło się na jej pyszczku. Po drodze zadała medykom kilka pytań, ale Szałwiowy Pęd i tak była pod wrażeniem, że tak mały kociak może wiedziać tak wiele. Paprociowa Łapa również włączył się w rozmowę, a nawet, nawzajem z Winogronem, zaczęli się odpytywać ze znajomości ziół i ich zastosowania.
Kiedy byli już bardzo niedaleko Gwiezdnego Potoku, Gwiezdny Sen nagle potknęła się, ale zaraz zachowała równowagę. Jednak później zaczęła iść w złym kierunku, strzygąc uszami i kręcąc głową, wyraźnie skołowana. Szara, pręgowana medyczka była niewidoma. Jej oczy były białe, zamglone, jednak nie przeszkadzało jej to w wykonywaniu codziennych obowiązków.
-Gwiezdny Śnie- przywołał ją Stracony Ogon. Gwiezdny Sen odnalazła go słuchem i od tej pory szła prosto.
Kiedy doszli do jaskini, z której wypływał Gwiezdny Potok, noc nowiu była już w pełni rozkwitu. Na bezksiężycowym niebie widać było liczne gwiazdy. Przy wartko płynącym potoku czekał na nich Złoty Kłos, medyk Klanu Słowika. Gwiezdny Potok znajdował się tuż przy granicy Klanu Słowika, więc z obozu tego klanu było tam najbliżej.
Szałwiowy Pęd zauważyła, że Winogrono zaczyna okazywać wielkie zdenerwowanie. Przestępowała nerwowo z łapki na łapkę. Strzygała uszami z zakłopotaniem i dobiegał od niej zapach strachu. Jedno oko miała niebieskie, a drugie bursztynowe i teraz zerkała nimi na boki z obawą. Szałwiowy Pęd uspokajająco położyła koniuszek ogona na jej boku.
-Nie martw się- powiedziała sucho, ale z nutą życzliwości.- To nie jest straszne- Winogrono nie wyglądała na szczególnie pocieszoną. Cuż, jeśli nie, to nie- stwierdziła Szałwiowy Pęd. Nie była dobra w pocieszaniu kotów. Próbowałam!- pomyślała
W milczeniu poczekali trochę, aż Stracony Ogon, najstarszy z medyków, nie dał znaku resztką ogona, która mu pozostała i nie powiedział:
-Już czas.
Szałwiowy Pęd napiła się wody z Gwiezdnego Potoku. Czuła na języku smak gwiazd i czystego, nocnego nieba. Woda była bardzo zimna, bardziej lodowata niż cokolwiek innego i kotkę przeszedł dreszcz od nosa aż po koniuszek ogona, kiedy dotknęła jej nosem. Później przykucnęła na piaszczystej ziemi z łapami podwiniętymi pod siebie i, czując po swojej jednej stronie Paprociową Łapę, a po drugiej Winogrono, zamknęła oczy.
Prawie natychmiast przez powieki zobaczyła, że robi się jaśniej. Poczuła zapach ciepłego mleka, który pamiętała z dzieciństwa. Otworzyła oczy. Była w żłobku, ale nie żłobku Klanu Pokrzywy, tylko po prostu w ocienionym miejscu, gdzie jedna kocica karmiła trójkę młodych.
Koloru futra karmicielki nie dało się zidentyfikować, ponieważ było ukryte jakby za mgłą i rozmazane. Szałwiowy Pęd chciała zobaczyć jej pysk, ale on również nie był widoczny i jak bardzo by się do niego nie odwracała, on zawsze był poza zasięgiem jej wzroku. Tak jakby… wogóle go nie było.
Pyszczki młodych nie były widoczne w podobny sposób jak pysk ich matki, ale kolory futerek zastały ukazane wyraźnie. Najmniejsze młode, szara, pręgowana kotka z białym brzuchem, łapami, częścią pyska i barkami, przytulała się do brzucha karmicielki, a jej rodzeństwo, brązowy, pręgowany kucurek i jasnoruda kotka, przetaczali się po trawie w beztroskiej zabawie, piszcząc z podnieceniem.
-Gąsko!- wysoki pisk pręgowanego kociaka był zniekształcony.- Chodź, pobaw się ze mną i z Iskierką!
-Nie, chcę!- odpowiedziała stanowczo kotka, nazywana Gąską.
-Nie bądź taka! Tym razem ty i ja możemy być patrolem, a Jelonek będzie intruzem na naszym terytorium.
-Nie!- pisnęła jeszcze bardziej niewyraźnie kotka.- Nie chcę się bawić!- w tym momencie sen całkowicie się rozmył, chociaż Szałwiowy Pęd była pewna, że kotka chciała powiedzieć teraz imię matki. Klan Gwiazdy postanowił je jednak przed nią zataić.
W tym momencie wizja została zastąpiona nowym obrazem. Nieruchomym, tak jakby czas nagle się zatrzymał. Był bardzo ciemny i tajemniczy, otoczony aurą mroku i nienawiści. Scena przedstawiała brązowego, pręgowanego kocura z zielonymi oczami, uderzająco podobnego do Bursztynowej Gwiazdy, stojącego na niskim, porośniętm mchem, poczerniałym pniaku. Przed nim stał taki sam kocur, w którym Szałwiowy Pęd rozpoznała samego Bursztynową Gwiazdę. Przywódca Klanu Pokrzywy wpatrzył się w drugiego kocura. Otoczeni byli wysokimi drzewami, których korony zasłaniały całkowicie niebo.
Zanim Szałwiowy Pęd zdążyła się nad czymkolwiek zastanowić, wizja urwała się i medyczka obudziła się, kucając sztywno nad Gwiezdym Potokiem. Na ciemnym niebie pojawiały się pierwsze oznaki świtu. Promienie słońca przebijały się ponad horyzont. Sząłwiowy Pęd poczuła, że Paprociowa Łapa już wstał. Poszła za jego przykładem i podniosła się, liżąc ubrudzoną piaskiem pierś.
Zwróciła spojrzenie na Winogrono.
-I jak? Co ci powiedział Klan Gwiazdy?- zapytała czarnej kotki.
-Nazywam się Winogronowy Świt- powiedziała.- I jestem nową medyczką Klanu Jabłoni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top