1. Zapamiętasz mnie do końca życia
🌹
— Nie pozwolę ci skrzywdzić mojego klanu! — pisnęła moja siostra Różyczka. Bawiłyśmy się w bitwę. Ona udawała przywódczynię klanu aromatycznej lawendy, Różaną Gwiazdę, a ja wcieliłam się w rolę dzielnej wojowniczki klanu dzikiej puszczy, Ostrokrzewiastą Jagodę. Ze żłobka wyszli Skałka i Marcheweczka, i zaczęli przyglądać się naszej "walce". Byli starsi od nas o 2 księżyce i zapewne niedługo zostaną mianowani na uczniów.
— W takim razie musisz mnie pokonać! — uśmiechnęłam się i skoczyłam na Różyczkę przewracając ją na plecy. Uderzyła mnie lekko łapką w pysk i wyślizgnęła mi się, ale w ostatnim momencie zatrzymałam ją poprzez nadepnięcie na jej ogon. Różyczka wyrwała ogon spod mojej łapy i spróbowała na mnie skoczyć, ale odsunęłam się na bok i spudłowała.
— Łał! To było niesamowite — miauknął Skałka i podszedł do nas razem ze swoją siostrą.
— Dzię... — Chciałam podziękować za pochwałę, lecz zdałam sobie sprawę, że kocurek zwrócił się do mojej siostry, a nie do mnie.
— Ja nie potrafiłabym tak uciec, gdyby ktoś mnie złapał za ogon! — przyznała Marcheweczka i uśmiechnęła się do Różyczki. — Może chciałabyś pobawić się w bitwę z nami? Nauczyłabyś nas czegoś!
— Ja też mogę was czegoś nauczyć! — zaproponowałam. W końcu to mi udało się pokonać Różyczkę, a nie na odwrót.
Rodzeństwo wymieniło się spojrzeniem.
— No dobrze. W takim razie chodźcie z nami — miauknął szary cętkowany kocurek i zaprowadził nas przed małą wnękę w skale w obrzeżach obozu.
— Ja i Różyczka będziemy wojownikami klanu aromatycznej lawendy, a wy wojowniczkami klanu dzikiej puszczy, okej? — zapytał starszy kociak
— Mi pasuję! Ja chce nazywać się Marchewkowy Krok, a ty Ostrokrzewinko? — ruda kotka spojrzała na mnie
— Hmm... Ja mogę się nazywać Ostrokrzewiasta Jagoda, jak zwykle. A ty Skałko?
— W takim razie, ja chce nazywać się Skalne Serce!
— Dobrze, ja dalej mogę być Różaną Gwiazdą, jeśli wam to nie przeszkadza. Zaczynamy!
Rozpoczęliśmy naszą udawaną walkę. Mi i Marcheweczce szło znacznie lepiej, niż mojej siostrze i Skałce. Udało mi się go przechytrzyć kilka razy i przewrócić dwa razy, mimo tego, że jest ode mnie starszy. Byłam naprawdę pod wrażeniem moich umiejętności
— Okej, dosyć tego! Ostrokrzewinka ciągle oszukuje! — syknął wściekły Skałka
— Niby jak? To jest walka, tu nie da się oszukiwać! — odpowiedziałam mu zirytowana
— Ale to niemożliwe, żebyś mnie pokonała kilkakrotnie. Przecież jesteś młodsza i słabsza!
— Po prostu nie jesteś w stanie zaakceptować tego, że przegrałeś, i to przez kociaka!
— Hej! Uspokójcie się, proszę! — krzyknęła i podeszła bliżej nas Różyczka, ale Skałka to zignorował.
— Powtórz to, bo chyba się przesłyszałem — warknął
— Nie umiesz pogodzić się z przegraną, i to przez kociaka! — syknęłam mu prosto w twarz. Jego zachowanie zaczęło coraz bardziej mnie denerwować.
— Pożałujesz tego! — kocur przewrócił mnie na plecy i przygwoździł do podłogi.
— Pomocy! — pisnęłam przerażona tym, co Skałka może mi zrobić. Był ode mnie silniejszy, więc nie miałam jak od niego uciec. Przyśpieszył mi oddech i spojrzałam na bok, licząc, że siostrzyczka mi pomoże, lecz ona tylko stała w bezruchu i patrzała.
Wystraszona zamknęłam oczy i zaczęłam cicho szlochać, a Skałka wysunął pazury, zamachnął przednią łapą i zadrapał mnie w prawe oko.
— Zapamiętasz mnie do końca życia. Zapamiętasz, że ze mną się nie zadziera — miauknął z szyderczym uśmiechem i puścił mnie. — Jeżeli nikomu nie powiesz o tym co się tu stało, to się nie powtórzy, zrozumiano? — spojrzał na mnie. W jego oczach nadal było widać zdenerwowanie, ale zdecydowanie mniejsze niż chwilę temu.
— T-tak — zająkałam się i uciekłam do legowiska medyków. Chciałam jak najszybciej uciec od niego i tego miejsca.
Przy wejściu przywitała mnie Cynamonowa Burza i zapytała się mnie, co stało mi się w oko. Groźba Skałki dalej brzmiała echem w mojej głowie i nawet nie miałam zamiaru wyjawiać prawdy, jak naprawdę doszło do powstania tej rany. Zamiast tego skłamałam, że najwidoczniej podczas zabawy musiałam zahaczyć o jakąś ostrzejszą krawędź skały. Kotka przyłożyła do zadrapania pajęczyny i dała mi kilka ziarenek maku, aby złagodzić ból. Również zaleciła mi, żebym poszła do żłobka i powstrzymała się dzisiaj od psocenia, żeby nie pogorszyć stanu rany. Dobrze, bo i tak nie miałam już dzisiaj ochoty na żadną zabawę, zwłaszcza z kociakami Dyniowej Kity.
Udałam się do żłobka, po drodze zauważając bawiących się kulką mchu Skałkę, Marcheweczkę i Różyczkę. Na widok ostatniej poczułam ukłucie złości. Zdrajczyni! Nie zareagowała, gdy ten chory kocur mnie zaatakował, a na dodatek teraz się z nim bawi, jakby nigdy nic się nie stało!
Położyłam się na mchu obok mojej mamy, Pstrokatego Kwiatu, która akurat rozmawiała z Dyniową Kitą. Patrzyłam jeszcze przez chwile na rodzeństwo i moją siostrę, ale przestałam, bo uczucie zazdrości i wściekłości zaczęło tak narastać we mnie, że myślałam, że zaraz rozerwę posłanie na strzępki. Położyłam głowę na łapy i spróbowałam zasnąć bez rozmyślania nad dzisiejszym okropnym dniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top