Rozdział 2
Lena zmarszczyła brwi wpatrując się bez przekonania w obraz, który sama wyczarowała. W tej chwili mogła przesiadywać w swoim pokoju dokuczając Violet, by zabić jakoś nudę pomiędzy bezsensownym przewijaniem postów na portalach społecznościowych na których z oporem założyła w ogóle konta, jednak oczywiście musiała zrezygnować z tego na rzecz małej przechadzki. Sama nie do końca wiedziała co ją tak nagle do tego tchnęło, ale jeśli nauczyła się czegoś w swoim dwudziestu-paro-letnim życiu to to żeby nie ignorowała tego czego chciała nawet jeśli tego nie rozumiała. Niebo już dawno było dość ciemne, a pierwsze plamki światła w postaci gwiazd zaczynały pojawiać się na nim przykuwając wzrok. Tak naprawdę wcale nie lubiła nocy, zdecydowanie wolała dzień i to głównie wtedy urzędowała, ale skoro już się pofatygowała żeby nawet wyjść na dwór, nawet odpowiednio się do tego ubrać i poinformować swoją rodzinę o wyjściu, nie mogła zawrócić. Nie była pewna czy pozwolono jej wyjść dlatego, że każdy wiedział, że nic jej się nie stanie niezależnie od pory dnia czy może dlatego, że była już dorosła i na dobrą sprawę mogła robić na co miała ochotę. Zamyśliła się na chwilę poświęcając tej myśli nieco zbyt dużo uwagi niż by chciała.
Na co dzień pracowała w dość popularnej kawiarence niedaleko domu w którym mieszkała. Była ona niewielkim budynkiem pomalowanym w kilka odcieni beżu, a w środku niej królował głównie fiolet, chociaż jego kolor nie przytłaczał, wręcz sprawiał, że było tylko przytulniej. Stoły oraz siedziska były w takim samym kolorze jednak miały akcenty w różnych kolorach dzięki czemu można było je bez problemu rozróżnić. Zazwyczaj pracowała za ladą, ale gdy była taka potrzeba często pomagała kelnerom roznosić zamówienia. Miała tam też fajną współpracowniczkę z którą od razu złapała kontakt co wydawało się być niezwykle dziwne biorąc pod uwagę fakt, że jej relację międzyludzkie były delikatnie mówiąc kiepskie i nawet po zaprzyjaźnieniu się z Webby nie poprawiły się praktycznie wcale. Westchnęła siadając na murku obok niej, a następnie wyciągnęła komórkę żeby zobaczyć, że dostała kilka wiadomości od wcześniej wspomnianej dziewczyny. Uśmiechnęła się pod nosem po czym przeczytała to co było napisane. Nadal nie lubiła tego, że młodsza niemalże w każdej sytuacji używała capslocka, ale z drugiej strony wydawało jej się to być urocze w swojej głupocie.
Cieszyła się również z nią słysząc o tym, że jej kuzyni zgodzili się na nieco rozrywki w ich urodziny. Przez ostatnie dni mówiła jej o tym, że chciałaby im coś dać w ten dzień w podziękowaniu za bycie z nią na dobre i na złe, miało to być jednak niespodziankowe, kolorowe i abstrakcyjne. Coś czym mogłaby ich zaskoczyć i zadowolona z siebie krzyknąć "niespodzianka!" gdy oni tylko patrzyliby się na to z rosnącym podekscytowaniem. Znaczyło to jednak, że musieliby poświęcić nieco swoich przekonań których trzymali się przez ostatnie lata niczym tonący brzytwy. Miała wiele wątpliwości co do tego wszystkiego i nie raz praktycznie próbowała wyrzucić z swojej głowy by chociażby o to zapytać bojąc się reakcji. Lena wraz z Violet natomiast zachęcały ją do tego mówiąc, że wszystkim dobrze by to zrobiło. Dodałoby również nutkę świeżości, której nie było naprawdę długi czas, wręcz za długi jak na jej gust.
To prawda, lubiła Louie'go. Był jej całkiem dobrym przyjacielem, wydawało się jej, że zna go dość dobrze, zwłaszcza po incydencie w którym byli przywiązani do kamienia prawdy. Dlatego więc informacja o tym, że zaginął lekko nią wstrząsnęła, chociaż odpowiedniejszym jednak słowem byłoby to, że raczej zszokowało. Chłopak nie był już takim strachliwym i idącym na łatwiznę gościem jak wcześniej, nie dałby się tak łatwo wziąć żywcem, a nawet jeśli to by coś wymyślił żeby zostawić im wskazówkę. Z innej strony gdyby mu się to nie udało to był na tyle mądry (aż za mądry jak na jej gust), że bez problemu mógłby im uciec i wrócić po maksymalnie tygodniu. Ale on nie wracał i nic nie wskazywało na to by wrócił. Czuła w kościach, że coś było nie tak tylko nie potrafiła dokładnie stwierdzić co. Westchnęła drapiąc się po głowie i jednocześnie tarmosząc sobie przy tym włosy tak, że widząc swoje odbicie w przypadkowej powierzchni skrzywiła się z niezadowoleniem. Nie przejęła się jednak wiedząc, że i tak raczej na nikogo by nie wpadła, a nawet jeśli to raczej nie przykładałby swoich chęci do dostrzeżenia jej dokładnej fryzury ukrytej częściowo w mroku. Ziewając lekko i przykrywając dziób dłonią ruszyła w dalszą drogę rozkoszując się chwilami wolnego.
Jutro miała wolne więc będzie mogła odespać jeśli będzie taka potrzeba, chociaż w to wątpiła. Potrafiła nie spać ponad trzydzieści godzin, a potem położyć się do łóżka na cztery i być wyspaną oraz pełną sił. Takie były uroki wcześniejszego życia kiedy jeszcze nie znalazła osób których mogła nazwać swoją prawdziwą rodziną nie dbając o to czy wiążą ich więzy krwi czy nie. Uniosła głowę, kiedy jej telefon zawibrował w jej kieszeni wytrącając ją z czegoś na rodzaj transu. Niezadowolona zmarszczyła brwi po czym jednak bez żadnego narzekania nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła słuchawkę do ucha nawet nie patrząc wcześniej na wyświetlacz.
— Halo? Lena? — Odezwała się w słuchawce jej młodsza siostra na co nieco odetchnęła. Skoro to była ona to znaczyło, że raczej nie musiała jeszcze wracać, żeby ją o tym poinformować ich rodzice raczej osobiście by do niej zadzwonili.
— No cześć, co tam? — Zapytała leniwie opierając się o cegły z którego był zrobiony budynek za nią.
— Pamiętasz ten dziwny skocznik wykrycia magii w ostatnim czasie? — Zapytała niespodziewanie na co poczuła lekkie ukłucie niepokoju. Można je było łatwo przeoczyć ponieważ nie miało w sobie więcej siły niż zwykła szpilka której wbicie zazwyczja by się przeoczyło, jednak tym razem chwyciła się tego uczucia. Miała wrażenie, że coś było nie tak.
— No jasne, w końcu to ja je wykryłam — przytaknęła ostrożnie dobierając do siebie słowa. —Co jednak w związku z tym? Mamy jakiś postęp? — Ożywiła się z lekka.
Ponad rok temu zdołała wychwycić pierwszy sygnał. Siedziała akurat spokojnie w kuchni jedząc płatki z mlekiem ponieważ nie chciało jej się robić nic innego, kiedy przez jej głowę przeszedł nagły i przeszywający ból. Czuła się tak jakby przez moment miała dość silną migrenę. W zaskoczeniu wywróciła swoją miskę z jedzeniem, a kiedy wszystko się wylało na blat to naczynie spadło z hukiem na podłogę powodując, że potłukło się na kawałki. Oczywiście Violet przez to, że była w domu od razu do niej przyleciała pytając się czy wszystko w porządku i czy nie udzielić jej pierwszej pomocy, kiedy zorientowała się w sytuacji. Odmówiła, ale w zamian za to powiedziała jej o tym co poczuła. Dotychczas miała okazję czytać o tym tylko z książek lub w przeszłości jej ciotce zdołało się o tym napomknąć. Podobno osoby dzielące ze sobą skrajnie podobną magię potrafiły wyczuwać siebie nawzajem. Nigdy jednak tego nie doświadczyła na własnej skórze, nawet gdy Magica rzucała potężniejszy czar co tylko dawało jej jasno do zrozumienia, że nie była nikim więcej niż przywiązanym do niej cieniem którego wykorzystywała do swoich celów. Ale mimo wszystko czy ten sygnał nie był właśnie oznaką tego, że może jednak nie do końca było tak jak myślała?
Próbowały namierzyć impulsy niejednokrotnie. Na początku pojawiały się w równych odstępach dzięki czemu miały ślad za którym mogły podążać, ale dość szybko się okazało, że nie do końca było to prawdą. Najwyraźniej magiczna energia zostawiała po sobie mocne ślady gdziekolwiek nie była przez co błądziliby tylko w kółko. Później sygnał urwał się na dobre by powrócić po miesiącu. Kolejny po dłużej przerwie pojawił się po trzech, a jeszcze kolejny po sześciu, a jeszcze kolejny po czterech. Nie było określonego cyklu dzięki czemu łatwo się domyśliły, że magia musiała mieć właściciela w świecie żywych, który bardzo często opuszczał na długo miasto i nie należeć do żadnej zjawy czy ducha co było w miarę dobrą wiadomością. Na tym jednak ich małe śledztwo się zakończyło, a one nie mogły wymyślić niczego innego. Pozostało tylko odpuścić i się poddać.
— I tak, i nie — powiedziała dekoncentrując ją. — A więc za opcją "tak" przemawia to, że obiekt ponownie wszedł w strefę naszego zasięgu co prawdopodobnie byś wyczuła gdybyś bardziej się skoncentrowała właśnie na tym. W końcu już zdążyłaś przyzwyczaić podświadomie swoją aurę do tej energii. No i chodzi też o to, że jest zdecydowanie większa niż poprzednio — tutaj przerwała dając jej krótki moment na oswojenie tej informacji. — Za opcją "nie" przemawia to, że nadal nie możemy nic zrobić w kierunku zlokalizowania jej.
— Ale jest silniejsza — zwróciła uwagę niezadowolona tym faktem po czym stanęła na nogach. Nie było niczym nowym żeby magia rosła w siłę, ale oni nie znali jej pochodzenia więc zwyczajnie nie mogli z góry założyć, że była ona bezpieczna i nikomu nic nie groziło.
— Jest silniejsza — przytaknęła. — Na tyle wyrazista żeby poinformować o swojej obecności nie tylko ciebie bądź mnie, ale i innych potężniejszych użytkujących magię. Szczerze mówiąc ani trochę mi się to nie podoba. Może powinnyśmy się kogoś zapytać o pomoc? Pan McDuck może i nie przepada za tego typu rzeczami, ale raczej nam pomoże jeśli przyjdzie co do czego.
— Myślę, że to dobry pomysł — zgodziła się nie widząc innego logicznego rozwiązania. Co prawda rodzina kaczek już wiedziała o tym dzięki Webby, która nie umiała trzymać dzioba na kłódkę i wszystkim o tym wypaplała przy pierwszej okazji, ale lepiej żeby wiedzieli z rośnięcia potencjalnego zagrożenia niż żeby czekać z tym do następnej chwili. — Robimy to jutro czy dzisiaj?
— Raczej jutro, teraz już pewnie wszyscy śpią i swoim dobijaniem się byśmy, czy to osobiście czy telefonicznie, ich tylko obudzili czego nie chcę. W końcu nie tak powinien postępować- — odchrząknęła przerywając w połowie zdania. — Ty też już lepiej wracaj do domu, nie chcę żebyś wpakowała się w jakieś kłopoty.
— Oh no błagam, jestem Lena Sabrewing — zaśmiała się mimo wszystko kierując swoje kroki w kierunku domu. — Kłopoty to w końcu moje drugie imię.
---
Kiedy Gyro wraz z Fentonem zmaterializowali się w chmurze natychmiast rozejrzeli się dookoła. Jeden bardziej, a drugi mnie dyskretnie. Na pierwszy rzut oka wszystko było dobrze, żadnych uszkodzeń czy błędów spowodowanych wirusem co można było uznać za mały plus. Nie mogli jednak zapomnieć, że osoba, która wyprawiła im tyle kłopotów w ciągu jednego dnia była również z nimi na serwerze. Kiedy Bulb poinformował ich o tym, że ta sama osoba ponownie dostała się do chmury i najwyraźniej nie zamierza się nigdzie wybierać postanowili wkroczyć do akcji wiedząc, że czas był w tym wszystkim bezcenny. Nie mogli w końcu pozwolić na to by ta osoba im uciekła, nie dopóki nie poznają jej twarz by dzięki temu poznać jej tożsamość i móc ją skutecznie ścigać. W razie czego pozostawała również Gandra która mogła ich wyciągnąć gdyby coś poszło nie tak. Nie pocieszało go to jednak za bardzo, na dobrą sprawę nawet nie wiedział dlaczego czuł się akurat w taki sposób, to po prostu było dziwne. Może i był superbohaterem, ale nadal miał prawo do niepewności prawda? Miał ochotę zaśmiać się nerwowo jednak powstrzymał się od tego odruchu co było dość trudne, zwłaszcza gdy drugi spojrzał na niego mrużąc oczy i każąc mu pójść za sobą co też uczynił praktycznie na niego wpadając. Naukowiec tylko pokręcił zrezygnowany głową, ale nic już nie powiedział najwyraźniej nie chcąc aktualnie walczyć.
Cisza roznosiła się dookoła, a jego dłonie zaczęły się powoli pocić co pozostawiało nieprzyjemne uczucie na jego skórze oraz piórach. Coś podskakiwało w jego piersi nie chcąc dać mu spokoju w związku z tym, a on sam również nie chciał porzucić swojego przeczucia ponieważ zazwyczaj się ono sprawdzało, czy tego chciał czy nie. Miał wrażenie jakby to było... Podekscytowanie? Jakby przeczuwał, że miało się wydarzyć coś dobrego, ale z domieszką zła ponieważ coś ciężkiego ciążyło mu na żołądku. Gdyby ktokolwiek poprosił go o to żeby to wyjaśnił nie umiałby, kompletnie nie umiał tłumaczyć się ze swoich emocji i nie przeszkadzało mu to do czasu gdy pytała o to tylko jego narzeczona. Już wiedział siebie próbującego jej zwizualizować jej jak się czuł. Pokręcił głową na boki i spojrzał w dół czując jak nadeptuje na coś specyficznego w dotyku. Gdy zorientował się co to jest zmarszczył brwi. Połamany, zaschnięty wosk. Nic już z tego nie rozumiał i z sekundy na sekundę odnosił wrażenie, że naprawdę tego nie chciał.
Zatrzymali się dopiero wtedy jak napotkali postać odwróconą do nich plecami. Była ona ubrała w ciemnozieloną bardzo wiszącą na niej bluzę z kapturem nałożonym głęboko na głowę oraz krótkie spodenki tym razem w szarawym odcieniu. Dało się dostrzec, że coś robiła, a konkretniej raczej kończyła daną czynność. Wraz z jej pstryknięciem palców wszystko zniknęło, a oni nawet nie zdołali się dowiedzieć co to było. Nie była ona nazbyt wysoka, po wzroście można było wnioskować, że był to nastolatek lub bardzo młody mężczyzna choć był bardziej skłonny do pierwszej wersji. To również dało mu do myślenia, co w tym wszystkim robił dzieciak?
— Okej, słuchaj uważnie bo nie mam całego dnia — odezwał się niemalże znudzonym tonem Gyro co lekko go zdziwiło. Osoba się jednak nie odwróciła jakby specjalnie go ignorując i grzebiąc w swoich kieszeniach czegoś szukając. — Teraz grzecznie pójdziesz z nami i wytłumaczysz się z tego wszystkiego, a my może jeśli będziesz się zachowywać nie zadzwonimy po odpowiednie służby i nie pociągniemy cię do odpowiedzialności karnej. Zgoda? — Nie uzyskał znowu żadnej odpowiedzi co zaczęło go już wyraźnie irytować. — Słuchaj dzieciaku jeśli nie będziesz współpracować nie będzie już tak-
— Czy ktoś cię do tego zmusił? — Zapytał Fenton wtrącając się w wypowiedź starszego. Sam nie wiedział co mu przyszło do głowy zadając takie pytanie, ale był pewny, że odpowiedź na nie będzie istotna. Kto wie, może to było tak jak w przypadku Dee, która była przymuszana do swojej pracy dla FOWL.
— Nie — odpowiedział mu nadwyraz płyny oraz przyjemny dla ucha głos który zdawał się dziwnie poznawać. — Nie, robię to wszystko z mojej własnej nie przymuszonej woli. Nikt mnie do tego nie zmusza przemocą fizyczną, groźbami czy szantażem. Jesten świadomy swoich działań i ich konsekwencji i dlatego podjąłem decyzję o tym by to zrobić — rozwinął czym lekko zaskoczył młodego naukowca. — Swoją drogą macie luki w systemie ochrony, powinniście to naprawić.
— I tak też zrobimy jak tylko przestaniesz się włamywać — najwyższy z trójki zaczął podchodzić do niego pewnym krokiem. — A teraz grzecznie wytłumaczysz się nam ze swojego zachowania byśmy nie musieli się z tobą męczyć.
— Nie jesteście w stanie mnie namierzyć, ale to nawet nie o to chodzi, gdybyście zadawali pytania na temat już dawno poznalibyście moją tożsamość ponieważ nie zamierzam jej chować w tajemnicy. Nie miałbym z tego korzyści, a nie o to tutaj chodzi. Jednocześnie mógłbym po prostu zdjąć z swojej głowy gogle i wrócić do realnego świata. W końcu to wcale nie tak, że nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego gdzie realnie mieszkam i się znajduje. Nie wiecie nawet jakim "cudem" — nakreślił cudzysłów w powietrzu — złamałem wasze zabezpieczenia serweru, a podobno jesteście geniuszami o wiele ode mnie mądrzejszymi — powoli z tym jak mówił, a starszy mężczyzna tylko bardziej się denerwował Crackshell zdawał sobie powoli sprawę z tego, że najwyraźniej młodszy musiał się na czymś wyładować. Niestety niebywale utrudniało im to sytuację skoro chcieli dojść do choć częściowo porozumienia. — Polecam wam je wymienić, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Jestem pewny, że udałoby wam się coś znaleźć nie pochodzącego z epoki kamienia — stanął do nich przodem jednak i tak to zbyt wiele nie zmieniło. Materiał kaptura skutecznie zakrywał mu górną część twarzy i ledwo dało się dostrzec błysk jego niebieskich oczu. Za to na jego dziobie była materiałowa maska. I mimo tego, że całkowicie zakrywała mu usta oboje byli niemalże pewni, że pod nią malował się złośliwy uśmieszek skierowany w ich kierunku.
— Czego ty od nas chcesz? — Syknął okularnik na zadowolenie niemalże napełniło młodszego w stu procentach.
— Spotkać się z niejaką Leną Sabrewing oraz rodziną Scrooge'a McDucka. Wydaje mi się, że to nie jest zbyt wielkie poświęcenie skoro w grę wchodzi uratowanie świata, czyż nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top