Rozdział V

 Nastał trzydziesty pierwszy sierpnia i jechałam sobie do Dziurawego Kotła. Mieliśmy się tam spotkać z Harrym! Podobno nadmuchał ciotkę i uciekł z domu. Martwiłam się strasznie o tego głupka, ale na szczęście istnieje coś takiego jak Błędny Rycerz. W knajpie będą jeszcze Weasley'e i Hermiona. Po paru chwilach byliśmy na miejscu. Jak strzały wyparowałam z bratem z auta i pognaliśmy do wejścia. Nie widzieliśmy się przecież z przyjaciółmi całe dwa miesiące! Brat otworzył drzwi kopniakiem i wpadliśmy do środka, wyszukując już wzrokiem naszej paczki.

- Hermiona! - Pisnęłam i rzuciłam się na stojącą nieopodal wejścia przyjaciółkę.

- Miśka! - Również pisnęła i uścisnęła mnie mocno. Kompletnie nas nie obchodziło, że inni czarodzieje patrzyli na nas jak na wariatki. Odsunęłyśmy się od siebie i tuż obok pojawiła się jedna ruda czupryna.

- Ron! - Spojrzałam zdziwiona na przyjaciela. – Wyprzystojniałeś! - Uśmiechnęłam się do niego i klepnęłam go w ramię.

- A ty wypiękniałaś!

- A ja nie?! - Zbulwersowała się Miona.

- No ty też... - mruknął i przewrócił oczami, a dziewczyna mu tylko sprzedała kuksańca w bok, śmiejąc się.

- Malutka! - Pomachał mi przed oczami George.

- Misiaczku! - To samo zrobił Fred.

- Fred? George? To wy?

- A co? Nie poznajesz? - Zaśmiali się.

- No w tamtym roku byliście jeszcze tacy dziecinni, a teraz to przystojniacy przede mną stoją, zaraz się zarumienię! - Zaśmiałam się, a chłopcy mnie mocno przytulili.

- A mnie tego nie powie. – Zaczął marudzić bratu mój kochany.

- Tobie to mówi ciotka Cecylia i wystarczy, brzydalu! - Pokazałam mu język.

- Nigdy się nie zmienisz. - Zaśmiał się Harry stojący na schodach, musiał dopiero przyjść.

- Harry! - krzyknęła szczęśliwa Hermiona.

- Hej, idziemy na Pokątną? - spytał Ron - Muszę kupić coś Parszywkowi na wzmocnienie.

- A co z nim? - spytała przyjaciółka.

- Nie wiem. Odkąd usłyszał o ucieczce Blacka, to zmizerniał.

- Zaraz, Black... Misia to twój?... - spytał zakłopotany Harry, znaczy wyjąkał.

- Tak, to jej tata! - Uśmiechnęła się do nas moja mama, która stanęła za mną. - Harry mógłbyś się ze mną przejść? Muszę ci coś powiedzieć.

- Oczywiście... - mruknął trochę zakłopotany, nigdy w sumie jakoś z moją mamą nie gadał.

- A wy dajcie szczurkowi coś, bo serio źle wygląda – powiedziała, głaszcząc zwierzaka. Poszliśmy do sklepu ze zwierzętami, a mama z Harrym poszła wzdłuż ulicy.

Agata

- O czym pani chciała ze mną porozmawiać?

- Harry, ja już to mówiłam mojej córce... - Zaczęłam spokojnie, w końcu byłam gotowa na tę rozmowę. - Mam pytanie. Czy jak pierwszy raz się spotkaliście, to poczułeś się jakoś dziwnie?

- Tak, szczerze, to tak. Miałem wrażenie, że ją znam.

- Bo ją znasz dosłownie od urodzenia! - Zaśmiałam się serdecznie.

- Naprawdę? - Zdziwił się.

- Oczywiście! Zresztą, Rona także. James był dla mnie jak brat, a z Lily nie mogłyśmy bez siebie żyć. Byli dla mnie bardzo ważni. Wiesz, masz po niej oczy i trochę charakter. Jesteś dosyć łagodny.

- Tak, dużo osób mi to mówi. – Uśmiechnął się lekko.

- Zapewne niewiele ludzie mówią o twoich rodzicach, bo nie każdy ich znał. Jeśli chcesz się czegoś o nich dowiedzieć, to chętnie ci opowiem. – Położyłam mu rękę na ramieniu i uśmiechnęłam się do niego szczerze. On potaknął i poprosił o jakąś historię z ich młodości. Spacerowaliśmy dalej i mu ją opowiedziałam, chciałam, by naprawdę poznał ich choć trochę. Chciałam również odciągnąć myśli od mojego męża...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top