Rozdział 47

*Lord Voldemort otworzył oczy.
​Pochylała się nad nim dorosła Bellatrix. Znajdował się w Zakazanym Lesie.

Tak naprawdę Lily Black skoczyła z wieży Gryffindoru w szóstej klasie. Nie zdążył jej złapać. Widział, jak uderza w twardy grunt.

Tom Riddle płakał. Naprawdę płakał. Najprawdziwszymi ludzkimi łzami.
​Szedł po opustoszałym zamku. Wszyscy byli na obiedzie, a on nie mógł przestać myśleć o niej.

Jak mogła go zostawić?

Szedł TAM.

Pierwszy raz od tak dawna miał przekroczyć próg miejsca, gdzie o północy miesiąc temu byli jeszcze tacy szczęśliwi.

A teraz jej nie było.

Złapał się gwałtownie poręczy schodów, gdy poczuł obezwładniający ból w okolicach serca. Jęknął, ale parł naprzód.

W końcu stanął pod portretem Grubej Damy, która wpuściła go bez pytania.

Nigdy wcześniej i nigdy później tego nie zrobiła.

Rzucił zaklęcie na schody i zaczął się po nich wdrapywać. Było to prawie ponad jego siły.
​Gdy w końcu dotarł na miejsce, pchnął drzwi bez pukania. Nie widział sensu by to robić.
​Ona i tak już nie otworzy mu drzwi.

To co zastał w środku prawie powaliło go na kolana. Wszędzie były porozwalane jakieś ubrania, ale to nie mogło się równać z tym co zobaczył przy oknie.

Lily stała na krawędzi parapetu chwiejąc się niebezpiecznie. Miała zamknięte oczy, a z jej twarzy można było wyczytać jedynie ulgę.
​Nie wiedział co zrobić. Wahał się o sekundę za długo. Lily wzięła ostatni oddech i jak pojedynczy płatek śniegu opadła w dół. Tom rzucił się w stronę okna rozpaczliwie szukając różdżki. Wypadła mu z trzęsącej się dłoni.

Chciał się po nią schylić, ale zatrzymał go przeraźliwy krzyk z dołu. Usłyszał głośny trzask i krzyknął. Cały się trząsł. Łzy niekontrolowanie zaczęły płynąć po jego policzkach. Zaczął spazmatycznie łapać powietrze. Upadł na ziemię i jeszcze raz krzyknął z bezsilności. Nie chciał wyglądać za okno. Cały się trząsł, a łzy spływały mu po policzkach. Nie mógł opanować spazmów. Chciał przestać czuć.

Nagle drzwi otworzyły się i wbiegł przez nie Dumbledore. Zobaczył Toma łkającego pod ścianą i zatrzymał się. Po jego pooranej zmarszczkami twarzy spływały łzy, by po chwili zniknąć w jego szarej brodzie.

​- Panie... Panie mój - zaczęła Bellatrix. - Panie mój...

​- Dość – warknął, odganiając wspomnienia. Tom Riddle był słaby. Musiał stworzyć horcruxy by zapomnieć.

Otaczający go śmierciożercy rozbiegli się w popłochu. Została tylko Leastrange.

Nienawidził Bellatrix i wszystkiego co z nią związane. Była głupia i do bólu posłuszna.
​Spróbował podnieść się z ziemi, ale nie mógł. Jęknął cicho, tak aby nikt nie usłyszał. Nie wiedział co to była za wizja i dlaczego jej doświadczył. Gardził miłością, odkąd sprawiła, że cierpiał.

​- Panie, pozwól mi...

​- Nie potrzebuję niczyjej pomocy - powiedział i zignorował wyciągniętą rękę Bellatrix. Wstał z trudem i spojrzał na ciało Harrego Pottera. Przypomniał sobie jego matkę. Lily. Jej jako jedynej dał szansę na przeżycie, bo bardzo przypominała mu Lily Black. – Chłopak... jest martwy? – Zapadła głucha cisza. Nikt nie śmiał do niego podejść. Voldemort czuł narastającą frustrację. Sam również bał się to sprawdzić. - Ty – krzyknął na żonę Lucjusza i posłał w jej stronę zaklęcie. Nie trafił, a jakiś mężczyzna jęknął z bólu. - Sprawdź to. Powiedz mi, czy jest martwy. - Narcyza ruszyła przed siebie. „W takim razie ja też jestem słaby". Te słowa dudniły mu w głowie. Zdecydowanie nie był słaby. Lily Black była. Zakochała się, a to ją zabiło.

​- Martwy! - zawołała Narcyza Malfoy.

​​​><

​- Mówisz o miłości? – zapytał Voldemort szyderczym tonem. Stał w Wielkiej Sali naprzeciwko swojego największego wroga Harrego Pottera. Wiedział coś o miłości. Tylko krzywdziła. Odczuwał złość i frustrację. – O tym ulubionym sloganie Dumbledore'a, o miłości, która według niego jest silniejsza od śmierci, choć jego nie uratowała przed runięciem z Wieży Astronomicznej i roztrzaskaniem się u jej stóp jak stara lalka z wosku? O miłości, która nie powstrzymała mnie od rozdeptania twojej matki jak karalucha? Ale tutaj jakoś nikt nie kocha cię aż tak, Potter, by wybiec i zasłonić cię swoim ciałem. Co cię teraz ochroni przed śmiercią? – zapytał kpiąco.

W swojej głębi poczuł się podle wypowiadając te słowa. Gdzieś bardzo głęboko poczuł, że Tom Riddle budzi się z bardzo długiego snu. Gdzie się podział przystojny i inteligentny chłopak, którym kiedyś był? Teraz go potrzebował. Potrzebował pomocy. Jednak duma nie pozwalała mu o nią poprosić.

​- Jest coś takiego – odrzekł Harry i obaj krążyli wokół siebie, nie spuszczając z siebie wzroku, uwikłani w siebie, oddzieleni od siebie tylko tą jedną, ostatnią tajemnicą.

​- Jeśli nie miłość ma cię tym razem ocalić, to pewnie wierzysz, że masz w sobie jakąś magiczną moc, której ja nie mam, albo broń potężniejszą od mojej?

​„Przegrałeś Lordzie" szeptał głos w jego głowie.

​- Wierzę, że mam jedno i drugie – odparł Harry, ale Voldemort nie słyszał go.

​„Przegrałeś", znowu usłyszał. Po jego twarzy przemknął cień strachu. Po chwili otrząsnął się i grał dalej. Roześmiał się chłodno, prawie, że opętańczo, a w głowie miał śmiech Lily z wizji. Gdy wpadła w trans i zabiła wilkołaka. Jej płacz...

​- A więc myślisz, że twoja magiczna moc jest większa od mojej? Od mocy Lorda Voldemorta, znającego tajniki magii, o których nawet nie marzył sam wielki Dumbledore?

​- Och, marzył o nich – odrzekł Harry – ale wiedział więcej od ciebie, wiedział dość, by nie zrobić sobie tego, co ty zrobiłeś. 

​„Nienawidzę jedynie tego co sobie zrobiłeś." Lily...

​- Bo był słaby! – krzyknął z frustracją. - Był za słaby, by posiąść to, co mogło być jego, a będzie należało do mnie!

​- Mylisz się, był po prostu od ciebie mądrzejszy. Był lepszym od ciebie czarodziejem i lepszym człowiekiem.

​„On ma rację".

​- To ja sprawiłem, że umarł! – krzyknął Voldemort bardziej do głosu w swojej głowie niż Harrego.

​- Tak ci się wydaje, ale mylisz się. – Tłum wokół nich zafalował z podniecenia.

​- DUMBLEDORE NIE ŻYJE! Jego ciało gnije w marmurowym grobowcu na błoniach tego zamku! Widziałem je, Potter, i wiem, że Albus Dumbledore nigdy nie powróci!

​- Tak, Dumbledore nie żyje – rzekł spokojnie Harry – ale to nie ty go zabiłeś. Sam wybrał sposób, w jaki umarł, wybrał go wiele miesięcy przed swoją śmiercią, zaplanował wszystko z kimś, kogo uważałeś za swojego sługę.

​„Wiesz kto..."

​- Co to za dziecinne mrzonki? – zakpił, ale nie atakował, chcąc usłyszeć potwierdzenie swoich domysłów.

​- Severus Snape nie był twoim sługą. Snape był człowiekiem Dumbledore'a. Był nim od samego początku, od chwili, gdy zacząłeś gnębić moją matkę. A ty nigdy nie zdawałeś sobie z tego sprawy - „Ale ja wiedziałem..., od zawsze" szeptał głos. Głos Toma Riddle'a. – bo jednej rzeczy nie pojąłeś, Tomie Riddle. Czy kiedykolwiek widziałeś patronusa Snape'a?
​Voldemort nie odpowiedział.

​- Patronusem Snape'a była łania. Taka sama jak patronus mojej matki, bo Snape kochał ją przez prawie całe życie, od czasu, gdy jeszcze byli dziećmi. A powinieneś to zrozumieć – „Ja zrozumiałem". Voldemortowi zadrżały nozdrza. – kiedy poprosił cię, abyś darował jej życie.

​- Pożądał jej, to wszystko, ale kiedy umarła, uznał, że przecież jest wiele innych kobiet, o czystszej krwi, bardziej jego wartych...

​- Tak ci powiedział, to zrozumiałe, bo był szpiegiem Dumbledore'a od chwili, gdy jej zagroziłeś, przez cały czas działał przeciwko tobie! Dumbledore był już umierającym człowiekiem, kiedy Snape go dobił!

​- No i co z tego?!

​„Kopiesz swój własny grób". Voldemort zachichotał, zdając sobie sprawę jak absurdalnie Tom Riddle próbuje go przekonać do poddania się. „Ja się nigdy nie poddaję. Ja myślę i oceniam".

​– Jakie to ma znaczenie czy Snape był człowiekiem moim czy Dumbledore'a? Co mnie mogą obchodzić ich podstępne działania przeciwko mnie? Obu rozdeptałem, tak jak rozdeptałem twoją matkę, Snape'a rzekomo wielką miłość! Och, ale to wszystko układa się w pewną całość, Potter, tyle, że ty nie masz o tym pojęcia! Dumbledore nie chciał, by Czarna Różdżka wpadła w moje ręce! Wolał, by władał nią Snape! Ale spóźniłeś się, chłopczyku, zdobyłem różdżkę przed tobą, zrozumiałem to wszystko szybciej od ciebie! Zabiłem Snape'a trzy godziny temu i jestem prawowitym panem Czarnej Różdżki, Berła Śmierci, Różdżki Przeznaczenia! Zawiódł ostatni plan Dumbledore'a!

​- Tak, zawiódł – przyznał Harry. – Masz rację. Ale zanim spróbujesz mnie zabić, radzę ci zastanowić się nad tym, co zrobiłeś... spróbuj okazać skruchę, Tomie Riddle...

​- Co? – zapytał Voldemort.

​„Udowodnij jej, że potrafisz Lordzie, udowodnij jej coś czego ja nie potrafiłem". Zbladł i zmrużył oczy.

Tylko słabi okazują skruchę.

​„To kim ty jesteś, skoro tego nie potrafisz?".

Voldemort wciągnął powietrze przez nozdrza. Chciał walczyć z Tomem, ale nie potrafił. Pierwszy raz nad czymś nie panował. To siedziało w nim zbyt głęboko.

​- To twoja ostatnia szansa, jedyne, co ci pozostało... widziałem, czym się staniesz, jak tego nie zrobisz... bądź mężczyzną... spróbuj... spróbuj okazać skruchę...

​„Dalej, nie pozwól zniszczyć tego ciała jeszcze bardziej".

​- I ty śmiesz...?

​- Tak, śmiem, bo ten ostatni plan Dumbledore'a zawiódł, ale to nie we mnie trafiły rykoszetem jego skutki, tylko w ciebie, Riddle. – „Przez cały czas cię ignoruje. On mówi do mnie Lordzie. Może wie, że inteligencją nie dorównujesz mi nawet w połowie". Voldemort zacisnął rękę na różdżce. – Ta różdżka wciąż cię nie słucha tak, jak powinna, bo zabiłeś nie tę osobę. Severus Snape nigdy nie był prawowitym panem Czarnej Różdżki. Nie pokonał Dumbledore'a.

​- Zabił...

​- Czy ty mnie nie słuchasz? Snape nigdy nie pokonał Dumbledore'a! Razem tę śmierć zaplanowali! Dumbledore chciał umrzeć niepokonany i to on byłby ostatnim prawowitym panem Czarnej Różdżki! Gdyby wszystko potoczyło się zgodnie z tym planem, różdżka na zawsze utraciłaby swoją niezwykłą moc, bo nikt mu jej nie odebrał!

​- W takim razie Dumbledore mógł mi równie dobrze sam dać tę różdżkę, Potter! – wycedził z mściwą satysfakcją, ponieważ głos w jego głowie ucichł. – Wykradłem tę różdżkę z grobu jej ostatniego pana! Wziąłem ją wbrew woli jej ostatniego pana! Do mnie należy jej moc!

​- Nadal tego nie rozumiesz, Riddle? Nie wystarczy po prostu ją mieć! Możesz ją trzymać w dłoni, możesz jej używać, ale przez to nie stajesz się jej prawdziwym właścicielem. Nie słuchałeś tego, co mówił Ollivander? To różdżka wybiera czarodzieja... Czarna Różdżka rozpoznała swojego nowego pana, zanim Dumbledore umarł, a był nim ktoś, kto nigdy jej nie dotknął. Odebrał różdżkę Dumbledore'owi wbrew jego woli, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co uczynił, nie mając pojęcia, że najpotężniejsza różdżka na świecie jest gotowa mu służyć... Prawdziwym panem Czarnej Różdżki stał się Draco Malfoy.

Tom Riddle w głębi Voldemorta wybuchł szyderczym śmiechem. Twarz Lorda wykrzywił grymas przerażenia.

​- Cóż za różnica? – zapytał cicho. – Nawet gdybyś miał rację, Potter, między nami niczego to nie zmienia. Nie masz już swojej różdżki z piórem feniksa, teraz wszystko zależy od tego, który z nas zręczniej posługuje się magią..., a kiedy cię zabiję, pójdę po Dracona Malfoya i...

​- Za późno. Utraciłeś swoją szansę. Byłem szybszy. Pokonałem Dracona parę tygodni temu. Zabrałem mu różdżkę – rzekł Harry i wskazał na różdżkę, którą trzymał w dłoni. – No więc pojąłeś już, jak to się wszystko skończyło? – „Szybciej niż ty". – Czy różdżka, którą masz w ręku, wie, że jej ostatni pan został rozbrojony? Bo jeśli wie... To ja jestem prawowitym panem Czarnej Różdżki. – Słońce powoli wynurzyło się zza horyzontu i oświetliło twarze wszystkich zebranych.

​„Przegrałeś z nim, ale przede wszystkim ze mną. Gdy rzucę zaklęcie już nic cię nie uratuje". Twarz Voldemorta wykrzywiła się z nienawiści do Toma Riddle'a. Odrzuconego chłopca, który odszedł w zapomnienie, aby teraz powrócić i zniknąć na zawsze.

​- Avada Kedavra – krzyknął Tom Riddle w tym samym momencie, w którym Harry Potter rzucił Expelliarmus. Patrzył z zadowoleniem jak Czarna Różdżka szybuje w powietrzu. Zamknął oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top