Rozdział 37

Padał deszcz. Wiele ubranych na czarno postaci stało na niewielkim cmentarzu na wzgórzu. Dzisiaj żegnali Druellę Black. Ukochaną żonę, matkę i przyjaciółkę. Kobiety płakały, a mężowie pocieszali je sami będąc poważni, ale smutni. Jednak jedna osoba nie miała przy sobie nikogo kto by ją pocieszył.

​​​><

​Stałam na uboczu. Łzy ciekły po moich policzkach wielkim strumieniem.
​Byłam sama. Tom nie miał zamiaru mnie wspierać. Był zbyt zajęty swoimi sprawami. Już od dwóch miesięcy. Praktycznie nie było go w domu, a gdy był nie rozmawiał ze mną tylko zamykał się w swoim gabinecie. Wytarłam łzy wierzchem dłoni. Jęknęłam przeciągle. Nawet nie zauważyłam, że wszyscy zaczynają się rozchodzić. Po chwili zostałam sama. Podeszłam do jej nagrobka i opadłam na kolana. Błoto chlusnęło mi na płaszcz i włosy, ale nie przejmowałam się tym.

​- Kiedyś powiedziałaś mi, że czasami trzeba się pogodzić z nieuniknionym i iść dalej, ale ja nie chcę iść dalej. Nie chcę o tobie zapomnieć. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką w tych trudnych czasach. Dałaś mi siłę, żeby przetrwać. Gdy umarłaś poczułam pustkę w sercu. Już nigdy, nikt nie będzie dla mnie takim oparciem. Żegnaj Druello Black, najwspanialsza kobieto jaką kiedykolwiek znałam.

Po tych słowach rozpłakałam się spazmatycznie. Ścisnęłam ziemię w dłoniach. Nie chciałam stąd iść. Nie chciałam jej zostawiać. Jest jeszcze taka młoda, a do tego chora. Sama sobie nie poradzi. Trzeba jej pomóc w różnych rzeczach. Przecież nawet po schodach ledwo wchodzi. Jak jej mąż mógł ją zostawić samą?

Nagle usłyszałam trzask towarzyszący aportacji. Ktoś stanął obok mnie, ale nawet nie spojrzałam w jego kierunku. Mężczyzna chwycił mnie za ramiona i podniósł do pionu. Spojrzałam na niego ze smutkiem. To był Tom. Potrząsnął mną.

​- Co ty do cholery wyprawiasz? - spytał z wściekłością.

​- Rozmawiam z przyjaciółką - mruknęłam i brudną ręką odsunęłam włosy z twarzy. Zmarszczył brwi.

​- Ona nie żyje - szepnął poważnie. Po moich policzkach znów popłynęły łzy.

​- Przecież wiem - załkałam. Popatrzył na mnie z niepokojem. Potem poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. Po chwili byłam już w holu w moim domu. Poczułam wściekłość. Zaczęłam uderzać Toma pięściami w pierś.

​- Nie! Zostaw mnie! Nie mogę jej zostawić samej! - wrzeszczałam. Zobaczyłam, jak uniósł różdżkę. Mogłam zareagować, ale byłam zbyt wściekła. Zabrał mnie od niej, a przecież ona będzie teraz taka samotna. Po chwili przed oczami zrobiło mi się ciemno i upadłam na ziemię.

​- Masz naprawdę przepiękne włosy - powiedziała Druella przyglądając mi się badawczo.

​- Dziękuję – szepnęłam, biorąc łyk herbaty i założyłam zbłąkany kosmyk za ucho.

​- Nie to co ja - rzekła i dla udowodnienia pokazała na swoje włosy. Rzeczywiście, były krótkie i wisiały w strąkach. Kilka godzin temu miała mocny napad choroby, więc była naprawdę wyczerpana. Tak bardzo było mi jej szkoda. Była taka młoda i pomocna, a musiała tak cierpieć.

​- Daj spokój przecież to nie jest najważniejsze. - Złożyłam ręce na piersi. Oczywiście dla osoby w jej wieku, która ma dość młodego męża, a nie jest już taka sprawna jak kiedyś to było na pewno bardzo frustrujące i przykre. - Kiedyś też swoje zetnę i ci to udowodnię. - Zaśmiała się słabo. Przechyliłam lekko głowę. Patrząc na nią widziałam młodą, inteligentną dziewczynę, która została potraktowana przez życie bardzo niesprawiedliwie. Wiedziałam, że powoli zbliża się jej czas. Ja już tutaj nie mieszkałam i czułam się winna zostawiając ją z tym wszystkim. Oczywiście Walburga jej pomagała, ale ona roztaczała wokół siebie tak nieprzyjazną aurę, że nie można było tego nazwać pozytywem. Przychodziłam więc tu prawie codziennie. Tom i tak zniknął tydzień temu i do tej pory nie wrócił. Zapewne ma ważniejsze sprawy ode mnie. Mało przez to spałam i prawie nic nie jadłam. Czułam, że mnie opuścił i kazał się mierzyć z tym wszystkim samej.

​- To radzę ci zrobić to dopiero po mojej śmierci, bo inaczej ukręcę ci głowę za zbeszczeszczenie takiego cuda. - Pogroziła mi palcem, a ja uśmiechnęłam się serdecznie, mimo iż w środku poczułam ukłucie niepokoju. Gdy godzisz się ze śmiercią ona nadchodzi szybciej niż się spodziewasz. Odstawiłam kubek na stół i objęłam ją. Oddała uścisk. Usłyszałam, że płacze.

​Obudziłam się cała we łzach. Toma jak zwykle nie było obok. Na stoliku nocnym zobaczyłam jakąś kartkę. Podniosłam ją i przyświeciłam sobie różdżką by coś zobaczyć jednocześnie przecierając twarz dłonią. Nie mogłam uwierzyć, że już jej nie ma, że tak po prostu zniknęła.

Droga Lily!

​Pilnie musiałem wyjechać. Wrócę za jakieś dwa tygodnie. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Już niedługo będziemy znów razem.

​​​​​​​​​​​​​Tom

PS. Martwiłem się o ciebie więc poprosiłem twoją siostrę by sprawdzała co jakiś czas czy wszystko u ciebie w porządku. Myślę, że teraz musisz pobyć chwilę w samotności by przemyśleć pewne sprawy i pogodzić się ze stratą jakiej ostatnio doznałaś. Dasz sobie radę.

​- Nie dam Tom - szepnęłam w ciemność. Nagle poczułam jak coś we mnie drży. Rozpłakałam się spazmatycznie. Opadłam na łóżko i schowałam twarz w poduszce. Nie chciałam by ktokolwiek słyszał, jak płaczę. Druella też kiedyś nie dawała sobie rady. Przypomniałam sobie tamtą chwilę, gdy podziwiała moje włosy. Słowa, które wtedy wypowiedziałam dźwięczały mi w głowie.

​- Kiedyś też swoje zetnę - powtórzyłam. Wstałam, nie panując nad tym co robię i powlokłam się do łazienki. Chwyciłam nożyczki w ręce i spojrzałam w lustro. Znienawidziłam sama siebie. Druella nigdy nie mogła mieć takich włosów. Chwyciłam swoje włosy tuż przy głowie i wykonałam pierwsze cięcie. Po chwili wszystkie włosy opadły na podłogę, a ja skuliłam się w kącie szlochając. Dotknęłam swojej głowy drżącą dłonią. Miałam tam tylko krótką szczecinę. Krzyknęłam z bezsilności.

​- To wszystko przez Toma. Te wszystkie cierpienia i łzy. Powinien być dla ciebie wsparciem. Zawiódł cię tak jak Dumbledore. Jak Amanda. Jak twoje siostry. - Usłyszałam w swojej głowie głos. Niestety miał rację.

​​​><

​Cedrella Weasley stanęła przed willą swojej siostry. Westchnęła z zaskoczeniem. To miejsce było wspaniałe. Sama pochodziła z bogatej rodziny, ale już dawno nie widziała czegoś takiego. Voldemort najprawdopodobniej ukradł ten dom jakimś zamożnym mugolom, lub „pożyczył" skądś pieniądze na jego zbudowanie. Cedrella była pewna, że nie jest on jego własnością, ale miała wrażenie, że jej siostra nawet się nad tym nie zastanawiała.
Weszła na ganek i zapukała trzykrotnie. Nikt nie odpowiedział. Pewnie Lily jeszcze nie wstała. Szczerze zdziwiła się, gdy Tom pojawił się wczoraj wieczorem pod jej domem
i poprosił ją o pomoc. Nawet lekko się przestraszyła, że zna jej miejsce zamieszkania.

Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Wyglądał na zrozpaczonego i zdeterminowanego. Nie miała siły by mu odmówić. Więc była tu teraz i marznęła na dworze. Zapukała jeszcze kilka razy, aż w końcu poddała się i weszła do środka za pomocą zaklęcia. Wyciągnęła różdżkę przed siebie. Zaczęła się poważnie niepokoić. Idąc najciszej jak potrafiła przeszła do salonu. Tam opuściła różdżkę i wydała z siebie jęk przerażenia.

Jej siostra siedziała bez ruchu na kanapie, wpatrując się bezustannie w jeden punkt. Jednak nie to było najgorsze. Była prawie łysa. Miała włosy obcięte nierówno tuż przy głowie. Nawet na nią nie spojrzała.

​- Lily? - spytała Cedrella ostrożnie, zbliżając się do siostry. Panna Black zwróciła głowę w jej stronę.

​- Nienawidzę ich, a szczególnie jego - mruknęła i zdjęła pierścionek zaręczynowy z palca. Cedrella zmarszczyła brwi.

​- Chodzi o Toma? - spytała ze zdziwieniem.

​- Tom. Jak ja za nim tęsknię - szepnęła, a łza spłynęła po jej policzku. Automatycznie założyła pierścionek na palec.

​- Więc nie rozumiem.

​- Ale czego? - zapytała Lily.

​- Dlaczego go nienawidzisz?

​- Kogo? - Kobiety wymieniły się zdziwionymi spojrzeniami.

​- Właśnie o to chciałam się zapytać.

​- Nie wiem o co ci chodzi. Nienawidzę jedynie ojca, ale nie rozmawiałyśmy o nim, a tak w ogóle to jak się tu znalazłaś? Zasnęłam? Pamiętam jedynie, że przeczytałam wiadomość od Toma i poszłam do łazienki.

​- Jesteś lunatykiem? - spytała Cedrella nadal, wpatrując się w łysinę na głowie siostry.

​- Nie nigdy mi się to nie zdarzało.

​- Więc dlaczego nic nie pamiętasz, a na głowie masz to?

​- O czym ty mówisz? - zapytała Lily i dotknęła czegoś co kiedyś było jej włosami. W jej oczach można było dostrzec przerażenie. - Co się stało? - zapytała. Po chwili złapała się za głowę i jęknęła głośno. - Zostaw mnie. To nie jego wina.

​- Kogo? O kim ty mówisz? - spytała Cedrella z narastającym przerażeniem. Podbiegła do zwijającej się z bólu siostry i uklękła obok. - Chodzi o Toma? - Wtedy wyraz twarzy Lily zmienił się diametralnie. Nie było na nim wyrazu bólu. Uśmiechała się ukazując wszystkie zęby.

​- A co on cię tak obchodzi co? - spytała z jadem w głosie. - Może chcesz go sobie wziąć?

​- Nie Lily ja... - zaczęła Cedrella, wstając.

​- W sumie to proszę bardzo. Bierz go sobie. Nie chcę go nawet oglądać. Przez niego ścięłam włosy. To on nawet nie poszedł ze mną na pogrzeb Druelli. - Zamilkła na chwilę. - Idę się spakować. Poczekaj - szepnęła przerażająco niskim głosem i weszła po schodach. Cedrella przeraziła się. Wybiegając zobaczyła jeszcze pierścionek zaręczynowy toczący się po podłodze.

​​​><

​Pani Weasley aportowała się w oddziale psychiatrycznym świętego Munga i szybko wezwała pomoc. Razem z pielęgniarzami deportowała się do domu swojej siostry. Na szczęście Lily nadal była na górze. Jednak nie pakowała się tylko żłobiła na swoich rękach głębokie rany. Gdy czarodzieje ją obezwładnili, krzyczała coś, że robi to po to by ONA już nigdy nie wróciła. Cedrella cały czas płakała. Była skrajnie przerażona. Już to kiedyś widziała. Jednak w najgorszych koszmarach nie wyobrażała sobie, że to wróci.

Chwilę później byli znów w szpitalu, a Lily zabrali białym korytarzem. Po chwili do Cedrelli podszedł psycholog.

​- Zbadaliśmy już pani siostrę. Z przykrością stwierdzam, że nastąpiło u niej dysocjacyjne zaburzenie tożsamości - powiedział ze współczuciem. Cedrella zmarszczyła brwi.

​- To znaczy?

​- Potocznie ta choroba nazywana jest rozdwojeniem jaźni. - Kobieta schowała twarz w dłoniach.

​- Więc ona ma dwie osobowości? – spytała, błagając w myślach by nie usłyszeć odpowiedzi, której się spodziewała.

​- Tak. Ta prawdziwa nie wie o istnieniu drugiej. Jedna z nich ma dwadzieścia osiem lat, a druga osiemnaście. Na razie to wszystko co wiemy - powiedział i oddalił się. Wesley postanowiła zawiadomić Toma o tym co się stało. W tej chwili nie była w stanie wyczarować patronusa, więc musiała posłużyć się sową. Wiedziała, że to chwilę potrwa. Jednak musiała tu na niego poczekać. Była mu winna wyjaśnienia. Mogła przewidzieć, że to się powtórzy.

Choroby psychiczne nawet w czarodziejskim świecie nie były uleczalne.

​​​><

​Riddle pojawił się w pomieszczeniu kilka godzin później. Od razu wiedziała, że to, on, mimo iż zmienił swój wygląd. Na jego twarzy można było dostrzec strach tak wielki jakiego nie odczuwał chyba nikt z przechodzących korytarzem osób. Popatrzył na nią i od razu zbliżył się.

​- Możesz mi wytłumaczyć co się do cholery dzieje? - zapytał z wściekłością by zamaskować swoje przerażenie.

​- Dobrze, ale nie tu - powiedziała i zaprowadziła go w ustronne miejsce. - Lily ma rozdwojenie jaźni - szepnęła, pochylając głowę ze smutkiem. Musiała mrugać gwałtownie by odpędzić natrętne łzy.

​- Co? - spytał już nie kryjąc strachu. – Jak to? O czym ty mówisz?

​- Powinnam powiedzieć ci wcześniej. Wiesz jakie miałyśmy dzieciństwo? - spytała. Kiwnął głową i zacisnął zęby. Zaczęła mówić dalej. - Gdy Lily była małą dziewczynką wymyśliła sobie brata. Niedługo potem naprawdę zaczęła w niego wierzyć. Stała się nim. Nazywał się Evan. Wszyscy twierdzili, że zwariowała. Evan stał się jej drugą osobowością. Pewnego razu wmówiła sobie nawet, że on chce zrobić horcruxa. Tak naprawdę sama próbowała go stworzyć. – Tom zacisnął pięści tak mocno, że zbielały mu knykcie. Zbladł, a jego oddech stał się płytszy. - Coś poszło nie tak, ale dzięki temu pozbyła się Evana. Myślała, że umarł. Nawet wymyśliła związaną z tym historię. Nigdy nie przestała wierzyć, że był prawdziwy, a my nie mieliśmy zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Cieszyliśmy się po prostu, że jej przeszło. Wszyscy Blackowie o tym wiedzieli, ale nikt więcej. Nasza rodzina powierza sobie nawet największe sekrety, ale tylko sobie. Nikt więcej nie może zbadać tajemnic naszego rodu. Wierzyłam, że to już koniec, ale niestety myliłam się.

​- Jak mogliście nic mi nie powiedzieć? - zapytał z płomieniami w oczach.

​- Przepraszam - szepnęła. Teraz naprawdę się go bała. Wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymał się i odszedł.

​- Jesteś wpisany jako Roger Sheltown. Najbliższa rodzina - powiedziała jeszcze za nim. Nawet się nie odwrócił.

Było jej go szkoda, ale również była na niego wściekła. Nie miała nawet najmniejszych wątpliwości, że to przez niego Lily znowu zachorowała. Wiedziała na co ją wystawiał i jak wiele bólu wprowadzał w jej życie. Skrycie miała nadzieje, że po tym co się stało może Riddle zostawi jej siostrę i pozwoli jej żyć normalnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top