-8-
Lucas Docers, mój były nauczyciel obrony przed czarną magią, stał jak gdyby nic oparty o ścianę na wprost wejścia do wampirzej siedziby. Stanęłam jak wryta.
Patrzałam wprost w oczy aurora, ale nic nie było w stanie wydostać się z mojego gardła. Szczęście w nieszczęściu nauczyciel zwrócił swoją uwagę na mojego towarzysza.
– Danielu miło cię widzieć.
– Luke, ciebie również. Ile to już minęło od naszego ostatniego spotkania?
– Będzie z półtorej roku. Co robisz w Ministerstwie?
– Sprawa niecierpiąca zwłoki.
Prof… znaczy pan Docers z powrotem spojrzał na mnie.
– Powinienem się domyślić wcześniej. Panna Parkinson była jedną z moich lepszych uczennic. Śmiem twierdzić, że nawet najlepsza. Aż dziw, że nie połączyłem faktów wcześniej. Taka siła u młodej dziewczyny jest wręcz niespotykana, a zwłaszcza u normalnej młodej kobiety.
– A jeśli o to właśnie chodzi, właśnie miałem zacząć cię szukać.
– Pojawiasz się po półtorej roku, bo czegoś ode mnie chcesz, typowe.
– Nie chodzi o mnie, a o Pansy. Dałoby radę załatwić dla niej jakąś robotę? Proszę Luke.
Były nauczyciel ani na moment nie oderwał wzroku od wampira. Wydawało mi się, że łączy ich jakaś głębsza, trudna do nazwania relacja.
– Zobaczę co da się zrobić. Jednak będziesz mi winny przysługę, z odsetkami, że tak powiem.
– Czaję.
– Dam znać jak już coś ogarnę. Do zobaczenia – auror odszedł w kierunku windy.
– Czy coś was łączy? – odzyskałam język w gębie.
– To długa i zawiła historia.
– Z chęcią jej wysłucham. Naprawdę. Nigdzie mi się nie śpieszy przez najbliższe tysiąclecia.
– Wiesz, najpierw musiałabyś poznać kilka typowo wampirzych pojęć, pewnych ”tradycji” – wykonał cudzysłów w powietrzu.
– Takich jak więź? – spytałam, czym zaskoczyłam Daniela.
– Skąd o tym wiesz? – zmarszczył podejrzliwie brew.
– Czytałam.
– Co dokładnie?
– „Transylwania – kraina nocy” autorstwa Raphaela di Ventina.
– A skąd ją masz?
To ma być jakieś przesłuchanie? – pomyślałam.
– Z hogwardzkiej biblioteki.
– Od kilku stuleci szukamy tej książki. Jest tylko jedno wydanie. W którym dokładnie dziale?
– A po co ci to wiedzieć? Co chcesz z nią zrobić?
– Di Ventino szuka jej całe stulecia.
– To on żyje? – tym razem to ja byłam zdziwiona. W końcu jak piętnastowieczny podróżnik miał żyć po prawie pięciuset latach.
– Został przemieniony przez Augusta w piętnastym wieku kilka lat po powrocie do Włoch. – To wszystko wyjaśnia. - Teraz oboje stacjonują w Rumunii. Chciałbym mu oddać tą książkę, bo szuka jej od naprawdę długiego czasu, a w nieodpowiednich rękach może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Aktualnie mamy wakacje i łatwiej będzie się dostać do Hogwartu, bez wzbudzania podejrzeń.
– Mam ją u siebie.
– Przepraszam, co?
– Ukradłam ją z biblioteki, z działu Ksiąg Zakazanych – przyznałam.
– Nie powinienem pochwalać kradzieży, ale ten jeden raz zrobię wyjątek. Dobra robota. Dzięki tobie nasza społeczność odzyska jeden z najważniejszych reliktów. Będziesz chciała wybrać się ze mną do Transylwanii, osobiście oddać książkę Raphaelowi?
– Naprawdę mogę?
– Nie widzę przeciwskazań. Luke może chwilę poczekać zanim zaszufladkuje cię w biurze aurorów, no nie?
– To co cię z nim w końcu łączy?
– Więź, jak możesz się domyślać. Jakoś od czterech lat. Uratowałem mu kiedyś życie i … domyślasz się.
– Yhym – mruknęłam. – Bardzo chętnie pojadę z tobą do Transylwanii, tylko najpierw chciałabym się spakować. Książkę też wezmę – dodałam na wszelki wypadek.
– Dzięki, czyli widzimy się u mnie, czy u ciebie?
– U ciebie, zdecydowanie u ciebie.
– To czekam u siebie.
Okręcił się wokół własnej osi i zniknął. Postąpiłam tak samo, pojawiając się we własnym mieszkanku.
Wyjęłam małą torebkę i rzuciłam na nie zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, niezbędnik każdej kobiety czarownicy. Wrzuciłam do środka ubrania wyjęte ze szkolnego kufra. Zapakowałam również książkę di Ventina.
Przed przeniesieniem się za pomocą sieci Fiuu rzuciłam jeszcze kilka zaklęć antykurzowych i utrzymujących wilgoć ziemi doniczkowych roślinek. Nie chciałam po powrocie zastać jednego wielkiego syfu w miejscu zamieszkania.
– Jestem gotowa – zrzuciłam torebkę na podłogę w salonie.
– A masz jakąś sukienkę na bankiet?
– Nie. August wyprawia jakiś bankiet?
– Rok w rok. Spokojnie w szafach na strychu powinny się znaleźć jakieś fajne kiecki. August lubi czasem powspominać czasy renesansu i późniejsze, wcześniejsze też.
–To pokaż mi te kiecki, może znajdę coś ciekawego.
– Zapraszam na strych – wskazał ręką na schody.
Wspięłam się na strych i kierowana wskazówkami dotarłam do odpowiednich szaf. Otworzyłam drewniane drzwi i moim oczom ukazały się piękne suknie wzorowane na tych z osiemnastego wieku: z gorsetami i rozkloszowanym dołem. Sukienki były przepiękne, aż zaparło mi dech w piersi.
– Są prześliczne.
– Cieszę się, że ci się podobają.
– Nawet nie wiesz jak bardzo.
– Wszystko jest do twojej dyspozycji.
– Na serio?
– No ja w sukienkach nie chodzę.
Szczerze się roześmiałam. Wyobrażenie sobie Daniela w kiecce było porównywalne do różowych włosów Dracona, co miało miejsce w siódmej klasie.
Przebierałam w wiszących na wieszakach ubraniach i wyjęłam taką w malachitowym odcieniu z białym gorsetem.
Od dzieciństwa miałam wadę postawy i od dziesiątego roku życia chodziłam w specjalistycznych gorsetach. Wiele dziewczyn zazdrościło mi idealnej figury. Może gdyby znały jej pochodzenie byłoby inaczej.
– Na bankiet biorę tą.
– Na pewno będziesz wyglądać w niej przepięknie.
Wygładziłam materiał dłonią – sukienka była z wysokiej jakości jedwabiów i lnu, wszyte zostały w nią drobne perełki, a złotymi nićmi wyszyte zostały skomplikowane wzory.
Jeszcze raz przyjrzałam się pozostałym sukniom, po czym zamknęłam szafę. Żegnajcie.
– Kiedy dokładnie odbywa się bankiet?
– Dokładnie za cztery dni, a wybrać możemy się już dzisiaj.
– Nie ogarniam jeszcze teleportacji międzypaństwowej – przyznałam.
– Mam inny sposób.
– Podłączony kominek?
– Prawie. Świstoklik, działający przez cały rok.
– Nie znoszę świstoklików.
– To nie jest zwyczajny świstoklik, ma kilka innowacyjnych cech.
Przeszliśmy z powrotem do salonu i Daniel ruchem dłoni przywołał do siebie jedną z figurek znad kominka – przedstawiającą porcelanową laleczkę.
– Jest aktywowany hasłem.
Zaklęciem zapakowałam sukienkę, tak aby się nie pogniotła, do torby.
– Już możemy – zarzuciłam torebkę na ramię i złapałam Daniela za przedramię.
– Acapulco – wypowiedział i zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Kiedy zamrugałam, żeby wyostrzyć sobie obraz i zobaczyłam, że znaleźliśmy się na łące. Po odwróceniu się o sto osiemdziesiąt stopni zobaczyłam zamek. Wielkością i stylem budownictwa podobny do Hogwartu, ale z mniejszą ilością strzelistych wieżyczek.
Daniel pstryknął palcami co przywróciło mnie do rzeczywistości.
– Wysłałem im wiadomość, że niedługo będziemy na miejscu.
Skinęłam głową i poszłam w kierunku zamku. Jak okiem sięgnąć otaczały to miejsce równiny, nie widziałam zbyt wielkich wzniesień. Wszędzie były tylko pola i łąki.
– Jak oni się chronią przed mugolami? –zadałam nurtujące mnie pytanie.
– Potężne zaklęcia. Niemagiczni uważają, że są tu bagna, a żaden ze śmiałków, który postanowił się tu zapuścić nie wraca w pełni sił umysłowych. Wiesz, kilka zaklęć związanych typowo z psychiką. Praktycznie wszyscy lądują w miejscu zwanym przez niemagicznych psychiatrykiem.
– To wiele wyjaśnia.
W momencie kiedy stanęliśmy przed wrotami, a Daniel zapukał przy użyciu mosiężnej kołatki, drzwi otworzyły się od razu i stanął w nich wampir w granatowej szacie.
– Raphael, miło cię widzieć – powitał go Griffith.
– Daniel ciebie również. Zaskoczyłeś nas tak szybkim przybyciem. Witam również twoją urodziwą towarzyszkę – słyszałam wyraźny włoski akcent.
Wampir wyglądał na mężczyznę w wieku około pięćdziesięciu lat. Brązowe włosy miał tu i ówdzie poprzetykane siwizną. Oczy miały przyjemny odcień jasnego brązu.
– Witaj. Mam na imię Pansy.
– Jestem Raphael – ujął moją dłoń w swoją i ucałował dżentelmeńskim gestem.
– Di Ventino – dodałam od siebie.
– Dokładnie.
– Mam coś co należy do pana – zaczęłam szperać w torbie i wyjęłam pakunek z książką. – Proszę.
Raphael odpakował zawiniątko i zastygł na chwilę w bezruchu.
– Szukałem jej całe stulecia. Gdzie ją znalazłaś?
– W Hogwarcie, w dziale Ksiąg Zakazanych.
Di Ventino pokiwał ze zrozumieniem głową. Wpuścił nas do zamku i zamknął wrota.
– Witam w naszych skromnych progach. August jest chyba w podziemnym laboratorium. Nie wiem dokładnie.
– Oprowadzić cię? – spytał Daniel.
– To mój obowiązek – zaprotestował Raphael. – Pozwolisz? – wystawił ramię w moim kierunku.
– Czemu nie – przyjęłam propozycję, a Griffith zabrał moją torbę.
Gospodarz oprowadził mnie po calutkim zamku, najbardziej skupiając się na najciekawszych miejscach. W zachodnim skrzydle znajdowały się sypialnie. W południowym znajdowała się biblioteka, gdzie di Ventino odłożył swoją książkę na honorowym miejscu. Pod ziemią tegoż skrzydła znajdowało się miejsce interesujące mnie najbardziej, czyli jak możnaby się było spodziewać, laboratorium.
Wszędzie było pełno blatów, stołów, ingrediencji, różnistych eliksirów, znalazło się też kilka regałów.
– August, chodź poznać towarzyszkę naszego Daniela.
Zza stołu obstawionego szklanymi buteleczkami wychynął wampir wyglądem przypominający mi Craiga z Ministerstwa. Z drobnymi wyjątkami, takimi jak mniejsza ilość siwych włosów, mniej zmarszczek, oczy miał ciemne, tak bardzo, że źrenice nie były zauważalne.
– Witam – podszedł do mnie i wyciągnął do mnie dłoń. – Jestem August, ale mam też kilkanaście innych imion. Oktawian chociażby.
– Pansy.
– Młodo wyglądasz – zlustrował mnie wzrokiem od głowy po czubki palców. - Ile miałaś lat przed przemianą?
Znowu się zaczyna.
–* Prawie siedemnaście. Nie wiem kto dokładnie mnie przemienił – dodałam szybko. – Na pewno nie był to Daniel, on mi pomaga.
– Wszyscy jesteśmy przewrażliwieni na punkcie nieprzemieniania niepełnoletnich.
– Zauważyłam – przyznałam.
– Kiedy zostałaś przemieniona?
– Dwa lata temu, około.
August odszedł ode mnie i Raphaela do jednego z regałów. Szperał przez chwilę wśród książek, wyraźnie czegoś szukając.
– Mogę coś sprawdzić? – spytał, wyjmując jedną z ksiąg.
– Co dokładnie?
– Ślad po ugryzieniu.
Skinęłam głową.
Odpięłam kilka pierwszych guzików koszuli. Odsunęłam materiał, odsłaniając obojczyk i fragment szyi.
– Ślad jest dziwny, bo od naprawdę długiego czasu noszę specjalistyczne gorsety. Obejmują nie tylko plecy i brzuch, ale też część szyi i ramion. – Popukałam opuszkami w niewidzialny gorset. - Stale je noszę, jakoś nie umiem się odzwyczaić.
Wyjęłam różdżkę z kieszeni i za pomocą zaklęcia zdjęłam gorset.
– Tu jest tylko jeden ślad – powiedział zdziwiony Raphael.
– Drugi kieł zapewne wbił się w gorset i nie przebił skóry.
– Dokładnie – potwierdziłam.
Obserwowałam jak szarowłosy w milczeniu kładzie książkę w czarnej oprawie na w miarę pustym blacie i ją wertuje.
– Wiesz czym jest więź?
– Tak. Ale nie do końca rozumiem jak ona powstaje.
Mężczyzna był widocznie zdziwiony, ale zanim zdążyłam się wytłumaczyć wtrącił się di Ventino.
– Pansy znalazła moją książkę i mi ją zwróciła. Była w jej szkole.
– Tak – August zaczął kiwać sam do siebie. – To wiele wyjaśnia. Więź powstaje między wampirem i jego żywicielem. Pod warunkiem, że darzą oni się pozytywnym uczuciem. I nie, nie znaczy to że muszą być w sobie zakochani. To może być silna przyjaźń, zadurzenie, wdzięczność, czy masa innych. Ważne jest odwzajemnienie. To dwa warunki, bez których więź nigdy nie zostanie stworzona.
– A co ma więź do tego pojedynczego śladu? – spytałam, bo nie za bardzo rozumiałam do czego wampir pije.
– Oprócz tych zastosowań, o których mogłaś przeczytać, jest masa innych wtedy nam jeszcze nieznanych.
– Na przykład?
– O ile zostanie spełniony jeszcze jeden warunek, a mianowicie niepełna przemiana, i taki wampir ma swoją więź, to może na nowo wrócić do normalnego życia.
* zmieniłam kilka drobnych szczegółów: zamiast na siódmym roku, Pansy została przemieniona na szóstym, dzień przed urodzinami
Rozdział napisałam dość szybko i znając życie kolejny zajmie mi więcej czasu
Zapraszam chętnych do przeczytania efektów październikowego wyzwania https://my.w.tt/fZrziwLLfab
D. A
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top