-13-

Wolny poniedziałek postanowiłam spędzić na odwiedzinach u przyjaciół.

Z mieszkanka na Pokątnej najbliżej miałam do nowego domu sióstr Greengrass. To też tam właśnie się skierowałam.

Daph i Ast dostały w spadku całą kamienice. Z szesnastu mieszkań zajęły dwa, a resztę wynajmowały po prawdziwie okazyjnych cenach. Daphne miała dryg do tej roboty, wszelkie umowy wynajmu zawierając w zaprzyjaźnionej kancelarii notarialnej znajomego ślizgona – Grahama, z którym umawiała się od poprzedniej zimy. I z którym bardzo prawdopodobny był rychły ślub. Tylko Montague w całości znosił pokręcone humorki blondynki i jej natręctwa w stosunku do przyjaciół.

Zapukałam do drzwi ze srebrną siódemką na drzwiach.

– Sekunda – usłyszałam ze środka.

Dłuższą chwilę zajęło młodszej Greengrass dotarcie do drzwi.

– Pansy! Nie spodziewałam się ciebie tutaj dzisiaj – czarne włosy splotła w warkocz, a ubraną miała zwiewną, białą, letnią sukienkę lekko za kolana.

– Dopiero jutro zaczynam pracę – uściskałam przyjaciółkę i wprosiłam się do jej mieszkania, co było moim zwyczajem. – Mam nadzieję, że nie znajdę tu ukrytego Theo, o którym musiałabym powiedzieć twojej siostrze – zażartowałam.

– Jesteśmy umówieni na wieczór, więc na dwieście procent go tu nie ma. Przygotowuje się.

– Do czego? – zapytałam, nalewając sobie wina do kieliszka w jej aneksie kuchennym.

– Weźmie udział w kursie prawniczym – nie powiedziała ani słowa o piciu przed południem. – Od września do przyszłego marca. Wróci jedynie na święta, a potem znowu kurs.

– Wow. Wiedziałam, że idzie w prawo, ale tego się nie spodziewałam – zabrałam butelkę do salonu i usiadłam na sofie.

Greengrass miały wypasione mieszkania trzy, a w zasadzie cztery pokoje, wliczając salon połączony z kuchnią, dwie łazienki i spore balkony.

– Spędzi pół roku w Nowym Jorku – przysiadła obok.

– Kolejne wow. Myślałam, że zostanie w Europie, a nie rzuci się na Amerykę.

– Tam mają magiczny uniwerek, nie to co my.

– Coś mi się obiło o uszy. Czy przez te dwa tygodnie stało się coś o czym powinnam wiedzieć?

– Z mojej strony nic, Diabeł jest pantoflem, ale to wiesz. Draco stara się o pracę w Ministerstwie. Theo już wiesz. Daphne jest sobą. A ja aktualnie przeżywam fazę na malowanie.

Astoria w zasadzie poza macierzyństwem nie miał większych planów na przyszłość. Zawsze była jak dobra starsza siostra do młodszych ślizgonów i lubiła dzieci. Dlatego też poświęcała się najróżniejszym pasjom.

– Czyli to farba, a nie kogoś mordujesz – wskazałam na czerwoną plamę na jej policzku.

– Niech to Salazar kopnie – Ast wstała i poszła do łazienki.

W tym czasie wypiłam całe nalane wino i nalałam kolejną porcję.

– A ty nie powinnaś nie mieć kaca? Bo tylko wtedy leczyłaś go klinem o dziewiątej – spojrzała na zegarek.

– To było specyficzne wino. Mega mocne. A piliśmy do wczorajszego popołudnia – odparłam zgodnie z prawdą. Trunek przyniesiony przez Magnusa był bardzo mocny i długo trzymał.

Astoria popatrzyła na mnie z politowaniem i pokręciła głową.

– I w takim stanie chcesz iść jutro do pracy? Lepiej weź odpowiedni eliksir.

– Eliksir mogę wziąć pod wieczór i rano być w idealnym stanie. A teraz mam zamiar wybyć stąd i iść do twojej siostry.

Odstawiłam w połowie opróżnioną butelkę na stolik i z jeszcze zapełnionym kieliszkiem poszłam do wyjścia.

– Pansy! – głos Astorii towarzyszył mi w trakcie schodzenia po schodach.

Przeszłam do klatki obok i otworzyłam sobie zaklęciem. Przywołałam windę i wjechałam na trzecie piętro.

Tym razem użyłam dzwonka, aby obwieścić swoje przybycie.

Otworzył mi Graham Montague. W samych bokserkach. Jak na notariusza klatę miał niezłą.

– Cześć Graham – prześlizgnęłam się pod jego ramieniem i weszłam do mieszkania starszej z sióstr.

Od razu zaczęłam przeszukiwać szafki kuchenne blondynki.

– Parkinson! Co ty odwalasz? – Daphne zjawiła się w salonie w długiej koszulce i dolnej bieliźnie.

– Doceniam widok – postawiłam opróżniony kieliszek na blacie i wlałam do środka whisky. – Ale bardziej tamten – wskazałam na Grahama. – A wiesz, że jesteś pod tym względem hipokrytką?

– Pierdol się – pokazała mi środkowy palec.

– Okres? – wychyliłam pełny kieliszek na raz i dolałam więcej bursztynowego płynu.

– Spierdalaj.

– Czyli tak, współczuję Gray.

Do drzwi mieszkania Daph ktoś zadzwonił, najprawdopodobniej Ast, co wykorzystałam na przemknięcie przez salon i użycie kominka z dostępem do sieci Fiuu.

Wylądowałam w salonie Zabiniego. Otrzepałam się z kurzu i przeszłam przez rezydencje chłopaka aż do kuchni.

Wygoniłam urzędujące tam skrzaty domowe i wzięłam się za samodzielne przeszukiwanie szafek.

– Pansy – usłyszałam za sobą – co ty tu robisz?

– Masz gdzieś coś mocnego? – Na Diabła zawsze mogłam liczyć w kwestii klina.

– Prawa szafka nad zlewem.

W podanej szafce znalazłam zamkniętą butelkę wódki.

– Ją ogólnie wiem i rozumiem, że wy wszyscy jesteście ze sobą dość blisko i w ogóle, ale to jest trochę dziwne. Często się coś takiego dzieje?

– Cześć Ginny – pomachałam do zdziwionej rudowłosej, ta mechanicznie odmachała. Ci przynajmniej byli w pełni ubrani.

– Tylko jak Pansy ma kaca. A to nie zdarza się często.

– Prawie nigdy – odkręciłam flachę i wlałam czysty alkohol do wyjętego w międzyczasie małego kieliszka. – A ostatni raz był chyba trzy lata temu.

– A dlaczego masz kaca? – zapytała Weasley.

– Mieliśmy sporą imprezę w weekend w Barcy. Skończyliśmy wczoraj po południu tuż przed powrotem. Chcecie?

– Nalej mi – oznajmił Blaise. Wypił drugą porcję z tego samego kieliszka.

– Niech będzie. Raz się żyje, nie? – Ginny się przyłączyła.

Napełniłam szkło i przesunęłam je do Wiewiórki.

– Dzięki za gościnę idę teraz do Notta. Lampka jest wzięta od Astorii.

Wyminęłam parkę i pospieszyłam do salonu. Użyłam sieci Fiuu i przeniosłam się do Theodore'a.

– Na Salazara i założycieli! – wykrzyknął brunet gdy wylądowałam w jego kominku. – Pans! Zawału dostanę przez ciebie. Mogłabyś uprzedzić zanim złożysz mi taką wizytę.

– Tak, tak, fajnie. Masz coś do picia?

– Co? – Nott tylko siedział i patrzał gdy myszkowałam po jego szafkach w poszukiwaniu alkoholu.

– Alkoholi brak. Co z ciebie za kumpel. No naprawdę.

– Mam ognistą, ale w sypialni.

– To zmienia postać rzeczy.

Przeszłam do wymienionego pokoju i odszukałam wpół wypełnioną butelkę. Wypiłam wszystko duszkiem i ustawiłam tuż obok kufra z bagażem.

Użyłam kominka zanim w ogóle zdążył ruszyć tyłek z fotela otoczony rozrzuconymi papierami.

– Parkinson – powitał mnie Draco gdy tylko znalazłam się w Malfoy Manor.

– Cześć Smoku – specjalnie użyłam wampirzej szybkości, aby znaleźć się w piwniczce z alkoholami. Chwyciłam pierwsza butelkę jaka mi się nawinęła i wróciłam do salonu.

– Nie możesz tak po prostu wpraszać się do nas i żądać alkoholi – wziął się pod boki i starał się wyglądać karcąco.

– Jak zamierzasz tego dokonać? – usadowiłam się wygodnie na sofie i odkorkowałam butelkę. Pociągnęłam spore łyki.

– Czy ty możesz się ogarnąć chociaż na chwilę?

– Draco jak ty się zachowujesz? – zjawiła się Narcyza. – Względem przyjaciółki dodatkowo.

– Mamoo.

– Dzień dobry ciociu, promiennie ciocia wygląda – zdążyłam ukryć butelkę przed wzrokiem pani Malfoy.

– Dziękuję bardzo Pansy. Masz może ochotę na śniadanie?

– Mamoo.

– Z przyjemnością ciociu.

Narcyza ruszyła przodem, a ja za nią, na odchodne jeszcze wytknęłam język do Dracona.

– Słyszałam, że wyjechałaś na ostatnie dwa tygodnie. Gdzie byłaś?

– Na przyspieszonym kursie aurorskim. Profesor Docers mnie zapisał i zdałam.

– Moje gratulacje kochana.

Ciocia Narcyza wprowadziła mnie do jadalni, gdzie już siedział Lucjusz.

– Dzień dobry wujku – przywitałam się i usiadłam.

– Dobry Pansy, dobrze cię widzieć.

– Wzajemnie wujku. Co słychać w departamencie?

– To samo co zwykle wszyscy są nudni. – Lucjusz mrugnął do mnie porozumiewawczo.

– A co słychać u ciebie po Hogwarcie? Dawno nie gościłaś u nas.

– Byłam na krótkim wyjeździe do Rumunii, a wczoraj wieczorem wróciłam z kursu, z Hiszpanii.

– Światowo – streściła ciocia.

– To jeszcze nic. Theodore jedzie na sześć miesięcy do Stanów.

– Pierwsze słyszę – Draco wszedł do pomieszczenia lekko zirytowany, co oznaczało, że musiał po mnie posprzątać.

– Pewnie chciał to ogłosić na jakimś naszym wieczorku. Ja wiem od Ast. Akurat taką rzecz musiał jej powiedzieć. Dopiero co zaczynają a on już wylatuje.

– To nierozsądne z jego strony, biorąc pod uwagę, że panna Greengrass to bardzo dobra partia – oznajmił nagle Lucjusz.

– Tato.

– Lucjuszu.

Na raz odezwali się Draco i ciocia Cyzia.

– Przepraszam. Stare przyzwyczajenia. Co u jej siostry.

– Daphne jest w związku z Grahamem. Był dziś u niej nawet.

Po wojnie, w której ostatecznie Lucjusz i Narcyza przeszli na jasną stronę, oboje naprawdę starali się pozbyć starych przyzwyczajeń i naprawdę im to wychodziło. Z naprawdę drobnymi potknięciami. Byli dla mnie bliższą rodziną niż moi prawdziwi rodzice.

Oni jako jedyni z dorosłych wiedzieli o skutkach mojej ucieczki z domu, bo to właśnie u nich zatrzymałam się po tym nieszczęsnym miasteczku. Traktowali mnie jak przed przemianą, będąc moim oparciem w najtrudniejszych chwilach.


To jest najdziwniejszy rozdział jaki kiedykolwiek pisałam. Napisany w ciągu pięciu godzin

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top