-10-
Po powrocie czekał na mnie Daniel, a także Lucas. Zdziwiłam się obecnością byłego nauczyciela.
– Przepraszam za najście. Ten idiota wepchnął mnie do kominka – wskazał ręką do tyłu w miejsce gdzie stał wampir.
– Nie miałem czasu, aby wysłać ci list z tygodniowym wyprzedzeniem.
– Nic się nie stało, proszę się rozgościć. Może coś do picia? – zapytałam.
– Nie trzeba. Chciałem poinformować cię o przyjęciu na kurs aurorski. Zająłem się wszystkimi potrzebnymi papierami. Oceny, wyniki itepe, itede, dostałaś moją rekomendacje i tą potrzebną resztę. Witam więc na kursie – wyjął z kieszeni jakąś kopertę i podał mi ją. – Zajmuje się nim mój dobry kolega, mówiłem mu o tobie w samych superlatywach. A teraz, no cóż będę się zbierał, zaraz skończy się moja przerwa. Do zobaczenia Pansy. – Mężczyzna wyszedł z mojego mieszkanka.
– Ja też się zbieram, powodzenia. Mam nadzieję, że zapasy dotarły.
– Dotarły, będę korzystać z rozmysłem.
Blondyn zniknął w kominku i wreszcie zostałam sama. Otworzyłam kopertę od Lucasa.
Droga panno Parkinson,
Mam zaszczyt poinformować Cię o przyjęciu Ciebie na zaawansowany, przyśpieszony kurs aurorski.
Proszę o stawienie się dnia 16 lipca w Biurze Aurorów, punktualnie o godzinie 16, w moim gabinecie. Proszę o zabranie ze sobą ubrań na zmianę na dwutygodniowy wyjazd, a także reszty niezbędnych dla Pani rzeczy.
Serdecznie pozdrawiam Callum Andrew
Czas przygotować się do kolejnego wyjazdu – pomyślałam. – W końcu to już pojutrze.
Przywołałam z kufra mugolską, sportową torbę i wrzuciłam tam kilka bluzek, spodni i spódnic, a także niezbędną bieliznę. Wyjęłam czternaście fiolek krwi i machnięciem zmieniłam ich wygląd. Nie mogłam pozwolić na odkrycie przez innych mojej ukrytej tożsamości. Dlatego też fiolki nie były już fiolkami, a wkładami do długopisu. Dorzuciłam jeszcze parę wygodnych butów.
Przygotowaną torbę z bagażem zostawiłam pod drzwiami wejściowymi.
Napisałam list do Astorii z prośbą o małe porządki w mojej kawalerce podczas mojej nieobecności.
Ten jak i następny dzień spędziłam w domu, niwelując stratę energii. Leżałam na łóżku, ograniczając zbędne ruchy, godziny przelatywały jedna za drugą, a czas przeleciał w mgnieniu oka.
Szesnastego o piętnastej wybyłam z domu, zabierając torbę i zamykając drzwi na klucz.
W pół godziny dotarłam pod odpowiednie drzwi w Ministerstwie. Zapukałam i po usłyszeniu zaproszenia weszłam.
– Dzień dobry! – przywitałam się, wchodząc i zamykając drzwi za sobą.
– Dzień dobry, panna Parkinson jak mniemam? – zapytał mężczyzna o jasnobrązowych włosach, w tak na oko podobnym wieku do Lucasa.
– Tak, to ja. Pansy Parkinson.
– Słyszałem o tobie wiele dobrego od Lucasa Docersa. Podobno jesteś naprawdę utalentowaną czarownicą. Masz niesamowite wyniki z Owutemów.
– Bardzo dziękuję – weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na fotelu, który mi wskazał, wcześniej ściskając mu dłoń.
– Chwalę punktualność. Czekamy jeszcze na twojego partnera do zadania. Zastanawia mnie czy on również będzie tak punktualny jak ty.
– Mogę wiedzieć kim jest mój partner? – zapytałam z ciekawości. W liście nie było żadnej wzmianki o partnerze do szkolenia.
– Powinnaś go znać słyszałem, że chodziliście na jeden rok. Sam Wybraniec, Harry Potter.
Wyślę podziękowania Danielowi – postanowiłam.
– Tak, znamy się. Zaprzyjaźniliśmy się na ostatnim roku. Nasze dwa domy postanowiły się pogodzić. W końcu.
– O tak. Ravenclaw od zawsze oglądał te bezsensowne sprzeczki i dziwił się dlaczego te dwa domy są na wieki pokłócone. Macie kilka ciutkę podobnych cech.
– Bardzo możliwe.
– Determinacja i ambicja. Lojalność i braterstwo.
– Widzę, że dogadałby się pan z moim przyjacielem. On uważa, że wszystkie domy mają cechy wspólne.
– Nie mogę się nie zgodzić.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
– Zapraszamy!
– Dzień dobry. Miałem się tu stawić o szesnastej – w progu pojawił się Harry.
– Cześć Harry – pomachałam mu.
– Cześć Pansy. Dzień dobry panu – podszedł do nas i usiadł na wolnym krześle obok.
– Skoro oboje jesteście wcześniej mogę zacząć już teraz. Wysyłamy was do Madrytu, tam przejdziecie szkolenie pod okiem tamtejszych specjalistów. Dostaniecie zakwaterowanie, trzy posiłki dziennie i całą resztę potrzebnych informacji. Zaraz podeślą wam świstoklik, przeniesiecie się, a tam powitają was wysłannicy z hiszpańskiego ministerstwa. Godnie reprezentujcie nasze biuro za granicą. I to już w sumie wszystko co miałem wam do przekazania. Reszty dowiecie się na miejscu.
Wstaliśmy w tym samym momencie i mężczyzna uścisnął moją dłoń. Potem Harry'ego.
Znowu ktoś zapukał, jednak tym razem wszedł do środka od razu.
– Przynoszę świstoklik – oznajmiła niziutka, rudowłosa dziewczyna w szarym komplecie. Chyba sekretarka – strzeliłam.
– Dziękuję Eveline powiadomię cię jak jeszcze czegoś będę potrzebował – pan Callum odebrał metalową tackę, na której leżał zwinięty pergamin.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła. Szatyn skierował tackę ku nam.
– Świstoklik, są na nim wszystkie informacje, które już wam przekazałem.
– Bardzo dziękujemy panie Callum.
– Och proszę. Dla znajomych Luca, Andrew.
– Dziękuję Andrew – powtórzyłam.
Chwyciliśmy pergamin równocześnie. Kilka sekund później poczułam charakterystyczne ciągnięcie w dole brzucha.
Omal nie zaliczyłam gleby. Uratował mnie jedynie wampirzy refleks.
Musiałam powstrzymać odruch wymiotny, dlatego przyłożyłam ręce do brzucha i zgięłam się w pół. Okropny minus zwampirzenia. Rzyganie krwią nie było zbyt dobrze widziane w towarzystwie.
– Wszystko w porządku Pansy?
– Nienawidzę świstoklików – udało mi się wypowiedzieć. – Naprawdę wolałabym już mugolski samolot.
– Odebrałoby to nam praktycznie cały dzień – odezwał się nowy głos.
Wyprostowałam się mimo mdłości i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos. Zobaczyłam dwójkę młodych mężczyzn. Przystojnych młodych mężczyzn, warto dodać.
Niższy miał jasne blond włosy w złotym odcieniu, czarne dopasowane spodnie i tego samego koloru t-shirt, spod którego rękawów ukazywały się umięśnione ramiona pokryte tatuażami. Jego wyższy kolega miał czarne włosy i takie same ubrania jak jego towarzysz różniące się jedynie skórzaną kurtką. Ciekawe czy mu nie za gorąco. Dostrzegłam również tatuaż na szyi.
Momentalnie mi przeszło. Zawsze wiedziałam, że przystojniaki mają na mnie zbawienny wpływ.
– Jestem Pansy – wystawiłam rękę do uścisku.
– Jonathan Christopher Herondale – blondyn ucałował moją dłoń w szarmanckim geście. – Znajomi mówią mi Jace.
– Masz narzeczoną jełopie jeden – mruknął czarnowłosy, strzelając znajomego ręką w tył głowy. – Alec – chłopak jedynie uścisnął mi rękę.
– Pansy. A to Harry, mój partner w szkoleniu.
– Ten słynny Harry Potter pogromca samego Czarnego Pana? – spytał Jace.
– Tak ten sam. Znany też jako Chłopiec Który Przeżył. I masa innych tego typu pseudonimów.
– W Barcelonie to ja jestem takim tobą, wiesz? No na przykład jakiś czas temu mieliśmy napływ waszych zbiegów no i nie chcę się chwalić czy coś, ale większość to ja wyłapałem……
Jace odciągnął Harry'ego, a ja zostałam sam na sam z Alec'iem, który po chwili również ruszył za swoim znajomym.
Świstoklik przeniósł nas na jakieś puste wzgórze, w dolinie widziałam zbiorowisko namiotów i ludzi tam krążących.
– Rozumiem, że Alec to skrót, prawda? Jedyne imię jakie mi na myśl przychodzi to Alexander.
– Zgadłaś. Ale pełnego imienia używają głównie moi rodzice.
– Niech zgadnę, zapewne używają go by wyrazić jak bardzo są z czegoś niezadowoleni, łagodnie mówiąc. Coś w tym stylu – uniosłam głowę i obdarzyłam bruneta spojrzeniem pełnym pogardy, a ręce skrzyżowałam na piersi. Miał naprawdę piękne oczy, błękitne przywodzące na myśl bezchmurne niebo.
– Znów celnie – cień uśmiechu zawitał na jego ustach.
– Moi starzy robili to samo w kółko i w kółko. Zapewne by mnie wydziedziczyli gdyby nie siedzieli w Azkabanie. Chajtanie się na siłę nie jest w moim guście.
– Raczej nie jest w niczym. Ostatnio to ja miałem takie odpały ze starymi. Ale miałem nieoczekiwaną pomoc.
– Jakaś dziewczyna? A może jakiś chłopak? – Nerwowo odwrócił wzrok i wyczułam nagle przyśpieszony puls. – Czyli jednak chłopak – uśmiechnęłam się sama do siebie. – Moje dwie przyjaciółki też są ze sobą. Jestem ostatnią osobą, która by cię wpisała na czarną listę z powodu tego dla kogo szybciej bije twoje serce. To kto to taki? Chce się dowiedzieć.
Brunet westchnął i pokręcił głową z delikatnym uśmiechem. Wyglądał bosko kiedy się uśmiechał.
– Nawet moje rodzeństwo, które zna mnie całe życie do tego nie doszło.
– Jestem pierwsza, czy najszybsza?
– I to i to. Mogę ci jedynie zdradzić, że to jeden z naszych medyków. I sam jeszcze nie wiem na czym stoję tak dokładnie.
– Jak coś to jestem całkiem dobrą swatką. Mam dwa stałe związki na koncie. W tym jeden moich przyjaciółek, które szczęśliwym trafem mieszkają w Barcelonie. Chciałabym je odwiedzić jeśli czas na to pozwoli.
– Przewidujemy cztery dni wolnego, a ja znam Barcelonę bardzo dobrze, obie Barcelony.
– Na pewno skorzystam. A ty, panie Alecu, którego nazwiska nie znam.
– Lightwood. Alexander Gideon Lightwood, jeśli mam być dokładniejszym. Mój ojciec pochodzi z Londynu, ale moja matka stąd. Wyprowadziliśmy się z Anglii zaraz po pierwszej wojnie, by więcej się w to nie mieszać. Przez kilkanaście lat mieszkaliśmy w Stanach, gdzie również chodziliśmy do szkoły. Ilvermorny to naprawdę porządna szkoła. Zamieszkałam tu z matką i rodzeństwem tuż po rozwodzie rodziców pięć lat temu.
– Wymigujesz się od odpowiedzi na pytanie, które ci zadałam na temat mojej oferty pomocy tobie w zeswataniu ciebie i tego tajemniczego medyka, o którym nie zdradziłeś mi żadnej informacji oprócz zawodu – walnęłam przydługą, mądrze brzmiącą gadkę. – Wyrażam głębokie rozczarowanie twoją postawą, która odrzuca moją bezinteresowną pomoc.
– Moja siostra powiedziałaby, odpowiadaj bo ci jebnę, czy coś w tym stylu. Przyjmę twoją pomoc o ile obiecasz dyskrecje.
– Twój sekret jest u mnie tak bezpieczny jak wszystkie moje galeony w skrytce, w banku Gringotta. No i muszę zapoznać się z twoją siostrą, coś czuje, że musi być naprawdę ciekawą osobą.
– Zobaczę co da się zrobić.
Przepraszam za tak długi okres oczekiwania, ale moja wena poszła w pizdu i wróciła dopiero po zobaczeniu trzeciej części Obecności (którą polecam)
A ten crossover to ja musiałam zrobić, dzięki niemu wróciła wena, później może jeszcze jeden mi wyjdzie
Dla Pans i Harry'ego szykują się dwa tygodnie w Barcelonie, kto wie co między nimi zajdzie, oczywiście nie zabraknie również Maleca i pewnych dwóch ślizgonek, które mam nadzieję w mojej wersji polubicie
No i mam pomysła na naprawdę długiego shota z Hansy z aranżami i Las Vegas w roli głównej (na razie ponad 6 tysi słów, ale będzie z dwa, trzy razy więcej) Macie co wyczekiwać
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top