私を信じるかい?

   W górach, gdzie dorastała, jesień wydawała się przychodzić wcześniej i jakoś wyraźniej. W miejskiej puszczy było jej stosunkowo niewiele, jak gdyby i ona była elementem industrializmu. Można było ją dostrzec w drzewach licznych parków i zagajników, ale, choć szalała tam w najlepsze, to parę kroków dalej jedynym, co po niej zostało, był już tylko mocniejszy wiatr i liście, okazjonalnie sunące po chodnikach. 

   – Nie sądzisz, że powinnaś się już usamodzielnić? – Dazai ziewnął, przeciągając się na swoim siedzeniu w jednym z niezliczonych fast foodów, których zwiedzenie w ciągu swojego pobytu tutaj [F/n] wzięła sobie jako cel naczelny. A przynajmniej na to wyglądało, biorąc pod uwagę, że stanowiły one prawie połowę wszystkich jej posiłków.

   – Nie mów, że ci niewygodnie. Dopłacam ci się do czynszu – prychnęła dziewczyna w odpowiedzi, sięgając po frytki z dużej porcji, którą zamówili na dwoje. 

   – I wyjadasz z mojej lodówki.

   – Flaczki ci nie smakowały?

   – Nie, no ale skąd. Pyszne były. – Ciężko było określić, czy stwierdzenie było sarkastyczne, czy tylko miało tak brzmieć, bo Dazai zawsze robił co w jego mocy, by zirytować dziewczynę. A jednak siedzieli teraz w fast foodzie, bo po flaczkach poprzedniego dnia stwierdzili, że już nie mają ochoty gotować. Początkowym planem było zamówienie pizzy, ale skończyło się na tym, że utknęli w McDonaldzie, wpatrując się w ciemniejący już widok za oknem. Dzień w mieście trwał dłużej. Było więcej światła, a budowle zastawiające horyzont jakoś nie robiły takiego efektu jak góry, wśród których wyrosła.

   – Mieszkania są drogie. Jeśli się przeprowadzę, będzie mnie stać może na jakiś pokój. Na studiach na pewno nie dam rady jednocześnie pracować, więc nie mogę być rozrzutna – oznajmiła dziewczyna, opierając brodę na dłoni. – Z drugiej strony, gdybym dołączyła do Agencji, mogłabym wrócić do mieszkanka pracowniczego. 

   – Podjęłaś decyzję? 

   – Nie interesuj się.

   Mężczyzna uniósł brwi.

   – Jak długo mieszkasz u mnie, powinnaś być milsza.

   Uśmiechnęła się w odpowiedzi.

   – Ty również, jeśli nie chcesz cyjanku we flaczkach.

   Na to nie odpowiedział, odwracając wzrok, jak gdyby tracąc zainteresowanie jej osobą; jego wzrok utkwił w widoku za oknem i dziewczyna sięgnęła po napój, siorbiąc resztkę przez papierową, ekologiczną słomkę.

   – Zatkało? – zaśmiała się pod nosem.

   – Mówiłaś coś?

   – Chrzań się.

   – Chcesz dokładkę? – spytał nagle.

   – Najadłam się – mruknęła, samej od niechcenia wbijając wzrok w widok za oknem.

   Gdzieś tam zamajaczyła jej znajoma sylwetka i dziewczyna od razu ożyła, podnosząc głowę i zbliżając się do okna.

   – Minho? 

   Zsunęła się z krzesła i bez większego myślenia rzuciła w kierunku drzwi restauracji.

   Wybiegła na chłodne powietrze, prawie wpadając na jakiegoś przechodnia. Rozejrzała się, aż w końcu znowu trafiła na kształt znajomej postaci; zanim jednak zdążyła przestąpić krok w jej kierunku, postać ta utkwiła wzrok w zegarku na nadgarstku, a chwilę później w osobie, która zatrzymała się na wprost niej.

   Jakiś mężczyzna w skórzanej kurtce podał mu teczkę o im tylko znanej zawartości. Minho uśmiechnął się lekko, przyjmując przedmiot z uprzejmym skinięciem głowy i wpychając go sobie pod pachę. Zamienili ze sobą parę słów.

   – [F/n]? – Głos ten pojawił się znikąd; Dazai bez zapowiedzi znalazł się tuż za nią, jak cień.

   – To on? To Minho?

   – Na to wygląda.

   – Czemu tu jest? Kim jest ten facet?

   – Skąd pomysł, że mógłbym znać odpowiedź na to pytanie? – Dazai zaśmiał się cicho. [F/n] zgromiła go spojrzeniem.

   – Nie zapomniałam o naszej rozmowie w taksówce. Co się wtedy stało? Dazai. Musisz mi powiedzieć. 

   Spojrzała znowu na Minho, bo mężczyzna, z którym rozmawiał, odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Spacerowym krokiem, chłopak przestąpił do przodu; z kieszeni wyjął telefon, a po chwili wyszukiwania numeru przystawił go do ucha.

   Jej własna komórka zawibrowała w jej kieszeni. Zacisnęła wargi, zanim wyciągnęła ją i przyjęła połączenie.

   – [F/n]?

   – ...Minho?

   – Miałaś do mnie pisać – oznajmił z wyrzutem, choć na jego twarzy widniał lekki uśmiech; bardziej dostrzegła go w tonie jego głosu, niż wzrokiem, bo stał za daleko. 

   – Pisaliśmy niedawno. Potem byłam trochę zajęta. Wybacz – odparła cicho, żeby nie pozwolić jej głosowi zadrżeć. – A... co teraz robisz? Gdzie jesteś?

   – W domu – odparł bez wahania. – Ale rodzice słuchają głośno telewizji, stąd te dźwięki w tle.

   – Ach. 

   Zacisnęła wargi na parę chwil, starając się panować nad emocjami; nie była jednak pewna, jakie emocje to są, i dlatego przez moment pozwoliła im ukazać się na jej twarzy, zanim opanowała się znowu.

   – Więc jesteś w Ozawie? – spytała bezbarwnym tonem.

   – Tak. A ty?

   – Na mieście. Jadłam obiad właśnie. 

   – Przeszkadzam w posiłku?

   - Nie, właśnie skończyliśmy.

   – "Skończyliśmy?"

   – Jestem z Dazaiem.

   – Ach.

   Przez chwilę panowała cisza. Ku jej zdziwieniu, Dazai nie próbował interweniować. Czekał tylko cierpliwie, wpatrując się w nią z leciutkim, ledwo wychwytywalnym zmartwieniem na twarzy.

   – Napiszę do ciebie przy okazji – oznajmiła w końcu. – Muszę lecieć, Dazai mnie woła, chyba za niedługo mamy autobus do domu. 

   – Pewnie. Trzymaj się. Do zobaczenia.

   Rozłączył się pierwszy, już praktycznie będąc poza zasięgiem jej wzroku. 

   [F/n] zaczerpnęła głęboko powietrze, a potem wypuściła je ze świstem. Dazai położył jej dłoń na ramieniu w subtelnym geście wsparcia. Kontakt został jednak zerwany, gdy odwróciła się, stając na wprost niego. Jesień przeszyła ją chłodem, bo dziewczyna zostawiła swój płaszcz w restauracji.

   – Jeśli masz zamiar mnie znowu zbyć, z góry mówię, że domyślam się, co tu się stało, ale potrzebuję twojej wersji, żeby się upewnić – oznajmiła rzeczowym głosem, tak pozbawionym emocji, jak tylko była w stanie zdobyć.

   – Jesteś w stanie uwierzyć w to, co ci powiem, i jednocześnie posłuchać mojej rady?

   – Wydaje mi się, że mam na tyle rozumu, żeby samej zdecydować, czy twoje rady są warte posłuchania. Ale jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to okazjonalnie mogę pozwolić ci się wypowiedzieć.

   Mężczyzna parsknął śmiechem. I [F/n] musiała przyznać, że jej własna wypowiedź trochę też ją rozbawiła.

   – Tak szczerze nie byłem pewien, ale miałem pewne przypuszczenia. Twoja rozmowa z Minho je potwierdziła. 

   – Przypuszczenia? Skąd?

   – Doszedłem do wniosku, że trochę za łatwo przyszło nam uratowanie Minho. Zupełnie, jakby Kamome w ogóle nie chciała go bronić. Co prawda, niewykluczone było, że po prostu uważają go za bezużytecznego. Ale potem przekonywał cię do powrotu do Ozawy. Nie wydało ci się to dziwne?

   – Jak mogło mi się nie wydać? – Skrzyżowała ręce. – Minho taki nie był. Może dowiedziałabym się czegoś, gdybyśmy mogli dłużej porozmawiać. – Chociaż fakt faktem, była wtedy zbyt rozemocjonowana, by o cokolwiek go wypytać.

   – No więc jedynym logicznym wytłumaczeniem jest to, że ktoś kazał Minho zachować się w taki, a nie inny sposób.

   – Co znaczy, że zwerbowała go Kamome.

   Choć nie odpowiedział, [F/n] wiedziała, że był to właśnie punkt rozmowy, do którego od początku ona zmierzała. 

   – Ale czemu?

   Dazai zaniósł się śmiechem. 

   Dziewczyna skrzywiła się lekko, gdy zarzucił ramię na jej szyję, raźnym krokiem ciągnąc ją w kierunku opuszczonej właśnie restauracji. Cokolwiek tam zostawili, prawdopodobnie dawno już wystygło, ale przynajmniej mogła zabrać swój płaszcz, zanim wróciliby do domu.

   – Czy to nieoczywiste? Wychodzi na to, że twoje życie nie może, po prostu nie może być spokojne. 

   – O nie, co ja teraz pocznę – mruknęła z aż nadto wyraźnym sarkazmem w głosie. 

   – Więc? Co zamierzasz zrobić? Rzucisz mu się na ratunek? 

   – A co polecasz?

   – Ufasz mi?

   Typowa odpowiedź aż sama cisnęła się jej na język, a jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. Bo z jakiegoś powodu nie wydawała się ona już tak oczywista.

   Minho był ostatnią osobą, której do tej pory ufała. I teraz wiedziała już, że robi coś za jej plecami. Mimo że sama zaufała mu w pełni wtedy, gdy miała taką potrzebę, chłopak postanowił iść inną drogą, i musiała pogodzić się z faktem, że nie może, po prostu nie może mu już ufać. Ale czy dałaby sobie radę żyć ze świadomością, że jest na świecie zupełnie sama?

   Dazai wyciągał do niej dłoń. Owiniętą cierniami, tak, że wiedziała w pierwszej chwili, że gdy tylko ją weźmie, ciernie te wbiją się w jej skórę, głęboko. A jednak sama stała na kruszącym się piedestale, i jedynym innym wyjściem było zawalenie się razem z nim.

   – Tak. 

   – W takim razie go zostaw. Zachowaj dla siebie tę wiedzę i użyj jej wtedy, gdy będziesz mieć taką możliwość. A do tego czasu, żyj swoim życiem.

   – W spokoju?

   – Jeśli potrafisz – Dazai uśmiechnął się. 

   Westchnęła ciężko.

   – Jutro na obiad wątróbka?

   – Nienawidzę wątróbki.

   – No to KFC.

Planowałam wypuścić ten rozdział trochę później, z normalną częstotliwością, ale bardzo chciałam Wam zadać pewne pytanie, które pomoże mi w pisaniu epilogu!

W sumie, to dwa pytania, aczkolwiek bardzo podobne.

Po pierwsze! Którą z moich OC polubiliście najbardziej? (o ile jakąś w ogóle...) Akirę? Minho? Bakina? (ktoś go jeszcze pamięta?) Bardzo chciałabym poznać Waszą opinię, bo chcę wiedzieć, na kim powinnam się skupić przy pisaniu zakończenia, tudzież kogo jeszcze chcielibyście spotkać.

Podobne pytanie dotyczy się postaci kanonicznych Bungou - czy jest jakaś, którą jeszcze chcielibyście zobaczyć w interakcji z Reader? 

Będę niesamowicie wdzięczna za odpowiedzi, i do zobaczenia w epilogu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top