XI

   Pierwszym, co jej mózg zaobserwował tego ranka, była fatyga, jaką jej ciało odczuwało po przeżyciach poprzedniego dnia. Nie czuła co prawda bólu ani nawet zakwasów, bo wszystkie rany – włącznie z nadwyrężonymi mięśniami i stawami – przekazała mężczyźnie, który na nią polował. Czuła jednak zmęczenie, fizyczne i psychiczne, a brak snu odbijał się w postaci lekkiej migreny, która sprawiła, że tak szybko, jak się przebudziła, dziewczyna miała ochotę pójść z powrotem spać.

   Zerknęła na zegar wiszący nad drzwiami pokoju. Wskazywał on zaledwie siódmą rano, musiała mieć więc około sześciu godzin snu teraz, do tego co najmniej parę, zanim obudziła się w nocy, można też było dodać te, gdy zasnęła w drodze powrotnej i obudziła się w aucie detektywów.

   A jednak nie było to wystarczająco dużo snu, by ukoić jej umysł ani – tym bardziej – zszargane nerwy.

   Leżała bez ruchu przez około piętnaście minut, zanim zdała sobie sprawę, że już nie zaśnie.

   Podniosła się powoli i w tej chwili, gdy zmieniała pozycję, poczuła nagły ból w klatce piersiowej, rwący i duszący. Zaczęła kaszleć i kaszlała tak przez parę dobrych minut, z trudem zaczerpując niewielkie ilości powietrza, tyle tylko, by nie zemdleć z braku tlenu. Zakręciło jej się w głowie. Pochyliła się nieco do przodu i dopiero ta niezbyt wygodna pozycja sprawiła, że jej płuca wróciły do normalnego stanu. Czuła ból w całej klatce piersiowej i gardle, ból tkanki zdartej od tego, jak mocno kaszlała.

   Przez parę dobrych minut siedziała tak w bezruchu, uspokajając się. W końcu zdecydowała się wstać. Ku swojej uldze, nie czuła żadnych innych skutków ubocznych przemęczenia. Gdy tylko kaszel minął, czuła się całkiem w porządku. Tylko migrena nie dawała jej spokoju i [F/n] wiedziała, że będzie musiała załatwić sobie jakieś tabletki przeciwbólowe, zanim ból zdąży eskalować.

   Poszła do łazienki i spojrzała w swoje odbicie w lustrze.

   Prawie krzyknęła.

   Poprzedniego dnia chyba zupełnie wyleciał jej z głowy fakt, że nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio się kąpała, a jej ubrania wciąż poszargane były od otrzymanych ran, w dodatku brudne od krwi i kurzu. Na usprawiedliwienie miała to, że gdy w końcu cała ta pogoń się skończyła, wszędzie było już ciemno i ani razu nie miała okazji przyjrzeć się sobie w pełnym świetle. Z łazienki zresztą w ogóle nie korzystała, stąd nie miała jak poznać, jak strasznie wygląda.

   Najchętniej weszłaby razem z ubraniami pod gorący prysznic. Zarówno jej twarz, jak i przetłuszczone włosy wymagały jednak nieco bardziej sensownej pielęgnacji. Wolałaby poprosić detektywów o zawiezienie jej do domu, by chociaż mogła zabrać swoje rzeczy, ale widząc w pełnym świetle poranka to, jak tragicznie wygląda, wstyd jej było nawet opuszczać łazienki.

   Ostatecznie zdecydowała się na szybki, gorący prysznic. Choć szare mydło będące jedynym kosmetykiem w jej zasięgu dalekie było od ideału, wystarczało ono, by przynajmniej pozbyć się tłustej warstwy, jaka wytworzyła się na jej skołtunionych włosach.

   To był jednak kolejny problem: miała ze sobą szczotkę, gdy mieszkała w domku w górach, ale po wczorajszych przeżyciach na głowie miała teraz jeden wielki kołtun. Którego nawet po umyciu nie dało się rozplątać, a mydło wcale nie pomagało.

   No, ale przynajmniej już nie śmierdziała. Choć jej ubrania do najświeższych nie należały. Podejrzewała jednak, że plamy krwi dość skutecznie odwrócą czyjąkolwiek uwagę od zapachu. 

   Fuj.

   Ostatecznie przeczesała włosy palcami - tak dokładnie, jak tylko była w stanie - i zdecydowała, że wyjdzie na spotkanie detektywom. Może przynajmniej będą mieli suszarkę...?

   Opuściła pokój i przeszła na palcach pod drzwi sąsiedniego. Przyłożyła ucho do drzwi, nasłuchując przez parę chwil, ale dźwięki, jakie słyszała, jednoznacznie wskazywały na to, że co najmniej jeden z mężczyzn już nie śpi.

   Zapukała i nie minęły dwie sekundy, zanim drzwi otworzyły się, ukazując ubranego już i całkowicie odświeżonego Kunikidę, przy którym w swoich własnych ubraniach [F/n] poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.

   – Erm... dzień dobry – wydukała, zaciskając wargi z lekkim zażenowaniem. – Macie pożyczyć suszarkę?

   W pierwszej chwili wydawało się, że mężczyzna zaraz na nią naskoczy i dziewczyna skuliła się pod jego ciężkim spojrzeniem. 

   Ten jednak tylko westchnął.

   – Pewnie. Brakuje ci też ubrań na zmianę, prawda? Jeśli chcesz, możemy pojechać do sklepu i ci coś załatwić – oznajmił spokojnie. Patrzył przy tym na jej twarz, za co dziewczyna wręcz dziękowała Bogu, bo chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby teraz zaczął analizować resztę jej sylwetki.

   – Moglibyśmy pojechać do mojego domu, jeśli to nie problem – oznajmiła. – Wzięłabym wszystko, co potrzebne – dodała, starając się brzmieć przy tym w miarę pewnie.

   – Jesteś pewna?

   Pokiwała głową przekonująco.

   – Dobrze, wysusz najpierw porządnie te włosy, bo się przeziębisz – oznajmił i wpuścił ją do środka.

   Dazai leżał na jednym z wolnych łóżek, rozciągnięty na pościeli i z jedną ręką przysłaniającą mu oczy, prawdopodobnie chroniąc je od światła. Spał, co dziewczyna zauważyła z niejaką ulgą. Z jakiegoś powodu nie śpieszyło jej się do interakcji z nim po tym, w jakich nastrojach pożegnali się poprzedniego dnia.

    W łazience detektywów znalazła nawet szczotkę, za co dziękowała niebiosom. Jakieś piętnaście minut później wynurzyła się z pomieszczenia w o niebo lepszym już stanie. 

   Kunikida przywitał ją lekkim skinięciem głowy, a Dazai, z głową na stole, teoretycznie już nie w łóżku, ale najwyraźniej wciąż odsypiający poprzednią noc, chyba nawet nie zauważył, że się pojawiła. Nie wyglądał, jakby w ogóle miał zamiar gdziekolwiek iść.

   – Możemy się zbierać? Załatwmy to szybko. Jest możliwość, że twój dom jest obserwowany, więc lepiej nie zwlekać – oznajmił jasnowłosy. [F/n] skinęła głową. – Dazai zostanie i skontaktuje się w międzyczasie z Agencją. Dazai. Dazai. – Brak reakcji. – Dazai, do jasnej cholery...

   – Słyszę, słyszę...

   Cichy pomruk bynajmniej nie spowodował, by wyraz chęci mordu, który pojawił się właśnie na twarzy Kunikidy, zelżał chociaż trochę. Ten jednak nie wyglądał, jakby miał zamiar poddać się emocjom w takiej chwili i po prostu wstał, decydując, że najlepszą opcją będzie po prostu podążanie dalej za planem dzisiejszego dnia. 

   Panuj nad sobą, Doppo. Jesteś ponad to.

   Podszedł do drzwi i otworzył je, uprzejmie pozwalając [F/n] wyjść przodem. Na tym poranna interakcja z Dazaiem się skończyła.

   Jechali przez zaledwie parę minut w kompletnej ciszy. Dopiero gdy zaczęli zbliżać się do celu, Kunikida odezwał się swoim profesjonalnym, pozbawionym emocji głosem.

   – Pójdę z tobą, na wszelki wypadek. Weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Byliśmy w twoim pokoju w trakcie śledztwa, więc nie przejmuj się, jeśli niektóre rzeczy będą nie na swoim miejscu. 

   Pokiwała głową.

   Mężczyzna zatrzymał się na ulicy sąsiadującej z tą, przy której znajdował się jej dom.

   Gdy tylko wyszli zza zakrętu, jej oczom ukazała się żółta, policyjna taśma odgradzająca budynek od reszty świata. Ukazał jej się również ogrom zniszczeń, których powstania przecież sama była świadkiem.

   W tej jednej chwili, ze stukrotną siłą, wróciły wszystkie wspomnienia, jakie do tej pory całą siłą woli trzymała z dala od swojej świadomości.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top