III
3. lutego
Jestem ostatnio zbyt zajęta na to wszystko. Zbliżają się egzaminy, a przecież nie mogę zawalić.
Nie lubię tego, jak to tu wygląda. Praktycznie cały czas się uczę albo... albo uczę. Wolałabym zająć się czymś innym. Jest wiele rzeczy, które mogłabym robić.
Choć nie o tym chciałam pisać. Jestem trochę zirytowana, bo Mama nie pozwoliła mi wyjść ze znajomymi. Choć tak naprawdę chciałam odwiedzić Minho, bo jest chory, ale o tym bym jej nie powiedziała. Mniejsza.
Ta rzecz, która się ostatnio dzieje, jest naprawdę dziwna. I robi się jeszcze dziwniejsza. Zupełnie tego nie rozumiem.
Nawet nie wiem jak opisać to uczucie. Spróbuję sobie to uporządkować w głowie i napisać innym razem.
Dobranoc.
Ozawa była niewielkim miastem, które niezbyt mogło pochwalić się czy to przemysłem, czy turystyką. Dojeżdżała tu tylko jedna droga, która ciągnęła się potem wgłąb rezerwatu. Jednak i w samym rezerwacie nie za wiele było do zobaczenia i służyła ona raczej leśniczym i ekologom.
Jednak powietrze było zupełnie inne niż w Yokohamie - czyste, świeże. Całe miasteczko było spokojne, niezmącone. Jeśli ktoś szukał spokoju, to w Ozawie mógł go znaleźć.
Było tu parę piekarni, ale tylko jedna kawiarnia, w której i tak nikt nie przebywał w ciągu dnia. Dla niego - było to dobre miejsce obserwacyjne, bo kawiarnia ta znajdowała się blisko ratusza, który z kolei stanowił idealny punkt widokowy.
W sumie, gdyby wszedł na otaczające miasteczko wzgórza, widziałby je całe bez wątpienia. Choć nie był pewien, czy jego wzrok przedarłby się przez wszechobecny las. Dlatego nawet nie próbował.
- To was wysłali, żeby szukać tej dziewczyny?
Podniósł głowę. Starsza kobieta stała nad nim z kolejną filiżanką kawy. Postawiła naczynie przed nim, na chwilę odrywając od niego wzrok.
- W Ozawie wieści szybko się roznoszą. Skoro nawet ja wiem, ona też na pewno już wie, że jej szukacie - oznajmiła obojętnie. - Okropna sprawa, osierocić dziecko...
- Znała ją pani? - spytał, przekrzywiając lekko głowę. Nie wiedział w sumie, czego się spodziewać. Od paru godzin siedział tutaj, czekając aż ktokolwiek się pojawi, przeglądając od niechcenia pamiętnik. Nie miał wątpliwości, że gdyby Portowa Mafia szukała zaczepki, już dawno by go tu znalazła. Wciąż co prawda nie mógł być pewny, że to ona stoi za morderstwem - a jednak miał przeczucie, iż już wiedzą o tym, że Agencja podjęła działanie.
- Tylko z widzenia. Czasem tu zaglądała - wzruszyła ramionami. - Ale nie pomogę, niestety. Nie wiem nic ważnego.
- A jej rodzice?
- Jeśli chce pan wiedzieć, czy robili problemy... Nie. To byli normalni ludzie, jak wszyscy tutaj. W Ozawie każdy każdego zna i każdy jest rodziną. Podpadniesz jednemu - podpadniesz wszystkim. Więc nikt nie robi problemów. Potrzebujemy się nawzajem - dodała przekonująco.
Dazai podniósł głowę, kładąc pamiętnik na stole.
- Więc jeśli szukałaby schronienia, niekoniecznie szukałaby go u rodziny.
- To tylko moja opinia, ale wydaje mi się, że powinniście spytać jej znajomych ze szkoły - rzuciła, wzruszając ramionami. Wzięła poprzednią, pustą filiżankę i poszła na zaplecze kawiarni, jak gdyby cała rozmowa nigdy nie miała miejsca.
Dazai wpatrywał się w ciemną ciecz przez parę dobrych chwil, a potem obrzucił wzrokiem ulicę po drugiej stronie okna kawiarenki. Dawno nie było tak gorąco. Być może nie była to najlepsza pora, żeby iść na wycieczkę w góry, ale to właśnie w głębi lasu znajdowało się jedyne liceum w Ozawie.
Był środek tygodnia, więc duże było prawdopodobieństwo, że o tej porze wszyscy uczniowie byli w trakcie zajęć. Nie miał planu, w sumie liczył na łut szczęścia, dzięki któremu może jakimś cudem ktoś dałby mu jakąkolwiek wskazówkę, albo chociaż naprowadził na prawidłowy tor.
Tak naprawdę wydawało się, że szukanie tej jednej osoby było grzebaniem za igłą w stogu siana, bez żadnych wskazówek, bez śladów. Istniało uzasadnione podejrzenie, że dziewczyną już dawno zajęła się mafia - tudzież ktoś inny - ale akurat tym scenariuszem zajmował się Tanizaki w Yokahamie.
Być może najłatwiejszym byłoby poproszenie Ranpo o pomoc - ale i on był zajęty, w końcu niejedna rzecz potrzebowała uwagi. Nawet Kunikida zajmował się czymś innym - przeglądaniem starej dokumentacji na komisariacie, choć przypuszczalnie wiele z tego i tak by nie wyszło.
Tak czy inaczej, mogli jedynie krążyć bez celu i mieć nadzieję, że ślad magicznie pojawi im się przed nosem.
Tak właśnie Dazai trafił do starego budynku, który od parudziesięciu lat służył jako chwalebne centrum edukacji.
Fakt faktem, szkoła wyglądała, jakby w każdej chwili mogła się zawalić. Musiały się tu znajdować wszystkie stopnie edukacji, aż do liceum. I akurat trwała dłuższa przerwa między zajęciami, stąd większość uczniów zgromadzona była na sporym placu przed budynkiem, siedząc na ławkach i między drzewami, oraz na ruinach trybun wokół boiska, widocznych już od bramy.
Uczniów na ogół nie było zbyt wiele. Ale czego można się było spodziewać po placówce w małym miasteczku - znajdować się tu mogło po paręnaście, może parędziesiąt osób w tym samym wieku.
Zerknął na zegarek - przerwa miała wkrótce dobiec końca.
Wystarczyło dobrze się przyjrzeć siedzącym dookoła grupkom, by z wystarczającą pewnością określić, która składała się z najstarszych licealistów. Było ich niewielu, siedzieli w swoim zamkniętym gronie, niezbyt entuzjastyczni. Nietrudno było domyślić się, że grobowa atmosfera była reakcją na to, co stało się z ich rówieśniczką.
Podszedł bliżej swobodnym krokiem, kierując się jednak w stronę tego, co znajdowało się nieco po ich lewej - tak naprawdę nic tam nie było, ale nie chciał dać od razu znać, że to do nich idzie. I rzeczywiście się to opłaciło - nie zwrócili na niego uwagi, dalej wymieniając między sobą zdania.
- ... to pewnie już nie wróci.
- Nawet tak nie mów...
- Myślisz, że to dla nich łatwe? Nie ma nawet śladu.
- Przestańcie o tym gadać! Mam dość. Nie chcę o tym myśleć.
- Tatsu, a co jeśli to początek serii? Albo co jeśli ona przyjdzie do ciebie i poprosi o pomoc? Kto wie, może...
- Dajcie spokój, to pewnie jakiś psychopata i tyle. A ona pewnie ukrywa się gdzieś i wróci jak się przestanie bać.
- A co, jeśli ten koleś ją złapał i po prostu nie znaleźli zwłok?
- Przestańcie! Rzygać mi się chce...
- Minho, ty nie wiesz?
- C-co...?
- Przyjaźniliście się. Nie wiesz, gdzie jest?
- S-skąd miałbym...
Dazai odwrócił się, może zbyt nagle, bo parę osób siedzących akurat przodem do niego obróciło się gwałtownie, jakby przestraszonych tym, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać.
Spojrzał w stronę "Minho", zapamiętując jego twarz. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego - bardziej w sumie niż rzeczywiście przestraszonego lub w żałobie.
- Ma pan jakiś problem?
Najwyższy z uczniów - wyższy również od Dazaia - wstał nagle i stanął na wprost niego. Nie była to groźna poza, a jednak jednoznacznie dawała do zrozumienia, kto ma tu coś do powiedzenia.
- To teren szkoły. Nie powinien pan tu przebywać.
Dazai wzruszył ramionami.
- Tylko się rozglądam.
- Więc proszę rozglądać się gdzie indziej.
W odpowiedzi zaśmiał się, niezbyt przejęty.
- Spokojnie, nie szukam kłopotów. Szukam czegoś innego. Tak w sumie... to kogoś.
Zerknął w stronę Minho i chłopak wyraźnie się spiął. A potem nagle wstał, podnosząc swój plecak. Bez słowa poszedł w stronę budynku szkoły.
- Minho? Minho! - Jakaś dziewczyna wstała, biegnąc za nim. - Minho...
- Zostaw go - rzucił ten stojący na wprost Dazaia. - Dziwny jest ostatnio, niech idzie.
Dziewczyna prychnęła, ale zatrzymała się, pozwalając chłopakowi odejść. Dazai wpatrywał się w niego przez parę chwil, zanim ten zniknął w budynku.
- Chce pan czegoś jeszcze? Widzi pan, że raczej nie mamy nastroju do rozmowy - chłopak oświadczył tonem, który jednoznacznie dawał do zrozumienia, że dalsza dyskusja nie była opcją.
Dazai uśmiechnął się.
- To wszystko. Dziękuję za pomoc~
✄
Zajęcia kończyły się o godzinie piętnastej. Mało kto w tych okolicach decydował się na zajęcia dodatkowe, bo i też ciężko było o znalezienie kogoś, kto miałby wystarczające kompetencje, by takowe prowadzić. Stąd też popołudnia bardziej ambitni uczniowie spędzali na szkolnej świetlicy, starając się poszerzać wiedzę na własną rękę.
Minho do ambitnych może i należał, ale z pewnością nie miał ochoty tego popołudnia spędzać w gronie rówieśników. Może w normalny dzień - gdyby był w lepszym nastroju albo gdyby przebywanie w tym miejscu nie przyprawiało go o uczucie przemożnej bezsilności, albo gdyby tylko rzeczywiście miał tu kogoś godnego spędzenia z nim czasu...
Tak czy inaczej, tego dnia jedynym, o czym był w stanie myśleć, było jak najszybsze wrócenie do domu.
- Odprowadzić cię?
Prawie zszedł na zawał, gdy tuż za nim odezwał się obcy głos. W pierwszej chwili miał ochotę po prostu uciec, ale wtedy po jego prawej pojawiła się sylwetka, którą rozpoznał od razu - raczej ciężko byłoby jej nie poznać, w końcu dużo czasu od jej spotkania jeszcze nie minęło.
- ... Mogę w czymś panu pomóc? - burknął, przyspieszając kroku.
- W sumie, to tak. - Ramię nieznajomego owinęło się wokół jego karku w tym niby-przyjaznym geście, który jednoznacznie dawał do zrozumienia, że w każdej chwili mógł się zamienić w gest podduszania. - Podobno wiesz, gdzie jest [F/n].
Chłopak zakrztusił się.
- N-nie mam pojęcia! N-nie widziałem jej od...
- Doprawdy~?
- P-proszę mnie zostawić...
Dazai uśmiechnął się i zmierzwił chłopakowi włosy, odsuwając się od niego na w miarę przyzwoitą odległość. Wciąż jednak wpatrywał się w niego, najwyraźniej nie zamierzając odpuścić.
Jego twarz przybrała nieco poważniejszy wyraz, gdy ten wsunął ręce do kieszeni, wbijając wzrok w twarz chłopaka, jak gdyby oceniając jego wiarygodność.
- Nie chcę cię martwić, ale jeśli nie znajdziemy [F/n], ty też możesz mieć kłopoty - oznajmił w końcu.
Chłopak pobladł.
- Niby czemu miałbym...
- Bo jesteś osobą, która ma największą szansę wiedzieć, gdzie jest. Tak, więc jeśli ktoś będzie chciał ją znaleźć, możesz mieć pewność, że ty będziesz pierwszą osobą, do której się zwróci. Jak do tej pory prawdopodobnie nie zrobili tego tylko dlatego, że nie wiedzieli, gdzie szukać. Ale wątpię, żeby koledzy z klasy cię kryli. Tak więc w naszym obopólnym interesie jest, aby [F/n] się znalazła.
Minho wpatrywał się w niego przez parę długich chwil, a Dazai nie naciskał. Stali na wprost siebie w kompletnej ciszy, gdy chłopak powoli porządkował sobie wszystko w głowie, w końcu wydając z siebie ciężki odgłos westchnienia.
- Jest pan detektywem, czy coś?
Dazai pokiwał głową, uśmiechając się delikatnie.
- No... w sumie... to jest pewne miejsce... Co prawda nie mam żadnej pewności, ale...
- Zaprowadzisz mnie tam?
Minho zmarszczył brwi.
- Może. Ale najpierw, mam do pana kilka pytań.
✄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top