6

Dzięki pomocy Tytana Atakującego, prace nad budową sierocińca postępowały w niemal ekspresowym tempie. Więc kiedy Narine Lowell zmierzała po schodach do Podziemi, Eren pomagał w budowaniu dachu, robiąc za dźwig podnoszący drewniane belki. Narine stanęła u szczytu schodów, spoglądając na rozciągające się przed nią podziemne miasto. Miejsce, które kiedyś przez krótki etap w swoim życiu nazywała domem. Schodząc na dół, Narine widziała spowitą w wiecznym mroku panoramę miasta. Gdy jej stopy wreszcie przekroczyły bramę, która niegdyś była własnością Lobova, jej oczom ukazał się znajomy widok ściśniętych ze sobą kwadratowych budynków i brudnych ulic. Nogi same poniosły ją w kierunku miejsca, które nosiło znamiona wielu wspomnień. Mijała na ulicach żebraków i kaleki które bez pieniędzy na lekarstwo, nie miały szans na przeżycie. Zatrzymała się przed wysokimi schodami do niewielkiego domu, jakich pełno było w okolicy. Wyglądało na to, że budynek był opuszczony. Postawiła stopę na pierwszym stopniu nie wierząc, że po tylu latach znów tutaj była. Czas jakby stanął w miejscu i gdyby nie świadomość ile upłynęło już czasu, mogła by przysiąc, że za drzwiami zobaczy Kennego w fotelu i Levi'a polerującego przy stole swój sztylet. Dotknęła dłonią brudnej poręczy, która kilka lat temu niemal lśniła czystością i doszła pod same drzwi. Dom wyglądał na opuszczony, jednak kiedy pchnęła lekko drzwi i weszła do środka, jej oczom ukazał się widok który złamał jej serce. W kącie pokoju stłoczone w jednym miejscu siedziały dzieci w różnym wieku i spoglądały na nią z przerażeniem w oczach. Dwoje najstarszych chłopców wysunęło się przed grupę, stając w pozie obronnej by chronić stojące za ich plecami maluchy. Choć ich miny wyrażały determinuję  i wrogość widziała, że również trzęśli się ze strachu jak pozostali. 

- Nie zrobię wam krzywdy - powiedziała łagodnie kucając przed nimi.

- Skąd możemy mieć pewność, że mówisz prawdę - powiedział jeden z chłopców. Narine spodziewała się tego pytania. Ludzie tutaj byli z reguły nieufni, a jeśli ktoś był inny, nie miał prawa przeżyć w tym świecie - należysz do Korpusu! - wytknął jej - Chcesz nas aresztować? - zapytał ze złością w głosie.

- Nie mam takiego zamiaru - odparła.

- Więc co tu robisz? - zapytał drugi nieufnie.

- Kiedyś, dawno temu, to był mój dom - powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach i nie wykonując gwałtownych ruchów usiadła na podłodze. Widziała, że na twarzach chłopców pojawił się wyraz niedowierzania.

- Należałaś do bandy Levi'a!? - zawołała z ekscytacją jakaś dziewczynka, która natychmiast została uciszona przez jednego z chłopców.

- Banda Levi'a co? - zapytała uśmiechając się do swoich wspomnień - A więc jednak to zrobiłeś... - powiedziała do siebie a jej głos delikatnie się załamał.

Siedzieli razem na dachu domu, obserwując pod nimi ludzi przemierzających ulicę. Jedni wyglądali jakby dokądś się spieszyli, inni wracali zatroskani do swoich domów, gdzie czekały na nich głodne rodziny. Żebracy przemieszczając się o kulach opuszczali swoje stanowiska, by wrócić tu ponownie następnego dnia, z nadzieją na otrzymanie choćby kilku groszy. Narine po mimo tego, że była już tutaj od ponad dwóch lat, nadal nie przywykła do tego chwytającego za serce widoku. Czuła na sobie spojrzenie siedzącego obok Ackermanna, który przyglądał się jej milcząco. Z budynku na przeciwko wyszedł szczupły blondyn i oparł się rękami o barierkę prowadzących do domu schodów. Narine spojrzała na niego z bólem wypisanym na twarzy, zdając sobie sprawę z tego co właśnie ten chłopak przeżywał.

- Jego mama niedawno zmarła - powiedziała cicho.

- To ten chłopak któremu pomagałaś prawda? - zapytał Levi przyglądając się nieznajomemu.

- Tak, to Farlan - przytaknęła - Ceny leków ciągle rosną, a jego matka dostawała ich zbyt mało żeby wyzdrowieć - dodała. 

- Narine - zaczął  - nie jesteś w stanie uratować wszystkich. Nikt nie jest - dodał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w jakimś stopniu czuła się winna i próbował ją wesprzeć. Była mu za to wdzięczna.

- To prawda - powiedziała wreszcie - nie mogę wszystkim pomagać finansowo, ale co by było gdybyśmy działali wspólnie? - zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć determinację.

- Wspólnie? co masz  przez to na myśli? - zapytał Ackermann uważnie jej się przyglądając.

- Moglibyśmy zatrudnić pomocników do naszej roboty - odparła - Takich jak na przykład Farlan - dodała wskazując na wchodzącego z powrotem do domu chłopaka -  Pomogliby nam, w zamian zarabiając parę groszy - wyjaśniła czując rosnącą ekscytację.

- To nie takie proste kretynko - prychnął Levi - nie wiem jaka musiałaby to być robota, żeby wszyscy na tym zyskali. Zwłaszcza, że na jednym pomocniku raczej byś nie skończyła - mruknął.

- Oczywiście, że nie! - wykrzyknęła - zebrałabym ich tylu, ile tylko się da!

- Zapomnij o tym Narine. To się nie uda - powiedział  - Pragniesz stworzyć gang złodziei i myślisz, że Żandarmeria się nami nie zainteresuje? - zapytał - nie mam zamiaru jeszcze umierać lub spędzić reszty życia za kratami - dodał.

Lowell doskonale pamiętała tą rozmowę a świadomość, że Levi  jednak zdołał spełnić jej marzenie sprawiła, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Spojrzała na grupę dzieciaków, które wciąż przyglądały się jej z ostrożnością, jednak wzbudza w nich również spore zaciekawienie.

- Kiedy tu jeszcze mieszkałam, Levi nie miał żadnej Bandy - przyznała - aczkolwiek ten temat był poruszany - powiedziała zgodnie z prawdą.

- Więc nie jesteś Isabel - powiedziała zasmucona jedna z dziewczynek - Levi, Isabel i Farlan  mieszkali tutaj do puki nie złapał ich jakiś Korpus - dodała.

- Za dużo mówisz Emma - skarcił ją czarnowłosy chłopak.

Narine musiała przyznać, że nie miała pojęcia kim była Isabel i poczuła delikatne ukłucie zazdrości. Wiedziała, że nie powinna tak się czuć , bo w końcu zarówno dla Levi'a jak i dla Farlana umarła. Było więc rzeczą naturalną, że pojawił się w ich życiu ktoś nowy. Mimo wszystko w jej umyśle zasiało się ziarenko niepokoju, którego źródłem była niepewność ich relacji. Zazdrośnica! Skarciła się w myślach.

- Nie jestem Isabel. Nazywam się Narine - powiedziała spokojnie. Emma spojrzała na nią błyszczącymi z ekscytacji oczami i wyrywając się spod opieki kolegów rzuciła prosto w jej kierunku.

- Emma co ty wyprawiasz!? - krzyknął za nią chłopiec z czarnymi włosami, jednak dziewczynka nie posłuchała. Stanęła przed Narine dumnie wypinając do przodu pierś.

- posłuchaj co potrafię - powiedziała i zaczęła śpiewać - Krzesła leżą bardzo blisko. Rozmawiamy przez całą noc. Ten niewielki pokój nie jest zły. Potrafimy dobrze się zrozumieć...

- Krzesła tak blisko i tak mały pokój. Ty i ja rozmawiamy przez całą noc. Skromne to miejsce, ale dobrze nam służy... - Narine drżącym od emocji głosem dośpiewała dalszą część, by następnie zamaszystym ruchem przyciągnąć zaskoczoną Emme. Mocno przytuliła do siebie drobne ciałko, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Dziewczynka odwzajemniła uścisk, a gdy Lowell spojrzała na pozostałe dzieci zobaczyła ich zapłakane i zasmarkane twarze. Wszystkie dzieciaki rzuciły się ku niej, jakby nagle dzięki kilku wersom starej piosenki, rozpoznały w niej utraconego przyjaciela. Czarnowłosy chłopiec nadal nie ruszył się z miejsca, a po jego policzkach obficie spływały łzy. Bardzo długo był dzielny, lecz teraz coś wreszcie sprawiło, że opuścił gardę i pozwolił sobie na bycie zwykłym dzieckiem. Narine wyswobodziła się z objęć małych rączek i wyciągnęła swoje ręce w kierunku chłopca. Malec przestał się wahać, wytarł nos do brudnego rękawa i wpadł w jej objęcia głośno płacząc. 

- Mama zawsze powtarzała, że powinniśmy się schronić w tym domu, bo pewnego dnia ktoś tutaj wróci i nam pomoże - mówił przez łzy - Nauczyła nas śpiewać tą piosenkę mówiąc, że śpiewała ją dziewczyna która tu kiedyś mieszkała - chlipał - Jesteś przyjaciółką Levi'a prawda? - zapytał z nadzieją, a Narine nie miała serca tłumaczyć mu, że teraz nie byłaby już tego taka pewna. Skinęła jedynie w odpowiedzi głową posyłając mu przyjazny uśmiech - Przepraszam, że, nie wierzyłem - zaszlochał głośno.

- Daj spokój Ray - powiedziała Emma - w końcu to dzięki tobie tu jesteśmy - powiedziała.

- To prawda Ray - powiedziała Narine, a gdy chłopiec na nią spojrzał dodała - Jesteś dzielnym chłopcem i dobrze zrobiłeś, że przyprowadziłeś tu wszystkich - pochwaliła. Chłopiec ponownie wybuchnął płaczem wtulając się w nią jeszcze mocniej. Narine rozumiała co musiał w tej chwili czuć. Choć był małym dzieckiem, przez długi czas musiał zastępować tym maluchom dorosłego i w tej chwili wreszcie nie był sam. Mógł znowu stać się dzieckiem i polegać na kimś innym. Potrzebował troski, uczucia, bezpieczeństwa... Wszyscy tego potrzebowali. Spoglądając na ciemną czuprynę Raya, Narine pomyślała o Levi'u który prawdopodobnie tak jak tulący się do niej chłopiec, potrzebował tego rodzaju bliskości, czułości, jednak od Kennego nigdy jej nie otrzymał. Lowell przeliczyła wszystkie znajdujące się w domu dzieci, a było ich dwanaście. Choć nie rozmawiała z Historią ilu dzieciom będzie mogła pomóc, wiedziała, że żadnego z nich nie mogła tutaj zostawić. Choćby osobiście miała się kilkoma zająć, na powierzchnię pójdą wszyscy. Kazała im się spakować co nie zabrało sporo czasu, gdyż dzieci posiadały naprawdę niewiele i poprowadziła całą grupę ku wyjściu na powierzchnię. Emma na przemian z Rayem i drugim chłopakiem, nieco spokojniejszym Normanem, opowiedzieli jej o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami. Nigdy nie sądziła, że pomoc jaką ofiarowała lata temu ludziom w Podziemiu, w przyszłości stanie się niemal legendą, a Levi zostanie żywym autorytetem dla dzieci z najbliższej okolicy. Nikt nie przejął opuszczonego budynku ze strachu przed Ackermannami i dzięki temu, dzieci mogły znaleźć tam bezpieczne schronienie, próbując przetrwać wzorem stworzonej przez Levi'a grupy. Przy bramie Narine pokazała swoje papiery i z ewidentną niechęcią została przepuszczona wraz z dziećmi, na prowadzące do wyjścia schody. Wśród dzieciaków panowała z każdym krokiem rosnąca ekscytacja, która sięgnęła apogeum, gdy zobaczyły wreszcie zalane promieniami słońca wyjście na powierzchnię. Moment w którym ich dziecięce buzie rozjaśniła bezgraniczna radość, był jak miód na jej serce. Te dzieci po raz pierwszy w życiu, mogły zobaczyć słońce i niebieskie bezchmurne niebo. Poczuć zapach świeżego powietrza, przechadzać się po czystym chodniku, a wszystko to, już w krótce będzie dla nich codziennością. Pragnęła dla nich wszystkiego co najlepsze. Poprosiła o pomoc jednego z kupców, którzy wracali z pustym wozem do domu oferując zapłatę. Mężczyzna przyjął ofertę i zabrał ją w raz z dzieciakami za Sinę. Do miejsca które miało stać się ich nowym domem. Na miejscu trwały jeszcze drobne poprawki wewnątrz budynku, gdy Narine wysiadła z wozu wraz z dziećmi. Historia ubrana w zwykłą zwiewną sukienkę, która zdecydowanie bardziej pasowała do wiejskiej dziewczyny niż do królowej, stała przed budynkiem i rozmawiała z Erenem. Wyjątkowo Jaegera nie pilnowała Mikasa, co niezmiernie ucieszyło Narine. Choćby dla samego faktu, że stojąca przed nią dwójka, mogła pobyć przez chwilę sama. Może na pierwszy rzut oka nie było tego widać, jednak Lowell mogła dostrzec istniejące między nimi zrozumienie. Zdecydowanie mieli w sobie to coś, co nieustannie ich do siebie przyciągało. Aż żal jej było im przerywać, jednak nie miała wyboru spoglądając na stojące obok niej dzieciaki. 

- No cóż - westchnęła - Gołąbki pogruchają sobie innym razem.

-----------------------------------

Levi wszedł bez pukania do gabinetu Hange. Nigdy tego nie robił i pomimo tego, że Okularnica została nowym Dowódcą, nie widział powodu dla którego miałby zmieniać swoje przyzwyczajenia. Jak zwykle w pomieszczeniu które należało do Hange, panował rozgardiasz na widok którego, Ackermann nie mógł się powstrzymać od krzywego grymasu jaki zagościł na jego ustach. Niegdyś należące do Erwina biuro, teraz było niemal w całości zagracone. Okularnica bezcześciła w ten sposób to miejsce. Czasami naprawdę miał wielką ochotę zamknąć Zoe w tym pomieszczeniu na klucz, do puki wreszcie nie zrobiłaby tutaj porządku. Jednak to nie były już te czasy co kiedyś, prychnął uświadamiając sobie, że znowu myśli o Narine. Ostatnimi czasy zbyt często pojawiała się w jego umyśle, co skrajnie go irytowało i tylko dodatkowo sprawiało, że coraz bardziej był do niej wrogo nastawiony. Nie chciał by po raz kolejny wywróciła jego życie do góry nogami, dlatego zdecydowanie wolał trzymać ją na dystans.

- Czego chciałaś Okularnico - zapytał spoglądając na wystający ponad papierami kucyk. 

Hange wyłoniła się zza sporego stosu kartek i spojrzała na niego. Nie siliła się nawet by wygłosić w jego stronę jakiś komentarz, na temat szacunku wobec Dowódcy Korpusu bo i tak wiedziała, że byłoby to bezsensowne. 

- Oficjalnie budowa sierocińca została zakończona - zakomunikowała bez zbędnych wstępów - wspominałeś, że  bierzesz na siebie i swój oddział prace porządkowe - dodała.

- Tak - Przyznał. Od momentu w którym Historia wysunęła propozycję przed Radą wiedział, że zaangażuje się w sprawę osobiście. Chociaż od czasu gdy mieszkał w Podziemiu minęło już dobrych kilka lat, nadal czuł się w jakiś sposób związany z tym miejscem. Spędził tam przecież sporą część swojego życia i niezależnie od tego co wydarzyło się później, z Podziemiem wiązała się duża część najważniejszych dla niego wspomnień. Teraz będąc na powierzchni jedynym co mógł zrobić dla zagubionych na dole dzieciaków, była pomoc przy adaptowaniu nowego dla nich miejsca zamieszkania.  

- W takim razie zbierz swoich ludzi i jutro możecie zaczynać - powiedziała Hange. Ackermann nie odpowiedział. Zamiast tego kopnął stopą do leżącego na podłodze kartonowego pudła, które głośno zagrzechotało. 

- Powinnaś tu posprzątać Wariatko - burknął - To cud, że twoje szare komórki jeszcze są w stanie myśleć w tym syfie.

Hange zgromiła go wzrokiem, co jednak nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Ogarnął wzrokiem otoczenie mrużąc oczy, jakby był w stanie dostrzec najdrobniejszy pyłek kurzu na meblach i prychnął.

- Przyślę tu kogoś kto uprzątnie ten bałagan w ramach treningu - powiedział sucho.

Hange gwałtownie wyłoniła się zza stosu papieru strącając kilka kartek na podłogę, a jej rozczochrana fryzura przywodziła na myśl jakiegoś szalonego naukowca, którym w zasadzie jeszcze do niedawna była.

- Nie! - wrzasnęła nie kryjąc przerażenia - Ani mi się waż! To mój gabinet i w tej chwili dokładnie wiem gdzie co się znajduje - dodała.

- Nazywasz Gabinetem ten zabałaganiony schowek na rupiecie? - zakpił, a Zoë poczerwieniała na twarzy.

- To nie jest bałagan - warknęła i zakładając ręce na piersi dodała - To jest artystyczny nieład.

- Artystyczny nieład co? - mruknął.

Levi  nie był w stanie nawet przekroczyć progu pokoju Narine, bez nadepnięcia na jakiś walający się po podłodze szpargał. Spojrzał beznamiętnie na siedzącą pośród  rupieci blondynkę, zastanawiając się jakim cudem zdołała zebrać aż tyle rzeczy, podczas gdy przybyła do nich zaledwie z niewielkim plecakiem. Czy potrzebowała tych wszystkich rzeczy dla siebie? Oczywistym było, że nie. Większość znajdujących się w jej pokoju gratów, prędzej czy później znajdzie nowego właściciela obok którego Narine nie będzie w stanie przejść obojętnie. Nie oznaczało to jednak, że miał zamiar tolerować taki bałagan pod swoim dachem. Musi pamiętać by na przyszłość zabierać do domu tylko tych, którzy potrafią utrzymać porządek. Co do wprowadzenia się Narine nie miał nic do powiedzenie i właśnie był zmuszony oglądać tego skutki.

- kolacja gotowa prosiaku - burknął. Narine natychmiast poderwała do góry głowę, gromiąc go wzrokiem.

- mieszkasz w chlewie, a o ile mi wiadomo chlew to dom dla świń - powiedział wzruszając ramionami.

mój pokój nie jest Chlewem - oburzyła się  blondynka.

- panuje tu taki bałagan, że to bardziej chlew niż pokój - odparł spokojnie na co Narine nieelegancko zazgrzytała zębami.

- to nie jest bałagan! To artystyczny nieład - warknęła i zamknęła mu drzwi przed nosem. Levi ze stoickim spokojem wyjął z kieszeni klucz i przekręcił zamek w drzwiach.

- Zamknąłeś mnie? Jak śmiesz Kurduplu! - Narine zaczęła krzyczeć szarpiąc drzwiami.

- wypuszczę Cię dopiero kiedy posprzątasz - powiedział obojętnym tonem.

- wypuść mnie! Umrę z głodu! - zawołała.

- To umrzyj - odparł Ackerman - chyba, że posprzątasz swój chlew to cię wypuszczę - dodał i ruszył do pokój z kominkiem.

- Leeeevvvviiiii!!! - wrzask Narine rozniósł się nie tylko po domu, ale i po najbliższej okolnicy.

Levi pamiętał, że wypuścił Lowell dopiero późnym wieczorem gdy stwierdził, że faktycznie posprzątała. Narine była niewyobrażalnie wściekła i nie rozmawiała z nim przez następne dwa dni. To był pierwszy raz kiedy to zrobił i nie ostatni. Może i bałagan nie zniknął całkowicie z jej pokój, ale mógł stwierdzić, że zaczęła się w tej kwestii starać. To był już jakiś mały sukces. Teraz spoglądając na Hange miał ogromną ochotę zrobić dokładnie to samo i jedynie fakt, że była Dowódcą Korpusu zdołała ją przed tym uchronić.

- w takim razie zamień swój artystyczny nieład, w artystyczny porządek - rzucił obojętnym tonem i wyszedł z Gabinetu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top