5

Narine spięła konia, pozwalając mu ruszyć galopem przez zazielenione od trawy pastwiska. Pęd wiatru burzył jej splecione w gruby warkocz włosy, a sprzęt do trójwymiarowego manewru chrzęścił i skrzypiał przy każdym ruchu tak, że dziewczyna miała wrażenie iż zaraz się rozpadnie. Choć była wewnątrz murów, wolała być przygotowana na każdą ewentualność. Z niezadowoleniem wypisanym na twarzy mknęła w kierunku głównej siedziby zwiadowców, by przekazać Hange pisemną wiadomość i porozmawiać z Erenem. Choć Historia miała mnóstwo ludzi do swoich usług którzy obijali się na dziecińcu, wybrała akurat ją. Tak jakby Narine nie była jej strażniczką a przysłowiowym chłopcem na posyłki. To nie był jednak jedyny problem takiego posunięcia. Minęły dwa tygodnie odkąd Zwiadowcy opuścili zamek w Troście, dwa tygodnie odkąd nie widziała Levi'a i czuła, że jej wizyta żadnemu z nich nie wyjdzie na dobre. Gdyby głębiej się nad tym zastanowiła, pewnie znalazła by całkiem sporo wymówek by jednak tam nie pojechać. Miała jednak świadomość, że Królowej nie powinno się odmawiać. Dotarła na główny plac przed siedzibą, gdzie zastała siedzącego obok stajni chłopaka, który jeśli dobrze zapamiętała miał na imię Connie.

- Szukam Dowódcy Hange Zoë - powiedziała bez żadnych występów. Chłopak podniósł na nią swój wzrok i posłał jej ciepły uśmiech. Narine przez chwilę pomyślała, że jest nawet uroczy.

- Jest przy lesie. Trenuje nowych rekrutów razem z Kapralem - odparł.

Zawróciła swojego konia myśląc, że tego ostatniego wolałaby raczej nie wiedzieć i pognała w kierunku widniejącego w oddali wysokiego lasu. Już wkrótce mogła dostrzec przywiązane do płota grupki koni, a u samego wejścia do lasu majaczyły dwie postacie, z czego jedna aż za dobrze jej znana. Nie zwracając uwagi na niskiego bruneta zatrzymała konia i Zeskoczyła na ziemię tuż przed Hange. Przybiła pięść do piersi na powitanie i przekazała jej zalakowana królewska pieczęcią kopertę.

- Wiadomość od Władczyni Murów - powiedziała - mam również wiadomość do Erena, gdzie go znajdę? - zapytała.

- Trenuję w lesie z rekrutami - odparła Zoë - możesz tu zaczekać.

Narine nie miała zamiaru przebywać w towarzystwie Ackermanna dłużej niż to konieczne, a czekanie tutaj na zakończenie treningu było ponad jej siły.

- wolę sama go odnaleźć - powiedziała zaciskając ręce na rączkach swojego sprzętu.

- To Żandarmeria potrafi się tym posługiwać? Myślałem, że nosicie atrapy - rzucił Levi z pogardą w głosie. Narine zacisnęła zęby ze złości, ledwo powstrzymując się od warknięcia. Gdyby tylko wiedział...

- jeśli uda Ci się zakończyć trening to proszę bardzo - powiedziała Hange

Narine kiwnęła głową ignorując nienawistnie spojrzenie Ackermanna i chwyciła miecz w sposób inny niż reszta. W sposób którego nauczył ją Kenny. Wbiła linki w pień drzewa i naciskając spust poszybowała w górę.

- Widziałeś?! - zawołała Zoë nie kryjąc podniecenia - trzymała miecz tak samo jak ty! To będzie ekscytujące, muszę to zobaczyć! - wykrzyknęła z wypiekami na policzkach - idziesz ze mną? - zapytała.

- Tch - prychną Levi odwracając od niej wzrok. Nie miał zamiaru w tym uczestniczyć choćby dlatego, że chodziło o Narine. A może głównie dlatego?

- jak chcesz - rzuciła Hange i ruszyła w ślad za złotowłosą dziewczyną.

Narine szybowała na linkach z zacięta miną, niemal przygryzając wargi do krwi. Nie dość, że Levi ją ignorował, to jeszcze pierwsze słowa które raczył do niej wypowiedzieć były obraźliwe. Zastanawiała się jak była w stanie go znieść przez całe trzy lata. Odpowiedź nasunęła się sama kiedy zrozumiała, że może na początku był wrednym samolubem, jednak później to zaczęło się zmieniać. On się zmieniał i choć niektóre jego cechy pozostały niezmienne, to przynajmniej ją zaczął traktować w lepszy, łagodniejszy sposób.

- Pieprzony Ackermann - mruknęła i z gracją zaatakowała pierwszego drewnianego olbrzyma. Następny pojawił się tuż obok jej prawej. Wykonała obrót w powietrzu i wbiła kotwiczki w drzewa za swoim celem. Zaatakowała wykonując salto w powietrzu i rozorała poduszkę na karku atrapy, niemal do samej deski.

- żandarm? Atrapa sprzętu? - warczała wściekle pod nosem, atakując kolejnego tytana, który wyłonił się niemal przed jej twarzą. W ostatniej chwili zmieniła kurs i płynnie przeszła do ataku z półobrotu.

- Nie umiem się tym posługiwać tak?! - wrzasnęła czując rozsadzający ją gniew, który wyładowała na ostatniej atrapie. Ciężko dusząc zatrzymała się na pniu drzewa i usłyszała w głębi lasu jakieś krzyki. Ruszyła w tamtym kierunku, a to co zobaczyła kompletnie ją zaskoczyło. Eren w postaci tytana stał między drzewkami, a rekruci próbowali go unieruchomić. Pierwszą rzeczą którą Narine zobaczyła, był podstawowy błąd jaki wykonywali. Choć rzucali się na Erena w grupie, ich ruchy były nieprzemyślane i chaotyczne. Nie ucząc się na własnych błędach powtarzali ciągle te same ruchy, mając nadzieję, że może tym razem wreszcie się uda. Gdyby Jaeger był prawdziwym tytanem, wszyscy byliby martwi. Z grymasem niezadowolenia przemieściła się nieco bliżej atakujących, wśród których rozpoznała kilku znanych jej z widzenia Gwardzistów. Resztę rekrutów stanowiły nowe twarze.

- Naprawdę!? - wykrzyknęła krzywiąc się nie miłosiernie, czym skupiła na sobie uwagę połowy osób - tylko na tyle was stać? - w jej kierunku obróciła się druga połowa - jakim cudem zdaliście testy!? - krzyknęła poirytowana.

Jeśli zaraz się nie wezmą w garść, to prawdopodobnie jeszcze wiele wody upłynie nim zdoła porozmawiać z Erenem. Rekruci zbliżyli się do niej, a pośród nich mogła rozpoznać tych niezadowolonych z jej słów, jak i tych czekających na jakąś życiową poradę. Narine westchnęła. Nie miała wyboru i jeśli chciała się stąd jak najszybciej urwać, musiała im pomóc.

- Mam wrażenie, że zapomnieliście co to znaczy współpraca - zaczęła z marsową miną - to nie wyścigi kto pierwszym przetnie punkt na karku. Gdyby to był inny tytan, wszyscy bylibyście już dawno martwi - kontynuowała - mówi wam coś słowo asysta? Bo mam wrażenie, że nie znacie takiego pojęcia - rzuciła, a pośród zebranych przebiegł szmer szeptów pełnych oburzenia, które zignorowała.

- Musicie się wspierać, a nie ścigać ze sobą! Jednak przede wszystkim potrzebujecie planu, oraz znajomości umiejętności waszych kolegów, co jest kluczowe podczas przydzielania zadań do wykonania - powiedziała a wszyscy o dziwo zaczęli słuchać - Chris, ty będziesz dowódcą bo jako jedyny próbowałeś dowodzić - zwróciła się do jednego z byłych Gwardzistów - kto z was jest najlepszy w ataku? - spytała, a kilku ludzi wskazało na chłopaka którego Narine nie znała.

W krótkim czasie plan został ułożony, a zadania podzielone. Pozostało jedynie czekać na realizację. Pierwsza grupa zaatakowała od frontu, jednak bez wyraźnego zamiaru ataku co wywołało podejrzenia u Erena. Jaeger który przejrzał plan zasadzki i odwrócił się do tyłu, by odeprzeć atak prosto na plecy. W tym momencie zaskoczony runął na kolana, kiedy trzecia grupa w tym samym czasie zajęła się podcinaniem więzadeł. Tytan odruchowo zerknął na dół, a pierwsza grupa przystąpiła do ataku, dzieląc się na kolejne dwie podgrupy. Każda z nich zajęła się jedną ręką tytana. Eren skupiony na wychwyceniu przeciwników nie zauważył, że jedna osoba z grupy się oddziela. Nie zdążył w porę zareagować, gdy na jego plecach pojawił się rekrut i wykonał delikatnie cięcie sygnalizując wygraną. Na ustach Narine pojawił się uśmiech samozadowolenia.

- ominęła cię najlepsza zabawa Kapralu - Stojąca nieopodal na gałęzi drzewa Hange, zwróciła się do Levi'a który dopiero co wylądował tuż obok niej. Ackermann spoglądał na wiwatujących bez cienia jakiegokolwiek zadowolenia z ich sukcesu. Z panującego karku tytana wyłonił się Eren. Chłopak niebezpiecznie się zachwiał i runął w dół. Narine i Levi zadziałali instynktownie, jednocześnie rzucając się ku niemu. Jednak to będąca bliżej dziewczyna dopadła go pierwsza. Wtedy też Lowell zrozumiała swój głupi błąd i w ostatniej chwili zdołała wystrzelić kotwiczki w kierunku parującego ciała tytana. Zrobiła to na ułamek sekundy przed tym, nim jej obraz został zastąpiony przez wspomnienia. Poczuła jak ktoś chwyta ją pod ramię i nakierowuje w odpowiedniej miejsce na barku pochylonego tytana. Levi puścił ją natychmiast, gdy tylko zyskał pewność, że jest w stanie samodzielnie się utrzymać. Choć jej niemoc trwała zaledwie chwilę, pozostając przez nikogo nie zauważona, Narine czuła na sobie przeszywający wzrok Ackermanna jak i zdradzające zaskoczenie spojrzenie Jaegera. Najwyraźniej on również musiał coś poczuć... Hange wylądowała obok nich i spojrzała uważnie na Erena, po którego wargach spływała wydobywająca się z nosa krew.

- Na dziś koniec ćwiczeń. Przeholowałeś Jaeger - stwierdziła - wracamy do Kwatery! - krzyknęła do wszystkich.

-----------------------

Levi zacisnął usta w cienką linię zdając sobie sprawę, że coś tu ewidentnie było nie tak. Choć trwało to jedynie ułamek sekundy, Narine straciła władze nad swoim ciałem. Nie rozumiał tylko dlaczego. Lowell wyjęła z kieszeni kopertę podobną do tej jaką wręczyła Hange i przekazała ją Erenowi. Odmeldowała się Zoë i pognała ku wyjściu z lasu, nawet się za siebie nie oglądając. Jaeger podążył za nią wzrokiem ściskając w ręce kopertę, a jego mina świadczyła o zdezorientowani i Levi mógłby przysiąc, że to nie miało nic wspólnego z trzymaną w rękach wiadomością.

- Dasz radę wrócić na sprzęcie? - spytał Hange zwracając się do Erena. Chłopak przytaknął ruchem głowy i stanął pewnie na własnych nogach - w porządku. No to ruszamy! - rozkazała Dowódczyni Zwiadowców. Las nie był jakiś specjalnie wielki i drogę powrotną pokonali w krótkim czasie. Cała grupa wylądowała na polanie, by wspiąć się na swojego konia i pokonać ostatni odcinek drogi wierzchem, w określonej formacji. Gdy tylko Zoë zeskoczyła z konia na dziedzińcu, kazała pierwszemu lepszemu rekrutowi odprowadzić jej konia do stajni. Sama zaś złamała pieczęć listu i zagłębiła się w lekturze. Jej mina nie wyrażała żadnych emocji i Ackermann sam nie był pewny, czy to dobrze czy też źle. Po chwili milczenia Hange westchnęła chowając list do kieszeni w mundurze.

- jakie wieści? - spytał kiedy wreszcie na niego spojrzała.

- Zackley coraz bardziej zaczyna się niecierpliwić - powiedziała zerkając kątem oka na zmęczonych po treningu członków Korpusu - Historia próbuje na niego wpłynąć i uzyskać dla nas więcej czasu - dodała.

Hange musiała na wyraźny rozkaz Zacklyeya wyszkolić rekrutów w ciągu jednego miesiąca i rozpocząć oczyszczanie terenów wewnątrz Marii. Widać dla Dariusa i to było za długo. Levi nie rozumiał tego pospiechu i nie pochwalał pomysłu wysyłania takich świeżaków na misję. Średnio jedna trzecia nowych Zwiadowców nie wracała po pierwszej misji, a byli to ludzie którzy spędzili trzy lata w Korpusie treningowym. Teraz zaś mieli wysłać ludzi do walki z tytanami, po ledwie jedynym miesiącu szkolenia i treningów. Czekali kilka miesięcy na odbicie Marii, wiec spokojnie mogli poczekać drugie tyle.

- Kolejna sprawa to w zasadzie prośba. Historia byłaby wdzięczna, gdyby Eren pomógł przy budowie nowego sierocińca. Przy jego pomocy prace z pewnością poszły by szybciej i sprawniej - Dodała już bardziej pogodnym tonem.

- Całkiem dobry pomysł - uznał Levi - Eren wreszcie stanie się bardziej pożyteczny - mruknął. 

---------------------------------------------

Narine nie mogła uwierzyć, że wykazała się aż taką głupotą. Mknęła  pośród zielonych łąk prosto do Historii jakby goniło ją stado wygłodzonych psów, mając w pamięci obrazy które pojawiły się w jej umyśle. Widziała i czuła rzeczy których nigdy nie chciała doświadczyć i z powodu których opuściła swój rodzinny dom. Była przygnieciona poczuciem winy za zdarzenia, które miały miejsce w przeszłości, a które gdyby nie ona, mogły potoczyć się w inny sposób. Gdyby nie ona, być może jej młodsza siostra nadal byłaby pośród żywych. Wiedziała,  że czasu już nie można było cofnąć, jednak wspomnienie jej wuja, które teraz powróciło mogło wiele zmienić. Zdawała sobie sprawę z wagi informacji którą posiadła, jednak pytanie brzmiało w jaki sposób mogła ją wykorzystać i czy w ogóle powinna, jeśli nie chciała by ktokolwiek poznał jej tajemnicę. Z dręczącymi jej głowę myślami powróciła do pałacu. Przykre spotkanie z Levi'em nagle zeszło na drugi plan, w obliczu ważniejszych spraw które zaprzątały jej głowę. W pewnym sensie miało swoje plusy. Narine odprowadziła swojego konia do stajni i przeskakując po dwa stopnie, weszła do w teorii pilnie strzeżonego budynku. Ale tylko w teorii, bo stojący na straży Żandarmi wyglądali jakby ucinali sobie pogawędkę wygrzewając się w słońcu, niż pełnili wartę. Dopiero jej pojawienie się na schodach sprawiało, że choć na chwilę udawali zajętych wykonywaniem swojej pracy. Lowell pokręciła głową z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. Naprawdę nie potrafiła zrozumieć, jak można było traktować z takim niedbalstwem swoje obowiązki. Będzie musiała przy najbliższej okazji wspomnieć o tym Historii. Ktoś w końcu powinien zrobić z tych ciepłych kluch żołnierzy. Ruszyła prosto do pokoi, w których w tej chwili przebywała Władczyni Murów. Zapukała do drzwi, a słysząc ciche pozwolenie weszła do środka i przybiła pieść do piersi. 

- Listy zostały dostarczone - zakomunikowała oficjalnym tonem, rozluźniając się gdy tylko drzwi za jej plecami wreszcie się zamknęły. 

- To świetnie! Dziękuję Narine - powiedziała Królowa - Teraz pozostaje nam czekać na odpowiedź - dodała.

- Nie wydaje mi się by była odmowna - odparła Narine siadając na kanapie. Czuła, że dokładnie tego teraz potrzebowały jej mięśnie, po spędzeniu w siodle sporej ilości czasu - Są twoimi przyjaciółmi a przyjaciele sobie pomagają - zauważyła.

- To prawda, ale nie zapominaj, że przez Dariusa mają bardzo napięty grafik - rzekła Historia.

To była prawda. Narine odnosiła niemiłe wrażenie, że Zackley był w pewnym sensie szalonym człowiekiem, do którego momentami nie docierały racjonalne argumenty. Gdy tylko się pojawiał, czuła nieprzyjemne mrowienie, jakby jej ciało samo próbowało trzymać się jak najdalej od tego człowieka. Jednak przez funkcję którą sprawował w Paradis, obie z Historią wiedziały, że było to niemożliwe. Dodatkowo opinii na jego temat nie poprawiał fakt, iż jako jeden z nielicznych był przeciwny budowie sierocińca dla dzieci z Podziemia. Generał sił Zbrojnych ustąpił tylko przez wzgląd na szacunek, jaki żywił względem Levi'a i jego umiejętności. Zresztą było tak nie po raz pierwszy. 

- Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia czyż nie? - zapytała Lowell z szerokim uśmiechem - Tak czy siak, jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym przeprowadzić rekonesans w Podziemiach i wstępnie sporządzić listę kandydatów - powiedziała jakby rozmawiała o przyjęciu rekrutów do korpusu. Prawda była taka, że niestety nie wszystkim mogła pomóc. Po tylu latach zrozumiała jak bardzo Ackermann miał rację i wcale jej to nie cieszyło. Nie była w stanie zbawić całego świata, choćby nie wiadomo jak bardzo tego chciała. Jednak nie zmieniało to faktu, że w dalszym ciągu jeśli mogła komuś pomóc, to bez wahania to właśnie robiła. Skrzywiła się nieznacznie przypominając sobie, że dokładnie tak zachowała się dziś w stosunku do Erena i prawdopodobnie będzie musiała w niedalekiej przyszłości, ponieść z tego tytułu konsekwencje. 

- Jak przebiegła wizyta w Korpusie Zwiadowców? - zapytała Historia nie kryjąc złośliwego uśmiechu. Narine obdarzyła ją morderczym spojrzeniem i pokazała język mając świadomość, że zachowuje się jak dziecko. 

- Może i powiedziałam ci o moim dzieciństwie w Podziemiu, ale nie musisz zaraz szukać dziury w całym, za każdym razem gdy tam pojadę - burknęła - zaraz.... - Narine spojrzała na Historię doznając nagłego olśnienia - To dlatego akurat mnie wysłałaś do Hange z listem! Jak mogłaś!? - zawołała i rzuciła poduszką prosto w rozbawioną Królową Reiss.

- Ty podstępna....! - zaczęła mierząc w nią kolejną poduchą.

- Pamiętaj, że zwracasz się do Władczyni Murów - Powiedziała Historia z rozbawieniem próbując zasłonić się rękami przed ewentualnym atakiem.

- Pamiętaj, że akurat mnie wolno mówić do ciebie tak jak mi się podoba - odparła Lowell i trafiła Historię prosto w zarumieniony policzek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top