20
Narine obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca, wpadającymi przez okno do jej sypialni. Przewróciła się na plecy i dotknęła dłonią drugiej, zimnej już połowy łóżka. Oznaczało to mniej więcej tyle, że Levi musiał wyjść z jej sypialni już jakiś czas temu. Nie spodziewała się po nim niczego innego, choć jego pojawienie się minionej nocy, bez sprzecznie było dla niej ogromnym zaskoczeniem. Jak przez mgłę pamiętała moment w którym zerwała się z łóżka i wpadła prosto w jego ramiona. Była tak roztrzęsiona i nie do końca obudzona, że ledwo gdy go zobaczyła, najpierw zadziałała a dopiero potem zaczęła zastanawiać się czy to było właściwe, czy powinna była to robić. Zaciskała mocno swoje dłonie na jego koszuli pragnąc zostać przy nim tak długo, jak tylko jej na to pozwoli zanim ją od siebie odepchnie. Wtedy zaskoczył ją po raz drugi. Wziął ją na ręce i położył na łóżku, sam układając się tuż obok. Dokładnie tak jak kiedyś, gdy byli młodsi. W ten sposób Levi dał jej swoje przyzwolenie a ona? W tamtej chwili Narine już nie myślała, tylko skupiła się na tym co czuła. Pragnęła jego bliskości, obecności, która uspokajała jej zszargane nerwy. Łaknęła jego spokoju i opanowania, a także bicia serca w rytm którego mogła się uspokoić. Potrzebowała jego niesamowitej siły fizycznej i psychicznej, która dawała je pełne poczucie bezpieczeństwa, a w tej właśnie chwili czuła się taka bezbronna, zdana na łaskę własnych koszmarów. Czuła, że jej lęki odchodzą i z każdym wypowiedzianym do niego słowem, czuła coraz większą ulgę. Po raz pierwszy opowiedziała komuś swój koszmar i to sprawiło, że w jakimś stopniu przestał być aż tak przerażający. Był jedynie wspomnieniem małej dziewczynki, którą już zdecydowanie dawno nie była. Przypomniała sobie co powiedział jej Levi gdy skończyła opowiadać o swojej przeszłości.
" widziałaś w życiu dużo złych rzeczy, z którymi dałaś sobie doskonale radę. Rozumiem, że to co przeżyłaś było dla ciebie wtedy traumatyczne. To były uczucia małej dziewczynki. Powinnaś podejść do koszmaru już nie jako małe dziecko a dorosła kobieta."
Levi miał rację. Uporanie się z tymi faktami jako kobieta, która już wiele widziała, było w pewnym sensie łatwiejsze. Po raz kolejny zrozumiała, że powinna była zaufać Ackermannowi już lata temu i żałowała, że tego nie zrobiła. Była strasznie głupia i niedojrzała jak na nastolatka przystało. Jej uczucia były tak pewne, że nie bała się o nich mówić, a mimo to nie pozwoliła sobie na to, by zaufać osobie do której wiedziała, że należy. Więc co to były za uczucia? Już wiedziała, że nie były dojrzałe tak jak i ona. Teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej, a mogło takim być od samego początku. Wstała z łóżka w nieco lepszym humorze i przygotowała się do dzisiejszego zebrania. Tuż pod otwartymi drzwiami do pomieszczenia w którym miało odbyć się spotkanie, stał Levi. Z pochmurną miną opierał się plecami o ścianę, spoglądając do wnętrza pokoju. Zignorował ją gdy przeszła tuż obok, jednak postanowiła uszanować jego granicę i w żaden sposób nie skomentowała jego zachowania. Kiedy już wreszcie wszyscy zebrali się wokół stołu na którym Hange rozłożyła wszystkie mapy, zebranie oficjalnie mogło się rozpocząć. Hange wygłosiła krótkie wprowadzenie dotyczące oczyszczenia Marii i od razu przeszła do kolejnego kroku. Dowódca Korpusu Zwiadowców nie miała żadnych wątpliwości, że powinni zająć wybrzeże i uniemożliwić dostawy kolejkach tytanów przez Państwo Mare. Dzięki temu posunięciu, ich wyspa wreszcie będzie całkowicie wolna od tytanów i dodatkowo zyskają nad nią większą kontrolę. Powiększą również w ten sposób ilość terenu użytkowego dla ludzi. Zdaniem Armina przejęcie portu było kluczowym elementem obrony przed wrogim państwem. Nie ulegało jednak wątpliwości, że Mare była bardziej rozwiniętym krajem od Paradis, a co za tym idzie musieli również wykazać się większą ostrożnością, nie znając możliwości militarnych wroga.
- Podczas ostatniej wyprawy za mur zdjęliśmy około 70 procent osobników przebywających na wyspie - zaczęła Hange - Jeśli mam rację, po wybici reszty znajdującej się wewnątrz murów, nie powinien pozostać już ani jeden tytan na wyspie. Jednak musimy przyjąć, że nastąpiła nowa dostawa jeńców i jak na razie nie mamy informacji ile osobników może znajdować się w jednym rzucie. Armin przedstaw swój plan - zwróciła się do Arlerta.
Spojrzenia wszystkich zabranych skupiły się na chudym blondynie, który choć z pozoru lichej budowy, w oczach miał coś takiego, że zebrani bez wahania ruszyliby za nim w ogień. Narine pomyślał, że w brew pozorom miał w sobie coś z Erwina.
- Nie wiemy ilu jest nowych tytanów ani kiedy pojawią się nowi. Najpierw wyślemy zwiad składający się z najlepszych Zwiadowców, który przetrze szlak. Jeśli okaże się, że Dowódca Hange miała rację, wyruszymy jeszcze tego samego dnia. Musimy dotrzeć do morza w możliwie jak najkrótszym czasie. Do tego przedsięwzięcia zbierzemy cały Korpus Zwiadowców i członków Korpusu Stacjonarnego by mieć pewność, że do celu dotrze ilość ludzi wystarczająca by przejąć wybrzeże - powiedział Armin - Eren będzie naszą kartą atutową jeśli dojdzie do bezpośredniej bitwy z Mareńczykami - dodał.
W gabinecie zapanowała cisza. Pyxis pocierał brodę w zamyśleniu, zastanawiając się nad planem. Wyraz twarzy Erena ukazywał, że jak zwykle był gotów wyruszyć choćby zaraz. Oprócz nich w pomieszczeniu znajdował się jeszcze Zackly, uczepiona Erena jak rzep Mikasa, Levi oraz Historia której głos w tej sprawie był decydujący.
- Moim zdaniem to rozsądny plan Arminie - powiedziała Władczyni Murów - wierzę w twoje umiejętności które jeszcze nigdy nas nie zawiodły - dodała - Generalne Zackly, zgadza się pan ze mną prawda? - zapytała tonem nie znoszącym sprzeciwu, choć wszyscy wiedzieli, że niezależnie od tego co powie starszy mężczyzna, Historia już podjęła decyzję. Młoda Królowa zaczęła pokazywać staruchowi kto tu rządzi i Narine była z niej dumna.
- Oczywiście moja Pani - odparł Zackly pochylając ku niej swoją siwą głowę.
- Wiec postanowione - Hange we współpracy z Pyxisem przygotujcie wyprawę. Za dwa dni wymarsz w kierunku Marii - Nakazała Władczyni.
Narine korzystając z okazji zwróciła się do Dowódcy Korpusu Stacjonarnego. Nie miała zamiaru po raz kolejny siedzieć za bezpiecznymi murami, gdy wiedziała, że jest miejsce gdzie mogła być bardziej przydatna. Nie bała się brać udziału w walce i nie widziała też powodu dla którego miałaby tutaj zostać. Nic jej tutaj nie trzymało.
- Dowódco Pyxis wnoszę o pozwolenie na udział w wyprawie - powiedział. Omówiła już ten temat wcześniej z Historią, która bardzo dobrze ją rozumiała i udzielił oficjalnej zgodny. Wszystko było teraz w rękach Dotta. Reiss nie przewidziała jednak jednej rzeczy, a mianowicie reakcji Levi'a.
- Nigdzie nie pojedziesz - rzucił ostro w jej kierunku. Narine spojrzała na niego oniemiała, nie rozumiejąc co się dzieje. Kto do cholery dał temu kurduplowi prawo do decydowania o jej życiu?
- Nie możesz mi tego zabronić - odparła niemal piskliwie, gniewnie marszcząc brwi.
- Mogę i właśnie to robię - huknął - wychodzimy! - rzucił rozzłoszczony i szarpiąc ją za rękę, wyciągnął z gabinetu na korytarz. Zdążył odciągnąć ją spory kawałek od pomieszczenia z którego wyszli, zanim zdołała wyrwać się z jego uścisku.
- O co znów ci chodzi!? - zawołała. Była wściekła. znów robił dokładnie to samo co poprzednim razem. Najpierw ją ignorował, a potem wpieprzał się w jej sprawy jakby był jej matką.
- Tchy... Ratuję cię przed samą sobą - prychnął i odszedł. Narine stała przez chwilę z otwartymi ustami, nie wierząc w to co słyszy. On ją ratował? Przecież dobrze wiedział, że była niewiele gorsza od niego w walce! Owszem do jego obecnych zdolności nie miała startu, ale beznadziejna też nie była. Z głośnym warknięciem ruszyła za nim i dogoniła go tuż przed drzwiami do jego pokoju.
- Levi - powiedziała chwytając go za ramię, jednak on strzepnął jej dłoń jakby go parzyła - ratujesz mnie, czy samego siebie? - zapytała, gdy w jej głowie pojawiła się pewna myśl. Co jeśli Levi bał się, że dojdzie do podobnej sytuacji co ostatnio?
- dobrze wiesz, że sobie poradzę - rzekła nie zrażona jego postępowaniem i marsową miną - Nie możesz w jednej chwili mnie ignorować, a w następnej bawić się w moją niańkę - jęknęła.
Levi ledwo panował nad swoimi emocjami. Jednym zamaszystym ruchem przyparł ją do ściany. Zacisnął dłonie na jej nadgarstkach, opierając je o mur na poziomie jej twarz tak, że nie była w stanie się ruszyć. Jego twarz znajdowała się teraz tak blisko niej, że zabrakło jej tchu.
- Dlaczego? - krótkie, ciche i pełne bólu pytanie wydobyło się z jej ust, dotycząc więcej niż tylko jednej sprawy. Nie rozumiała nic i spoglądając w kobaltową toń jego oczu, pragnęła dostrzec w nich wszystkie odpowiedzi.
- Bo nie mogę cię stracić - powiedział cicho lecz z mocą i wpił się w jej usta. To pytanie i jej wyraz twarzy, zadziałały jak zapalnik, obracając w gruz otaczający go mur. Wreszcie powiedział to na głos. Przyznał się przed sobą i przed światem do tego co czuł. Nie potrafił już dłużej walczyć z własnymi pragnieniami i udawać przed Narine, że nic dla niego nie znaczy. Znaczyła nawet więcej niż wtedy, gdy byli jeszcze smarkaczami. Odsunął się od niej, puszczając nadgarstki i napotkał spojrzenie jej szmaragdowych tęczówek, w których ujrzał to, co sam czuł w tej chwili. Sekundę później jej usta odnalazły jego wargi, a szczupłe palce zanurzyły się w gęstwinie jego włosów. Levi wiedział, że w tej chwili dla żadnego z nich nie było już odwrotu. Dzieląca ich tama właśnie runęła i między nimi nie było już nic, co mogłoby ich powstrzymać. Ackermann przywarł do niej całym ciałem, obejmując ją swoimi ramionami. Narine instynktownie oplotła go nogami w pasie, a Levi nie przerywając pocałunku zaniósł ją do swojej sypialni. Runęli na jego idealnie zaścielone łóżko, a Levi spojrzał na leżącą pod nim Narinę jednocześnie pragnąc by go odepchnęła, jak i by tego nie robiła. Jej splecione w warkocz złote włosy i delikatna twarz, przywodziły na myśl anioła, którym zawsze dla niego była. Narine wyciągnęła ku niemu dłoń i dotknęła jego policzka, a w jej spojrzeniu mógł dostrzec to za czym tęsknił i czego brakowało mu przez całe życie. Przyciągnęła ku sobie jego twarz i w tym momencie wszystko inne przestało mieć znaczenie. Pozostał tylko on i Narine. Kobieta którą zawsze kochał i której pragnął, odkąd tylko ponownie pojawiła się w jego życiu. To co ich w tej chwili połączyło, było pełne pragnień i tęsknoty jaka kumulowała się w nich przez minione lata. Choć Levi znany był ze swojego panowania nad emocjami i obojętności, Narine wiedziała jak mylne to były opinie na jego temat. Wewnątrz Ackermanna zawsze szalała burza emocji i uczuć, skryta pod grubym płaszczem. Jeszcze będąc w podziemiu zrozumiała, że tak naprawdę ten człowiek odznacza się wielką empatią, wrażliwością i współczuciem, jakiego nie posiadał nikt kogo do tej pory znała. Teraz wszystkie te emocje wyszły na powierzchnię, odzierając go z resztek obojętności jaka towarzyszyła mu na co dzień. Levi przywarł ustami do jej skóry, nie mogąc nasycić się jej obecnością, jak narkoman łaknący swojej heroiny. Narine uniosła się, zmuszając go by usiadł. Nie przerywając kontaktu wzrokowego sięgnęła dłońmi ku zawiązanej pod jego szyją apaszce i delikatnie ją rozwiązała. Levi czuł jak drży za każdy razem, gdy jej smukłe palce musnęły jego skórę. Reiss powoli zsuwała z niego materiał apaszki, tym samym przysuwając jego usta coraz bliżej swoich, by ostatecznie obdarzyć go zmysłowym pocałunkiem. Otoczenie aż iskrzyło od istniejącej pomiędzy nimi chemii. Levi rozplótł jej warkocz zanurzając palce w złotych miękkich puklach, które podziwiał odkąd tylko pamiętał. Rozpiął guziki jej koszuli a gdy odchylił biały materiał, zobaczył bliznę widniejącą tuż pod jej lewym obojczykiem. Pamiątkę jaka pozostała po tamtym koszmarnym dniu i która przypominała mu, ile może kosztować moment zawahania. Narine z bólem w oczach chciała zasłonić bliznę, jednak nie pozwolił jej na to. Ukrycie jej nie sprawiało, że tamten dzień nigdy nie będzie już wywoływał w nim bolesnych dla niego wspomnień. Delikatnie dotknął palcami wypukłości na jej skórze, by następnie złożyć na niej swój pocałunek, jakby pragnął odkupić tym jednym gestem swoje winy. Narine mimowolnie jęknęła z przyjemności, a spod jej powieki uwolniła się samotna łza, którą zlizał z jej policzka. Z zapamiętaniem dotykał każdego skrawka jej ciała, z przyjemnością słuchając wydobywających się z jej ust jęków. Była dla niego wszystkim, a to był jedyny sposób w jaki umiał jej to okazać. Narine mogła wyczuć jego tęsknotę i sama pragnęła pokazać mu swoją. Chciała by rozumiał, że również i ona tęskniła za nim przez minione lata. Runęli z powrotem na pościel, tkwiąc w swoich objęciach i oddając sobie wszystko co mieli.
- Jesteś tylko moja - powiedział niskim głosem z ustami na jej szyi, lekko chwytając jej skórę zębami. Narine odczuła tembr jego głosu w podbrzuszu. Tak jak na co dzień Ackermann nie okazywał uczuć, tak teraz był pełen pasji. Wiła się pod nim z niecierpliwości czując, że zaczyna brakować jej tchu. Sama jednak nie pozostawała mu dłużna. Ackermann wsunął się w nią powoli i napotykając opór spojrzał na nią z zaskoczeniem. Był pewien... Myślał, że...
- Zawsze chciałam żebyś to był ty - powiedziała cicho i z uczuciem, dotykając dłonią jego policzka. Levi czuł jak coś ściska jego gardło, gdy jej słowa dotarły do jego uszu. To oznaczało, że Narine już lata temu w Podziemiu czuła to samo co on. To nie Farlana chciała! Lecz jego! A on był zbyt ślepy by to zauważyć. Pochylił się ku niej by ucałować jej drżące słodkie wargi i zrobił to czego oboje od dawna pragnęli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top