17
Narine nigdy nie sądziła, że znajdzie się kiedyś właśnie w tym momencie swojego życia. Siedziała w swojej sypialni w pałacu Królewskim, a jedna ze służących kończyła upinać jej długie włosy, tworząc fryzurę godną Królowej którą w tej chwili była, a którą być nie chciała. Służąca zebrała część włosów upinając je z tyłu głowy w kok, zaś druga część lokami spływała na jej lewe ramię. Z przodu twarzy kilka dłuższych pasm wymykało się z fryzury, tworząc wrażenie kontrolowanego nieładu. Narine odprawiła służące chcąc przez chwile pozostać zupełnie sama. Kobieta która spoglądała na nią z lustra przy toaletce, zdecydowanie nie była już tą samą osobą. Nie była już Lowell... Teraz nazywała się Narine Reiss, a korona wpięta w jej włosy uparcie jej o tym przypominała. Wstała słysząc donośny szelest materiału długiej sukni i skrzywiła się z niezadowolenia. Strój który przyszło jej nosić był szalenie niewygodny. Zwłaszcza część z gorsetem, która opinała jej górna połowę ciała aż do pasa. Narine zdawała sobie sprawę, że strój który wybrała był zupełnie inny od tego, jaki nosiła Historia. Jednak wyłamując się z tradycji, chciała by wszyscy widzieli z kim mają do czynienia. Nie była pierwsza lepszą dziewczyną, która będzie tańczyć tak jak jej zagrają. Była zdecydowaną kobietą, Królową której decyzji nie wolno było podważać i która nie miała zamiaru trzymać się sztywnych zasad. Zrezygnowała z grubego czerwonego królewskiego płaszcza, który był niejako symbolem władzy, na rzecz spływającego od jej rękawów materiału, który ciągnął się za nią podobnie jak tren sukni. Jej odsłonięte plecy były czymś nagannym jeśli chodziło o strój królowej, jednak idealnie podkreślało buntowniczy charakter Narine. Wydarzenia minionej nocy powinny dodatkowo dać do myślenia tym, którzy próbowali się jej przeciwstawić.
--------------------------------------------
Narine wraz z towarzyszącymi jej Hange i Levi'em, wjechała na dziedziniec przed pałacem wzbudzając niemałe zamieszanie wśród obecnych. Przy pomocy Ackermanna zsiadła z konia tak jak wymagała tego etykieta i ruszyła w kierunku głównego wejścia. Na szczyt schodów wybiegło dwóch przedstawicieli Arystokracji i Narine już z daleka mogła ocenić jak bardzo trzęsą się ze strachu na jej widok.
- Wasza Wysokość - powiedzieli kłaniając się w pół, jednak Złotowłosa zupełnie zignorowała ich obecność podobnie jak towarzyszący jej przyjaciele. W tej chwili nie miała absolutnie nic do powiedzenia jakiemukolwiek przedstawicielowi władzy w tym budynku. Wszystko co zamierzała powiedzieć, zostanie wyłożone na jutrzejszej rozprawie. Z dumnie uniesioną głową, ruszyła prosto do swojego pokoju. Zawołała służącą i kazała przygotować sąsiednie pokoje dla gości, oraz gorącą kąpiel o której od dawna marzyła. Po krótkim lecz przyjemnym relaksie w wannie i zjedzeniu lekkiej kolacji przyniesionej do pokoju, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Znając na pamięć umówiony dawno temu kod, bez wahania otworzyła stojącej na korytarzu osobie. Levi zlustrował obojętnym wzrokiem jej wygląd aż zarumieniła się po czubek głowy, po czym wszedł do środka. Narine pospiesznie założyła szlafrok, zasłaniając swoją cienką koszulę nocną przed jego kobaltowym spojrzeniem. Choć Levi nie wyglądał jakby przejął się jej strojem, Narine czuła się w tej chwili odrobinę bardziej komfortowo.
- Dziękuję, że przyszedłeś - powiedziała.
- Hange myśli tak samo jak ty - oznajmił bez ogródek - Potrzebujesz Strażnika, a ja jestem w tej chwili najlepszym możliwym wyborem - dodał bez cienia emocji w głosie. Narine nie do końca przypadła do gustu jego odpowiedź. Liczyła raczej na małe ocieplenie ich relacji, niż typowo zawodowe podejście do sprawy. Nie powinna jednak wybrzydzać i cieszyć się samym faktem, że zgodził się ją bronić. Czuła, że spędzenie tej nocy w pałacu będzie wiązało się z pewnym ryzykiem. Znała się trochę na intrygach i wiedziała, że niewygodne osoby najlepiej jest po prostu sprzątnąć. Ona w tej chwili była drzazgą w oku kilku osób. Jeśli Historia jutro zostanie skazana na śmierć, a ona zniknie bądź umrze w tajemniczych okolicznościach, wtedy Arystokraci obwołają nowego Władcę który z pewnością stanie się kolejną Marionetką w ich rękach. To nie tak, że nie dałaby sobie rady z podrzędnym zamachowcem, ale przy Levi'u czuła się zdecydowanie bardziej bezpieczna. Ackermann chyba wyczuł jej nastrój, bo niespodziewanie złapał ją dłońmi za przedramiona i powiedział:
- Jestem tutaj Narine i cokolwiek tej nocy się wydarzy, nie pozwolę by stało ci się coś złego - Narine spojrzała prosto w jego kobaltowe tęczówki i widział jak bardzo nie chciała tutaj być. Mimo to, przyjechała do pałacu i przyjęła na siebie odpowiedzialność zamiast uciekać. Wiedział jakie było to dla niej trudne i miał zamiar ją w tym wspierać - Jutro wszystko wróci do normy - dodał mając nadzieję, że na prawdę tak się stanie. Narine posłała mu słaby uśmiech i przejechała dłonią po jego ramieniu, w geście podziękowania za dobre słowa zanim odeszła. Levi zadrżał od jej dotyku i zacisnął usta w wąską linię. Teraz był już pewny, że tej nocy nie zmróży oka. Narine położyła się w swoim łóżku, natomiast on ułożył się na stojącej pod oknem kanapie, gdzie Narine własnoręcznie przygotowała mu posłanie. Ze wzrokiem wbitym w sufit, starał się nie myśleć o śpiącej kilkadziesiąt centymetrów dalej dziewczynie. Było to niezwykle trudne, biorąc pod uwagę fakt unoszącego się w powietrzu zapachu lawendy, który nieodmiennie mu ją przypominał. W pokoju rozległ się cichy szczęk, jakby ktoś przesunął zapadkę w mechanizmie zamku. Nie dobiegał on jednak ani od drzwi, ani od okna. Levi wyjął zza paska swój nóż i przyczaił się za kanapą w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków. Ciężki regał umieszczony w zacienionym rejonie pokoju, odsunął się z cichym skrzypnięciem a zza niego wyszła ubrana na czarno postać. Levi zacisnął dłoń na rękojeści noża, gotowy w każdej chwili zaatakować intruza. Postać pewnym siebie lecz ostrożnym krokiem, zbliżała się w kierunku łóżka z baldachimem. Pochyliła się nad śpiącą Narine i uniosła uzbrojoną dłoń do góry. Powierzchnia ostrego sztyletu zalśniła w blasku księżyca, a w pomieszczeniu niespodziewanie rozległ się szczęk metalu i odgłosy szamotaniny. Levi dopadł do intruza nim ostrze zdołało sięgnąć Narine. Zresztą Lowell wykazała się czujnością i zrywając się z łóżka wytrąciła z ręki zamachowca sztylet, mierząc teraz w jego twarz wyciągniętym spod poduszki nożem. Levi bez skrupułów uderzył głową napastnika w ramę łóżka, a na jego skroni pojawiła się strużka krwi.
- Kto cię przysłał? - warknął, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, uderzył nim po raz kolejny. Żaden inny dźwięk oprócz jęku nie opuścił jego ust. Levi przyłożył jego głowę do ramy i bolesne wykręcił mu rękę do tyłu, po czym mocno nacisnął a po sypialni rozległ się dźwięk łamanej kości. Narine skrzywiła się z niesmakiem. Uważała metody Ackermanna za zbyt drastyczne, jednak musiała przyznać, że w większości sytuacji przynosiły pozytywne efekty.
- Kto cię przysłał? - warknął po raz kolejny, naciskając na złamaną rękę. Postać jęknęła z bólu jednak nie udzieliła odpowiedzi - Nie tacy jak ty mieli ze mną do czynienia. Wyśpiewali wszystko gdy z nimi skończyłem - powiedział mrożącym krew w żyłach głosem, od którego zadrżała nawet Narine. Nie wątpiła w ani jedno jego słowo, wiedząc jakim potrafił być sadystą gdy wymagała tego sytuacja.
- Poczekaj - powstrzymała go przed kolejną próbą zadania intruzowi bólu. Sięgnęła dłonią ku masce nieznajomego i ściągnęła ją z jego dolnej połowy twarzy. Mężczyzna spoglądający na nią z przerażeniem, był kimś kogo nie raz mijała już na korytarzu w pałacu.
- To Żandarm - powiedziała oniemiała. Po chwili dało się słyszeć ciche chrupnięcie w jamie ustnej mężczyzny. Levi natychmiast szarpnął zamachowcom do góry, a z pomiędzy jego warg wypadła rozgryziona pusta ampułka. Mężczyzna dostał drgawek, a z ust zaczęła toczyć się piana. Ackermann puścił Żandarma a ten runął jak długi na podłogę i wyzionął ducha. Narine spoglądała oniemiała na jego ciało, leżące tuż przed jej łóżkiem i mimowolnie się wzdrygnęła. Zabijanie ludzi w ciele tytana to było jedno, a spoglądanie na trupa samobójcy w swojej sypialni to drugie. Levi również skrzywił się z niesmakiem i prychnął. Do pokoju Narine bez pukania wpadła Hange, niewątpliwie zaalarmowana dźwiękami dobiegającymi zza ściany. Ogarnęła wzrokiem sytuację po czym zwróciła się do Ackermanna.
- Nie mówi mi że...
- Sam to sobie zrobił - prychnął Levi przewracając oczami - Nie zdążyłem z niego nic wyciągnąć - oznajmił po czym dodał - przyprowadź Kirschteina i Springera, musimy pozbyć się ciała.
Hange bez słowa wyszła z pokoju, pozostawiając ich znowu samych. Narine stała na tle wielkiego okna nie zdając sobie sprawy, że jej cienka koszula, prześwitywała prze światło księżyca wpadające do pokoju, ukazując zarys jej idealnej sylwetki. Levi mógł dostrzec jej szczupłą talię i zaokrąglone biodra... z powrotem spojrzał na leżącego tuż przed nim trupa, by skierować swoje myśli na inne i bardziej bezpieczne tory. Kopnął w ciało przewracając je na plecy i kucnął by przeszukać jego ubranie. Być może mógłby natrafić na coś, co mogło dać im jakąś wskazówkę. Niestety nie znalazł niczego.
- Musimy założyć, że wszyscy Żandarmi są przeciwko nam - powiedział do nadal milczącej Narine. Do sypialni weszli chłopcy ubrani w swoje cywilne stroje i na rozkaz Levi'a zabrali ciało. Narinie nie spytała co mają zamiar z nim zrobić. Nawet nie chciała tego wiedzieć.
-----------------------------------------------
Zamachowcy nie udało się wykonać zadania a to sprawiało, że Narine stała się jeszcze większym zagrożeniem. Była silną kobietą i zamierzała wszystkim to udowodnić. Do drzwi jej pokoju rozległo się ciche charakterystyczne pukanie, na którego dźwięk na ustach dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Po chwili do pokoju wszedł Levi, ubrany w mundur Korpusu Zwiadowców. Oparł się plecami o framugę drzwi i założył ręce na piersi. Narine zwróciła się w jego stronę i przez ułamek sekundy mogła dostrzec w jego oczach coś na kształt zachwytu, który skrył się za zasłoną opanowania. Ackermann nawet nie silił się na jakiekolwiek powitania i ukłony w jej kierunku, czego zresztą nawet nie chciała. Już za chwilę i tak znowu będzie zwykłym obywatelem, choć nie tak anonimowym jak do tej pory.
- Powinniśmy już iść - powiedział krótko, oferując jej swoje ramię. Narine przyjęła je z wdzięcznością i ruszyli ku części pałacu, w której warzyły się losy Historii. Gdy zatrzymali się na moment przed drzwiami na salę sadową, Narine bardzo niechętnie puściła rękę Levi'a. Wiedziała jednak, że mimo to nie opuści jej boku. Ackermann w tej chwili pełnił rolę jej strażnika, choć w dalszym ciągu nosił mundur Zwiadowcy. Był najlepszą osobą do tego zadania. Jako najlepszy żołnierz ludzkości budził w śród ludzi podziw ale i zarazem strach, co było jej bardzo na rękę. Wszyscy znali temperament Ackermanna, a także jego cięty język oraz opinię sadysty. Z nim u boku nikt nie ośmieli się jej zaszkodzić. Skłamałaby jednak, gdyby powiedziała, że to jedyny powód dla którego akurat jego poprosiła o przyjęcie tej funkcji. Jego obecność tuż obok, dodawała jej siły i pewności siebie, której tak bardzo teraz potrzebowała i choć nie była jakąś bezbronną pannicą, mimo to czuła się przy nim bardziej bezpieczna. Drzwi stanęły otworem, a Narine Reiss z uniesioną dumnie głowa wkroczyła na salę Sądową. Wszyscy zebrani pochylili przed nią głowy, kiedy wchodziła na środek pomieszczenia tuż przed zakutą w kajdany Historię, oskarżoną o bezprawne zasiadanie na tronie Paradis. Przestępstwo którego rzekomo się dopuściła, było uznawane za zdradę Stanu i karane śmiercią. Na najwyżej umieszczonym miejscu na sali, siedział Generał Zackly pełniący rolę Sędziego Wojskowego Sądu Najwyższego.
- Władczyni Murów - powiedział i lekko skinął przed nią głową - Oddaje Ci prawo głosu Pani - dodał.
Narine powiodła wzrokiem po zebranych na sali ludziach, po czym jej wzrok zatrzymał się na przypiętej kajdanami do niewielkiego słupka Historii. Ubrana była w płócienną białą sukienkę, a jej rozpuszczone włosy luźno opadały na jej ramiona przysłaniając twarz.
- Jestem córką Roda Reiss i prawowitą Władczynią Murów - powiedziała władczym tonem z dumnie uniesioną głową - Jednakowoż Historia posiada takie same prawa do tronu jak ja. Rozkazuję rozkuć więźnia - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu, co wywołało falę szeptów jaka przetoczyła się przez obecny na sali tłum.
- Ależ Królowo więzień dopuścił się zdrady... - zaczął niepewnie Nile Dok.
- Sprzeciwiasz się Woli Władczyni Murów Psie? - zapytał Levi gromiąc wzrokiem Dowódcę Żandarmerii. Nile umilkł, a dwóch strażników więziennych rozkuło kajdanki Historii. Blondynka powoli wstała z klęczek i spojrzała twardo na Zackleya. Narine podeszła do swojej młodszej siostry i posłała jej ciepły uśmiech, po czym zwróciła się do obecnych.
- Nie wnoszę oskarżenia o bezprawne przejęcie tronu przez moją siostrę. Historia Reiss wypełniła jedynie swój obywatelski obowiązek wobec Narodu, kiedy ja nie miałam takiej możliwości - powiedziała. Nie miała czy też raczej nie chciała jej mieć, pomyślała w duchu mając wielką ochotę na ironiczny uśmiech, który idealnie pasował do sytuacji. Choć mówiła teraz do wszystkich, spoglądała prosto na stojąca przed nią Historię - Była odpowiedzialną i mądrą Królową, która sumiennie wypełniała powierzone jej obowiązki. Jako wybawicielka Paradis od zagrażającego mu Tytana odmieńca, zasługuje na tytuł Królowej bardziej niż ja - rzekła, po czym uroczyście dodała - Ja Narine Reiss oficjalnie zrzekam się korony na rzecz Historii Reiss.
Narine zdjęła koronę i nałożyła ją na głowę Historii, następnie wkładając w jej ręce królewskie berło. Gdy tylko to uczyniła, razem z Levi'em uklękła przed nią oddając jej hołd. To samo uczynili wszyscy Zwiadowcy, jednak reszta obecnych nie poruszyła się zaskoczona tym co właśnie się wydarzyło.
- To Herezja! Nie masz prawa by to zrobić! - krzyknął przedstawiciel Kościoła Murów obecny na rozprawie - Jesteś pierworodną i ślubną córką Roda a ona jest bękartem!
Narine uniosła głowę, a z pomiędzy jej zaciśniętych ust wydobył się wściekły syk. Levi wstał z klęczek i zmierzył duchownego zimnym wzrokiem.
- Zrób nam wszystkim przysługę Klecho - zaczął sucho - zaszyj się gdzieś i zdechnij - powiedział nie spuszczając z niego przeszywającego wzroku. Duchowny poczerwieniał z oburzenia na twarzy, jednak żadne słowo nie opuściło jego ust.
- Narine Reiss przyjmuję twoją rezygnację i uznaję Historię Reiss prawowitą Władczynią Murów - Zarządził Darius. Wszyscy obecni na sali złożyli hołd Królowej, a Narine poczuła jak z jej ramion znika ogromny ciężar, jaki towarzyszył jej przez kilka ostatnich dni.
- Mam jednak jeden warunek - zaczął Darius, a Narnie natychmiast się spięła - przyjmuję Twoją rezygnację jednak nie permanentnie. Jeśli Historia z jakichś powodów umrze, korona Paradis wróci w twoje ręce i ponownie będziesz Królową, czy to jako regentka do czasu pełnoletności dziecka Historii, czy też jako prawowita Władczyni która zostawi schedę swoim dzieciom.
Narine nie mogła się nie zgodzić na żądanie Zackleya i rozumiała dlaczego to zrobił. Musieli mieć zapewnioną linię dziedziczenia. Potrzebowali w zapasie kogoś, kto ewentualnie mógłby przejąć władzę na wypadek śmierci Historii. Narine przystała na żądania Dariusa, bo nie miała powodów by przypuszczać iż kiedykolwiek ponownie powróci do tej roli. To była niewielka cena za odzyskanie swojej wolności.
- Ponad to, będziesz służyć Radą Królowej jako jej doradca i pozostaniesz aktywnym członkiem rodziny Królewskiej - dodał.
- obwoływać następczynią i doradcą Królowej kogoś, kto już zrezygnował z Korony? To niedorzeczne - oburzył się jakiś arystokrata.
- Tak samo jak wysłanie skrytobójcy w środku nocy - odparł sucho Levi, a jego słowa zawisły w powietrzu zagęszczając atmosferę. Nikt z zebranych więcej nie próbował sprzeciw się decyzji sędziego, który uderzył swoim młotkiem by przypieczętować werdykt. Narine w pewnym sensie poczuła jak z jej ramion znika olbrzymi ciężar. Efekt końcowy jednak nie był taki jakby sobie tego życzyła. Raczej myślała, że Historia będzie Królową, a ona postoi sobie gdzieś z boku i poczeka aż ludzie zapomną, by znowu mogła być anonimowa. W tej chwili wiedziała, że musi stoczyć jeszcze jedną prywatną batalię by odzyskać swoją wolność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top